Na zbliżającą się niedzielną manifestację nie można patrzeć w sposób wyizolowany. To jest zwieńczenie pewnego procesu, który od jakiegoś czasu w Polsce się toczy, ale którego dotychczas nie dostrzegaliśmy w całej jego sile i wielkości. Może nawet niektórzy z nas nie chcieli go zauważać, choć jest procesem zupełnie wyjątkowym.
Od początkowych lat komunizmu w Polsce byliśmy przyzwyczajeni do tego, że społeczeństwo nie wychodzi na ulicę, ażeby wyrazić swą niezależną opinię lub żądania. To było najsurowiej zabronione. Pierwszy raz społeczeństwo spontanicznie i bez pozwolenia wyszło na ulicę, by taką opinię zademonstrować, gdy okazało się, że kard. Karol Wojtyła został wybrany papieżem. To była pierwsza tego typu zbiorowa reakcja społeczeństwa, która nie wywołała interwencji milicji. Jakże wówczas wszyscy byli faktem tym zaskoczeni, jakże zaskoczona była władza, ale Polacy wiedzieli już wtedy, co robić. Odczuli w swej świadomości, że trzeba to wielkie wydarzenie, wydarzenie jakże radosne, natychmiast zademonstrować poprzez wyjście na ulicę.
Przedtem, ale i potem były pokojowe wyjścia na ulicę za pozwoleniem i na hasło komunistycznej władzy. Wyjścia na pochód pierwszomajowy. Społeczeństwo nigdy za rządów komunistów samo na ulicę nie wychodziło ze swoimi sprawami tak, by nie spotkało się to z gwałtowną i brutalną akcją służb mundurowych. Jeśli wychodziło się bez obaw, to tylko ze sprawami zadanymi. Trzeba było manifestować na rozkaz – niesiono te różne sztandary z hasłami nieustannego poparcia dla partii i rzucano je po kątach zaraz po tym jak tylko padł urzędowy nakaz, żeby pochód (nie mówiło się: manifestacja) skończyć.
Teraz pojawiło się nowe zjawisko. Pojawiły się manifestacje nie nakazane odgórnie, ale chciane i popierane przez dużą, coraz większą część społeczeństwa, organizowane oddolnie. Początkowo tylko w niektórych miastach. Stopniowo jednak zjawisko to zaczęło coraz bardziej się rozrastać, tak że dziś nie ma już prawie miasta, w którym nie demonstrowano by przeciwko władzy.
Z czasem manifestacje te przeobraziły się w cały ruch społeczny, będący wyrazem nowej narodowej solidarności. Mamy prawo to tak nazywać, są ku temu przesłanki. Po pierwsze zbliżający się marsz będzie pokojowym. Po drugie, przybędą ludzie z całej Polski, nie tylko z jednego miasta, przybędzie ich olbrzymia rzesza około miliona Polaków. Po trzecie będą manifestowali ludzie w różnym wieku. Po czwarte, Marsz odbędzie się pod okiem policji, która w wielu przypadkach będzie pomagała, choćby organizacyjnie, żeby wszystko odbyło się poprawnie. Wszystko odbędzie się spokojnie, sprawnie, z powagą.
Przemilczanie tego zjawiska przez publiczne media, jest demonstracją nieuczciwości… I to jest kolejny dowód, że media w Polsce są chore, że trzeba je zreformować, by funkcjonowały, jak należy, by media publiczne zaczęły pełnić swoją misję służenia społeczeństwu i narodowi…
Wydarzenia te bardzo mocno ocierają się o rewolucję. Nie chodzi tu jednak o rewolucję pospolitą, złą i destrukcyjną, tylko o rewolucję perswazyjną, taką w której naród coraz głośniej zaczyna wołać: „To nie tak się rządzi, to nie tak kieruje się narodem!”. Rząd bowiem musi pamiętać, że jest na usługach narodu. Tymczasem w tej chwili tak nie jest. Dlatego też naród przypomina rządowi, co powinien robić. Przypomina na razie spokojnie.
Wyjście na ulicę wcale ni musi oznaczać awantur – o ile oczywiście nie działają prowokatorzy… A jeśli będzie się dalej tak rządziło, to może się to skończyć źle. Sprowokowany naród może bowiem posunąć się jeszcze dalej, a wtedy nie wiadomo, co się stanie.
Z tego też względu zbliżający się marsz zgromadzi ogromną rzeszę młodych ludzi, którzy boją się o Polskę swojej przyszłości. Bo ona niszczeje, możemy palcem pokazać gdzie – gospodarczo, prawnie, kulturalnie, oświatowo… Coraz częściej mówi się, że przekupstwo staje się zasadą, że różnego rodzaju typy robią ciemne interesy kosztem całego społeczeństwa, że społeczeństwo rozwarstwia się na skrajnie biednych i skrajnie bogatych.
Wielu twierdzi, że na ulicę wychodzi się po to, by robić rewolucję. Na razie jeszcze nie było rewolucji. Było tylko pokazywanie palcem, uderzanie w bęben przestrogi. Ale co będzie dalej? Jeśli nic się nie zmieni w kierowaniu krajem, w wyznaczaniu mu priorytetów, dość łatwo przewidzieć, co może się stać.
Niedzielnego pochodu spokojnych ludzi nikt nie wymyślił, nie skonfabulował. Ci ludzie nie przyjadą do Warszawy na spacer. Przyjadą by zaprotestować w konkretnych sprawach, by upomnieć się o dobro wspólne, nie o swoje prywatne korzyści lub interes jakiejś kolejnej podejrzanej spółki…
Oczami wyobraźni już widzę nienawistne komentarze miłośników partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy za chwilę napiszą, że jestem sługusem Donalda Tuska i płatnym propagandystą Platformy Obywatelskiej, zdrajcą narodowym, folksdojczem, ruską onucą, agentem Putina działającego wespół w zespół z kanclerzem Scholzem itd., itp.,, itd.
Chciałbym tedy owym orędownikom partii Jarosława Kaczyńskiego zdradzić, że to, co na wstępie napisałem bledszą czcionką, - to nie jest mój tekst, lecz zacytowane przeze mnie fragmenty wystąpienia śp. kardynała profesora Stanisława Nagy’ego, wygłoszonego w auli Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach po półmilionowym marszu „Obudź się Polsko ”, który odbył się w dniu 29 września 2012 w Warszawie, w wyrazie obrony katolickiej Telewizji Trwam. Słowem są to bardzo krytyczne słowa kardynała Nagy’ego skierowane pod adresem rządzącej wtedy Platformy Obywatelskiej i jej przewodniczącego Donalda Tuska.
Powiem więcej. Kardynałowi Stanisławowi Nagy mówiącemu w roku 2012 te słowa gorzkiej krytyki pod adresem partii Donalda Tuska, - ani by wtenczas do głowy nie przyszło, że w roku 2023, te krytyczne słowa będą jeszcze bardziej pasowały do rządzącej obecnie partii Jarosława Kaczyńskiego, która przez ostatnie osiem lat zdemolowała nasze państwo w stopniu dziesięciokrotnie wyższym, niż to uczyniła w czasie swoich rządów (2007 – 2015) bynajmniej nie święta Platforma Obywatelska.
I już na koniec powiem, że niedzielny „Marsz Miliona Serc ” w dniu 1 października 2023, wbrew temu, co rozgłaszają pisowskie media publiczne, nie będzie marszem Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, - lecz ogólnopolską manifestacją narodu polskiego przeciwko anty-konstytucyjnym, anty-demokratycznym, anty-unijnym, drakońskim i krypto-dyktatorskim rządom partii Jarosława Kaczyńskiego, którą ktoś chyba dla żartu nazwał „Prawem i Sprawiedliwością”.
Dlatego Kochani, jedźcie w niedzielę do Warszawy, kto tylko może! Całymi rodzinami, z dziećmi i wnukami, przyjaciółmi i znajomymi, by pokojowo zaprotestować przeciw zabójczym dla naszej Ojczyzny i chcącym nas wyprowadzić z Unii Europejskiej rządom PiS, - zanim będzie już za późno na wszystko!
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Najtrafniejszy komentarz:
@skamander [30 września 2023, 00:52]
Panie Krzysztofie, wystąpienie kardynała Nagy’ego skierowane pod adresem rządzącej wtedy Platformy Obywatelskiej i jej przewodniczącego Donalda Tuska odnośnie przyznania mediom o. Rydzyka miejsca na platformie cyfrowej, nie dotyczyło łamania przez tamtą władzę zasad konstytucyjnych, nie krzyczał Kardynał o aferach, które miałyby wówczas pojawiać się każdego dnia. Nie, ten hierarcha wystąpił w obronie zakonnika, który z religii stworzył katolicką sektę i czerpał, i czerpie z tego powodu ogromne dofinansowanie ze strony rządzącej prawicy za jej popieranie ze strony tego czarnego oligarchy.
Marsz, który ma odbyć się 1 października nie jest wystąpieniem ludzi o jakieś dofinansowanie, nie jest też protestem w interesie jakiejś stacji telewizyjnej – będzie to Marsz za wolnością polskich kobiet i przeciwko zawłaszczaniu polskiego Państwa przez jedną faktycznie partię, bo Suwerenna Polska w tym przypadku jest tylko maszynką do głosowania potrzebna panu Kaczyńskiemu. Jeśli frekwencja dopisze i ten protest będzie wielki, to na pewno rządzący mocno zastanowią się nad ich szansą 15 października. I strach wielki ogarnie tych małych i wielkich krętaczy i dorobkiewiczów żerujących na podstawie legitymacji partyjnej.
Dzisiaj wysłuchałem wystąpienie pana premiera Morawieckiego. Ludzie młodzi nie mogli tego skojarzyć, bo nie żyli w czasie rządów Władysława Gomułki, ale to przemówienie tak właśnie wybrzmiało i widać było zażenowanie na twarzach niektórych słuchaczy. Już tak zapędził się pan Premier, że nawet nawiązał do zbrodni Wehrmachtu, co miało kojarzyć się z panem Tuskiem. Zastanawiam się, co jeszcze ten człowiek wymyśli, by bardziej siebie skompromitować?
UWAGA!
Uprzejmie proszę Gości mojego blogu o trzymanie się przekazu notki i niesprowadzanie dyskusji na tematy oboczne.
Zastrzegam sobie także prawo do usuwania komentarzy hejterskich, obelżywych oraz niedorzecznych, - bez podania przyczyn.
Inne tematy w dziale Polityka