Po ujawnieniu skali nepotyzmu wśród peeselowskich bonzów starałem się dociec przyczyn tego społecznie szkodliwego zjawiska. O ile wyjaśnienie dlaczego nepotyzm nie występuje wśród rodzin członków PO nie nastręcza wiekszego problemu, to z PSL-em miałem tzw. zagwozdkę ( rusycyzm użyty celowo w związku z wizytą Kiryła, ja już rozpocząłem swoje małe pojednanie)
Platforma Obywatelska to partia" ludzi z miasta", a to rodzi pewne konsekwencje w zachowaniu członków tej partii. Historia podzieliła moją rodzinę równo na część "wiejską" i "miejską". Miastowi żyją inaczej, wiejscy inaczej. Miastowi zawsze w biegu, zawsze czymś zaaferowani, sporadyczne rodzinne spotkania ( zwykle na cmentarzu ) małe zainteresowanie tym co wydarzyło się u krewnej lub krewnego. Żyją według znanej zasady niemieckich gospodyń domowych KKK, która u nich oznacza Kredyt, Kwatera, Kariera. Przyznać jednak muszę, że jakiemuś etosowi są wierni, nie wiem tylko jaki to etos, może protestancki ? No i ta przemożna chęć działania Pro bono publico. Tacy są moi miejscy krewniacy, nepotyzm to dla nich pojęcie całkowicie obce.
Krewniacy siedzący na wiejskiej gałęzi to odwrotność tych z miasta. Interesują się wszystkim i wszystkimi, ciekawi co wydarzyło się u wujka Mariana, czy Zosia ukończyła studia i czy ma pracę. Spotkania rodzinne przy każdej okazji, niekoniecznie z okazji świąt, chrzcin czy pogrzebów. Gwoli uczciwości muszę napisać, że na takich spotkaniach pojawia się alkohol, niejednokrotnie bardzo mocny. Rodzina wiejska skora do pomocy, zawsze zwarta i gotowa, skoczy do gardła każdemu kto rodzinie próbuje zaszkodzić. W warunkach deficytu jakiegoś dobra, np. pracy ta rodzina zdolna jest do uruchomienia nieskończonej liczby kumotrów, krewnych i powinowatych aby zamierzony cel osiągnąć. Nepotyzm w formie czystej.
W sporze o genezę peeselowskiego nepotyzmu przyznaję rację raczej panu posłowi Celińskiemu, który uważa iż nepotyzm wypływa wprost z kultury chłopskiej, niż pani prof. Środzie, która winą za nepotyzm obciąża polski obskurancki katolicyzm. Przypomnę może tylko, że pan Celiński jest byłym działaczem byłej opozycji, któremu działalność opozycyjna tak zharatała nerwy, że jak zrobi dzwona na ul. Łopuszańskiej to natychmiast udaje się do domu, zostawiając w samochodzie dwa telefony komórkowe aby jego wyborcy w nagłym wypadku mogli się do niego dodzwonić. Z jakiej kultury wypływa takie zachowanie pan poseł na razie nie ustalił.
Po odwiedzeniu Chateau de Chambord, najbardziej " polskiego" zamku w dolinie Loary muszę jednak moich wiejskich krewaniaków uspawiedliwić. Oni nepotyzmu nie wymyślili, oni go podpatrzyli i adaptowali do potrzeb na swoją miarkę. Chłopi zawsze byli blisko dworu, a taki na przykład Jakub Szela pozwalał sobie nawet do dworu wstąpić od czasu do czasu. Z dworem zawsze można było ubić interes lub ostatecznie procesować sie o łąkę, las lub prawo do połowu ryb w jeziorze. Chłop chytry, bystry, niegłupi, szybko wyciąga wnioski i szybko się uczy, stąd i cały chłopski nepotyzm podpatrzony we dworze. Porównywanie nepotyzmu w rodzinie króla naszego Jegomości Stanisława Leszczyńskiego i jego zięcia Ludwika XV do nepotyzmu peeselowskiej śmietanki byłoby krzywdzące zarówno dla owej śmietanki jak i dla samego nomen omen Śmietanki. To jest pikuś.
Cóż my odnajdujemy w Chambord? Ano pobyt króla Stanisława Leszczyńskiego w zamku Chambord w latach 1724-1733 na koszt francuskiego podatnika. Jakieś delegacje do Warszawy króla Stanisława z roku 1733 do dziś nierozliczone, te też na koszt francuskiego podatnika. Podarowanie przez kochanego zięcia kochanemu teściowi- prawem kaduka z resztą - księstwa Lotaryngii. Dóbr, których kochany zięć właścicielem akurat nie był. A na sam koniec ofiarowanie Chambord Maurycemu Saskiemu - birbantowi i karciarzowi - synowi naszego umiłowanego króla Augusta II Sasa. To wszystko działo się w " domaine nationale" czyli w dobrach narodowych, jak głosi tabliczka przy wjeździe do Chambord. Nepotyzm w formie bezczelnej.
Czy ktoś wyobraża sobie, że Pawlak mógłby podarować Śmietance elewatory w Inflantach? Chyba nie. A wtedy takie rzeczy były możliwe, działo się to w czasach kiedy ciemiężony francuski podatnik jeździł charrettką a nie Citroënem. Tą samą charrettką, która tak pracowicie woziła później rozmaitej maści obywateli na szafot przy Placu Ludwika XV( zięcia), obecnie Place de la Concorde.
A sam zamek w Chambord ? Wybudowany z rozkazu Franciszka I miał demonstrować prestiż i potęge Walezjuszy, jednak główny inwestor pomieszkał sobie w swoim nowym pałacu ledwie 70 dni, z prawami natury nie poradzi sobie nawet tak potężny władca jak Franciszek I. Zamek służył Franciszkowi I jako baza wypadowa do polowań w lasach Chambord, taka Buda Ruska.
Największy - co zrozumiałe - wśród wszystkich zamków nad Loarą, " dotknięty" podobno ręką samego Leonarda z Vinci nie przypadł mi do gustu. Renesans a rozpasany jak barok, za dużo detali, za dużo kominów,za dużo okien, baszt, bastyjek, przesada. Mój tępy łeb kocha symetrię a tam trzeba się jej doszukiwać. Tak jest na zewątrz, w środku trochę twórca powściągnał artystyczną gonitwę i mamy czysty renesans, przez moment poczułem się jak na Wawelu.No i najważniejsza ze wszystkiego unikatowa spiralna klatka schodowa, jak się sądzi zaprojektowana przez mistrza Leonarda. W gabinecie myśliwskim rodzina wypchanych lisów. Na temat lisa nie wiem nic, wiem tylko, że to bardzo wdzięczne zwierzątko do wypychania,czymkolwiek. Piękny również przypałacowy kościół Św. Ludwika.
Inne tematy w dziale Rozmaitości