echo24 echo24
3732
BLOG

Ciemna strona mocy nieczujących bluesa zgredów

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 152

Motto muzyczne:https://www.youtube.com/watch?v=nrIPxlFzDi0

W ramach wstępu do, albo lepień podsumowania niniejszej notki zapraszam również w wolnej chwili do lektury mojej notki z 12-go lutego 2014 pt. Brawo! Proszę księdza! Wielkie brawo na stojąco!!!- vide:

( http://salonowcy.salon24.pl/567267,brawo-prosze-ksiedza-wielkie-brawo-na... )

Do tej pory siedziałem cicho, bo nie chciałem docinać partii rządzącej, której sprzyjam odkąd przed blisko pięcioma laty zacząłem działalność blogerską.

Ale dziś szlag mnie trafił i po prostu zagotowałem przeczytawszy w Internecie, że w związku z fatalnymi wynikami oglądalności TVP2 nowym szefem telewizyjnej Dwójki zostanie niejaki Marcin Wolski, czyli z całym szacunkiem wychowany na Józefie Stalinie dżolo manolo podlatujący pod siedemdziesiątkę.

Dlaczego tak ostro wchodzę?

Bo od kilku lat bezskutecznie piszę, że Polską muszą przestać rządzić za przeproszeniem stare pryki i chodzące kościotrupy odstręczające od spraw polskich ludzi młodych. Bo to od młodych będą zależały przyszłe losy Polski, a mianowanie pana Wolskiego szefem telewizyjnej Dwójki nie tylko oglądalności temu programowi nie podniesie, ale wręcz przeciwnie będzie wstydliwie przeciw-skuteczne.

Dlaczego tak sądzę?

Bo jak świat światem stare grzyby i wapniaki nie rozumiały tych, którym młodość dodaje skrzydeł. Oto dwa przykłady.

Przykład pierwszy. Jak nam bezpieka wykończyła Ojca, Akowca, który w wieku 44 lat zostawił na pastwę losu żonę z dwojgiem dorastających synów, moja śp. Mama wpadła czarną rozpacz. I do końca życia nie zapomnę, jak po śmierci Taty, jako ośmioletni chłopak przez dobre trzy lata musiałem chodzić z Mamą na cmentarz, gdzie ona całymi godzinami rozpaczała nad grobem, a ja się  śmiertelnie nudziłem i jak sobie przypominam w równych stopniu rozpaczałem po śmierci Taty, co z powodu, że w tym czasie, kiedy ja muszę siedzieć na cmentarzu, moi koledzy grają w piłkę. A finalny efekt był taki, że choć z całego serca Mamę kochałem, z czasem zacząłem jej „nie lubić”, bo nie mogłem grać w moją ukochaną piłkę. Takie są prawa wieku. Ja nie rozumiałem Matki, a Matka nie zdawała sobie sprawy, że działając w najszlachetniejszych intencjach odpycha od siebie jej ukochane dziecko.

Przykład drugi. Wiecie, kiedy uciekłem z domu? Ano wtedy, jak w latach sześćdziesiątych moja kochana Mama nie pozwalała mi słuchać w domu muzyki Beatlesów, gdyż dostawała furii na widok długich włosów tych, jak miała zwyczaj mawiać „wyjców rudych”. Pamiętam, że gasiła mi radio i siłą ciągnęła do fortepianu nalegając bym z nią śpiewał „czerwone maki na Monte Casino” i inne patriotyczne piosenki, które sobie przed laty podśpiewywali z Tatą grając na cztery ręce. Nie umiała nieszczęsna zrozumieć, że choć miałem te czerwone maki w sercu i we krwi, to jednak świat się w międzyczasie zmienił i ja wolałem Beatlesów.

A wniosek z tych dwóch opowieści jest taki, że ilekroć ludzie starzy starają się na siłę narzucać młodym swoje upodobania to efekt jest zawsze przeciw-skuteczny.

I jeszcze jedna opowieść, która na długo mnie zniechęciła do oglądania skądinąd bardzo potrzebnej TV Republika. Otóż w roku 2014 włączyłem na chwilę lecącą w tejże telewizji szopkę noworoczną zrobioną przez rzeczonego Marcina Wolskiego. Przysiadła się do mnie moja wtedy 22-letnia córka, popatrzyła przez moment i zauważyłem, że walczy ze sobą by nie skomentować, aż nie wytrzymała i wypaliła: „Tato! Nie obraź się proszę, ale to jest jakiś koszmar! Czy ty nie widzisz, jaka to obsuwa?...”.

W pierwszej chwili się obruszyłem, ale szybko zdałem sobie sprawę, że oglądam program dla młodych ludzi odstręczający, żałosny i krańcowo obciachowy. Chodzi mi głównie o formę, bowiem zobaczyłem amatorszczyznę występujących „aktorów”, fatalną scenografię, jak z jakiejś świetlicy przyzakładowej z czasów głębokiej komuny, brak doświadczenia kamerzystów, niezdarną polityczną przemądrzałość i anty-satyrę. Bo z jakiejś staruszki zrobiono nastolatkę z kokardą w resztkach włosów, z odkrytymi ramionami - szczegółów Państwu oszczędzę - pokazywaną w, że się tak wyrażę odrażających zbliżeniach. Ale z treścią też nie było lepiej, bo serwowane wierszyki przywodziły mi na pamięć akademie pierwszomajowe w mojej podstawówce, gdzie w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia synalkowie pezetpeerowskich aparatczyków wygłaszali okolicznościowe wierszyki rymami częstochowskimi przez ich rodziców napisane. A najgorszym było, że przez dobre kilka tygodni dumna z siebie TV Republika pokazywała fragmenty tej szopki wielokrotnie, co jest niezaprzeczalnym dowodem, że ludzie z tego środowiska kompletnie blusa nie czują i nie zdają sobie sprawy z tego, że pośmiewisko z siebie robią. To samo pan Marcin Wolski wyczynia ostatnimi czasy w nieudolnej podróbce mającej być satyrą na „Szkło Kontaktowe”, czyli audycji pt, „W tyle wizji”. To jest dla mnie coś okropnego!!! Więc nie trudno sobie wyobrazić jak to mierzi ludzi młodych. A jeśli pan Wolski chce satyrę pozorować, to niech już lepiej za pieniądze nic nie robi. Oczywiście być może trochę przesadziłem, ale jedno wiem na pewno, że telewizyjna Dwójka pod szefostwem Marcina Wolskiego młodych ludzi do PIS-u nie przekona.

