Siukum Balala Siukum Balala
1830
BLOG

We młynie...

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 101


image


W tej notce musimy ostatecznie odejść od atmosfery filmu " Sami swoi ", która towarzyszyła większości notek z Fuerteventury. To skutek sugestii bardzo znanego salonowego komentatora " z kropką i pl " Podobno kurczowe trzymanie się jednego tematu, jednego stylu, kręcenie się wokół własnego ogona to dowód na jakiś rodzaj obsesji. Wierzę jemu, bo należy do tych twardzieli, którzy zasypiają i budzą się z okrzykiem - Kaczyński !


Do młyna w Antigua nie pojechałem z powodu lekarza, który okazał się weterynarzem, a po wytarabnieniu się z wozu przedstawił się jako młynarz Kokeszko. To całkowicie bez związku z sagą Karguli i Pawlaków. Do młyna w Antigua pojechałem, bo lubię wiatrowe młyny, lubię bardzo technicznie zaawansowane wytwory ludzkiego umysłu i rąk. A wiatraki były urządzeniami niezwykle skomplikowanymi, tajemniczymi, zaczarowanymi, były bystrzakami, które potrafiły tak wiatr omotać, tak go ucapić i między śmigi wplątać, że ten specjalnego wyboru nie miał i musiał człowiekowi służyć.


image


To nie tylko moja opinia, wybitny polski znawca wiatraków, prof. dr Jan Święch w książce o wiatrakach mówi jeszcze więcej i jeszcze piękniej


" Wiatraka się nie buduje, nie wznosi się. Wiatrak zostaje powołany, bierze początek, albo przychodzi. Budować można dom, stodołę, oborę, to co stoi nieruchomo. Wiatrak porusza się, chodzi, pracuje, wydaje dźwięki, mówi, gra, muzykuje, zawodzi, niedomaga, choruje, gniewa się, odpoczywa, śpi. Wiatrak żyje, czuje. Jest jak człowiek i tak jak nie ma takiego samego człowieka, tak nie ma takiego samego wiatraka. Każdy wiatrak ma swój charakter jedyny i niepowtarzalny. Ojcem wiatraka jest cieśla i on zawsze potwierdza to znakiem. Wiatrak odchodzi lub ginie, a tam gdzie pracował, pozostaje jego mogiła " 


Do wiatraka w Antigua pojechałem również z powodu pewnej Chinki z hali przylotów lotniska El Matorral. Stała, uśmiechała się i mówiąc - Herzlich willkommen - wręczyła mi mapę Fuerteventury z zaznaczonymi atrakcjami. Tak zdziwił mnie widok Chinki mówiącej po niemiecku, że nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo mandaryńskiego nie znam. Takie czasy - pomyślałem - Niemcy walczą o pokój na całym świecie, ostatnio w Hamburgu, Polacy to urodzeni faszyści, a Chińczycy mówią po niemiecku... ale mapę zatrzymałem i dobrze zrobiłem, bo okazała się niezwykle pomocna.


Wiatraki lubię, ale jakoś nierówno. Wstyd się przyznać, ale nie w moim guście są najbardziej polskie wiatraki, najbardziej w polskim pejzażu osadzone. Nie podoba mi się w koźlakach ich kanciastość, zaburzone proporcje przez to stanie na kurzej łapce, czyli koźle. Zdecydowanie wolę holendry, solidne, jednakową mocą trzymające się i ziemi i wiatru. 


image
Kozlak napotkany podczas wędrówki po Flandrii


Kształtne jak kobiety, tu gdzie trzeba wydatne, tu gdzie trzeba wcięte i zgrabne, a nad wszystkim sprytna, ruchliwa wszystkowidząca i wiedząca głowa. Różnica między holendrem, a koźlakiem jest taka, że koźlak łapie wiatr całym sobą, a holender tylko osadzoną na korpusie, ruchomą czapą. Wiatraki hiszpańskie to zupełnie inna para kaloszy, być może lubię je z powodu Don Miguela. Hiszpańskie wiatraki to prawdziwe damy, kibić u nich smukła, nie tak solidna jak w holendrach, bo też i hiszpański wiatr nie tak destrukcyjny jak ten sztormowy znad Morza Północnego. Delikatna biel, niektóre rózem przypudrowane, i tych wiatracznych ramion  bez liku.


image



image

Wiatrak z Majorki 


image

Wiatrak z Formentery 


Są i cztery, jest i sześć, niektóre zamiast żaluzji wypełnione płótnem i jak żagle refowane gdy wiatr silniejszy. Hiszpańskie wiatraki swoją mechaniczną prostotą przypominają koźlaki.


image

Koło paleczne z widocznym hamulcem


Próżno tu szukać, jak w holendrze,  pasów transmisyjnych i rozprowadzenia - od głównego wału - napędów transporterów kubełkowych, nie ma wind  do worków, nie znajdziesz ogonowego wiatraczka, który w holendrze samoczynnie " ostrzył " na wiatr. Dwie  śmigi, czyli cztery ramiona, na tym wał z osadzonym kołem palecznym i wrzeciono połączone z kołem palecznym przy pomocy trybika zwanego cewą i ten mechanizm napędza kamienne żarna, czyli złożenie.

Jeden z kamieni nazywa się leżakiem, a drugi biegunem. Całość otoczona łubią, która zapobiegała rozsypywaniu się mąki wokół wirującego bieguna. Nad tym skrzynia zasypowa z korczyną, po której  ziarno zsuwało się do żaren. Poniżej zsyp zmielonej mąki.


image


image


Żarna, ich wykucie, dotarcie to też technologia zaawansowana w swoim czasie. Młynarze powiadali, że dobre żarna to takie żarna, między którymi w okolicach " oka " - czyli tu gdzie trafia mlewo - da się wcisnąć kartkę szarego papieru. W środku, w połowie odległości między " okiem " a brzegiem żaren da się wcisnąć cienki, biały papier, a w szczelinę wokół żaren zmieścić się może jedynie bardzo cienki pergamin. Takich to " szczelinomierzy " używali niegdysiejsi producenci żaren. Od dokładnego spasowania zależała jakość przemiału. To jeszcze nie wszystko. Żarna miały wykute, rozchodzące się promieniście rowki, zwane fazkami. Tymi rowkami zmielona mąka wydostawała się na zewnątrz żarna. Inne zadanie rowków to chłodzenie żaren i mlewa. Stąd duża rola pomocnika  młynarza, który pilnował by mąka się nie przypaliła i w skrajnej sytuacji nie zapaliła, młyny były drewniane, więc po pożarze zostawał młynarzowi jedynie skobel od drzwi do młyna i dwa pęknięte kamienie młyńskie. Taka sytuacja mogła nastąpić gdy żarna się " stępiły " Okazuje się, że kamień też się tępi. Do tępych kamieni wzywano " stone dressera " który po zdemontowaniu bieguna, pracowicie pogłębiał fazki, ostrzył kamień.


image

Stone dresser przy pracy 


Hiszpańskie wiatraki posiadały zwykle dwa lub trzy poziomy. Na pierwszym poziomie magazynowano zboże na przemiał, piętro wyżej narzędzia służące młynarzowi, a na trzeciej kondygnacji znajdowały się żarna. Posiada jeszcze wiatrak w Antigua dyszel, taki sam jak w koźlaku. Dyszel służył do chwytania  wiatru, do ustawienia małego wiatraka wystarczył młynarz z młynarczykiem. Większe wiatraki ustawiano przy pomocy kołowrotu, bądź konia. Jednak z dyszla wiatraka w Antigua - jak sądzę - niezbyt często korzystano, bo warunki do wykonywania pięknego zawodu młynarza były na Fuerteventurze znakomite. Rejon zwrotnikowy, więc wiatr codziennie z jednego i tego samego kierunku, wiatr łagodny, którego pilnować specjalnie nie było potrzeby.


image


W Europie bywało gorzej, wiosenne i letnie nawałnice, pioruny walące w wiatraki stojące zazwyczaj na wzgórzach, wiatraczne i wisielcze wzgórza to wszak powszechna  nazwa w miasteczkach na terenie niemal całej Polski. Będę już za parę dni  w Rynie k/Giżycka to odwiedzę takie wzgórze i dożywającego swoich dni, pękatego holendra, a może i o Bęsię zahaczę z bliźniaczym wiatrakiem ? Też w ruinie.


Wymieranie wiatraków rozpoczęło się wraz z pojawieniem się młynów parowych, wydajniejszych i niezależnych od kaprysów wiatru. Mały wiatrak, przy kilku wietrznych dniach w tygodniu był w stanie zemleć 25 - 30 worków ziarna. Niewielki młyn parowy w godzinę przerobił na mąkę 6 worków ziarna. Dalekie to wprawdzie od współczesnych młynów mielących 500 ton ziarna na dobę, jednak postęp był znaczny. Od tego postępu nie było odwrotu, potrzeba chwili, a raczej potrzeba szalonego półwiecza. 


W 1850 roku mieszkało w Anglii 15 mln ludzi, a w 1900 liczba ludności przekroczyła 30 mln. Wszyscy chcieli nie tylko igrzysk, ale i chleba. Tanie amerykańskie ziarno pojawia się w najodpowiedniejszym momencie, na miejscu są również parostatki mogące tanio i szybko przewieźć przez Atlantyk każdą ilość ziarna, nic tylko mleć... i wiatraki musiały odejść, nie ta wydajność. Paradoksalnie jako pierwsze zniknęły najbardziej technicznie zaawansowane wiatraki brytyjskie. Posiadały nie tylko mechanizm samoczynnie ustawiający na wiatr, ale i patent, który pozwalał na automatyczne refowanie śmig, bez udziału młynarza. W takich młynach młynarczykowie mieli naprawdę niewiele do roboty i pod nieobecność młynarzy  mogli bez problemu zabierać się za młynarzowe, które jak podaje literatura przedmiotu, były naprawdę ładne i grzechu warte. Żal. Wiatraków żal i młynarzowych też. Na szczęście cieszy oko kilka świetnie zachowanych wiatraków na Fuerteventurze i w wielu miejscach kontynentalnej Hiszpanii... i na Balearach. 

PS. Wrogiem nr 2 brytyjskich wiatraków - prócz nieuchronnego postępu - był dodatkowo kanclerz Niemiec, Adolf Hitler. Podczas wojny brytyjskie piece hutnicze cierpiały na chroniczny brak wsadu. Do pieców hutniczych trafiał każdy nieptrzebny kawałek metalu. Tego nie uczą na lekcjach historii, nie pokazują w kronikach wojennych, ale za frontem zawsze podążały oddziały złomiarzy, które cięły palnikami każdy rozbity czołg, strącony samolot, czy rozbity samochód. W Wielkiej Brytanii takie brygady złomiarzy wycinały każdy zbędny, metalowy płot, demontowały każdą  niepotrzebną  maszynę czy urządzenie. Ich ofiarą musiały paść i wiatraki, w których i wały często były odlewane z metalu, wszystkie przekładnie i urządzenia wewnątrz były metalowe, do huty jak znalazł... i jak pięknie mówi prof. dr Jan Święch -tam gdzie pracował wiatrak pozostała jego mogiła.


image


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości