Motto: Są teksty, które należy powtarzać wielokrotnie, bo w zależności od zmieniającej się sytuacji polityczno społecznej, nabierają coraz to innych znaczeń
lustracja muzyczna - https://www.youtube.com/watch?v=SDO6h439wR8
Wraz z życzeniami z okazji dzisiejszego Majowego Święta, zacytuję Państwu fragment mojej książki wspomnieniowej pt. "Magia namiętności" (Akcja dzieje się w Brazylii. Ewa to Polka, która właśnie wyszła za mąż za Bernarda, ówczesnego ambasadora Królestwa Belgii w Brazylii, Krzysztof to wielka miłość Ewy, która rozbiła się o rafy PRL-u)
... Rozpoczynał się weekend. Ewa ocknęła się obok Marynki, która jeszcze smacznie spała. Rozległo się dyskretne stukanie do drzwi.
– Proszę
W drzwiach stała służąca:
– Dzień dobry pani! Mam na imię Mercedes! Pan prosił, żeby pani zjadła z nim dzisiaj śniadanie w ogrodowym patio. Jak pani będzie gotowa, proszę mnie zawołać, to wskażę drogę.
Ewa przeciągnęła się po źle przespanej nocy. Rozsunęła zasłony sypialni. Oślepiło ją tropikalne słońce. Matko! Ledwie dzień się zbudził, a już taki upał! - zdumiała się nie przyzwyczajona do takiego klimatu.
- Wyjdę trochę na powietrze, póki słońce jest jeszcze nisko – pomyślała i nie wiedzieć, czemu przypomniała sobie pewien słoneczny, marcowy poranek, jak byli z Krzysztofem na nartach w Zakopanem. Wróciło wspomnienie, jak szczęśliwi sobą lenili się na tarasie góralskiej chałupy wystawiając twarze do słońca. Zdało jej się, że czuje orzeźwiający zapach tatrzańskiego powietrza i smak lodowego sopla, który jej Krzysztof odłupał od dziurawej rynny. Boże! Jaka ja wtedy byłam szczęśliwa! Nie, nie mogę się zbytnio rozklejać! Muszę takie wspomnienia od siebie odganiać! – pomyślała.
Po wyjściu na taras zasyczała z bólu. Ceramiczne płytki parzyły jak rozpalona blacha kuchennego pieca. Z nieba lał się słoneczny żar. W jednej chwili oblała się potem. Po tarasie chodziły jakieś wielkie mrówki, więc pośpiesznie zawróciła do pokoju. Marynka otworzyła oczy. Rozejrzała się z lękiem i chciała coś powiedzieć, lecz matka wyprzedziła jej pytanie:
– Nic się kruszynko nie martw! Ogrodnik wypędził tego karalucha, który już nigdy nie wróci.
– Gdzie jest Xavier? – zapytało rozespane dziecko.
– Zobaczysz się z nim na śniadaniu! A teraz biegnij do łazienki i ubierz się szybko!
– Śniadanie gotowe! – wołała zza drzwi Mercedes.
Służąca prowadziła je krętymi ogrodowymi ścieżkami.
– Strasznie mi gorąco! – uskarżała się Marynka.
– Musisz się przyzwyczaić, kochanie, bo tu słoneczko świeci dużo mocniej niż w Warszawie – tłumaczyła matka. - Rozglądały się wokół oniemiałe z wrażenia. W ogrodzie porosłym angielskim trawnikiem, puszyły się kępy egzotycznych traw i klomby tropikalnych krzewów obsypanych wielobarwnym kwieciem. Tu i tam sterczały kamieniste wysepki, z których strzelały ku niebu ogromne kaktusy o dziwacznych kształtach. Gdzieniegdzie połyskiwały w słońcu oczka wodne zasnute liśćmi łopianów, z których wyciągały ku niebu szyje gigantyczne lilie i nenufary. Cień dawały palmowe oazy i niebotyczne drzewa. W to wszystko jakiś genialny architekt wkomponował dyskretnie portale, kolumny i łuki z białego wapienia zdobionego kolorową mozaiką z kamieni półszlachetnych. Czuć było zapach tropikalnych kwiatów, a uszy pieścił śpiew orientalnych ptaków. Po drodze Mercedes przez cały czas coś paplała po portugalsku.
W końcu dotarli do ocienionego patio schowanego przed słońcem za strzelistą palisadą smukłych cyprysów. Bernard na ich widok wstał od stołu:
– Witam moje kochane kobietki! Jak się spało?
– Świetnie – odparła Ewa. – Ale czy możesz mi powiedzieć, co takiego mówi Mercedes.
Bernard, który znał trochę portugalski zapytał służącej i wyjaśnił:
– Mercedes was przestrzegała, że w naszym ogrodzie trzeba chodzić koniecznie po ścieżkach, bo niektóre trawy bardzo kłują, a także, iż trzeba uważać na mrówki i skorpiony.
– Skorpiony? – przeraziła się Ewa.
– No wiesz – Bernard przyciszył głos, spoglądając spłoszony na Marynkę. Mimo że służba codziennie penetruje ogród, w tym tropikalnym klimacie ....
– Rozumiem...
Xavier!!! – ucieszyła się Marynka na widok przyszywanego brata. Na pierwszy rzut oka było widać, że dzieci się bardzo lubią.
– No! Siadajmy do śniadania! – zatarł ręce dyplomata.
Dzieciaki gaworzyły ze sobą na wpół po angielsku, na wpół po polsku, o dziwo, rozumiejąc się świetnie.
– Spróbuj tych tartinek z kawiorem, kochanie! – zachęcał Bernard. – Smakują wyśmienicie z francuskim szampanem.
- Ja się tutaj objadam wyszukanymi frykasami, a moja biedna mama może sobie w Polsce od wielkiego dzwonu posłodzić herbatę, jak jej starczy kartek – przeleciało jej przez myśl.
– O czym myślisz kochanie? – spytał dyplomata delektując się truflową sałatką.
Ewa odpowiedziała z westchnieniem:
– Nie mogę uciec od myśli, jaką biedę klepią ludzie w Polsce! Nie ma sprawiedliwości na świecie!
– Nie ma, nie było i nigdy nie będzie – skwitował.
Marynka, jak zwykle, prawie nic nie zjadła.
– Mary!! Mam dla ciebie niespodziankę! – Bernard uśmiechał się do niej tajemniczo.
– Jaką? Jaką? – dopytywała Marynka.
– Zaraz się przekonasz. Skinął na kucharza, smażącego coś na patelni.
– Something special for you! – obwieścił kucharz kalecząc angielski i nałożył Marynce na talerz kilka grzanek przyrządzonych z namoczonej w mleku francuskiej bagietki.
Marynka ugryzła kawałek, skrzywiła się i wypaliła:
– W Krakowie Krzysztof robił lepsze!
– Co mówiła panienka? – spytał Mario.
– It doesn’t matter! – warknął dyplomata.
Chcąc podratować niezręczną sytuację, Ewa zmieniła temat:
– Skąd się tu wziął fortepian?
– Kazałem przynieść specjalnie dla ciebie, kochanie. Bo pamiętam, jak w naszej warszawskiej ambasadzie lubiłaś sobie czasami pobrzdąkać.
– Zadziwiasz mnie!
– Zagrasz? – spojrzał na nią prosząco.
– Daj spokój!
– Zagraj! Proszę! Pamiętam, że często grywałaś taką waszą wesołą polską piosenkę – skinął porozumiewawczo na lokaja, który podał Ewie kieliszek szampana.
– Ach! Wiem! Mama mnie jej nauczyła, kiedy byłam mała. Pamiętam jak... Nie dokończyła zdania, gdyż doszła do wniosku, że i tak by nie zrozumiał.
I raptem przypominała sobie, jak jeszcze w podstawówce, w czasach, kiedy w Polsce szalał stalinowski terror mama obiła ściany kilimami i uczyła ją po kryjomu pewnej patriotycznej pieśni. A potem, każdego roku na trzeciego maja przychodziła do nich prawie cała klasa, zaś ona siadała do fortepianu, poddawała ton i wszyscy śpiewali tę pieśń w uniesieniu przy śliwkowym placku. - A później, jak już była dorosła, przy każdej okazji, jeśli tylko był pod ręką fortepian wracała do tego utworu, który wrósł jej w duszę.
– O czym myślisz, kochanie? – spytał ponownie dyplomata.
– Ech, myślałam o mojej mamie.
– Wypijmy jej zdrowie!
Ewa wychyliła ochoczo kieliszek.
– No to jak! Zagrasz?
– A mogę jeszcze jeden kieliszeczek?
– Wiesz, że w tym klimacie trzeba bardzo uważać z alkoholem?
– Mogę? – skarciła go wzrokiem.
Bernard ponownie skinął na lokaja. Z rumieńcem na policzkach usiadła do fortepianu. Zapadła cisza - i tylko dało się słyszeć szemranie przepływającego przez patio strumyczka.
– No to jeszcze jeden! – zakrzyknęła z ułańską fantazją. Bernard mrugnął na lokaja. Wypiła, rozcapierzyła palce i, - z całą mocą uderzyła w klawiaturę. Ku niebu wleciała chmara spłoszonych egzotycznych ptaków, a na amazońskiej ziemi rozległy się słowa nadwiślańskiej pieśni.
Witaj, majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie.
Uczcimy ciebie piosenką,
Przy hulance i przy winie.
Witaj Maj! Trzeci Maj!
U Polaków błogi raj!
Witaj Maj! Trzeci Maj!
U Polaków błogi raj!
Gdy powtarzała refren, głos jej się załamał, a fortepian zaskrzeczał fałszywym akordem.
– Za dużo wypiłaś! – upomniał ją Bernard.
– Co ty chłopczyku możesz wiedzieć o naszej polskiej duszy! – mruknęła pod nosem, ukradkiem ocierając łezkę.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki i niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Bloger @Lesnodorski dodał do niniejszej notki następujący komentarz, cytuję:
Lesnodorski3 maja 2020, 14:50
@O kimś takim jak KP mówi się dzisiaj, że jest pustym dzbanem.W KP życie wlało trochę wody, ale ta już dawno wyparowała. Pozostał po niej pamiętnik. którym autor rozpaczliwie wabi dziś swoje ofiary, gdy widzi, że samą nienawiścią do wolnej Rzeczpospolitej nie nakarmi już bloga. Bardziej jednak niż dzban KP przypomina zdradliwy dzbanecznik…”, koniec cytatu.
Więc tak mu na ten jego komentarz odpowiedziałem:
@Lesnodorski & @ALL ---
Ten komentarz napisany w dniu naszego Narodowego Trzeciomajowego Święta przez blogera skrywającego się za nickiem @Lesnodorski, żeby było śmieszniej z awatarem przedstawiającym podobiznę Ignacego Paderewskiego – to wręcz modelowe świadectwo mentalności w każdym calu nieprzyjaznego ludziom nienawistnika (zawistnika?) mieniącego się wzorcowym katolikiem i gorącym polskim patriotą. Słowem jest to przykład typowego komentarza autorstwa pisowskiego oszołoma, którego chore emocje wrogie wobec ludzi bodaj odrobinę od niego myślących nie powstrzymały od napaskudzenia na moim blogu nawet w dniu naszego polskiego narodowego święta. W komentarzu do stricte patriotycznej notki.
Niestety oni już tacy są. Proszę tedy czytelników mojego blogu o przeczytanie notki mojego autorstwa pt. "Tomorrow belongs to me" - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/971303,tomorrow-belongs-to-me
, a przekonacie się kim naprawdę są pisowscy ortodoksi.
A jacy są? Już wyjaśniam.
Po tym jak napisałem niegdyś notkę refleksyjno wspomnieniową pt. „Co czeka młodych, jak PiS wygra październikowe wybory” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/985817,co-czeka-mlodych-jak-pis-wygra-pazdziernikowe-wybory , z jej przekazem nie zgodził się znany na salonie24 bloger piszący pod Nickiem @Kemir wyrażając swą dezaprobatę w dodanym do tej notki i kierowanym pod moim adresem komentarzu, który teraz zacytuję:
„@kemir [18 września 2019, 09:19]
Ode mnie dwa zdania: Krakowski naftaliniarzu! Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić twoje postępowanie. Niedobrze się robi, jak widać twoje wypociny, powtarzane x razy, eksponowane na SG i widać twoją zakłamaną, fałszywą facjatę. Twój tatuś, jeżeli rzeczywiście był akowskim patriotą i człowiekiem honoru, gdyby teraz wstał, to nie poświęciłby ci nawet kuli - zarżnąłby ciebie pewnie tak, jak zarzyna
się wieprza i w jednej chwili wymazał z pamięci, że miał syna…”, - koniec cytatu.
Przyznacie Państwo, że to już nie są żarty i ciarki chodzą po plecach, bo wszystko wskazuje na to, że jakby nie daj Boże, co, do czego przyszło, - to ten ogarnięty patogennie wynaturzoną nienawiścią osobnik rzeczywiście byłby zdolny do podrzynania ludziom gardeł, jak to napisał w komentarzu. Ten pisowski ortodoksa pokazał w całej krasie, kim jest naprawdę dając tym samym powód do obawy, że gdyby jemu podobnym pisowcom ktoś dał brzytwy do rąk, to by bez najmniejszych skrupułów cięli po oczach każdego, kto się odważy napisać coś krytycznego p Prawie i Sprawiedliwości i prezesie Jarosławie Kaczyńskim.
Najgorszym jednak jest to, że tacy blogerzy jak @Kemir i @Lesnodorski to nie są jacyś przypadkowi komentatorzy, lecz uchodzący za modelowych polskich patriotów i wzorcowych katolików blogerzy będący idolami orędowników partii Jarosława Kaczyńskiego. Słowem, nie są to przypadki odosobnione, gdyż takich nienawistnych szaleńców pośród sympatyków PiS-u są tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. I trzeba powiedzieć otwarcie, iż są to obłąkani z nienawiści w stosunku do każdego, kto ośmieli się powiedzieć coś krytycznego o partii Jarosława Kaczyńskiego zakłamani katolicy mieniący się obrońcami hasła BÓG HONOR OJCZYZNA, (sic!), - mającymi rzekomo uratować Polskę. Ludzie, którym pojęcie miłości bliźniego jest całkowicie obce, gdyż prawda jest taka, że ci niepanujący nad emocjami „fundamentaliści” mają naturę zdziczałych bestii.
Przepraszam, że o tym piszę w dniu 3-go maja, ale w pewnym sensie dobrze się stało, że bloger @Lesnodorski zademonstrował publicznie drzemiące w ludziach jego pokroju instynkty, - bo być może przyzwoici pisowcy zrozumieją wreszcie, co sobą reprezentują i do czego są zdolni pisowscy ortodoksi. Może wreszcie do nich dotrze, że to, co wyprawiają ich radykalni koledzy może doprowadzić do wielkiego nieszczęścia, - oszczędzę sobie podawania historycznych przykładów. Tacy z nich patrioci, katolicy i humaniści. A sytuacja w kraju się zaostrza..., - resztę dopowiedzcie sobie Państwo sami.
A Panowie: @Lesnodorski i @Kemir zapewne dziś rano byli w kościele na Mszy za Ojczyznę, zaś daję głowę, że popołudniu pójdą w swoich miastach na grupowe śpiewanie pieśni patriotycznych.
Z takimi patriotami, - Polska daleko nie zajedzie!
Inne tematy w dziale Kultura