echo24 echo24
2278
BLOG

Osobliwe poczucie estetyki do bólu szczerego vice-prezesa Lipińskiego

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 95

Niniejsza notka to między innymi moje "usprawiedliwienie" przed człowiekiem, którego darzę najwyższym szacunkiem, panem profesorem Wydziału Historycznego UJ Andrzejem Nowakiem, - wyjaśniające, z jakich przyczyn nie jestem w stanie aprobować dla mnie anty-estetycznej polityki Prawa i Sprawiedliwości

Portal internetowywPolityce – vide: https://wpolityce.pl/polityka/475319-kto-zawiodl-ws-banasia-wiceprezes-pis-wskazuje-na-sluzby opublikował wywiad z wice-prezesem PiS Adamem Lipińskim, którego fragment teraz zacytuję:

W rozmowie pojawił się również wątek kandydatury Stanisława Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego. Lipiński, jak to Lipiński, szczerze odpowiedział na pytanie o to, po co prezesowi PiS Stanisław Piotrowicz w Trybunale Konstytucyjnym. My mamy taką zasadę, że nie zostawiamy ludzi samych. Jak Piotrowicz sam się nie dostał do Sejmu, to coś musieliśmy mu zaproponować. Znaczy chcieliśmy mu zaproponować. O! To jest bardziej właściwie… - przyznał. Z powodów estetycznych nie podoba mi się to oczywiście, ale jestem osobą, która solidaryzuje się z Prawem i Sprawiedliwością. W sprawach najbardziej istotnych będę głosował tak, jak decyduje kierownictwo czy większość mojej partii - dodał Lipiński…

Musicie Państwo przyznać, że szczery facet, co bardzo trafnie i dowcipnie skomentował na FB profesor Antoni Dudek, cytuję za panem profesorem:

Cóż do tego dodać. Może jedno: obywatele sami są sobie winni. Mogli w końcu wybrać pana Piotrowicza na posła i wtedy nie byłoby problemu. Z tego punktu widzenia wypada się tylko cieszyć, że mandat zdobyli Antoni Macierewicz, czy Ryszard Terlecki, bo mam podejrzenia, że pracownicy pewnych istotnych instytucji mieliby teraz za swoje, gdyby i tym jakże zasłużonym politykom PiS trzeba było "coś zaproponować". I oczywiście najważniejsze: ciekawe co zaproponowano prezesowi Banasiowi jeśli do poniedziałku grzecznie odda NIK, który dostał mu się we władanie wskutek, hmmm, powiedzmy niefortunnego przeoczenia?...

A teraz coś Państwu jeszcze opowiem.

W marcu 2011 znalazłem w skrzynce list z logo PiS. Po otwarciu koperty z ogromnym zdumieniem zoczyłem, że jest to list pismo urzędowe od Jarosława Kaczyńskiego, w którym pan Prezes zaproponował mi wystartowanie w zbliżających się sierpniowych wyborach parlamentarnych z listy Prawa i Sprawiedliwości – vide: https://m.salon24.pl/kaczynski-magia-2-jpg-58a71dac27,750,0,0,0.jpg . Nie ukrywam, że mocno zabiło mi serce, gdyż po raz pierwszy w życiu dostałem taką ofertę. Ale jak ochłonąłem z wrażenia i na spokojnie przemyślałem sprawę doszedłem do wniosku, że ja na polityka się nie nadaję, gdyż jestem zbyt prawdomówny i otwarty, trochę za stary, a do tego mam pewne problemy kardiologiczne, - o czym szczerze napisałem panu Prezesowi w liście zwrotnym. I wtedy dostałem od pana Prezesa drugi list, a dokładnie mówiąc „propozycję nie do odrzucenia” w sprawie mojego kandydowania do Sejmu z lisy PiS-u jako znanego blogera Salonu24, gdyż pan Prezes pisał, że nie przyjmuje do wiadomości moich argumentów – vide:   https://m.salon24.pl/f753a3139ed6fd29c7577cd9e3d9f1e2,860,0,0,0.jpg .

Odpowiedziałem tedy panu Prezesowi, że chciałbym bodaj przez kwadrans z nim porozmawiać, gdyż mam mu kilka bardzo istotnych spraw do powiedzenia. Niestety pan Prezes nie mógł się ze mną zobaczyć, gdyż był już w trakcie terenowych spotkań z wyborcami, - i scedował mnie na rozmowę ze swoim zastępcą Adamem Lipińskim, która miała się odbyć na przełomie maja i czerwca 2011 w siedzibie PiS przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie.

Gdy naszedł dzień spotkania z Adamem Lipińskim, mimo niemiłosiernego upału wbiłem się w garnitur i pod krawatem pojechałem ekspresem do Warszawy, a że z Dworca Centralnego na Nowogrodzką nie jest daleko, postanowiłem przejść się piechotą. Jednakże upał się wzmagał i dotarłem na Nowogrodzką od stóp do głów zlany potem. Gdy wszedłem do holu kwatery głównej Jarosława Kaczyńskiego uderzył mnie widok jak żywcem wyjęty z PRL-u. Wszystko było jakieś takie odstręczająco anty-estetyczne i byle, jakie. Podszedłem tedy do starego portiera i spytałem, gdzie jest gabinet prezesa Lipińskiego, z którym jestem umówiony na 13-tą, na co ów cerber nawet na mnie nie spojrzał i warknął: „trzecie piętro!”. Już wtedy poczułem, że lekko nie będzie, ale posłusznie udałem się na górę, gdzie się okazało, że to nie tam i muszę się wrócić, wejść do oficyny i poszukać gabinetu pana Lipińskiego. Jak mi się w końcu udało dotrzeć we właściwe miejsce, zobaczyłem poczekalnię pana wice-prezesa PiS, która wypisz wymaluj wyglądała jak poczekalnia przychodni lekarskiej z czasów szczytowania komuny, czyli jakieś przepierzenia z płyt wiórowych i trzy odrapane krzesła. „Czego pan szuka? – zapytała mnie młoda sekretarka, a jak wyjaśniłem, w jakiej sprawie przychodzę mruknęła pod nosem: „ktoś tam jest, więc musi pan czekać”. W końcu ten ktoś wyszedł, a sekretarka znów mruknęła: „może pan wchodzić!”.

Gdy wszedłem do „gabinetu”, który przypominał biuro w czasie przeprowadzki, pan wice-prezes Prawa i Sprawiedliwości zapytał: „pan, w jakiej sprawie?”, a gdy mu wyjaśniłem, że byliśmy umówieni na 13-tą, wyraźnie zaskoczony powiedział na siedząco zza biurka żebym usiadł, zaś jak go dopytałem, czy wie, że przychodzę z polecenia prezesa Kaczyńskiego, obrzucił mnie takim spojrzeniem, jakby go odwiedził jakiś wariat z ulicy. Nie chcąc tedy zabierać panu wice-prezesowi cennego czasu pokazałem mu listy od Jarosława Kaczyńskiego, które pan Lipiński przeczytał, spoważniał i obrzuciwszy mnie nieprzyjaznym spojrzeniem spytał, czy mogę sobie sfinansować kampanię wyborczą? A gdy odpowiedziałem, że jestem emerytowanym nauczycielem akademickim, mocno zniesmaczony spytał: „to, z czym pan przychodzi?”. Zacząłem tedy od tego, że nie jestem pewien, czy nadaję się na działacza Prawa i Sprawiedliwości, gdyż nie posiadam politologicznego wykształcenia i każdy zawodowy dziennikarz może mnie na tym przyłapać. Na co pan wice-prezes się niecierpliwie żachnął i z rozbrajającą szczerością powiedział: „to akurat ma najmniejsze znaczenie”, - a ja w tym momencie podjąłem decyzję, że z kuszącej propozycji Jarosława Kaczyńskiego nie skorzystam, gdyż sobie uświadomiłem, iż mam kompletnie inną wizję polityki oraz  poczucie estetyki odmienne niż ludzie Jarosława Kaczyńskiego, między innymi w "kwestii smaku" w rozumieniu herbertowskim, - i dlatego nigdy bym się nie zespolił z kolektywem pisowskim.

Mówicie Państwo, że jestem przewrażliwiony? Nie sądzę, gdyż w czasie mojej ponad godzinnej wizyty na Nowogrodzkiej, ani raz nie usłyszałem słów: „dziękuję”, bądź „przepraszam”, ani od portiera, ani od sekretarki, ani od pana wice-prezesa Prawa i Sprawiedliwości, - i mimo że mam siwe włosy i panował wtedy straszny upał, nikt mnie nawet nie zapytał, czy bym się szklanki wody nie napił, - a mnie Mama wychowała w kulcie poszanowania dla drugiego człowieka.

I refleksja ogólnej natury. Niestety pod obecnymi rządami PiS-u znów obudziły się demony subkultury odartej z poczucia taktu i sznytu, o czym Zbigniew Herbert pisał w wierszu pt. „Potęga smaku”.  Mam na myśli „kwestię smaku, w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia”. I coraz bardziej mnie martwi, że ludzie nie widzą owej: „aż nazbyt parcianej retoryki tworzącej łańcuchy tautologii paru pojęć jak cepy, bez żadnej dystynkcji w rozumowaniu i składni pozbawionej urody koniunktiwu”. Gorzej. Zatrważają mnie kulturowe wzorce tworzone przez wyzutych z wrażliwości: „chłopców o twarzach ziemniaczanych i bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach”. Zaś po nocach śnią mi się te wszystkie kaleczące intelekt antyestetyczne nowogrodzkie wzorce, które, jak nakazuje Herbert: „każą wyjść, skrzywić się i wycedzić szyderstwo, choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała, głowa”.

Krzysztof Pasierbiewicz (emerytowany nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka