
Leżąca nad Zatoką Gaskońską ( tak Francuzi nazywają Zatokę Biskajską ) małżonka moja Zofia skierowała w moją stronę następujące słowa
- Ty Czesławie to kompletnie nie umiesz wypoczywać
- ??? Jak to ?
- Normalnie. Nie umiesz tak wypoczywać jak w czasach karwieńsko - władysławowsko - jastrzębiogórskich.

Nie umiałbyś chyba ulepić takich babek z piasku jakie lepiłeś dzieciom na plaży w Piaskach.

Biegasz po tych wydmach jak niekastrowany wielbłąd, znowu ci się nasypie piasku do środka i będzie jak z Zenitem w Karwi. W Kilonii na U - Boocie walnąłeś łbem o zawór balastowy, a wychodząc z przedziału torpedowego potłukłeś obiektyw.


Małżonka moja Zofia zna się na U - Bootach ze szczególnym uwzględnieniem typu VIIC/41. Ilekroć zawijam nad ranem do " portu macierzystego " w zanurzeniu peryskopowym ona zawsze przy pomocy swojej wewnętrzej echosondy wyczuje mnie i 1 - 2 torpedy pośle. Trafiony - zatopiony.
- W Lagos jak jakiś kapucyn leciałeś pod górę do klasztoru kapucynów jakby ci mieli ten klasztor bojownicy ISIS wysadzić w powietrze za dwa kwadranse. Stał tam 500 lat i stoi do dziś. A kolejny obiektyw na kamieniach szlag trafił. Ty myślisz, że ja będę ci kupować na każdą wycieczkę nowy obiektyw ? Po co ci te ruiny ?

- To co mam robić ?
- Masz leżeć, a nie biegać i cykać te zdjęcia bez opamiętania. Po co ci tyle zdjęć ruin, wydm albo poniemieckich U - Bootów typu VIIC/41 ? Zobacz ile sklepów odbudowano po wojnie, żadne ruiny, ile zbudowano nowych pięknych centrów handlowych, pasaży, ile łatwo dostępnych kompleksów z kawiarniami, boutikami, restauracjami, a nawet kinami : tylko brać, wybierać i kupować, bieda musi pofolgować.
- Ale ja nie potrafię leżeć, a biegać po sklepach nie lubię i chyba też nie potrafię.
- Wiem, bo ty jesteś uzależniony od robienia zdjęć i pisania notek na swojego bloga.
- Jak to uzależniony ?
- Normalnie jak alkoholik, jak nałogowiec
To mnie kompletnie wyprowadziło z równowagi. Ja i uzależnienie, ja i nałogi jakieś ? To niemożliwe. Owszem ja się bardzo szybko uzależniam, ale jak zachodzi potrzeba to się szybko odzależniam. Z papierosami na przykład poszło mi bardzo łatwo. Zacząłem palić po otrzymaniu promocji do klasy V, ale to przez dziadka. U nas była taka rodzinna tradycja. W piątej klasie zaczynał się rosyjski i dziadek z nas szydził, że jak się nauczymy rosyjskiego to " ... boleszwiki wezmą nas w sołdaty " a czyż można sobie wyobrazić sołdata bez kapciucha machorki - samosiejki w bucie. To się kręciło te skręty, jak nie było z czego to i z herbaty, albo kupowało Sporty. W klasie VIII wystąpiły pierwsze oznaki uzależnienia, co odbiło się na ocenach. Trudno było o koncentrację i zapamiętywanie tego co próbowali nam przekazać nauczyciele kiedy nie było wiadomo czy lekcja się przeciągnie i czy zaliczymy " calaka " na krótkiej przerwie. Najgorsze były ferie zimowe, bo w domu przecież nie było przerw, a świat pozbawiony listowia czynił z nas, nieletnich palaczy, bezbronne kuropatwy na śniegu. Nie było jak się wyrwać i ukryć na jednego, a ojca miałem surowego w kwestii " dymka " Nigdy nie palił i tępił nałóg ze wszystkich sił. Dość powiedzieć, że po raz pierwszy zapaliłem przy ojcu w wieku 21 lat. Na szczęście spotkałem na swojej drodze małżonkę moją Zofię i od tego czasu ojciec mógł mi naskoczyć. O tym czy mogę zapalić lub nie, decydowała ona. Czas płynął, sytuacja nabrzmiewała, zbliżało się rozwiązanie.
Oczywiście nie chodzi mi o sytuację polityczną w kraju tylko o fakt, że spodziewałem się dziecka. Ściślej to dziecka spodziewała się małżonka moja Zofia, ale z moim czynnym udziałem. Również w kraju wybuchła sierpniowa fiesta roku 1980. W domu pojawiły się różne wydawnictwa, książki i broszury pisane na kiepskim papierze z jeszcze gorszym drukiem. Jedną z książek była biografia Józefa Stalina. Zawsze uważałem, że Stalin był przyjacielem wszystkich dzieci na świecie. Z lektury ksiażki wynikało co innego. Pewnego razu w celu ocieplenia wizerunku tow. Stalina postanowiono zrobić mu zdjęcia w pozach rozmaitych wraz z towarzyszącym mu dzieckiem. Jakby na sam jego widok nie robiło się człowiekowi gorąco. Zdjęcia wyszły nadzwyczaj ładne, bo też " Architekt naszych marzeń " był człowiekiem niezwykle fotogenicznym. Po sesji tow. Stalin oddał dziecko towarzyszącemu ochroniarzowi ze słowami
- Zabierz to barachło.
Tam oczywiście padły słowa dosadniejsze, ale ja nie wiem jak jest po rosyjsku " spierdalaj " normalnie wszyscy tłumaczą to jako " won " ale ja pamiętam Jurkę Arbuzowa mojego koleżkę i on nigdy nie mówił krótkiego won, tylko wygłaszał dłuższą, bardzo emocjonalną kwestię w sytuacji gdy chciał, by ktoś poszedł won.
Dalej wyczytałem, że Jozef Stalin siadał obok łóżeczka syna Wasyla, wyjmował kapciuch, nabijał fajkę i złośliwie puszczał dymki w stronę 3 - letniego Wasyla.
Mały krzusił się, łzawił i płakał. Prośby - Nadieżdy Alliłujewej, matki Wasyla - by Stalin nie truł dziecka nie na wiele się zdały. Stalin nikogo nie słuchał, choć był człowiekiem łagodnym to był też dyktatorem, jak Kaczyński. W rezultacie tego podtruwania dymem Wasyl został nałogowym alkoholikiem, bo jakiś nałóg trzeba posiadać, a on nie znosił dymu tytoniowego. Patrząc na łóżeczko mojego małego syna - pomyślałem - że nigdy nie będę taki jak Józef Stalin. Nie będę dziecku puszczał dymków, nie będę dziecka truł. Nie chciałem, by poszedł w ślady Wasyla. Rzuciłem papierosy z dnia na dzień, zacząłem palić na balkonie. Czas płynął, przyszła sroga zima, wraz z nią zakończenie sierpniowej fiesty i odebranie dzieciom Teleranka. Nie mogłem dłużej palić na balkonie, było zimno, a mogłem też stać się celem i oberwać jakąś puszką z gazem. Rzuciłem papierosy z dnia na dzień. Przeniosłem się na klatkę schodową. Dalej jednak odczuwałem dyskomfort, bo nie byłem pewny czy nie łamię prawa. Sędzia Rzepliński był wówczas członkiem PZPR i nie miał mi kto wyjaśnić zawiłości dekretu dotyczącego wydarzenia kulturalnego jakim był stan wojenny. Czy godzina policyjna i sformułowanie " zakaz wychodzenia z domu " dotyczył wyjścia na klatkę schodową, czy wyjścia z bloku ? Dodatkowy dyskomfort brał się z faktu, że wszystko w stanie wojennym odbywało się w miarę kulturalnie, sąsiad z VIII piętra, w stopniu sierżanta sztabowego MO dalej odpowiadał na " dzień dobry " a ja zachowywałem się niekulturalnie bo strząsałem popiół na schody i pozostawiałem niedopałki wokół zsypu, bo okno się rozeschło i spóldzielnia zabiła na głucho. To nie było dobre rozwiązanie, a liczyć na to, że spółdzielnia wstawi na klatkę popielniczki na nóżce też liczyć specjalnie nie było można. Chociaż w kraju nastapiła normalizacja, to w kwestii dostępności popielniczek na nóżce wcale się nie poprawiło. Deficyt był. Rozwiązanie przyszło z wiosną, wraz z hasłem " zima wasza, wiosna nasza " Postanowiłem naprawdę rzucić palenie i nie być już zależnym od komunistycznych deputatów na kartkę " R " - wyroby tytoniowe. Rzuciłem z dnia na dzień. Nie chodziłem więcej na balkon, ani na klatkę. Zaś kartkę " R " - wyroby tytoniowe zamieniałem na " R " - wyroby czekoladowe. Tym sposobem dzieci miałem w miarę dobrze odżywione, nie podtrute i żadne nie poszło w ślady Wasyla Iosifowicza, ani Swietłany Staliny. Wszystko dzięki temu, że mam silny charakter i bardzo szybko się uzależniam, a jak trzeba to odzależniam. Za bardzo sie rozpisałem o jednym tylko nałogu i na inne już miejsca nie starczy. Nie chciałbym, aby notka wyszła zbyt długa. Widać z powyższego, że potrafię zerwać z nałogiem. Dlatego też słowa małżonki mojej Zofii bardzo mnie zirytowały i postanowiłem sprawdzić czy blog i pisanie to uzależnienie. Zawarłem sam ze sobą zakład typu churchillowskiego, by sprawdzić czy jestem uzależniony od bloga czy też nie. Churchill jak wiadomo prowadził bardzo niezdrowy styl życia : palił cygara i wychylał od godz. 11 : 00 am do późnych godzin nocnych szklaneczki z whisky & soda. Taki niezdrowy tryb zycia sprawił, że zmarł w 91 roku życia. A mógł pociągnąć dłużej i jeszcze kilka ksiażek napisać. Przyjaciel Churchilla zaniepokojony takim stylem życia zasugerował, że premier Zjednoczonego Królestwa może być najzwyczajniej w świecie uzależniony od alkoholu. To rozzłościło Churchilla podobnie jak i mnie supozycja małżonki mojej Zofii, że ja mogę być uzależniony od prowadzenia bloga. Churchill zaproponował przyjacielowi zakład : rok abstynencji jako dowód, że nie jest uzależniony. Zakład wygrał, choć nigdy się nie dowiemy czy czasem pod osłoną nocy nie walnął sobie " szprycy " whisky & soda. Był to jednak zakład pomiędzy gentlemanami, więc należy zakładać, że słowa dotrzymał. Mnie będzie łatwiej skontrolować, mój zakład polega na powstrzymaniu się od pisania przez okres 1 miesiąca. To pozwoli ustalić czy jestem uzależniony, czy nie. Oczywiście zakład dotyczy tylko pisania, gdybym gdzieś pojechał i przypadkowo wyzwolił migawkę to zdjęcie oczywiście wrzucę, a tekst w załączniku za miesiąc. PS. Muszę jeszcze coś wyznać nim zostanę zdemaskowany przez dociekliwych komentatorow. Pomysł na ćwiczenie siły woli, na sprawdzenie samozaparcia, a może nawet na wychodzenie z " U " nie jest wcale mój. Zainspirował mnie pomysł blogera Gorzelańczyka, który postanowił ćwiczyć silną wolę i udowodnić światu, że człowiek może żyć bez jedzenia. Ciekawe ile dziś waży ? 45 - 48 kg ? Dlatego ja tak salon polubiłem, właśnie z uwagi na tą niezwykłą oryginalność i miejsca i ludzi. Szkoda tylko ofiary blogera Gorzelańczyk, bo to że człowiek może żyć bez jedzenia udowodniono już dośc dawno. Można żyć bez jedzenia do samej śmierci. Widzimy się za miesiąc ?
Inne tematy w dziale Rozmaitości