Wiem, że teraz spadną na mnie gromy, ale przekonującym mnie o tym, że kierownictwo PIS-u kompletnie nowych czasów nie czuje było dla mnie zrobienie szefem Klubu Parlamentarnego Partii Jarosława Kaczyńskiego, że tak powiem modelowo anty-medialnego posła Terleckiego, zaś ministrem kultury profesorskiego safanduły Glińskiego. I zobaczycie, że wcześniej, czy później Prawu i Sprawiedliwości się to czkawką odbije.

Trudno. Biorę to na dekę, ale będę miał czyste sumienie, że miałem odwagę panu Prezesowi publicznie powiedzieć to, na co inni się nie odważą.

Ale wierzcie mi. Ja naprawdę chcę, żeby program „dobrej zmiany” się udał. I dlatego, tak jak to kiedyś nazwał Jarosław Marek Rymkiewicz postanowiłem „żubra w dupę ugryźć”.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)

Post Scriptum

A tu fragment wywiadu, jakiego w sierpniu 2007 udzielił w Rzeczpospolitej Joannie Lichockiej pan Jarosław Rymkiewicz, który powiedział między innymi, cytuję:

Teraz wytłumaczę, dlaczego wszystko, co zrobił i jeszcze zrobi Jarosław Kaczyński, jest dobre dla Polski. Przypomnijmy sobie, jak to było w stanie wojennym i po stanie wojennym - Polska zapadła wtedy w głęboki sen. To było nawet coś więcej niż sen - rodzaj jakiegoś półomdlenia, półśmierci. Napisałem wtedy, w duchu trochę romantycznym, wiersz o Polsce ukrzyżowanej przez komunistów i złożonej przez nich do grobu. Był drukowany w jakichś podziemnych gazetkach. Było w takim ujęciu może trochę przesady, ale było i coś na rzeczy - bo to było umieranie. Historia Polski stanęła wtedy w miejscu, co oczywiście było na rękę i tutejszym kolaborantom, i ich rosyjskim mocodawcom. To trwało do roku 1989 i wtedy Polska trochę się poruszyła, ale tylko na chwilę. Jeszcze nie całkiem obudziła się z tego swojego strasznego wojennego snu i półśpiąca, półżywa, dotrwała do pierwszych lat obecnego wieku. Historia Polski w latach dziewięćdziesiątych dałaby się porównać do rzeki, która, owszem, gdzieś płynie, ale powoli, niechętnie, a jej meandryczny nurt wciąż tworzy jakieś za toki, rozlewiska, martwe wody - i nie może popłynąć do przodu, nie może, wśród rozlewisk, znaleźć swojej drogi, doliny, którą popłynie w przyszłość. Jarosław Kaczyński obudził Polskę i pchnął ją do przodu. Zrobił coś takiego, że Polska wstała na nogi i poszła naprzód. Przychodzi mi do głowy jeszcze takie porównanie. Polska to był taki wielki ospały żubr śpiący pod drzewem w Puszczy Białowieskiej. Zresztą Polska drzemiąca lub zabawiająca się pod drzewem, najlepiej pod lipą, to jest stary archetyp polskiej poezji - wymyślił go Kochanowski, pojawia się w "Epilogu", którym miał kończyć się "Pan Tadeusz", mamy go też w ostatnim przedwrześniowym wierszu Władysława Sebyły, w którym Polska zwraca w cztery strony świata swoje cztery posępne twarze Światowida i oczekuje nadejścia swoich dwóch wielkich wrogów. Słychać już "tupot nóg sołdackich", a Polsce marzy się "pod gałęziami lip biesiada". Piękny wiersz. Ale do rzeczy. Otóż ten wielki białowieski żubr spał sobie słodko (lub spał dręczony okropnymi snami) gdzieś na polanie w głębi puszczy i sen jego, podobny śmierci, mógłby trwać jeszcze wiele lat - gdyby Jarosław Kaczyński nagle nie ugryzł go w dupę. Żubr, ugryziony przez pana premiera, podniósł głowę, potrząsnął rogami, ryknął i popędził. Dokąd, tego nikt nie wie. Ale galopuje, pędzi ku swoim nieznanym, dzikim przeznaczeniom. Polska poruszyła się, została poruszona - jest coraz inna i będzie jeszcze inna. To już nie jest sen pod lipą, to już nie jest podobny śmierci sen stanu wojennego, to już nie jest omdlenie lat dziewięćdziesiątych. Właśnie dlatego wszystko, co zrobił i co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre. Ugryzł żubra w dupę i to czyni go postacią historyczną”, koniec cytatu.

 

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka