Motto: Na tej wojnie prawda umarła na długo przed oddaniem pierwszego strzału (Marcin Wyrwał)
Oprawa muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=tZBipNvbkhM (Proszę spojrzeć na oczy pierwszego chórzysty i włączyć dźwięk na full oraz wersję pełnoekranową, - a niewtajemniczonym wyjaśniam, że idylliczna piosenka "Souliko" koiła do snu niejakiego Józefa Stalina)
Niewtajemniczonym wyjaśniam, że podług Wielkiego Słownika Języka Polskiego, „użyteczny idiota” to osoba, która kierując się własnymi poglądami i szlachetnymi intencjami, działa nieświadomie na rzecz czyichś interesów politycznych, vide: https://wsjp.pl/haslo/podglad/40953/pozyteczny-idiota
A teraz do rzeczy.
Portal internetowy Salon24 w redakcyjnej notce pt. „Prawda o kontrofenzywie. To nie ma nic wspólnego z sytuacją na froncie", - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1298151,ukraincy-moga-wygrac-general-zdradza-jak informuje:
"Gen. Waldemar Skrzypczak: Proszę zauważyć, że patrząc na doniesienia medialne, nie kontrofensywa, ale kontrofensywy trwają już od dłuższego czasu. Wielu polskich, ale i amerykańskich ekspertów podawało, że Ukraińcy już idą, maszerują, przeprowadzają skuteczną kontrofensywę. Tymczasem nic podobnego nie ma miejsca. Realizm pola walki jest zupełnie inny niż to, co serwują nam rozmaite media. Proszę zauważyć, że wystarczy jedno uderzenie rakiety, a niektóre media szaleją ze szczęścia i z radości, bo Ukraińcom udało się uderzyć w jakiś cel koło Moskwy. Jednak strategicznie to nic nie zmienia. Oczywiście to oddziałowuje na emocje, ale nie ma nic wspólnego z tym, co się dzieje na polu bitwy. A w tej chwili mamy do czynienia z trwającym od grudnia impasem strategicznym..."
Mój komentarz:
W maju 2022 portal internetowy „Onet WIADOMOŚCI ”, - vide: https://wiadomosci.onet.pl/opinie/wyrwal-stan-na-dzis-ukraina-przegrywa-te-wojne/gjr1306?utm_medium=pushpushgo&utm_source=browser&utm_campaign=allonet_00d_&utm_site=onetsg&utm_push_id=628e26685a3e39bd2a6243b8 opublikował dziś pt. „Stan na dziś. Ukraina przegrywa tę wojnę ”, - autorstwa Dziennikarza i reportera wideo Onetu Marcina Wyrwała.
Jak zacytowałem ten artykuł na swoim blogu, to „użyteczni idioci” partii Jarosława Kaczyńskiego mnie zwyzywali od najgorszych.
Zacytuję tedy ten artykuł jeszcze raz, a przekonacie się Państwo, że słusznie go wtedy zacytowałem, a generał Waldemar Skrzypczak Ameryki nie odkrył. Cytuję Red, Marcinem Wyrwałem:
„Za każdym razem, kiedy wracam z Ukrainy do Polski, rozjeżdżają mi się rzeczywistości. Jedna rzeczywistość to za z mediów, która każe mi wierzyć, że zwycięstwo Ukrainy w wojnie z Rosją jest kwestią czasu. Druga to ta, którą widzę na własne oczy w Donbasie. Wyjaśnię wam, dlaczego ta druga ma więcej wspólnego z prawdą.
Wojnę w Ukrainie relacjonuję od chwili jej wybuchu w 2014 r. Jej najgorętszą fazę zacząłem pokazywać i opisywać od jej pierwszego dnia, a w zasadzie jeszcze wcześniej. Do Kijowa przyjechałem dwa tygodnie przed nocą 24 lutego, kiedy Rosjanie przypuścili zmasowany atak. Dzień po dniu opowiadałem o narastającym napięciu, ale też narastającej wojnie informacyjnej pomiędzy oboma krajami, w której nie wiadomo było, co jest prawdą, a co kłamstwem.
Na tej wojnie prawda umarła na długo przed oddaniem pierwszego strzału. Nie dziwię się żadnej ze stron, że ubiła ją już na samym początku. Rosja od zawsze używała kłamstwa jako strategii porozumiewania się ze światem zewnętrznym, a od 1917 r. bolszewicy zaczęli stosować propagandę jako formę komunikacji ze społeczeństwem. Ukraińcy musieli po prostu dotrzymać im kroku, a że kraj od wieków lat znajdował się pod silnym wpływem Rosji, w sztuce kłamstwa okazali się uczniami, którzy w tej wojnie chwilami nawet przerastają profesorów (…)
Skąd tyle artylerii? Rosjanie nie są głupi. Szybko pojęli, że zaplanowany na kilka dni blitzkrieg nie ma szans powodzenia. Dlatego po fiasku pod Kijowem postawili na sprawdzone metody. Dowodzenie przejął gen. Aleksandr Dwornikow i zaczął robić dokładnie to, czym kilka lat wcześniej wygrał w Syrii – bez żadnych finezyjnych manewrów, niespodziewanych oskrzydleń i błyskawicznych wypadów zaczął po prostu mielić pozycje przeciwnika zmasowanym ogniem artyleryjskim z dodatkiem lotnictwa.
Widziałem skutki jego działań w syryjskich Homs i Aleppo. Olbrzymie połacie tych miast były po prostu do szczętu wyburzone. Czułem się tam, jakbym znalazł się Warszawie po powstaniu 1944 r. W Ukrainie nie widziałem jeszcze niczego podobnego, ale przecież Dwornikow dopiero zaczął.
Na takie „zmiękczone” artylerią pozycje rzuca się piechotę. Trzy kroki w przód, dwa w tył – to daje jeden do przodu. Wolno, bo wolno, ale Rosjanom się nie spieszy. Mają czas.
Skutek? Może Rosjanom nie udała się przeprawa przez Doniec w celu okrążenia Sewerodoniecka od północy, ale za to idą od południa od strony Popasnej. Owszem, za cenę sporych strat, ale Ukraińcy też się wykrwawiają. Nie muszę mówić, gdzie jest więcej ludzi i który kraj wciąż posiada ogromne możliwości rekrutacyjne wśród buriatów, kałmuków, tuwińców, jakutów i mieszkańców wielu innych pogrążonych w biedzie republik, którzy bilet do wojska kojarzą głównie z możliwością znacznej poprawy swojej sytuacji bytowej. Nie muszę też mówić, gdzie ludzkie życie nie znaczy nic w porównaniu z osiąganymi celami wojennymi.
Z dnia na dzień jestem zatrzymywany na tej samej drodze i informowany, że już nią nie przejadę, bo stoją tam Rosjanie. Z dnia na dzień widzę kolejne autokary z ludźmi wywożonymi ze wsi w rejonie Iziumu, Limania, Barwinkowa. Z dnia na dzień widzę kolejne elementy zniszczonej przez rosyjskie ostrzały infrastruktury oraz zakładów produkcyjnych (...)
A potem wracam do Polski.
Kiedy byłem tu poprzednio, niedługo po wycofaniu się Rosjan spod Kijowa, media zachwycały się faktem, że wycofanych z północy żołnierzy przerzucono prosto na wschód, co znaczy, że od dwóch miesięcy bez wytchnienia znajdują się w walce. Tak jak gdyby Ukraińcy pojechali w tym czasie na wakacje. A ja znam chłopaków, którzy walczą nieprzerwanie od pierwszego dnia rosyjskiej ofensywy.
W tym samym czasie ukraińscy wojskowi pokazywali dziennikarzom ziemianki, w których żyli rosyjscy żołnierze pod Kijowem. Owszem, ukraińscy żołnierze nie funkcjonują w tak fatalnych warunkach, ale możecie mi wierzyć, że miejsca, w których żyją, to żaden Ritz. Widziałem chłopców, którzy w środku dnia wracali z pozycji do zapylonych podpiwniczeń, kładli się na ułożonych w rzędy materacach i niemal natychmiast zasypiali. I tak od miesięcy.
Nie chcę przytaczać niewiele mających wspólnego z rzeczywistością wypowiedzi polskich oficerów i specjalistów ds. wojskowości, bo wiem, że są świetnymi specjalistami, z których wiedzy sam korzystam, ale widzę, że nie będąc na miejscu i oni ulegają zamętowi informacyjnemu. Wiem z czego to wynika – siłą rzeczy każdy z nas skłania się bardziej ku źródłom ukraińskim niż rosyjskim i na nich opiera swoje analizy. Tylko musimy pamiętać, że Ukraina jest na wojnie, która obejmuje nie tylko sferę militarną, ale i informacyjną.
Na koniec każdego dnia patrzę na mapę, na której zaznaczone są terytoria ukraińskie, a także te zagarnięte przez Rosjan do 24 lutego 2022 r. oraz te zagarnięte po tym dniu. Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie wojskowości, żeby zobaczyć, że od 24 lutego Rosjanie zagarnęli znacznie więcej terenu niż mieli przed tą datą.
I wtedy zadaję sobie pytanie: gdyby dziś doszło do zawieszenia broni i obie strony usiadły do stołu, to kto by miał lepszą pozycję negocjacyjną? Odpowiedź na to pytanie jest też odpowiedzią na pytanie, kto w tym momencie wygrywa wojnę.
Zanim wielu z was rzuci się na mnie, oskarżając mnie o sianie defetyzmu i tym podobne, chcę wam powiedzieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze, jestem dziennikarzem i moim obowiązkiem jest dostarczanie informacji, takimi, jakie są, a nie takimi, jakie ktokolwiek – w tym ja – chciałby je widzieć. I to w zasadzie zamyka temat.
Ale chcę powiedzieć jeszcze coś. Czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy następni w kolejce. Jeśli chcecie mi na to odpowiedzieć, że jesteśmy w NATO, więc Rosja tu nie wejdzie, to życzę wam powodzenia i odsyłam do francuskich i brytyjskich gwarancji z 1939 r. – wtedy też karmiliśmy się pięknymi złudzeniami i fałszywymi scenariuszami. A kiedy z nich wytrzeźwieliśmy, było już za późno…”, koniec cytatu.
Przyznacie Państwo, że ciarki chodzą po plecach.
I co mi dzisiaj powiecie? Pytam pisowskich oszołomów. No, odpowiedzcie, jak z Was tacy mądrale i Kozacy!
Zaś tym, którzy nadal będą na mnie pluli pragnę powiedzieć, że od czasu, jak tylko nauczyłem się chodzić, moja śp. Mama wielokrotnie mi powtarzała, iż we wrześniu 1939 Polacy byli do ostatniej chwili święcie przekonani, że jesteśmy w pełni bezpiecznym państwem europejskim posiadającym nowocześnie uzbrojoną i znakomicie wyszkoloną armię oraz sprawdzonych i wypróbowanych sojuszników, z którymi rządzący podpisali stosowne traktaty o wzajemnej pomocy wojskowej i humanitarnej.
A jak się to wtedy skończyło?, - sami już sobie Państwo dopowiedzcie.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Komentator mieniący się gorącym pisowskim patriotą i misyjnym rycerzem polskiego KK, piszący pod nickiem @Żywica, - tak pisze do autora notki, - cytuję:
"Ja takim GADOM, ODCINAM OGONY.....RAZEM Z USZAMI. JAROSŁAW PAMIĘTA. INNI TEŻ I OD TEGO SIĘ NIE WYWINIESZ POTENCJALNY KANIBALU...", koniec cytatu.
Myślę tedy, że każdy inteligentny czytelnik już widzi, do jakiego emocjonalnego stanu doprowadził swoich orędowników prezes partii, którą chyba dla żartu nazwano "Prawem" i "Sprawiedliwością".
Sęk w tym, że pan @ŻYWICA nie jest przypadkiem odosobnionym i takich jak on są tysiące.
To są ludzie gotowi ciąć brzytwą po oczach każdego, kto myśli inaczej niż oni.
Tacy z nich "patrioci" i "katolicy".
To są bolszewicy polskiej prawicy, którym należy odebrać władzę, zanim będzie już za późno na wszystko.
Najtrafniejszy komentarz:
@skamander [1 maja 2023, 13:49]
"Panie Krzysztofie, tuż po wojnie były różnego rodzaju potańcówki w remizach i na wolnym powietrzu. Takie potańcówki miały odciągać młodzież od ówczesnej prozy życia i powoli następującemu stalinizmowi w Polsce. I na takich zabawach byli tacy, którzy za pół litra czystej potrafili pobić jakiegoś człowieka, bo komuś ten człowiek się nie spodobał, ewentualnie podrywał dziewczynę, która niby „należała” do kogoś ważnego. Czyli były zbiry do wynajęcia. Dzisiaj jest podobnie, ale i trochę inaczej, bo dotyka to całej grupy społecznej. Dano 500+, 13. i 14. emeryturę, i część tych ludzi poczuło się jako obrońcy tych darczyńców. Walczą pazurami, rękami i… słowem. Oczywiście nie potrafią zrozumieć, że te datki doprowadziły np. w służbie zdrowia do prawie całkowitej prywatyzacji w tym sektorze. I dzisiaj wygląda to tak, że 500+ (faktyczna wartość nabywcza to około wcześniejszych 300 zł), to jest jednorazowa wizyta u dobrego lekarza specjalisty. Czyli rządzący dali te pieniądze i powiedzieli; teraz rządźcie się sami. Macie załatwiać sobie lekarzy specjalistów, korepetycje dla dzieciaków, a seniorzy mogą za te 13. I 14. emeryturę kupić drogi węgiel, ewentualnie trochę zostawić na leki i lekarza, który przecież potrafił wycenić swoją usługę. Ale ci ludzie o tym nie myślą – widzą dwa razy do roku banknoty i to im wystarczy, chociaż nie zdają sprawy z tego, że np. 13. emerytura przeliczona w stosunku rocznym to około 3zł dziennie, a inflacja potrafi dziennie „zjeść” ponad 5 zł. W tym przypadku zaistniała magia liczb, która stworzyła zastępy ludzi gotowych oczy wydłubać tym, którzy pokazują fałsz w tym działaniu rządzących. Jednym z nich jest pan Żywica, który faktycznie wierzy w dobrodziejstwa tych władz i osobiście pana Kaczyńskiego..."
Inne tematy w dziale Polityka