"Wojna" między nimi zaczęła się już wtedy, kiedy byli jeszcze politycznie nieurodzeni.
"Wojna" między nimi zaczęła się już wtedy, kiedy byli jeszcze politycznie nieurodzeni.
echo24 echo24
702
BLOG

Nie wierzcie ani Tuskowi, ani Kaczyńskiemu. Słowo do młodego pokolenia.

echo24 echo24 Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Ilustracja muzyczna:    https://www.youtube.com/watch?v=wTAibxp37vE

A teraz do rzeczy. 

Donald Tusk wrócił do polskiej polityki i znów zaczęła się przez chwilę przygaszona wojna polsko polska.

Mnie zaś nadal nurtuje pytanie, dlaczego przez tyle lat na polskiej scenie politycznej nie wykształtowała się żadna nowa jakość polityczna, która położyłaby kres bratobójczej wojnie polsko polskiej między partiami Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska?

I niestety dochodzę do wniosku, iż jest to pokłosie genialnej w swej prostocie komunistycznej sztuczki socjotechnicznej, o czym za chwilę, - polegającej na okresowo przemiennym utwierdzaniu raz jednych, raz drugich Polaków w poczuciu awansu społecznego, a co za tym idzie umacnianiu ich w przeświadczeniu, że przynależą do narodowej elity narodu, która jest lepsza od gorszej reszty społeczeństwa.

A teraz, celem historycznego uzasadnienia powyższej tezy powtórzę wybrane fragmenty tego, co napisałem w styczniu 2011 w obszernym eseju pt. „Nabrani przez redaktora ” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/271686,nabrani-przez-redaktora  będąc wszakże wówczas, jak dziś widzę błędnie przekonany, iż problem ten dotyczy tylko orędowników Platformy Obywatelskiej. 

Oto te fragmenty, cytuję:

Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. W miastach, zazwyczaj w pobliżu zakładów przemysłowych, pobudowano dla nich nowe dzielnice, a w nich bloki, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. To ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych i temu podobnych ośrodkach krzewienia kultury masowej, przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli bezideowy twór bez rodowodu (…).

W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”.
Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdach polskich elit, ale proces ten skutecznie storpedowali zbałamuceni przez pewnego redaktora wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast. W tym przypadku, ten materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać sprytnie przez owego redaktora Gazety Wyborczej. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu.

O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i niewykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych elit III RP. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”.

Bezsprzecznie sprytny redaktor Gazety Wyborczej doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do krajowej elity. Pan redaktor Michnik wiedział, że jak takiemu powie, że przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań obecnie rządzącej partii, popieranej w znakomitej większości przez takich właśnie ludzi. Popierających bezkrytycznie, w obawie, że ewentualny upadek tej partii grozi weryfikacją elit, co dla nich oznaczałoby możliwość utraty ich awansu społecznego (bis).

A więc ważną rolą dziennikarzy jest wytłumaczenie im, że choć w większości przypadków kulturalni i całkiem nieźle wykształceni, stanowią jednakże grupę inteligencji szeregowej, której daleko do krajowych elit. Więcej, trzeba ich przekonać, że utrata bądź wyrzeczenie się ich nieuprawnionego statusu (przynależności do elity) to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Że jeśli się z tym pogodzą, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. Że nie będą się musieli już bać o utratę nienależnego statusu. Że nie będą już musieli brnąć w zakłamanie. No i co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa, że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty….”, koniec cytatu.

Dlaczego ten tekst po raz kolejny przypomniałem?

Bo gdy patrzę, jaką ciemnotę wciskają do głowy zagorzałym miłośnikom Platformy podszczuwacze z antypisowskiej telewizji TVN24, ale także, gdy widzę, jakie bzdety i z jak dziecinną łatwością przekazuje „ludowi pisowskiemu” nie mniej zakłamana TVP Info, - odnoszę nieodparte wrażenie, iż mieszkam w kraju, gdzie media należące raz do jednych raz do drugich zamieniły Polskę w jeden wielki dom wariatów, a moja ojczyzna weszła już w ostatnie stadium paranoidalnej schizofrenii zrodzonej z maniakalnej nienawiści platformersów do pisowców, - i odwrotnie.

Powiem więcej. PiS i Platforma po prostu muszą ze sobą nieustannie wojować, gdyż ostateczna wygrana jednej z tych partii byłaby jednoznaczna z jej śmiercią polityczną, - gdyż ci definitywni zwycięzcy nie mieliby, na kogo winy zwalać i mamić ludzi, jacy źli są ci drudzy, którzy w każdej chwili mogą powrócić do władzy, - a jeszcze do tego na polską scenę polityczną mogłaby się nie daj Boże wedrzeć jakaś nowa jakość polityczna.

Więc dla zmyły, żeby obywatele myśleli, iż jest praworządnie i sprawiedliwie, obie te „wojujące ze sobą” partiokracje od czasu do czasu spektakularnie wymieniają się władzą w systemie wahadłowym. Po każdej takiej zmianie warty, ciemny lud przez jakiś czas żyje w złudnym przeświadczeniu, że teraz już na zawsze będzie dobrze i uczciwie, a winni dostaną za swoje. A, gdy po jakimś czasie okazuje się, iż znowu jest jak było, zaś żadnemu przestępcy włos nie spadł z głowy, - następuje kolejna zmiana warty.

Nie byłbym także sobą, gdybym nie powiedział otwarcie, że tym razem, po wyborach 2015, rolę Gazety Wyborczej przejęła Gazeta Polska i internetowy portal „wPolityce”, - zaś jak obecnie słucham wypowiedzi niektórych działaczy PiS-u, że tylko oni mają monopol na prawdziwą polskość, bo to oni raz na zawsze Polskę zdekomunizują, - a jednocześnie widzę ilu byłych prominentnych pezetpeerowców piastuje w Prawie i Sprawiedliwości ważne funkcje partyjno-państwowe, zaś twarzą pisowskiej reformy sądowniczej zrobiono (Sic!) byłego funkcyjnego pezetpeerowskiego prokuratora to  nie mogę się opędzić od myśli, że to nie tylko Donald Tusk, lecz także Jarosław Kaczyński „odgapił” od powojennych komunistów, a pośrednio od Adama Michnika, niezawodny trick polegający na utwierdzeniu tym razem „ludu pisowskiego” w przeświadczeniu ich awansu społecznego, co w tym przypadku skutkuje utwierdzaniem się „ortodoksyjnych pisowców” w przekonaniu, że PiS będzie rządził zawsze, a także objawia się coraz bardziej butnym mniemaniem rzeczonych ortodoksów, iż są „lepszymi Polakami”, którzy zawsze wiedzą lepiej.  

Sęk wszakże w tym, że choć napędzane siłą bezwładności pisowsko peowskie wojenne perpetuum mobile pracuje nadal, - to Polska znajdująca się w stanie permanentnej wojny Polaków z Polakami wciąż buksuje w miejscu w pogoni za Europą pierwszej prędkości. Bo prawda jest taka, że żadna władza nie może być silna i na dłuższy dystans sprawnie rządzić mając za sobą jedynie połowę obywateli.

I tak, od kilku dekad, co jakiś czas w trybie wahadłowym PiS i PO wymieniają się władzą, - a ja aż się boję pomyśleć, iż być może właśnie o to chodzi, a także strach mnie oblatuje na myśl, że oni są ze sobą po prostu dogadani.

Dlatego Kochani, zwracam się do młodego pokolenia Polaków, olejcie bajery o nowym polskim ładzie Kaczyńskiego, a także o Mesjaszu Tusku, - pokażcie jednym i drugim gest Kozakiewicza, - i urządźcie sobie Polskę po swojemu.

Jeszcze nie jest za późno!

Krzysztof Pasierbiewicz (emerytowany nauczyciel akademicki oraz stary wiarus pamiętający jeszcze rządy Bolesława Bieruta)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka