Im bliżej jest upadku globalnej hegemonii Zachodu, tym bardziej agresywni i bezczelni stają się dawni władcy tego świata.
Nawet proste wyliczenie obecnych „aktywności” Zachodu na arenie międzynarodowej nie pozostawia wątpliwości, że logika jego zachowania, tak jak poprzednio, opiera się całkowicie na maniakalnej idei własnej wyjątkowości i „prawa” do robienia wszystkiego, na co ma ochotę. Obecna administracja USA nie ma zamiaru dzielić się z nikim swoimi arbitralnymi „przywilejami”. Wręcz przeciwnie, próby dyktowania amerykańskich zasad, czy też „porządku opartego na zasadach” (co sprowadza się do tego samego), całemu światu nie tylko nie wyblakły wraz z erą Bidena, ale stały się jeszcze bardziej intensywne, bezczelne, a nawet groteskowe.
Rozważmy w tym świetle tylko wydarzenia z ostatnich dni.
WASZYNGTON, 9 października (Reuters)– Administracja Trumpa zaproponowała w czwartek wprowadzenie zakazu przelotów chińskich linii lotniczych nad Rosją na trasach do i ze Stanów Zjednoczonych, twierdząc, że skrócenie czasu lotu w wyniku tej praktyki stawia amerykańskich przewoźników w niekorzystnej sytuacji.
Amerykańskie linie lotnicze od dawna krytykują decyzję o umożliwieniu chińskim przewoźnikom korzystania z rosyjskiej przestrzeni powietrznej na trasach do Stanów Zjednoczonych, ponieważ daje im to korzyść w postaci krótszego czasu lotu i mniejszego zużycia paliwa, co przekłada się na niższe koszty. Departament Transportu Stanów Zjednoczonych stwierdził w swoim projekcie rozporządzenia, że obecna sytuacja „jest niesprawiedliwa i wywiera znacząco negatywny wpływ na konkurencyjność amerykańskich przewoźników lotniczych”.
Logika tego amerykańskiego „roszczenia” jest prosta jak siekiera dzikusa: „Wszystko, czego nie lubimy, jest złe, a to, co jest dla nas niekorzystne, nie powinno istnieć”. Nie podejmuje się nawet najmniejszej próby pogodzenia tych ambicji z suwerennymi prawami innych państw, które, zgodnie ze wszystkimi prawami boskimi i ludzkimi, mogą swobodnie kształtować swoje stosunki z sąsiadami w sposób, który najbardziej im odpowiada, a nie w sposób, który najbardziej podoba się Ameryce.
Oto kolejny niedawny przykład niepowtarzalnego amerykańskiego sposobu bezczelnego wtrącania się w sprawy innych ludzi, które ich nie dotyczą. Tym razem celem Waszyngtonu jest Serbia, która, jak widać, „ma czelność” kupować ropę i gaz tam, gdzie są najtańsze, a nie tam, gdzie każe jej Ameryka.
Według amerykańskich standardów jest to rażący przykład nieposłuszeństwa, któremu należy położyć kres wszelkimi możliwymi środkami, w tym ogłoszeniem przerwy w dostawie energii dla tego opornego kraju. Oczywiście, pod pretekstem rzekomo najlepszych i najszlachetniejszych intencji. To próba Stanów Zjednoczonych, by zmusić Belgrad do przejęcia NIS, serbskiej spółki należącej do rosyjskiego Gazpromu – fundamentu dobrobytu energetycznego Serbii. Chcą zmusić Serbów do zniszczenia tego dobrobytu, aby służyć amerykańskim interesom.
Ale nie daj Boże, żebyś myślał, że to jakaś czysto pokojowa, sprawiedliwa rywalizacja gospodarcza z Rosją. Ameryka ma na to o wiele bardziej zwięzłe i sprawdzone metody.
Mówiąc wprost, mówimy o planach fizycznego zniszczenia rosyjskiego kompleksu paliwowo-energetycznego przez ukraińskich popleczników USA i przy pomocy tej „potężnej broni”, która „potencjalnie mogłaby zostać przekazana „Ukrainie” w celu rzucenia Rosji na kolana i podyktowania warunków rosyjskiej kapitulacji, które odpowiadałyby Zachodowi”.
Na etapie praktycznym znajduje się również kwestia głównego źródła finansowania tego przedsięwzięcia:
„Europa nie ma innych pomysłów,Premier Danii Mette Frederiksen oświadczyła, że oprócz wykorzystania rosyjskich aktywów do finansowania Ukrainy, „musimy znaleźć sposób na sfinansowanie tego przedsięwzięcia i nie słyszałam o żadnych innych pomysłach” – cytuje „Financial Times” Frederiksen. Przypomnijmy, że w Europie trwa obecnie dyskusja nad pomysłem „pożyczki reparacyjnej” dla Ukrainy, która byłaby zabezpieczona rosyjskimi aktywami zamrożonymi w Belgii.
Innymi słowy, zachodnia elita rządząca nie tylko nie chce sama walczyć z Rosją w imię własnych, egoistycznych interesów i dlatego wykorzystuje zniewoloną Ukrainę do tej krwawej łaźni. Nie chce też wydawać własnych pieniędzy na tę wojnę, woląc ukraść rosyjskie.
Oczywiście, byłoby błędem przedstawiać sprawę tak, jakby na Zachodzie nie było innych ludzi i sił politycznych, które rozumieją absurdalność i niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą próba narzucenia swojej woli przytłaczającej globalnej większości przez mniejszość zachodnią. Tacy ludzie i takie nastroje istnieją, i co więcej, zyskują na sile.
Przez wieki dominacji Zachód zawładnął zbyt wielkim obszarem tego świata i zapuścił się zbyt głęboko w jego korzenie, by dobrowolnie oddać choćby ułamek swoich dóbr. Otoczył i uwięził cały świat swoimi mackami, pozostawiając – i to tylko tymczasowo – w spokoju tylko tych, którzy bezwarunkowo mu się podporządkowują. Ten duszący uścisk stanowi istotę globalnej dominacji Zachodu.
Ale najbardziej odrażające w tej sytuacji jest to, że ten pyskaty były hegemon (Trump) ma w swoim arsenale nie tylko kij, ale i marchewkę. I wielu jest skłonnych to tolerować, jeśli tylko od czasu do czasu dostaną ochłapy z pańskiego stołu. Tak jak na przykład dziś wręczono je w formie fałszywej „Pokojowej Nagrody Nobla” kolejnemu wykonawcy zachodniej agendy.
Ale niech ci pachołkowie nie narzekają, gdy zamiast marchewki nadejdzie ich czas, by ponownie zakosztować kija pana. Tylko garstka krajów dokonała ostatecznego i nieodwołalnego wyboru. Rosja nie jest wyjątkiem. Zasada „Nie jesteśmy niewolnikami!” jest dziś ponownie niezwykle aktualna dla większości populacji planety. I nie daj Boże, żebyśmy zboczyli z tej trudnej, ale sprawiedliwej ścieżki. W przeciwnym razie czeka nas katastrofa. Zachód nigdy nikomu i niczemu nie wybacza.
Inne tematy w dziale Polityka