Lepiej być piękną, bogatą i szczęśliwą czy brzydką, biedną i nieszczęśliwą ?
Cóż to wogóle za pytanie ? Wiadomo, że większość kobiet wybierze to pierwsze.
A ja sam nie wiem co lepsze ? Pierwszy wariant trafia się w realnym życiu niezwykle rzadko. Druga konfiguracja czyli triada: brzydka - biedna - nieszczęśliwa zdarza się o wiele częściej. Czasem tylko trafi się jakiś wyjątek np. ładna - biedna - nieszczęśliwa lub brzydka - obrzydliwie bogata - szczęśliwa. Jedyny znany mi przypadek kobiety brzydkiej - biednej - szczęśliwej to Kopciuszek. Jednak z Kopciuszkiem - dziś to wiemy - historia jest zupełnie inna. Ona była na brzydką ucharakteryzowana za pomocą popiołu i sadzy z kominka. Na koniec okazało się, że choć jest biedną półsierotą to przy okazji jest piękna, a na dokładkę duszę ma jeszcze piękniejszą.
Odwrotnością zabiegu artystycznego wymyślonego przez Braci Grimm był zabieg zastosowany na pani premier Kopacz, przy pomocy Fotoshopa, podczas słynnej sesji fotograficznej dla "Twojego Stylu " Sporo mnie to kosztowało. Sąsiad powiedział, że mamy nową panią premier - nie załapałem o co chodzi - czym prędzej pojechałem do polskiego sklepu po czasopismo. Kiedy wróciłem do domu akurat w Sejmie przemawiała pani Kopacz, otworzyłem " Twój Styl " na rozkładówce i już wiedziałem, że 3 funty bezpowrotnie straciłem. Oszukali mnie tym wizerunkiem. No, ale przecież nie będę pisał notki o ludziach niepięknych i o ich niepięknych duszach, zostawiam to Jerzemu Urbanowi i jego poputczikowi red. Michnikowi oraz całemu czerskiemu Obkomowi.
Moje kapryśne pióro chce dziś napisać notkę o najpiękniejszej kobiecie XIX wieku : o Elżbiecie Amalii Eugenii z Wittelsbachów, bawarskiej księżniczce, cesarzowej Austrii i królowej Węgier. Kobiecie tak pięknej, że jej alabastrowy posąg w skali 1:1 stojący u wejścia do pałacu Achillion na Corfu, nikogo obojętnym pozostawić nie może nawet dziś, po 130 latach.
To co ja będę się mordował i pisał jakiś panegiryk o przeciętnej lekarce z Szydłowca ? Znam ciekawsze tematy i ciekawsze postacie.
Początkowo wszystko w życiu Elżbiety wskazywało na to, że będzię bogatą i szczęśliwą, bo piękna już była. Na " targowisku kandydatek na żonę " dla 24 - letniego wówczas Franciszka Józefa to ją - szesnastoletnią Sissi - wybrał cesarz, a nie przeznaczoną sobie, jej starszą siostrę Helenę. Był to mały skandal, jaki i w rodzinach cesarskich się trafia.
Świeżo po cesarskim ślubie małżonkowie wydawali się być w sobie mocno zakochani, czuło się między nimi chemię tak silną, że dałoby się z owej chemii wyodrębnić pewnie połowę tablicy Mendelejewa. Takie miłości ponoć się trafiają, jednak niezmiernie rzadko. Kochanków łączyła również zwykła miłości jaka łączy brata i siostrę, bowiem matka Franciszka Józefa i matka Elżbiety Amalii były rodzonymi siostrami. Takie rzeczy u Habsburgów to normalka. To małżeństwo nie miało jednak najmniejszych szans na wieloletnie, szczęśliwe trwanie z wielu powodów. Pierwszym najważniejszym była oczywiście teściowa arcyksiężna Zofia będąca jednocześnie cioteczką młodej cesarzowej. Koktajl zabójczy. Elżbieta wychowana w innych warunkach, energiczna, z ogromną potrzebą wolności, rozmiłowana w literaturze i sztuce, próbujaca swoich sił w poezji w żaden sposób nie pasowała do Franciszka Józefa, który w międzyczasie wyłysiał, zapuścił te kretyńskie bokobrody i z przystojnego cesarza przemienił się w ociążąłą, wiecznie utyskującą " urzędniczą doopę " Cesarz z takimi bokobrodami, z takim poświęceniem spędzający często 16 godzin za cesarskim biurkiem mógł podobać się w cesarsko - królewskim Krakowie, Elżbiecie taki małżonek najwyraźniej nie odpowiadał.
Nie odpowiadał Elżbiecie również niezwykle skomplikowany, sztywny dworski ceremoniał Schonbrunn, przeszkadzały zastępy tępych urzędników z otoczenia cesarza i sam cesarz, który do zbyt rozgarniętych nie należał i na pewno nie był dla Sissi najwłaściwszym partnerem.
Pierwszym zwiastunem nieszczęść jakie towarzyszyć będą Elżbiecie przez całe życie była śmierć 2 - letniej, pierworodnej córeczki Zofii, podczas podróży na Węgry. Pozbawiona - przez teściową - prawa do opieki nad pozostałą dwójką dzieci, Rudolfem i Gizelą, będzie coraz bardziej popadać w smutek i melancholię. Rozpocznie się ucieczka przed problemami i niekończąca się podróż po Europie, cesarskim jachtem, koleją, a w chwilach wolnych od podróży opętańcza konna jazda. Podróże przerywane śmiercią bliskich : ojca, siostry Heleny i jedynego prawdziwego, duchowego przyjaciela, bajkowego króla Bawarii Ludwika II.
Największym jednak ciosem dla Elżbiety okaże się samobójcza śmierć w Mayerlingu, jedynego, ukochanego syna cesarzowej, arcyksięcia Rudolfa. Podróże to również poszukiwanie azylu, miejsca gdzie moglaby osiąść na dłużej i odnaleźć swoje miejsce pod Słońcem. Odwiedziła większość wysp na Morzu Śródziemnym, zaliczyła portugalską Maderę, wreszcie w roku 1861 na zaproszenie Wysokiego Komisarza Sir Henry'ego Storcksa, odwiedza Corfu... i to tu odnajdzie krótkotrwały odpoczynek w swoim nieszczęśliwym, przepełnionym smutkiem, życiu.
W 1889 po kolejnych wizytach na Corfu zakupuje od miejcowego kupca willę i po jej wyburzeniu pod jej nadzorem i z jej inspiracji powstanie przepiękny kompleks pałacowy Achillion. Wystrój wnętrz, wygląd kompleksu Achillion to odzwierciedlenie jej wielkiej miłości do greckiej kultury i greckiej mitologii. Sama Sissi z tej miłości do wszystkiego co greckie nauczyła się i języka greckiego i chyba w tym greckim anturażu odnalazła wreszcie krótkotrwałe ukojenie. Nie na długo jednak, bo jej smutne życie zostanie przerwane 10 września 1889 w Genewie. Zginie z rąk włoskiego anarchisty Luigiego Luchieni, któremu obojętne było kogo zabije, byle byłaby to koronowana głowa. Umrze tak jak chciała, od niewielkiej dziurki w sercu, tak jak jej syn Rudolf. Niewielka dziurka w sercu, a jakie smutne konsekwencje i jaki ból po stracie Sissi - nie tylko dla starego Franza Josepha - ale i dla poddanych habsburskiej korony.
PS. Po śmierci Sissi pałac Achillion kupuje cesarz Niemiec Wilhelm II, ale za tym facetem nie przepadam, więc szkoda mi pióra i atramentu na tego bufona. Może innym razem.
Komentarze