seafarer seafarer
4326
BLOG

O badaniu przyczyn wypadków (nie tylko lotniczych). W odpowiedzi profesorowi Artymowiczowi

seafarer seafarer Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 714

Dwa dni temu napisałem notkę o katastrofie w Smoleńsku i teoriach zamachowych. A właściwie to nie tyle o katastrofie i teoriach zamachowych, co o ’racjonalnie’ myślących przeciwnikach teorii zamachowych. Pod notką wywiązała się burzliwa dyskusja. Jest tam ponad trzysta komentarzy. Taka dyskusja i tyle komentarzy świadczy o tym, że temat jest ważny. Świadczy o tym, że sprawa katastrofy w Smoleńsku żywo interesuje ludzi. Jednych i drugich. Tych ‘racjonalnych’ i tych, co niby wyznają teorie zamachowe. Napisałem niby, bo dopuszczenie możliwości zamachu przy takiej katastrofie, jaka wydarzyła się w Smoleńsku nie jest wyznawaniem teorii zamachowych. Ja dopuszczam możliwość, że mógł być zamach (co nie znaczy, że mam pewność, że był).

Toteż w notce napisałem, że nie wiadomo czy był zamach czy go nie było: ‘Nie wiadomo, bo katastrofa nie została rzetelnie zbadana. Co tam rzetelnie. Wcale nie została zbadana’. To ostatnie zdanie bardzo mocno wzburzyło profesora Artymowicza znanego tutaj na S24 pod pseudonimem ‘you-know-who’. W swoim komentarzu pod moim teksem napisał on tak: ‘[katastrofa] Wcale nie została zbadana.... ktoś o takim podejściu jak autor, wypowiadajacy takie bezdennie glupie  zadania, z ktorymi nie zgadza sie nawet czesc wierchuszki PiS, nie powinien zasmiecac przestrzeni publicznej’ (pisownia oryginalna).

Ponieważ ja swoje racje przedstawiam w dobrej wierze, więc nie mam żadnych podstaw, aby sądzić, że ktoś inny również swoich nie przedstawia w dobrej wierze. W związku z tym przyjmuję, że profesor Artymowicz, swoje racje również przedstawił w dobrej wierze. Wcześniej w notce przedstawiłem argumenty, dlaczego uważam, że katastrofa nie została wcale zbadana. I w moim przekonaniu to kwestionowane zdanie jednoznacznie wynikało przedstawionej argumentacji. Profesor uważa jednak inaczej. W związku, z czym uzupełniam swoją argumentację. Dlaczego uważam, że katastrofa nie została wcale zbadana.

O komisji MAK nie będę pisał. Bo komisja MAK ze swojej natury jest niewiarygodna (tak samo jak niewiarygodna była komisja Burdenki badająca zbrodnię w Katyniu). Więc nie warto sobie strzępić języka, aby to uzasadniać. Zresztą prof. Artymowicz, też chyba nie komisję MAK miał na myśli kwestionując moją opinię o braku badania katastrofy w Smoleńsku. Niewątpliwie chodziło mu o badanie katastrofy prowadzone przez KBWL (potocznie znaną pod określeniem komisja Millera).

Zanim przejdę do raportu komisji Millera opowiem historię, w której zdarzyło mi się brać udział. Otóż kiedyś, w gdańskim porcie, podczas podchodzenia statku do nabrzeża zerwała się lina holownicza. To był statek pod hinduską banderą a holownik oczywiście był polski. Zerwana lina spowodowała uszkodzenia na statku. Armator statku zgłosił roszczenie o odszkodowanie za poniesione szkody. Zarząd portu oczywiście, jak to w takich sytuacjach rutynowo się robi, te roszczenia odrzucił. Nastąpiło wzajemne obarczanie się odpowiedzialnością. Hinduski armator twierdził, że zerwanie liny nastąpiło z powodu holownika. Natomiast zarząd portu, że z powodu niewłaściwych manewrów statku. I wtedy przyszła moja kolej. Ponieważ mam uprawnienia eksperta Krajowej Izby Gospodarki Morskiej, toteż zdarza się, że oprócz swoich zawodowych obowiązków wykonuję (ostatnio raczej rzadko) ekspertyzy związane z transportem morskim. I zdarzyło się wtedy, że otrzymałem zlecenie, aby zbadać, jaka była przyczyna zerwania się liny holowniczej. W pierwszej kolejności, to była niedziela, pojechałem na statek, bo wkrótce wychodził w morze. Przyjął mnie kapitan, Sikh w turbanie. Byłem pod wrażeniem tego turbanu. Pierwszy raz w życiu tak z bliska miałem do czynienia z prawdziwym Sikhem. Niemniej turban turbanem, ale po krótkiej ‘social talk’ przystąpiłem do swojego zadania, czyli szukania przyczyny zerwania cumy. Jednak, gdy schodziłem ze statku byłem zawiedziony. Nic nie znalazłem, co mogłoby wskazywać na przyczynę zdarzenia. Następnego dnia, już w poniedziałek pojechałem na holownik. Szyper holownika też mnie przyjął przyjaźnie. Choć nie w turbanie, bo to był Polak. I sekwencja zdarzeń się powtórzyła. Pytania o to jak przebiegały manewry, porównanie z zapisami w dzienniku okrętowym, oględziny miejsca zdarzenia, urządzeń, wind, cum, rozmowa z członkami załogi. I znowu nic! Wszystko zgodne z procedurami. Żadnej wskazówki, żadnego śladu, co mogło być przyczyną zerwania liny holowniczej. Której zerwanie wyrządziło szkody na hinduskim statku. Zanim jednak zszedłem z holownika poprosiłem szypra, aby pokazał mi zerwaną linę. Powiedział, mi ze nie może jej pokazać, bo już ją zdał na skład złomowy. Znowu zawiedziony schodziłem ze statku. Ale przed zejściem zapytałem szypra gdzie jest ten plac składowy. Był po drugiej stronie kanału portowego. Tego dnia już tam nie dojechałem. Ale następnego, we wtorek rano byłem na placu złomowym. I wcale się nie spodziewałem się, że znajdę przyczynę. Ale dla porządku chciałem tę zerwaną linę obejrzeć. Placowy wiedział, gdzie leży zerwana lina z holownika i zaprowadził mnie do niej. I jak zobaczyłem linę od razu wiedziałem, co było przyczyną jej zerwania. Tą przyczyną była korozja. Lina była skorodowana w takim stopniu, że nie nadawała się do użycia, jako lina holownicza.

Oczywiście zerwanie liny holowniczej to nie katastrofa samolotu. Nie ta klasa zdarzeń. I nie po to ją przytoczyłem, aby porównywać, Chodzi natomiast o zasadę. Czyli dostęp do dowodów rzeczowych. Gdyby szyper nie powiedział mi gdzie leży lina (wcale nie musiał powiedzieć, bo to przecież to nie było dochodzenie karne tylko badanie przyczyny) to nigdy bym przyczyny jej zerwania nie znalazł.  

Profesor Artymowicz oburzył się, że napisałem, że katastrofa w Smoleńsku wcale nie była zbadana. Oburzył się, bo prawdopodobnie włożył wiele wysiłku, aby ją zbadać i przekonująco przedstawić raport końcowy. Problem w tym, że ten raport (KBWL) jest niewiarygodny nie, dlatego, że członkowie komisji przygotowali go nierzetelnie i niestarannie (tak jak Rosjanie zrobili sekcje zwłok). Raport ten jest niewiarygodny, bo opiera się na dowodach rzeczowych, które udostępnili Rosjanie. To uzależnienie od tego, co udostępnili (a co zataili)dyskwalifikuje ten raport. Żeby wyniki badania katastrofy było wiarygodne musi być zbadane wszystko, co jest możliwe (i potrzebne) do zbadania. A nie tylko to, co ktoś inny pozwoli i udostępni, aby zbadać. A tak było w przypadku KBWL.

Ja w swoim badaniu miałem szczęście. Szyper holownika był na tyle uczciwy, że powiedział gdzie leży zerwana lina. A placowy dał mi do niej swobodny dostęp. I dzięki temu, że mogłem zobaczyć i zbadać zerwaną linę, mogłem też znaleźć przyczynę jej zerwania.

Członkowie KBWL tego szczęścia nie mieli. Co prawda wiedzą, gdzie leży wrak, ale dostępu (swobodnego) do niego nie mieli. Rosjanie nie pozwolili im swobodnie badać wraku. Ktoś powie, że były oględziny. Tak, były oględziny. Ale to były OGLĘDZINY wraku a nie badanie wraku. Całe badanie, które przeprowadziła KBWL to było badanie tego, co z tej katastrofy udostępnili Rosjanie. A nie badanie katastrofy.

Panie profesorze Artymowicz powiem dosadnie. Badaliście to co wam Rosjanie pozwolili zbadać. Dlatego też napisałem, że katastrofa nie była wcale badana.

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości