Mieszkańcy saharyjskiego miasteczka Ain Sefra (Algieria) obudzili się dziś rano i ujrzeli coś, czego najstarsi Berberowie nie pamiętają. Ich okolica pokryta była 40 centymetrową warstwą śniegu. Poprzednio śnieg tam padał w grudniu 2016 roku, ale nie w takich ilościach, a jeszcze wcześniej w roku 1979. Ale wtedy to było normalne, bo przed epoką globalnego ocieplenia raz na 30 lat, zimą nieco śniegu spadało na to miasteczko, położone na granicy Sahary i Atlasu Saharyjskiego. Teraz pada co roku, a w tym roku tamtejsi drogowcy byli zupełnie nieprzygotowani na tę sytuację, bo drogi (w Ain Sefra akurat są drogi!) były przez kilka godzin nieprzejezdne. Naukowcy nie są zgodni, czy to tylko chwilowa anomalia, czy oznaka globalnego ocieplenia (więcej opadów). Średnia wieloletnia dla Ain Safra to 40 mm, nieco więcej niż dla wnętrza Sahary (ok 25 mm), ponad 2 razy mniej niż dla australijskiej Pustyni Simpsona (105 mm). Berberyjskie dzieci miały radochę, mogły sobie ulepić bałwana (nie to, co dzieci w Warszawie!) i wcale nie jest prawdą, że za modela służył im Al Gore…
