Stary Prokocim Stary Prokocim
1079
BLOG

Mark Brzezinski a paszport mojej żony

Stary Prokocim Stary Prokocim Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Jak donosi na swym internetowym portalu dziennik „Rzeczpospolita” Mark Brzezinski zostanie ambasadorem USA w Polsce po uprzednim zrzeczeniu się prawa do obywatelstwa polskiego

Bloger Stary Wiarus całkowicie nie zgadza się taką terminologią i uważa, że Brzezinski co najwyżej może zrzec się obywatelstwa polskiego, które z mocy prawa posiada. I trudno się z nim nie zgodzić, bo termin „prawo do obywatelstwa” jest koślawy, a jego konsekwencje są idiotyczne:

– Anonimowy Amerykanin (a także Urugwajczyk, czy Mozambijczyk), który ożeni się z obywatelką polską i z nią w Polsce zamieszka uzyskuje prawo do starania się o obywatelstwo polskie, które zapewne z czasem zostanie mu przyznane. 

Mark Brzezinski miałby być takiego prawa pozbawiony, gdyby w przyszłości i po zakończeniu swej misji w Polsce dokonał podobnego wyboru? Przecież to absurd. Zresztą „Rzepa” sama sobie zaprzecza pisząc:

Lustrzane przepisy obowiązują w USA. W Waszyngtonie funkcji dyplomaty obcego państwa nie mogą pełnić amerykańscy obywatele.

A zatem obywatele amerykańscy, a nie obywatele „posiadający prawo do amerykańskiego obywatelstwa” O żadnym „lustrze” nie ma mowy, to jest co najwyżej krzywe zwierciadło.

Stary Wiarus poświęcił kilka swoich ostatnich notek konsekwencjom idiotycznej ustawy o obywatelstwie polskim podkreślając, że tak skonstruowana ustawa jest w stanie wyczarować obywatela polskiego niczym iluzjonista królika z kapelusza i oświadczyć wielu osobom, że są obywatelami polskimi ku ich niekłamanemu zdziwieniu.

Tym razem polski urzędnik (czytaj: nadzwyczajna kasta) z pomocą idiotycznego prawa zaszachował kandydata na urząd ambasadora; duże osiągnięcie, ale to nie jest jeszcze kres ich możliwości.

Moja żona, która jest wyłącznie obywatelką polską i ma w Australii status „permanent resident” udała się do konsulatu RP w Sydney, by odnowić nieważny polski paszport. Tam jej odpowiedziano, że wniosku nie mogą przyjąć, bo …nie wiedzą czy jest polskim obywatelem. Pani konsul, Monika Kończyk wprowadziła bowiem zwyczaj (który jej podwładna tłumaczyła „koniecznością dostosowywania się do standardów unijnych”), że osoby, których polski paszport stracił ważność przed 1 stycznia 2013 roku muszą uzyskać poświadczenie obywatelstwa od wojewody (tego wojewody, gdzie po raz ostatni przed wyjazdem mieszkali, a jeśli nie mieszkali nigdy – to wojewody mazowieckiego). Czyli zbieraj teraz z Polski akty urodzenia, małżeństwa itp. dokumenty. List polecony idzie z Polski ponad miesiąc, a konsulat ze względu lockdown w Sydney zamknięto dla interesantów, wizyta za miesiąc, by złożyć wniosek o potwierdzenie obywatelstwa, dopiero jak jaśnie pan wojewoda poświadczy, to można składać wniosek o paszport, czyli wydanie paszportu może się przedłużyć nawet o 1,5 roku.

Czyli:

Amerykanin chce zostać ambasadorem USA w Polsce, nasze władze „już wiedzą”, że jest „Polakiem”.

Polka i nieposiadająca obcego obywatelstwa kobieta, żyjąca zagranicą chce nowego paszportu:

polskie władze „już nie wiedzą” czy jest nią nadal.

Nie wiedzą mimo, że w Polsce się urodziła, nadano jej numer PESEL, w Polsce się kształciła, 21 lat pracowała, pochowała w Polsce polskich rodziców, którzy nigdy zagranicą nie byli, dwukrotnie wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci i nie posiada żadnego innego obywatelstwa! A zrzeczenie się polskiego obywatelstwa jest niemal niemożliwe. 

To nie są żarty, to już jest łamanie praw człowieka: obywatele mają do paszportu, obywatele mieszkający zagranicą mają je tym bardziej!

Wstyd, pani konsul, wstyd!

Z ciekawości sprawdziłem jak to jest w przypadku Niemców, którzy przebywają w Australii i po latach zapragną mieć niemiecki paszport, zajrzałem na stronę konsulatu niemieckiego i dowiedziałem się, że potrzebny jest wniosek, opłata, akt urodzenia, australijski dowód tożsamości z fotografią (najlepiej prawo jazdy, a z ich braku „photo ID” wydawane dla osób, które prawa jazdy nie posiadają, oraz:

albo: wydruk z VEVO, czyli Visa Entitlement Verification Online, który można uzyskać za pośrednictwem internetu za darmo po założeniu konta online tutaj, jeśli nie posiada się australijskiego obywatelstwa

albo: kopię aktu naturalizacji, jeśli się takowe uzyskało.

W przypadku osób, które zmieniły nazwisko np. poprzez małżeństwo, także kopia australijskiego aktu małżeństwa. Z tym, że dokumentów sporządzonych w języku angielskim nie trzeba tłumaczyć. To są, Pani konsul standardy unijne i taka jest różnica między państwem poważnym (Niemcy, co by o nich nie sądzić), a niepoważnym, czyli naszą wciąż nieszczęśliwą Polską; Pani jednak preferuje białoruskie: petent najpierw ma zgłupieć, a po tym podporządkować się, bo jeśli nie:

Ja i mój syn załapaliśmy się na daty ważności wyznaczone przez Panią Konsul, dostaliśmy polskie paszporty, ale:

Obaj jako „pensioners” byliśmy uprawnieni do 50% zniżki w opłacie.

Obaj? Nie, szczęśliwcem byłem tylko ja, bo mój syn, który otrzymuje „Carer Payment” musiał zapłacić 100%. Te 90 AUD różnicy to nie tragedia, ale Pani Konsul mogłaby mieć więcej szacunku dla wydanych przez rząd RP rozporządzeń, albowiem:

image


Dostaje stały zasiłek, przedstawił aktualną „pensioner card”. Pretekstem do odmowy było to, że „pracuje”.

Owszem, ale pracuje na „part-time”, na pół etatu, właśnie dlatego, że jest opiekunem (carer), nie wolno mu pracować więcej niż 25 godzin w tygodniu pod rygorem utraty przywilejów „pensionera”, czyli – w jego przypadu – „carer payment”. Gdyby zarabiał dolara na tydzień, też zniżka by mu się nie nalaeżała? A nie padło pytanie: ile zarabia? Były takie okresy, że nie zarabiał nic, bo jego matka, a moja żona była w szpitalu, wtedy „pension” wypłacano mu w pełnej wysokości, automatycznie, bo jego zasiłek jest stały („permanent”), a praca dorywcza („casual”). Zarabia grosze, zawsze przynajmniej 50% pension mu się należy i wcale nie oszukuje co do wysokości dochodów. Co 14 dni grzecznie informuje opiekę społeczną ile zarobił brutto („before tax”).

Skąd ta nieżyczliwość konsulatu?

Ano, bo ja „podskoczyłem”. Po tym jak usłyszałem, że żona musi uzyskać poświadczenie obywatelstwa za pośrednictwem wojewody, wypaliłem:

„Poddierżaju, czto zdies' bol'sze biełorusskije, cziem unijnyje standardy”. 

Mandat był natychmiastowy: 90 AUD ekstra za paszport syna, białoruski urzędnik nie toleruje sytuacji, gdy petent podskakuje.

Białoruskiemu urzędnikowi nie idzie wytłumaczyć, że to obowiązkiem państwa, a nie petenta jest ustalić, czy jest on polskim obywatelem. Niech sobie pracownicy konsulaty sprawdzają, nawet powinni, zwłaszcza, że dostali stary paszport, który choć nieważny, jest dowodem, że w dniu jego wystawienia żona była polską obywatelką. Gdyby żona była potomkiem zesłańców do Kazachstanu lub dzieckiem imigrantów australijskich, urodzonym w Australii, wtedy poświadczenie obywatelstwa miałoby sens, bo ktoś taki nie istnieje w ewidencji polskich urzędów, w przypadku mojej żony to jest zwykła upierdliwość.

Krótka lista osób, które w międzyczasie zrzekły się lub utraciły polskie obywatelstwo pomiędzy datą wystawienia paszportu mojej żony, a dniem dzisiejszym znajduje się (lub powinna!) w Kancelarii Prezydenta. Wystarczy sprawdzić, czy nie ma tam jej nazwiska. 

Tak prostą czynność uprawniony urzędnik może/powinien zrobić bez wiedzy petenta.

Mozambijczyk też może złożyć wniosek o polski paszport, opłacić wniosek i po sprawdzeniu paszportu nie dostać. Nikomu włos z głowy nie spadnie. Ale gdzież radość z urzędniczo-bizantyńskiego ceremoniału?

Żona dostała kwestionariusz wniosku z tak istotnymi dla wydania paszportu archaizmami epoki komunizmu jak życiorys i nazwiska rodowe obu babek.

Tak administrowana Polska z taką ustawą o obywatelstwie nie ma sensu ani przyszłości. Niech ją biorą Niemcy. Jako obywatelka niemiecka żona dostanie niemiecki paszport znacznie szybciej, przyniesie wydruk z VEVO + kilka dokumentów, opłaci wniosek i po sprawie.

Wróćmy jednak do Marka Brzezinskiego i wpisów Starego Wiarusa, bo nie do końca się z nim zgadzam. Niemniej, ponieważ jest to człowiek poważny nie chciałbym by nasza różnica zdań przekształciła się w nawalankę. Kiedyś kłóciłem się z nim, ale zmieniłem zdanie na lepsze, to człowiek szlachetny, a większość blogerów myśli, że jako obywatel australijski się wywyższa nad krajowcami. Nie, to prawdziwy polski patriota, który czuje, że Polska to kraj, który łatwo kochać, a znacznie trudniej szanować.

Istota tego, z czym się nie zgadzam jest tutaj:

image

Chodzi właśnie o fake newsy, nie o przesłuchanie w Senacie USA.

Stary Wiarus (sądzę) uznał za prawdę propagandową sugestię onetu, że Mark Brzezinski nie chce poddać się procedurze zrzeczenia się polskiego obywatelstwa, bo nie uważa się za polskiego obywatela. Zdaniem w/w blogera konsekwencje dla Polski będą opłakane, bo USA ze względów ambicjonalnych o coś takiego nie wystąpią, a Polska jako strona słabsza zmuszona będzie do złamania prawa i „przepchnie” Brzezinskiego, łamiąc własne prawo. Tak źle nie jest, bo USA i tak osiągnęły swój cel, przeforsują na ambasadora człowieka, który będzie sprawdzał „jakość polskiej demokracji”, pouczał i dbał o „równość mniejszości seksualnych”. PiS nie ma ambicji, by tak się Amerykanom postawić, a Amerykanie nie mają interesu w tym, by aż tak jawnie Polskę poniżać. I tak kupujemy Abramsy, a amerykańską technologię budowy elektrowni atomowych uznajemy za najlepszą. Po co więc Amerykanie mieliby psuć nastrój przy tak dobrze zapowiadającym się biznesie? Duda i tak ekspresowo przyklepie zrzeczenie się obywatelstwa polskiego przez Brzezinskiego.

„Rzepa” jaka jest, to jest, nie leży mi jej liberalna linia programowo, ale w przeciwieństwie do „der Onetu” czasami jeszcze zajmuje się przekazywaniem informacji, a nie tylko propagandą. Tedy to chyba jej, a nie „der Onetu” informacja jest prawdziwa.

Ale Jacek Bartosiak, który przestrzega przed jednostronnym i bezwarunkowym uzależnieniem się od Amerykanów chyba włosy z głowy rwie, bo polska elektrownia jądrowa wybudowana przez USA (lub nawet tylko obiecana) może być kartą przetargową na stronie rokowań np. między USA a Rosją. Abramsy i F35 bez wszystkich kodów mogą być drogimi zabawkami opłaconymi przez polskiego podatnika, a użyte zostaną tylko w przypadku, gdy to Amerykanom, a nie Polakom będzie się opłacać.

I o tym należało by porozmawiać. Tylko czy to możliwe w kraju, gdzie stwarza się sztuczne problemy, a od realnych ucieka?


Коммунизм победил!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka