Notkę tę piszę jako były członek krakowskiego Akademickiego Klubu Obywatelskiego (AKO) im. Lecha Kaczyńskiego, - który z tego klubu wystąpił jak tylko się zorientował, że intencje prezesa PiS i uległego mu premiera Morawieckiego są całkowicie sprzeczne z filozofią państwa śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
A teraz do rzeczy:
Urodziłem się pod sam koniec wojny. I odkąd sięgam pamięcią, przez te wszystkie lata dręczyło mnie przygnębiające poczucie, że Polska jest źle rządzona, a moją ojczyzną rządzą ludzie nieuczciwi.
Pierwszym premierem, jakiego pamiętam był Bolesław Bierut, czyli powołana na to stanowisko przez zimnokrwistego ludobójcę Józefa Stalina kreatura nie warta dłuższego komentarza. Po nim tekę premiera przejął Józef Cyrankiewicz, kolejny namiestnik rządu sowieckiego, wykształcony cynik i despota trzymający Polaków za twarz i straszący ludzi, że im odrąbie ręce, jak się sprzeniewierzą władzy. W tej mokrej robocie wspierali go zwyrodnialcy z Urzędu Bezpieczeństwa, co warto przypomnieć, zarządzanego przez antypolsko nastawionych oficerów pochodzenia żydowskiego. Jednocześnie Cyrankiewicz sumiennie pilnował, żeby w Moskwie szkolono zastępy represyjnej kadry urzędniczej oraz tajne służby, które miały za zadanie zrobić z Polski państwo słabe i podległe władzom Związku Radzieckiego. Następnie rządy objął typ spod ciemnej gwiazdy, niejaki Piotr Jaroszewicz, oddany przyjaciel Breżniewa i „gospodarz”, który jedno, co potrafił dobrze robić to podnosić ceny i tłumić brutalnie protesty umęczonych ludzi. Aż spadło na Polskę kolejne nieszczęście, gdy premierem został szkolony na Kremlu aparatczyk Wojciech Jaruzelski, ślepo oddany Związkowi Radzieckiemu oprawca, który, kiedy „Solidarność” zagroziła komunistom wydał narodowi wojnę łamiąc kręgosłupy przyzwoitym i oddanym Polsce ludziom. Nie omieszkał też wysłać na szkolenie u wielkiego brata dysydenckich „elit”, które zdradziły Polskę przy okrągłym stole. Ten haniebny proces kontynuował nasz kolejny premier, zawodowy politruk Mieczysław Rakowski, po którym przejął schedę szef tajnych służb i bezwzględny egzekutor Czesław Kiszczak, znany z tego, że wydał rozkaz by strzelać do górników na „Wujku”. Aż się naród zbuntował i po wyborach w roku 1989 wydawało się przez moment, że w Polsce skończył się bezpowrotnie komunizm. Niestety, dający nadzieję na lepsze jutro entuzjazm milionów Polaków, którzy uwierzyli, że nareszcie Polską będą rządzić mądrzy i uczciwi ludzie, zmarnował z premedytacją nasz kolejny premier, niejaki Tadeusz Mazowiecki, dwulicowy katolik postępowy, który zdradził „Solidarność” dogadując się z Kiszczakiem przy okrągłym stole, pod okiem zapatrzonego na wschód Adama Michnika. Ten na wskroś obłudny premier blokując dekomunizację słynną grubą kreską postawił postkomunistów u władzy na całe dekady, dając przyzwolenie by ćwiczona w Moskwie post-komusza sitwa szabrowała bezkarnie nasz majątek narodowy. Jak już post-komuna miała posprzątane uchwyciwszy strategicznie kluczowe stanowiska w państwie, premierem został „nowofalowy biznesman” Jan Krzysztof Bielecki głównie po to, żeby utorować drogę następnemu premierowi Bronisławowi Geremkowi. Gdy się jednak Polacy połapali, jak perfidnie zrobiono ich w konia wybrali premierem Jana Olszewskiego, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów człowieka przyzwoitego, który jednak długo nie porządził, gdyż różowa mafia, pod osłoną nocy przeprowadziła skrytobójczy zamach stanu. Potem rządzili na zmianę cyniczni beneficjenci okrągłego stołu: bogobojna marionetka Unii Demokratycznej, niejaka Hanna Suchocka, obrotowy sikawkowy Waldemar Pawlak, stary kumpel Ałganowa, niejaki Józef Oleksy i miłośnik białowieskich żubrów Włodzimierz Cimoszewicz, który rządził głównie po to, żeby utorować drogę do prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, który miał umocnić i zabetonować rządy post-komuny. Jak już Cimoszewicz spełnił swe zadanie oddał władzę kolejnemu premierowi Jerzemu Buzkowi, gdyż wiedział, że gładkomówny profesor, jak to z profesorami bywa nie będzie przeszkadzał w szabrowaniu kraju. Potem wzięli Polskę w swoje łapska Leszek Miller z Markiem Belką głównie po to by wyprzedać dokumentnie nasz majątek narodowy i dać zielone światło bezkarnym przekrętom na niespotykaną wcześniej skalę. Wtedy Polacy znów się zbuntowali, i ku zaskoczeniu pewnych swego post-komuchów, wkurzony na serio naród wybrał na premiera zdawało się nieposłusznego Moskwie prawicowca Jarosława Kaczyńskiego. Niestety, ten drugi po Janie Olszewskim nie lewacki premier, choć miał brata prezydenta, szefa IPN, prezesa NBP oraz dwie komisje weryfikacyjne i były wszystkie potrzebne ku temu narzędzia, nie przeprowadził jednak wtedy (dlaczego???) najważniejszej reformy sankcjonującej odejście od ustaleń okrągłego stołu i dekomunizację polskiego państwa i oddał władzę po dwóch latach rządów. W efekcie, zbałamuceni przez Michnika i jego gazetę rodacy, którym pan redaktor zdołał sprytnie wmówić, że stanowią elitę III RP, a więc są obywatelami lepszej kategorii, co im odebrało zdolność obiektywnego postrzegania rzeczywistości, wybrali premierem Donalda Tuska, który rządził dzięki straszeniu Polaków ludojadem Jarosławem. Zaś, gdy jego minister Bartłomiej Sienkiewicz stwierdził, że „Polska jest państwem teoretycznym, z którego zostały tylko „ch*j, d*pa i kamieni kupa”, udał się do Brukseli przekazawszy premierostwo Ewie Kopacz, która sobie nie poradziła z rządzeniem. W tej sytuacji naród znowu się zbuntował i jesienią 2015 zagłosował na Prawo i Sprawiedliwość, które wygrało wybory z przewagą sejmową, a rządzący z tylnego siedzenia Jarosław Kaczyński namaścił na premiera Beatę Szydło, którą, gdy tylko pokazała pazurki zrzucił z sań, - stawiając na bez reszty mu uległego, skazanego przez sądy za kłamstwa fantasmagorycznego bajarza Mateusza Morawieckiego, któremu nadano przezwisko „Pinokio”…
I co?
Ano to, że wszyscy wymienieni wyżej premierzy Rzeczpospolitej Polskiej razem wzięci nakłamali mniej, niż obecny premier Mateusz Morawiecki, który od dnia objęcia urzędu Przewodniczącego Rady Ministrów nigdy prawdy obiektywnej nie powiedział, a wszystko, co mówił było mniej lub więcej zakłamanym matactwem. Tenże Morawiecki zadłużył Polskę dziesięciokrotnie bardziej niż Edward Gierek, z tym, że Gierkowi część długów umorzono, a kompletnie nieodpowiedzialny Morawiecki zaciągnął praktycznie niespłacalne długi. Zdemoralizował także Polaków rozdawnictwem pieniędzy bez pokrycia. Notorycznie łamał konstytucję, zdemolował wszystkie kluczowo ważne dla Polski instytucje i urzędy. Zablokował należące się nam z Unii Europejskiej gigantyczne pieniądze, gdyż razem z Jarosławem Kaczyńskim zniszczył w Polsce praworządność. Łamał Unijne dyrektywy i traktaty. Okłamał także Polaków, że ujawni swój majątek, czego do tej pory nie zrobił. Słowem Mateusz Morawiecki to blaga totalna i najgorszy premier jaki rządził w Polsce od czasu zakończenia II Wojny Światowej.
Ktoś zaprzeczy?
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
UWAGA!
Uprzejmie proszę Gości mojego blogu o trzymanie się przekazu notki i niesprowadzanie dyskusji na tematy oboczne.
Zastrzegam sobie także prawo do okresowego blokowania autorów komentarzy hejterskich, a także usuwania komentarzy obelżywych, niedorzecznych oraz zawierających pomówienia i insynuacje, - bez podania przyczyn.
Inne tematy w dziale Polityka