echo24 echo24
2019
BLOG

Podaj hasło! – odcinek (1)

echo24 echo24 Kultura Obserwuj notkę 22

Motto:
Już we wczesnym dzieciństwie życie mnie nauczyło,
że traktowanie ponurego czasu komuny z przesadnie martyrologiczną powagą
skutkuje zwykle na starość mędliwą upierdliwością nieprzyjazną ludziom.
Dlatego jedną z form walki z czerwoną zarazą była moja filozofia balangi
niebojącego się jutra waganta szczęśliwego chwilą,
filozofia,
której słuszność starałem się w tej wspomnieniowej książce uargumentować.

Krzysztof Pasierbiewicz

Od autora

Szanowni Państwo!

Postanowiłem puścić na blogu w odcinkach moją książkę wspomnieniową pt. „Podaj hasło!”, która jest już w księgarniach niedostępna.

Dlaczego?

Otóż myślę, iż zgodzicie się Państwo ze mną, że nasi politycy doprowadzili naród do choroby umysłowej zamieniwszy Polskę w jeden wielki dom wariatów, od lewa, przez środek, do prawa, zaś Polska weszła w już ostatnie stadium paranoidalnej schizofrenii zrodzonej z maniakalnej nienawiści wszystkich do wszystkich, za czym jest już tylko czarna dziura.

Więc patrząc na to wszystko coraz częściej myślę, że skupiając uwagę na tym, co się nam jakże złudnie wydaje istotne, ważne i ważniejsze, często zapominamy o tym, co w życiu każdego człowieka jest najważniejsze.

A co jest najważniejsze?

Odpowiedzi jest pewno tyle, ilu filozofów. Lecz chyba każdy człowiek w głębi duszy marzy, żeby jego życie było na tyle pełne, wartkie, piękne i radosne, by po latach móc sobie powiedzieć, iż nie żałuje niczego, co mógł zrobić, a nie zrobił, a teraz jest już za późno by wypełnić tę lukę.

I jak się nad tym głębiej zastanowiłem doszedłem do wniosku, że wszystko, co w życiu stworzyłem, jako naukowiec to de facto śmiertelnie nudne dla zwykłego śmiertelnika publikacje, których prócz małej garstki nawiedzonych sedymentologów nikt nigdy nie przeczyta.

I tak, wbrew moim zdaniem niesłusznej opinii, iż ludzie nauki są z reguły jędzowaci, smutni i stroniący od zabawy wpadłem na przyznaję iście szalony pomysł, by napisać książkę o tym, co w moim życiu było najweselsze. Chwyciłem tedy za pióro i wydałem książkę wspomnieniową zatytułowaną „Podaj hasło!”, w której nakreśliłem schemat pewnej filozofii, którą nazwałemfilozofią balangi, a w kolejnych rozdziałach tej tragikomicznej książki postaram się Państwu wyjaśnić z humorem, na czym polegała istota owej filozofii, która mi pomogła przeszwarcować młodość nie tylko przez mroczny okres peerelu, lecz również przez czasy współczesne, odkąd świat zwariował.

Promocja tej „gorszącej” książki odbyła się na przepięknych tarasach widokowych Hotelu SPA DOM ZDROJOWY w Jastarni na Półwyspie Helskim, fragmenty książki czytała sama Ewa Wiśniewska, a pośród trzech setek przybyłych gości było wielu wypoczywających w tym czasie na półwyspie znanych aktorów, pisarzy, malarzy, naukowców, dziennikarzy, biznesmenów i innych notabli – vide galeria fotografii.

Ale szczególnie polecam dwa ostatnie zdjęcia - jedno kliknięcie pokazuje geniusz Tadeusza kantora.

Uroczystość była wspaniała, a jej kolejne rocznice weszły na stałe w kalendarz letnich wydarzeń na Półwyspie pod nazwą „Dorocznych Spotkań z Helską Balangą w DOMU ZDROJOWYM w Jastarni”. I tu muszę się pochwalić, że Honorowymi Gośćmi kolejnych urodzin mojej książki byli do ostatnich swych dni śp. Gustaw Holoubek i śp. Zbigniew Zapasiewicz.

Wychodząc z założenia, iż większość rodaków ma już serdecznie dosyć tych bezustannych kłótni wszystkich ze wszystkimi postanowiłem napisać wspomnienia, które choć zahaczają o poważne sprawy, zostały podane w formie stricte relaksowej, gdyż myślę, że zamiast dyskutować bez końca, kto jest, czemu winien, czas już chyba najwyższy, by się zacząć cieszyć tym, co nareszcie mamy.

„Podaj hasło!” to swoisty żart literacki będący zbiorem opowiastek, mam nadzieję śmiesznych, z ważniejszych etapów w moim wartkim życiu, którym ton nadawali kolejno Gomułka, Gierek, Jaruzelski, Wałęsa, Kwaśniewski… kończąc na Jarosławie Kaczyńskim.

Wybrałem same frymuśne opowiastki, bo życie mnie nauczyło, że w naszej ojczyźnie, żeby nie oszaleć, trzeba tę naszą narodową tragifarsę traktować na luzie. Chciałbym, żeby ta książka, w tym nieznośnym jazgocie, jaki wokół skrzeczy, dała Wam odrobinę radości, relaksu i dobrej zabawy. Dlatego proszę jej nie traktować z nadmierną powagą, lecz jako relaksującą odskocznię od osaczającej nas ze wszystkich stron paranoi, temat do śmiesznego filmu, bądź przyjemne czytadło, po które można sięgnąć, gdy wrócicie do domu skonani po pracy, kiedy dopadnie Was chandra lub, jeśli zechcecie na chwileczkę uciec przed tą koszmarną medialną wrzawą.

A książkę tę dedykuję przede wszystkim ludziom młodym, by im dała wiarę, iż mimo wszechobecnego wyścigu szczurów, gdy życie się staje pośpieszne, nijakie i bezideowe, nawet największe wyzwania dadzą się pogodzić z radosną zabawą, bo jak rzekł niegdyś zachwycony rzeczoną książką filozof, którego nazwiska na wszelki wypadek nie wymienię:

„Bogactwo zjawiska balangą zwanego, uniemożliwia podanie krótkiej definicji tego fenomenu. Jest to zresztą całkowicie niepotrzebne, bo każdy, kto uczestniczył kiedyś w balandze wie, czym ona jest”.

„Na pytanie czy balanga istnieje, kategorycznie odpowiadamy, że tak. Istnieje obiektywnie, jako wielowymiarowy kompleks kulturowy. Wszelkie dostępne źródła historyczne zaświadczają, że balanga istnieje we Wszechświecie, tak długo, jak człowiek, a może nawet wcześniej. „Epistemologia odróżnia poznanie doświadczalne i poznanie rozumowe. Pierwsze zowie się empirycznym, drugie racjonalnym. Balangę poznaje się empirycznie, dokładniej rzecz biorąc, zmysłowo. Myliłby się jednak stokrotnie ten, kto twierdziłby, że balanga jest całkowicie odseparowana od rozumu, a przeto, nieracjonalna czy zgoła irracjonalna...”  „I na koniec kilka słów o aksjologicznym wymiarze balangi. By nie używać słów nadmiernie pompatycznych i uczonych, powiem, że balanga jest wielką manifestacją ludzkiej wolności, a także przyrodzonej ludzkiej godności. I jako taka jest dobra i piękna…”

A żeby Państwa zachęcić do lektury, zacytuję teraz jedną z recenzji mojej skandalizującej książki:

Krzysztof Pasierbiewicz - Podaj hasło Książki, Recenzje [04.07.08] – vide:http://www.ksiazka.net.pl/?id=49&tx_ttnews%5Btt_news%5D=682&cHash=2b68cc1098

Życie, czyli balanga. Co robi człowiek sukcesu, który skończył 60 lat i spoglądając wstecz widzi, jakie to życie radosne i zabawne? Co robi doceniony naukowiec w dziedzinie sedymentologii, bywalec salonów Krakowa, Warszawy i paru jeszcze, obieżyświat, zdobywca kobiet, mąż paru żon, które na dodatek żyją ze sobą w przyjaźni? Co robi mężczyzna, który ma już zawodowe sukcesy, że nie powiem o pieniądzach? Co robi, osiągnąwszy wiek stateczny i podchowawszy córkę, niegdysiejszy birbant i szaławiła, który „wyjmował” panienki, z miejsc takich, jak kluby studenckie AGH, gdzie było najłatwiej, z legendarnych w tamtych, sześćdziesiątych, latach „Jaszczurów”, co już wymagało więcej zachodu, lub spod „Baranów”, gdzie było jeszcze trudniej? Co robi facet, który o tym jak być homo ludens, wie wszystko, który uczynił z balangi filozofię życia?

No, co robi taki mężczyzna? Pisze wspomnienia, a pisze, bo wie, że ma, o czym opowiadać i wie równie dobrze, bo dowiódł tego w debiutanckiej opowieści „Epopeja helskiej balangi – Grupa”, że umie. Tam opisał Jastarnię, teraz – w tomie „Podaj hasło”, dedykowanym „wszystkim, bez wyjątku, kobietom mojego życia” – skupił się na Krakowie, w którym swe życie birbanta zaczął już chodząc do Zakładu, czyli Liceum im. Jana Kochanowskiego, doskonaląc się w zabawie podczas studiów na AGH, kiedy to odwiedzał już i „dyżurne mordownie”, jak Grand, Kaprys, Cyganeria, Hotel Francuski, Feniks czy Warszawianka, a i salony krakowskie, np. baronowej Lu.

Ależ miał ten facet fantazję, ależ przemyślne sposoby na panienki, i jakie kulturalne (na Schulza lub Dostojewskiego), a ten poranek w czasie juwenaliów z blondyneczką w domku łabędzi w Parku Krakowskim, a te spotkania w specjalnie urządzonej owczarni, w której oddawał się terapii, nazwanej „samozachowawczą rozpustą globalną”. A ten konkurs na Krakowskiego Kaszalota, połączony z balem w Grocie Wiechowskiej.

I rzecz nie w tym, że się autor ma czym chwalić i czyni to z samczą próżnością, ale i z taktem, rzecz w tym, że robi to tak wdzięcznie, tak uroczo bezwstydnie, z takim smakiem doprawiając każdą z opowieści ingrediencjami świetnego języka, ładnego stylu, zgrabnej puenty. Czytając miałem chwilami skojarzenia z klimatem eposu „Gargantua i Pantagruel”, a o wiele zdań mógłby się i sam Jerzy Pilch poczuć zazdrosny. A może i o niektóre kobiety? (…)

Pora zatem wyjawić, że to Krzysztof Pasierbiewicz snuje tak lekko i zabawnie opowieść ze swojego jakże cudownie grzesznego życia. Przy okazji utrwala i miejsca i obyczaje, które przeminęły, jak gra w cymbergaja, której oddawał się z Janem Blajdą. I tak w ten przyjemnie rozpasany klimat wtapia się aura nostalgii, dodając opowiastkom dodatkowy smaczek.

Jest ta książka jeszcze jednym potwierdzeniem, że jak się umiało, to się kolorowo żyło nawet w szarych czasach PRL-u. I nawet nie drażni to, że autor absolutnie ma w nosie zasady interpunkcji i to, że książka ukazała się bez korekty, bo miał zrobić kolega, ale nie zdążył.

Świetna to lektura i arcyzabawna. Acz i z lekka przygnębiająca, niestety, jest ona. Uprzytamnia, że też się tak żyć mogło, tylko się nie umiało. Cóż, do balangi także trzeba mieć talent.  

Krzysztof Pasierbiewicz, Podaj Hasło, Wydanie I, wydawca: Krzysztof Pasierbiewicz, Kraków 2008, s.167, op. miękka, ISBN: 978-83-927038-0-8;Wacław Krupiński”, koniec cytatu

Trzeci Zakład
Z początkiem lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku przyjęto mnie w poczet uczniów elitarnej szkoły, nazywanej „Trzecim Zakładem imienia Jana Kochanowskiego w Krakowie”. Piszę „Zakładem”, gdyż słowo „liceum” było zakazane, a nazwa „Zakład” była zastrzeżona dla naszej ekskluzywnej, męskiej szkoły średniej o nad wyraz ostrym drylu wychowawczym. 

W tym kuriozalnym liceum słowo „koedukacja” miało wzbudzać w uczniach, jeśli nie obrzydzenie to w najlepszym razie politowanie, kpinę i pogardę, co na większości adeptów tej koszmarnej sztuby wywarło znamienne piętno, objawiające się specyficznym stosunkiem do kobiet. W szkole panował wszechobecny terror oparty o kodeks nigdy niepoliczonych nakazów, zakazów, kar oraz restrykcji.   Z tej drakońskiej budy omal nie wyleciałem z hukiem za, słuchajcie uważnie: - „sianie pornografii w terenie publicznym”.  

Pod koniec listopada roku 1960 spadły pierwsze śniegi, a my wracając ze szkoły wpadliśmy na pomysł by w Parku Krakowskim zamiast bałwana ulepić posąg Wenus z Milo. Rzeźbił uzdolniony artystycznie kolega o nazwisku Swałtek, a reszta donosiła materiał sprawdzając proporcje. Rozgrzani pracą „artyści” pozdejmowali nierozważnie szkolne czapki, co jak starsi może jeszcze pamiętają, w tamtych ponurych czasach było zakazane. Robocie przyglądał się z boku nieznany jegomość, jak się miało okazać kapuś dzielnicowy, który do dzisiaj nie wiem, jak to zdołał zrobić, bo przecież wtedy nie było komórek, dał cynk na milicję. Dowódca przybyłego patrolu w związku z wykroczeniem, jak to nazwał w notatce służbowej „siania pornografii w terenie publicznym” spisał wszystkich na miejscu, po czym zapakowano nas do gazika i na sygnale przewieziono do szkoły. W kancelarii dyrektora zrobiono w trybie doraźnym przesłuchanie i jako siejących zgorszenie chuliganów zawieszono nas w prawach uczniowskich, łącznie z natychmiastowym wezwaniem rodziców do szkoły. Do dziś mam w oczach scenę, jak moja kochana mama, która musiała się zwolnić z pracy wpadła do kancelarii jak bomba i nie bacząc na obecność Dyrektora wygarnęła mi z wyrzutem: - Synu! Na litość boską! Jak już musiałeś rzeźbić w parku gołą babę to, dlaczego kretynie zdjąłeś czapkę???!!!  

Dziś myślę, że już wtedy, kiedy byle milicjant stawiał w parku na baczność grupę młodych ludzi za to, że ulepili ze śniegu ze śniegu posąg boskiej Wenus, a na lekcjach musiałem wysłuchiwać, co wówczas bajdurzył Gomułka i jego zadziwiająco liczni poplecznicy, zaczęła mi świtać w głowie moja "filozofia balangi", gdyż wiedziałem, że lekko nie będzie i żeby to jakoś przeżyć nie można tego nieszczęścia traktować do końca poważnie. Chodziło głównie o to by się nie dawać komunie, nie popadając jednak w nutę martyrologiczną, co większość naszych rodaków ma niestety we krwi. A więc nie biadolić, myśleć niezależnie i nie tracąc humoru starać się tym nieszczęściem mimo wszystko bawić. Bo instynkt mi podpowiadał, że traktowanie tego psikusa historii z nadmierną powagą prowadzi do zgubnej maniery mędliwej upierdliwości nieprzyjaznej ludziom. A jak czas pokazał, dzięki tej filozofii udało mi się przeszwarcować młodość, przynajmniej młodość ducha, jeśli nie na zawsze to na bardzo długo.  

Niezapomnianą postacią tej dziwacznej szkoły był profesor Pietras, - przepoczciwy człowiek, który prócz biologii uczył nas również życia i swoistych manier. Ten zakręcony belfer cierpiał na manię skrótów. Polegało to na tym, że jeśli normalny pedagog mówi do uczniów: - Dzień dobry, proszę się przygotować, będziemy teraz pisali ćwiczenie sprawdzające, - pan profesor Piertas wyrażał to samo okrzykiem: - Stop! Błysk! Cwicz! Sprawdz! Pisz!”, - i wszyscy musieli wiedzieć, o co mu chodziło. Pamiętam jak kiedyś wychowawca, pan profesor Gul, zobaczył w dzienniku przy nazwisku Mamcarczyk uwagę Pietrasa, zapisaną skrótowo: „Oł. / Pi.”. Skrót ten rozszyfrował metodą dedukcji i zapytał wójta, dlaczego uczeń Mamcarczyk pisze na biologii ołówkiem. Na co wójt stanął na baczność, bo tak było nakazane, i wyrecytował: - To nie tak jak pan myśli panie profesorze, bo „Oł.” - to brak ołówka, a „Pi.” - to panie profesorze - koszula jak pidżama. Tu muszę Państwu wyjaśnić, że do szkolnych mundurków trzeba było nosić wyłącznie koszule gładkie, a Mamcarczyk dostał w paczce z Ameryki koszulę w chabrowe palmy, w jakiej wtedy Elvis Presley śpiewał swoje Blue Hawaii.    

Pewnego roku, nakazem Ministra Oświaty, poszerzono program nauczania o nowofalowy przedmiot nazwany „Higieną”, którego miał nauczać profesor biologii. Przenigdy nie zapomnę jak poczciwy Pietras rozpoczął pierwszą lekcję w taki oto sposób: - Stop! Batiarygi! Moja mama - twoja mama! Moja siostra - twoja siostra! Moja kuzynka – twoja kuzynka! Regularnie, co dwadzieścia osiem dni – O W U L U J E - Pisz!!! - Klasa notowała wstydliwie, a Pietras grzmiał dalej: - A jak przyjdziesz kretynie po lekcjach do domu i zobaczysz tłumoku, że mamusia zaniemogła, to nie drzyj się od progu, co jest do jedzenia, tylko przyłóż mamusi na czoło kompresik i weź sobie obiad! – Zrozumiano?! – TAAAK! – Beczała skrzekliwie klasa, bo wszyscy byli właśnie świeżo po mutacji. – No to pisz!!!. - I tak dalej... W ten swoisty sposób pan profesor Pietras już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wprowadzał swoich uczniów do nowej Europy próbując nas nauczyć szacunku dla kobiet.  

Inną manią Pietrasa było obsesyjne sprawdzanie szkolnych czapek. Pewnego dnia Mamcarczyk pragnąc zaszpanować przyszedł z gołą głową. Ponieważ profesor Piertas już od rana czatował przy bramie, ktoś rzucił Mamcarczykowi czapkę przez okno. Niestety, czujne oko Pietrasa od razu dostrzegło, że czapka jest za mała, co się skończyło wezwaniem mamusi do szkoły. Gdy pani Mamcarczykowa przyszła na biologię w podanym terminie, Pietras przegadał z nią całe czterdzieści pięć minut, po czym tuż przed dzwonkiem powrócił do klasy i ryknął: - Panowie! Ja tego po prostu nie wytrzymam! Chyba mnie szlag trafi! Widzieliście sami! Pani Mamcarczykowa, przeurocza kobieta ciężko harująca od świtu do zmroku musi przyjść do szkoły. - A czemu? Bo ten fasoniarz Mamcarczyk, co ma łeb jak ceber, sprawił sobie czapkę jak na krasnoludka. - A po co? Żeby kusić dziewczyny plerezą! – Tu młodszym czytelnikom wyjaśniam, że plereza była to modna fryzura „na Elvisa Presleya”, w kształcie fali z zawadiackim grzywaczem łamiącym się dziesięć przed czołem utwardzanej zagęszczoną brylantyną.  

Sami państwo widzicie, że w takich warunkach każdy wrażliwy człowiek musiał ześwirować.  

Jednakże życie pokazało pewną pouczającą prawidłowość. W naszej klasie od samego początku zaznaczył się podział na szczupłą ilościowo grupkę prymusów, kujonów i lizusów oraz zdecydowanie liczniejszą ferajnę z natury inteligentnych leni i nieuków. A jak się w dalszym życiu okazało, ci pierwsi niewiele zdziałali, a z grupy „czarnych owiec” wyrosła cała plejada błyskotliwych karier.  

Dlaczego tak się stało?

Bo grupę “czarnych owiec” tworzyli koledzy najinteligentniejsi, pochodzący ze starych krakowskich domów, którym ich przedwojenni rodzice wytłumaczyli im, że póki co nie da się wygrać z komuną, więc trzeba żyć tak, by nie pomagać czerwonym, lecz nie tracić ducha, a nasza „filozofia balangi” była czymś w rodzaju buntowniczo desperackiego tańca pawi kreślonej znakiem czasu tragikomicznej farsy doby Peerelu w wykonaniu "odmieńców", „błaznów” i „cudaków” niepasujących do systemu, w którym szczytem marzeń większości Polaków był romans z kaowcem domu wczasowego i meblościanka na wysoki połysk.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)

CDN w następnym odcinku w przyszły wtorek.

Post Scriptum

Jan Woleński pod groźbą sprawy sądowej zażądał ode mnie zamieszczenia następującego sprostowania:

„W uzupełnieniu mojej notki „Podaj hasło – odcinek (1)” wyjaśniam, że:

(1)   Autorem tekstu

„Bogactwo zjawiska balangą zwanego, uniemożliwia podanie krótkiej definicji tego fenomenu. Jest to zresztą całkowicie niepotrzebne, bo każdy, kto uczestniczył kiedyś w balandze wie, czym ona jest”.

„Na pytanie czy balanga istnieje, kategorycznie odpowiadamy, że tak. Istnieje obiektywnie, jako wielowymiarowy kompleks kulturowy. Wszelkie dostępne źródła historyczne zaświadczają, że balanga istnieje we Wszechświecie, tak długo, jak człowiek, a może nawet wcześniej. „Epistemologia odróżnia poznanie doświadczalne i poznanie rozumowe. Pierwsze zowie się empirycznym, drugie racjonalnym. Balangę poznaje się empirycznie, dokładniej rzecz biorąc, zmysłowo. Myliłby się jednak stokrotnie ten, kto twierdziłby, że balanga jest całkowicie odseparowana od rozumu, a przeto, nieracjonalna czy zgoła irracjonalna...”  „I na koniec kilka słów o aksjologicznym wymiarze balangi. By nie używać słów nadmiernie pompatycznych i uczonych, powiem, że balanga jest wielką manifestacją ludzkiej wolności, a także przyrodzonej ludzkiej godności. I jako taka jest dobra i piękna…”

zacytowanego w w/w notce jest Jan Woleński;

(2)   Zacytowany tekst jest fragmentem wykładu wygłoszonego przez Jana Woleńskiego w Domu Zdrojowym w Jastarni w dniu 7 sierpnia 2006 r.

(3)   Ponieważ moja książka „Podaj hasło” ukazała się w 2008 r. zacytowany fragment wykładu Jana Woleńskiego nie ma nic wspólnego z tą książką. W związku z tym fragment mojego tekstu „jak rzekł niegdyś zachwycony rzeczoną książką filozof”  nie odpowiada rzeczywistości, gdyż Jan Woleński nie mógł wyrazić swojego ewentualnego zachwytu moją książką słowami, które wypowiedział przed jej powstaniem.

Krzysztof Pasierbiewicz

Zobacz galerię zdjęć:

Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja książki K. Pasierbiewicza pt. „Podaj hasło”. Panorama
Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja książki K. Pasierbiewicza pt. „Podaj hasło”. Panorama Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja książki. Fragmenty promowanej książki czyta Ewa Wiśniewska Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja. Gustaw Holoubek niezawodny orędownik helskiej balangi Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja „Podaj hasło”. Zbigniew Zapasiewicz jak zawsze obecny Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja ksisiążki K. Pasierbiewicza pt. „Podaj hasło”. Kuba Morgenstern z autorem Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Uroczystość uświetniły swoją obecnością wielkie gwiazdy kina i teatru Jastarnia 2008. Hotel SPA DOM ZDROJOWY. Promocja ksisiążki K. Pasierbiewicza pt. „Podaj hasło”. Autor książki Autografy Rok. 1960. Pornograficzna rzeźba Wenus z Milo. Pierwsz z lewej szpicel, który nas zakapował Rok 1960. Swałtek spisywany przez milicję za sianie w parku pornografii Moja klasa Umarła klasa
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura