seafarer seafarer
850
BLOG

Ile można wałkować komunizm …? (lekcja historii).

seafarer seafarer Polityka Obserwuj notkę 11

Takie pytanie padło w dyskusji pod jedną z moich poprzednich notek. No właśnie, ile można wałkować ten temat? I czy w ogóle trzeba go wałkować?

Myślę że bloger,  który zadał to pytanie, jest przedstawicielem młodego pokolenia. Pokolenia, które komunizmu nie doświadczyło wcale lub niewiele. I informacje o komunizmie czerpie nie z własnych doświadczeń, ale z informacji w dzisiejszej prasie, radiu i telewizji. A co tam jest o komunizmie? Pytanie raczej retoryczne! Bardziej właściwe byłoby chyba inne pytanie. Kto tam jest z czasów komunizmu?

Ano w tej materii jest zupełnie inaczej – tych jest tam wielu. Jest były prezydent (nawet dwóch), są byli premierzy (chyba czterech) są też inni, może mniej prominentni, ale ciągle obecni i ważni. I bez krzty zażenowania pouczają Polaków, na czym polega demokracja. Demokracja, której ‘ludową’ odmianę nie tak dawno wprowadzali i utrwalali, odmawiając ludziom o innych poglądach racji bytu. A teraz, togi ‘ojców założycieli’ demokratycznego państwa założyli. No i w związku z tym komunizm zrobił się jakiś taki … wstydliwy. No, bo jakże to? Przypominać autorytetom, ludziom popularnym i szanowanym, których oglądamy i słuchamy w telewizji ich … niechlubną przeszłość?

Ale ja znam komunizm nie z przekazu w dzisiejszych mediach, ja go znam z własnego doświadczenia (i z doświadczenia mojej rodziny). Toteż postawione przez blogera w dyskusji pytanie, nurtowało mnie nadal. Czyżbym faktycznie miał ‘idee fixe’ na tym punkcie? I wałkował ten temat bez potrzeby? Zacząłem więc szukać odpowiedzi sam dla siebie. I dlatego ta lekcja historii poniżej.

Był rok 1940, miesiąc luty. Do - ludnej i zasobnej (ludnej i zasobnej w tamtych czasach, bo dzisiaj, dzięki skutkom komunizmu już nie) wsi w Bieszczadach, przyjechali komuniści. Przyjechali po to, aby wprowadzać sprawiedliwość społeczną i realizować ‘spójny program przebudowy społeczeństwa’. Dlatego przyjechali w nocy i w towarzystwie NKWD. Enkawudziści obstawili jeden z domów. Żeby nikt z tego domu nie mógł uciec. I kazali się spakować, całej rodzinie z piątką małych dzieci. Zabrali siłą i przemocą. Bez oskarżenia, bez procesu i bez sądu. W sporządzonym na tę okoliczność protokole (zachował się w archiwum we Lwowie) zapisano – na‘specpolecenie’. I na ‘specpolecenie’ cała rodzina została wywieziona przez komunistów na Ural. Na pięć lat poniewierki, nędzy i głodu. Gdzie dzieci zamiast chodzić do szkoły, pracowały w kopalni i kołchozie. W celu wprowadzenia sprawiedliwości społecznej i realizacji ‘spójnego projektu przebudowy społeczeństwa’ tam pracowały!

A co było tym przestępstwem, że ‘specpolecenie’ było potrzebne? Ano to, że ojciec rodziny, oprócz tego że był właścicielem gospodarstwa rolnego, był jeszcze leśnikiem, strażnikiem gminnego lasu. Lasu, który należał do lokalnej społeczności. Bo w tamtych kapitalistycznych czasach, o dziwo istniała również własność wspólna. Ale dla nowej, komunistycznej władzy, mimo głoszonych haseł, ta dobrowolna własność wspólna (a jeszcze bardziej prywatna) była zagrożeniem. I zagrożeniem byli też ludzie, którzy tej prywatnej i wspólnej własności strzegli i dla niej uczyli szacunku. Leśnicy, policjanci, nauczyciele. I oni jechali na Sybir, na podstawie … ‘specpolecenia’.
Minęły lata, rodzina szczęśliwie przetrwała lata zesłania, (choć nie wszyscy przeżyli) i wróciła do Polski. Ale Polska, do której wrócili, to już nie była ta ‘zacofana’ Polska z której ich wywieźli.  W której dzieci chodziły do szkoły, miały co jeść i nie musiały pracować w kopalni. Polska była ‘nowa’ i w tej nowej Polsce wszystko było też ‘nowe i lepsze’. Między innymi zamiast prywatnych gospodarstw były już kołchozy. Wspólne i dobrowolne, ale wspólne i dobrowolne po nowemu – pod przymusem. Ale rodzina, o której mowa, zaznała już na Syberii ‘dobra’ kołchozów. Dobra, które sprowadzało się do nieustannego głodu i nędzy przez pond pięć lat. I ojciec tej rodziny nigdy do kołchozu nie przystąpił. Nie przystąpił, bo nie chciał swoich dzieci skazywać na głód, którego tam na Uralu doświadczyły.

Oczywiście ponosił konsekwencje. Najlepszą ziemię gospodarstwa, ‘władza ludowa’ zabrała i oddała na ogródki działkowe kołchozowym przodownikom pracy. Nałożony na jego gospodarstwo plan[1] był niemalże taki jak plan całego kołchozu (kołchozu, który praktycznie obejmował już wszystkie gospodarstwa na tej wsi). Były fałszywe oskarżenia i bezprawny areszt. Była też praca propagandowa. W każdą niedzielę przychodzili panowie w długich skórzanych płaszczach i uświadamiali ‘zacofanego’ chłopa jakim to dobrodziejstwem dla ludzi i dla świata pracy są kołchozy. Ale on wiedział lepiej. I cyrografu nie podpisał. I przeczekał. Zanim władza ludowa zdążyła zniszczyć jego gospodarstwo, kołchozy upadły.

No właśnie, kołchozy upadły. Dzięki komu kołchozy upadły? Dzięki tym komunistycznym aparatczykom, którzy w każdą niedzielę przychodzili uświadamiać chłopów? Czy dzięki chłopom, którzy nie dali się ‘uświadomić’? A lata potem, cały komunizm też upadł! I znowu, dzięki komu komunizm upadł? Czy dzięki podobnym, ale stojącym wyżej w hierarchii aparatczykom upadł? Aparatczykom, którzy deklarowali, że socjalizmu będą bronić jak niepodległości? Czy dzięki zwykłym ludziom, tym, którzy wychodzili na ulice w 1956, 1968, 1970, 1976, 1980-81, 1989 i głośno wołali ‘wolności i chleba’? A między tymi zrywami - już bez uniesienia i  na co dzień - także nie dali się omamić jedynie słusznej ideologii. I ponosili tego konsekwencje. I przez lata w swoimi własnym kraju byli obywatelami drugiej kategorii.

No dobrze. Nie licytujmy się kto przyczynił się bardziej do upadku komunizmu i dajmy spokój przeszłości. Skupmy się nad tym, co tu i teraz. A co mamy tu i teraz? Ano w państwie demokratycznym i stosunku do największej partii opozycyjnej mamy takie podejście: PiS to sekta, zdelegalizować PiS, zniszczyć PiS, i epitety: fanatycy, paranoicy, faszyści (choć muszę powiedzieć, że na zaplutych karłów faszyzmu jeszcze nie trafiłem, ale być może przeoczyłem). I też odmawia się tej partii racji bytu. Bo inaczej widzi porządek spraw publicznych niż ‘ojcowie założyciele’.

I ja słysząc takie wypowiedzi mam również skojarzenia ze ‘spójnym programem przebudowy społeczeństwa’, o którym wspominał niedawno I. Krzemiński. Ale moje obawy wynikają z zupełnie innych przyczyn niż te, które przedstawił znany publicysta.

No, więc od czasu do czasu warto jednak ten komunizm powałkować. Tak na wszelki wypadek. Aby się nie wrócił. Żeby partia opozycyjna również mogła swobodnie i bez przeszkód wypowiadać swoje poglądy a nie tylko partia rządząca (jak to było w tamtych ‘postępowych’ czasach).

I w konsekwencji żeby dzieci już nigdy nie musiały cierpieć głodu i pracować w kopalni i kołchozie.
Że co? Że przesadzam, że to już nie czasy? Być może. Ja tam jednak wolę dmuchać na zimne. I stąd właśnie ta lekcja historii, prawdziwej historii.

[1]plan – obowiązkowe dostawy zboża, nakładane na gospodarstwa rolne w czasach komunizmu. ‘Plany’ zostały zlikwidowane dopiero na początku lat 70-tych za czasów rządów E.Gierka.

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka