Siukum Balala Siukum Balala
1907
BLOG

Folkestone funicular ( uwaga wulgaryzmy )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 60

Musimy poczynić tu pewne ustalenia. Jak wiadomo redakcja podjęła decyzję o wprowadzeniu  zmian na blogu, czyli wprowadzeniu elementarnego porządku. Każdy miesiąc będzie poświęcony jakiemuś głównemu tematowi, choć pewne odejścia od tematu głównego będą dopuszczalne, po to by nie zanudzić czytelnika. Styczeń to miesiąc poświęcony kolejom żelaznym, w lutym będę w byłym NRD, więc tematem wiodącym będzie prawdopodobnie niemiecka kultura, może pojadę do Sachsenhausen ? może odwiedzę muzeum muru, a może i muzeum  przy Prinz - Albrecht - Strasse ? Temat kolei żelaznych udaje się - z małymi wyjątkami -  kontynuować, więc dziś kolejna notka o kolejach. Tyle, że mam mały problem. Czy kolej terenowo - linowa to jeszcze kolej żelazna ? Chyba tak, bo tak zdecydował mój starszy brat w 1969 roku. Będąc dzieckiem jeszcze byłem  w Zakopanem i wjeżdżałem  na Gubałówkę. Te wagoniki takie piękne, farba na nich srebrna, na drzwiach logo polskich kolei, stylizowane skrzydła orła i napis PKL. Trochę mnie to zdziwiło, że nie PKP, pytam więc starszego brata co to znaczy. 
- Polskie Koleje Linowe - odpowiedział.
Zatem jednak koleje, starszy brat ma zawsze rację, bo jest starszy i wie więcej. Tylko jakie pochylenie stoku wchodzi w grę i od jakiego momentu kolej żelazna zamienia się w windę. Uznajmy, że to co porusza się prostopadle do kierunku grawitacji to winda, wszystko inne jest koleją żelazną. Za graniczne pochylenie stoku przyjmijmy 21,8 stopnia, czyli ok. 40 %, tyle ile butelka whisky. Na oko po takim stoku jeździ żelazna kolejka w Folkestone, którą Anglicy nazywają Leas Lift, choć zgodnie z prawdą i naszymi ustaleniami jest to kolej linowo - terenowa. Każdy kto podróżował z Europy do Wielkiej Brytanii lub z powrotem, korzystając z Eurotunelu, musiał o Folkestone zahaczyć, niewielka 50 - tysięczna mieścina z wyraźnymi oznakami obumierania tego co było solą tej ziemi, czyli turystyki.


image


image


image


Dziś oczywiście ja podróżowania Eurotunelem polecić nie mogę z prostej przyczyny : pewne rejony Francji wokół wyjścia Eurotunelu na powierzchnię naszej planety, wróciły do epoki późnego neolitu i bywa niebezpiecznie.


Trzy lata temu wybrałem się z małżonką moją Zofią na urlop do Bordeaux, nie spieszyło się nam, więc na podróż przeznaczyliśmy aż trzy dni. Zajechać tu i tam - zobaczyć to i owo, taki był plan. Odwiedziliśmy Blenheim Palace, gniazdo rodowe Churchillów,


image


potem wędrowaliśmy śladami Radka po Oxfordzie,


image


image


a jeszcze później  śladami antenatów Radka po Stonehenge. Małżonka moja Zofia uważa, że kindersztuba Radka, jego stosunek do kobiet, sposób wyrażania opinii o kobietach to jest savoir vivre ulokowany gdzieś między neolitem, a epoką brązu.


image


Na koniec zajechaliśmy na chwilkę do Hastings, gdzie odbyła się pewna historyczna nawalanka, nie gorsza od naszego Grunwaldu. Do Folkestone na nocleg przybyliśmy o zmroku.


image

 
The Southcliff Hotel okazał się hotelem na wskroś wiktoriańskim, początek to rok 1861. Wejście utrzymane w tonacji blue, z uwagi na bliskość kanału La Manche. Mosiężne poręcze wypolerowane na złoto świadczyły o tysiącach rąk, a może i milionach rąk, które te poręcze gładziły, a mewy ósemki kręciły.  Rzut oka na kontuar w recepcji i już wiedziałem, że jego twórca zmarł ze starości w końcówce lat 30 - tych XX wieku. Ludzie tak długo nie żyją. Na meblach to ja się znam, bo kieddyś omyłkowo zamknęli mnie w teatralnym magazynie mebli, więc te wszystkie rokoka, empiry, bidermajery, czypendajle i inne art deki, raczej rozpoznaję. Na kontuarze stał dzwonek do przywoływania recepcjonisty, chyba był zepsuty, bo recepcjonista - przezornie - był na miejscu. Po załatwieniu formalności odbyliśmy z recepcjonistą safety training z zakresu obsługi windy. Winda była z 1904, więc nie wiktoriańska tylko edwardiańska. Właściwe użycie windy polegało na zamknięciu drzwi wewnętrznych i wpasowaniu dwóch metalowych bolców w odpowiednie otwory. Inaczej obwód elektryczny się nie zamknie i kolejny osoba chcąca skorzystać z windy będzie musiała fatygować się na IV piętro po windę - takie odebraliśmy szkolenie. Faktycznie winda po którą trzeba chodzić jest bez sensu. To tak jak trzymanie samochodu na parkingu w pracy przez 24h i dojeżdżanie do pracy zatłoczonym tramwajem. Do instrukcji obsługi windy stosowaliśmy się przez cały czas pobytu. Pokój też był wiktoriański, choć gniazdka i przełączniki były już elżbietańskie ( drugie ) Koło łóżka stały dwie lampki z abażurami wykonanymi z woskowanego pergaminu, a pod abażurem podwieszone były szklane kutasiki, które w świetle mieniły się jakby były wykonane z czegoś bardziej szlachetnego niż kwarc. 
- Spójrz Zofio - powiedziałem do małżonki - wyglądają te kutasiki jak te z filmu " Polyanna " który oglądaliśmy w czasie jakiegoś Bożego Narodzenia, kiedy  o istnieniu filmu " Kevin sam w domu " nikt jeszcze pojęcia nie miał. 
- Tak - zgodziła się ze mną moja małżonka. 
Okno przysłaniały dwie grube aksamitne kotary na solidnym karniszu zakończonym sporymi gałami. Po obu stronach kotar, na grubym sznurze zwisały dwa potężne - niczym mickiewiczowskie - kutasy przetkane srebrną nicią. Pociągnięcie za kutasa powodowało odsłonięcie kotary. Urocze i niespotykane już dziś rozwiązanie. Okno było podnoszone, więc bardziej gregoriańskie niż wiktoriańskie. Strasznie stylowo namieszany był ten Southcliff Hotel. Byłem zmęczony jak koń wracający spod Hastings, więc zasnąłem w oka mgnieniu. Ja śpię bardzo dobrze, farmakologią się nie wspomagam. Jest tylko jeden warunek, spać zdrowym snem musi i małżonka moja Zofia. Jeśli ona nie śpi, jest jej źle, coś jej dolega to we mnie jest jakiś niepokój, budzę się. I to wydarzyło się w hotelu w Folkestone. Obudziłem się pełen niepokoju. Pokój tonął w ciemnościach, szarpnąłem za kutasa przy oknie i lekko rozsunąłem kotarę. Do pokoju wsunąło się kilka promieni słabiutkiego jeszcze światła. Dniało. Na brzegu łóżka siedziała małżonka moja Zofia, kołysała się miarowo jakby była sierotą, co jest nieprawdą, bo znam dobrze jej ojca i matkę. Dłońmi zatykała sobie uszy, nie wiedziałem co się dzieje. 
- Zofio, co się dzieje, dlaczego nie śpisz ? - spytałem
Odwróciła się do mnie i pełna bólu, z grymasem na twarzy powiedziała 
- Nie słyszysz ? 
- Co ? No słyszę, to przyroda budzi się ze snu. Gdybyśmy byli na wsi to słowik, a nie mewa by się zrywała i to słowik by nam swoje trele prezentował, a nie mewy. Taka specyfika morza. 
- Otwórz okno ! 
Problem polega na tym, że małżonka moja Zofia ma słuch nadwrażliwy, a ja mam mocno przytępiony, to akurat rodzinne u nas, więc żadnej w tym mojej winy nie ma. 
Szarpnąłem za oba kutasy, odsłoniłem i uniosłem dolną połówkę okna. 
Faktycznie trochę te mewy przesadzają o tak wczesnej porze. Wówczas wydarzyła się rzecz, o którą małżonki mojej Zofii nigdy bym nie podejrzewał. 
- Quuuuurwaaa ! ja tego dłużej nie wytrzymam, ja nie zmrużyłam oka, one tak dają cały czas, a ty z nimi do spółki chrapiesz. Jestem wykończona. 
Czym prędzej zasunąłem okno, prawie że przycinając sobie palce. Okna w stylu gregoriańskim są do kitu. Zasadniczo moja żona nie klnie, ja to co innego, muszę i lubię, bo taki mam fach. Byłem uczniem " profesora " Arbuzowa i z jednakową przyjemnością bluzgam po polsku i rosyjsku, choć do mojego mestre mi daleko, jednak tego akurat  kawałka nie wstydziłbym się jemu pokazać  


https://www.salon24.pl/u/siukumbalala/785571,jak-wladek-z-ochroniarzem-na-manife-jechali


- Uspokój się Zofio - powiedziałem - to tylko mewy, pokrzyczą, pokrzyczą i przestaną. Zaraz zacznie się dzień, zerwie się bryza i polecą sobie na plażę żebrać o frytki i hot dogi. Zrobię ci kawę, chcesz ? 
Pokój był jak wspomniałem w stylu wiktoriańskim, posiadał niewielką wnękę z czajnikiem w stylu elżbietańskim ( drugim ) W cenie była również kawa rozpuszczalna i trzy rodzaje herbaty oraz bisquity. Chyba jeszcze z czasów Bitwy o Anglię, bo twarde były jak chłopaki z RAF-u. Małżonce zrobiłem kawę, a sobie herbatę miętową Tetley. Piliśmy w milczeniu. Z każdym kolejnym promieniem Słońca nadbiegającym z nad Francji mewy darły się coraz głośniej i głośniej. Szczelnie zasunąłem kotary, nic nie pomagało. Miałem wrażenie, że w nadmorskim amfitetrze zaczął się koncert muezzinów ze Stambułu. Około szóstej przyjechała obsługa restauracji, trzasnęły drzwi, rozpoczęła się zwykła krzątanina i pora karmienia mew tym co zostało w restauracji z wczoraj, tym co wrzucano do kontenra. Wtedy się zaczęło. Mewy angielskie to nie są nasze mewy, łagodne, niewielkie takie jak z piosenki Ireny Santor. Niby sobie kręcą te ósemki, romantyczna scenka  na wydmach w Mielnie. Jakieś patrzenie sobie w oczy i iluzjonistyczne sztuczki z haftkami, których nie widzimy, a te sobie ósemki kręcą. W kafejce przy molo jeszcze nikogo nie ma, więc dobra nasza. O nie ! to nie angielskie mewy. Angielskie mewy to zabłąkana ewolucja, to są małe gęsi tyle że z zakrzywionym dziobem i wolem jak szkockie dudy. Jak już zaczerpnie powietrza, jak zacznie z innymi tłuc się o kawałek bułki albo gofra to koniec świata. Nie do wytrzymania. Nie wytrzymałem.


image


- Quuuurwaa ! ja tego nie wytrzymam ! Pakuj się, tunel mamy o 11:00, zmienimy rezerwacje, to nie problem. Ja dłużej tu nie wytrzymam. 
Wziąłem aparat i wyszedłem z pokoju. Winda edwardiańska działała, cóż znaczy właściwie przeprowadzone szkolenie. Tak znalazłem się na klifie i tak poznałem kolejkę terenowo - linową w Folkestone, czyli Leas Lift. Bo tak nazywa się promenada na klifie. The Leas.


image


image


image


Leas Lift to rzecz absolutnie unikalna, jedna z najstarszych działających jeszcze w UK kolejek tego typu. Ja w tego typu miejscach mam ogromy szacunek i podziw dla XIX wiecznych inżynierów.


image


image


Ograniczani  ówczesnymi możliwościami techniki, potrafili mimo wszystko rozwiązać każdy problem, z którym przyszło im się mierzyć. Kolejka Leas Lift powstała w roku 1885 roku i działa do dziś - z dwoma przerwami na konserwację i remont. W czasie swojego pracowitego żywota przewiozła ponad 50 milionów pasażerów. Ostatnia przerwa to rok 2017, a w marcu tego roku ruszy ponownie. Wyjątkowość kolejki polega na tym, że jeździ prawie za darmo z wykorzystaniem jedynie sił grawitacji. Po wypełnieniu wagoników pasażerami, operator przestawia wajchę, otwiera dławicę i napełnia wodnym balastem skrzynię wodną pod wagonikiem. Wagonik rusza, nie ma wyboru. Z grawitacją nikt jeszcze nie wygrał.


https://www.youtube.com/watch?v=rGAr6EY00JE&t=163s


https://www.youtube.com/watch?v=C7rksEoDNFI


Z mewami w Folkestone też wygrać się nie da. Dlatego z powodu wrzeszczących mew i niebezpiecznego Calais w drodze do Francji wybieram obecnie Dunkierkę... i to samo doradzam każdemu. Dłużej, taniej i bezpieczniej.


image

Jeszcze tylko trafić do tego wagonu, byle dalej od mew


image





Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości