
Polegując na Playa de El Medano, oddając się lenistwu i obserwując latających na styku wody z powietrzem kitsurferów, naszła mnie ochota - nie wiem dlaczego - na rozważania historyczne i załatwienie starych porachunków. W kontraście do pięknej, choć wietrznej pogody, przypomniał mi się pobyt w mglistym i zimnym bożonarodzeniowym Magdeburgu.

Nie wiem co mnie do tego Magdeburga pchnęło ? Marszałek Piłsudski, polskie rocznice, ciekawość sztuki fortyfikacyjnej czy stare zadrażnienia z burmistrzem Guericke ? Skoro Marszałek, to następnym etapem powinna być Madera i odszukanie fundamentów domku na przedmieściu Funchal, w którym się zatrzymał. Przy okazji poszukałbym tropów Ryszarda Petru. Odegnałem tę myśl natrętną. Ryszard to gwiazda przebrzmiała, ubiegły sezon. W kolejce następni " petropodobni " Członek klubu modelarskiego Hołownia sklejający samolociki z papieru. Mocująca się z siłami przyrody Błońska - Kidawina, próbująca ustalić czy przyroda chce, czy też nie chce uczynić z niej prezydentkę Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. O niej i o złotym chłopcu z TVN będzie jeszcze okazja napisać. Zatem i tę myśl natrętną odegnałem. Musiałem w myślach powrócić do spraw poważniejszych, do poważniejszych postaci.


Historia uwielbia generałów, marszałków i wodzów. Chętnie udziela im swoich stronic. Szarzy, zwykli ludzie, szare żołnierskie masy na taką łaskawość historii liczyć nie mogą. Są ledwie tłem historii, dodatkiem. To hołubienie przez historię ludzi wielkich nie powinno dziwić. Ich decyzje, dokonania, zwycięskie bitwy, olśniewające wojennym kunsztem kampanie na długo determinują losy ludzi i państw. Z tego właśnie powodu wielcy politycy, marszałkowie, generałowie, postacie spiżowe trwają w ludzkiej świadomości po wsze czasy. A szary człowiek, leży w szarym piasku pod El Medano i nie wie czy czwartkowa tygodniówka już wpłynęła, czy może coś zgrzyta na styku pracodawca - bank. Czy zje wreszcie solidny obiad w restauracji, czy dalej będzie kupował w Mercadonie suszone placki Guanczów. Na takie tory powróciłem w swoich rozważaniach, na sprawy przyziemne, dosłownie na poziomie oceanu. W tym momencie zacząłem zazdrościć warszawiakom komfortu w jakim przyszło im żyć w ostatnim czasie. Wprawdzie ich prezydent nie zrównał się jeszcze w rankingu z naprawdę wielkim, historycznym prezydentem, samym Stefanem Starzyńskim, ale wszystko przed nim. W końcu to uczeń profesora Geremka. Na pewno swoje miejsce w sercach mieszkanców stolicy ma zaklepane po wsze czasy.

Leżałem w tym szaro - burym piasku, myślałem o tygodniówce i złotym warszawskim piasku na Placu Bankowym. Myślałem o warszawskim farcie. Każdy normalny, szary człowiek za wszystko płaci, nawet jeśli ma all inclusive to płaci, choć uważa że nie płaci. A taki warszawiak, pójdzie sobie na Plac Bankowy i ma to wszystko za darmo. Tu palemka, tam leżaczek, tu bufecik z piwem. Za sprawą własnego prezydenta darmowa Copacabana, a gdyby tak szum oceanu dodać to nawet Playa del Ingles w Maspalomas na Gran Canarii. Uroczo i przyjemnie... i za darmo.

To nie wszystko. Chcesz zachwycić się cudowną Akwitanią, dostojną, leniwie spływającą do Atlantyku Garonną ? Tu prezydent Trzaskowski uruchamia " Czajkę " ... i już Wisła co po polskiej krainie płynie, jak żywa... jak Garonna, jak Dordogne jak Żyronda. Kolor ten sam, żołtawa toń, przefiltrowana przez wapienie Akwitanii, a ta warszawska cytadela to prawie jako Fort Medoc. Po co jechać do Akwitanii ? Wszystko można mieć na miejscu i za darmo.

Bordeaux

Przebarwiona Garonna w Bordeaux
A weźmy taką Islandię, po co tłuc się do Reykjaviku, potem do jakiegoś Bláskógabyggð - aż trudno wymówić - po to by zobaczyć jakiś gejzer Strokkur ? Wolne żarty, takie widoki to w Warszwie na Woli - łatwo wymówić - mamy pękniętą magistralę ciepłowniczą i warszawiacy mają swój gejzer Strokkur, tak samo dymi, taki sam pejzaż... i wszystko za darmo.


Widziałem reportaż w tivi, nawet młode mamy z wózkami szły na warszawskie gejzery. Jakiej mamie chciałoby się tłuc z niemowlakiem na Islandię ? w stolicy wszystko pod bokiem i za free. Czy takiego prezydenta stolica mogłaby nie kochać ?

Gejzer Strokkur ( maselnica )
Jedno tylko Rafałowi Trzaskowskiemu nie wyszło. Nie udało się stworzyć na wiślanych łachach Fuertewentury, choć projekt zrealizowny z udziałem ekologów, więc specjalistów, naprawdę dobrze rokował.

Kozy Trzaskowskiego próżno wypatrują pasterza z ratusza. Musi wystarczyć ten z Dagestanu
https://wpolityce.pl/m/kryminal/466043-nie-zyje-polowa-koz-ze-stada-na-wyspie-na-wisle
Kto był na Fuertewenturze ten wie, że to wyspa kozia. Koza w herbie stolicy, pomnik koziej rodziny w stolicy, a sama stolica choć dziś nazywa się bardzo ładnie, bo Puerto del Rosario, to kiedyś nazywała się najzwyczajniej Kozi Port.


Widok na Betancurię, pierwszą stolicę Fuertewentury

Nazwę zmieniono z uwagi na turystów, w czasach kiedy wysyłano jeszcze pocztówki, głupio było wysyłać pozdrowienia z Koziego Portu, to brzmiało gorzej niż " wczasy pod gruszą " Puerto del Rosario brzmi o wiele lepiej. Kozy na Fuertewenturze są wszędzie, nawet na pustyni pod Corralejo.

Jedyną roslinnością na pustyni jest słonolubny soliród. Chyba tylko na ten smakołyk mogą liczyć kozy. Na pustyni, w stanie dzikim, żyją kozy, które odłączyły się od stad. Są małe, rachityczne, koźlęta nie większe od dużego kota. Ale żyją, chodzą, grzebią w piasku i jak natrafią na jakiś soliród to jest dobrze. Jak one przetrwały w stanie dzikim ? Nie mam pojęcia. Soliród ma taką zawartość potasu, że wszystkie kozy powinny cierpieć na zaburzenia rytmu serca i uszkodzenia układu nerwowego. Tymczasem kozy na Fuertewenturze żyją, a kozy Rafała, w ilości 30 sztuk zdechły, i doczekały się pogrzebu w rycie marynarskim, bo spoczęły na Wisły dnie. Jak on to zrobił ? jak on tego dokonał, ten uczeń profesora Geremka.

Na Fuertewenturze przetrwały, a na wiślanych łachach, na łęgach gdzie zielono, gdzie łozina smakowita, gdzie trawa soczysta, gdzie wody w bród... pozdychały. Pozdychały mimo, że warszawski ratusz zatrudnił za 3000 euro wybitnego specjalistę d/s wypasu kóz z dalekiego Dagestanu. Jakąż ów pasterz z Dagestanu musiał mieć uciechę widząc tych wszystkich idiotów, którym zachciało się przemieniać wiślane łachy w Fuertewenturę. Na razie na Fuertewenturę trzeba polecieć. Tramwajem póki co się nie da i niech tak zostanie. Niech oni lepiej nie kombinują jak połączyć linię tramwajową Plac Trzech Krzyży z Puerto del Rosario. To jeszcze bardziej się nie uda od hodowli kóz pod mostem Berlinga.

Puerto del Rosario jest tak małe, że część wielkomiejską należało domalować
Inne tematy w dziale Rozmaitości