Siukum Balala Siukum Balala
1467
BLOG

Moja wyprawa do Kon - Tiki

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 71

image

Skąd u człowieka takie eksploracyjne zacięcie ? W skrajnych wypadkach są to oba bieguny, Himalaje, a nawet samo dno Rowu Mariańskiego. Ludzie zwykli też w tyle nie zostają, im dostępna jest eksploracja w wersji soft. Co sprawia, że porzucamy wygodne łóżko, zamieniamy je na karimatę, namiot, przypadkową ławkę na dworcu.  

Chyba to, że człowiek nie jest małpą i pragnie więcej niż jedna tylko korona drzewa ofiarowana małpie przez Stwórcę. Człowiek pragnie więcej i więcej. Chce zobaczyć co skrywa korona następnego drzewa, co jest za strumieniem, a co jeszcze skrywa się za górskim szczytem. Ta człowiecza natura to rzecz niesłychanie pozytywna, bo z niej wziął się nasz cywilizacyjny postęp. Dzięki temu jesteśmy w miejscu w którym jesteśmy i jest to całkiem przyzwoite miejsce. Ja nie zamieniłbym na nic innego.

Postępu cofnąć się nie da. Ta ciekawość goniła człowieka od zawsze i stąd wzięła się ta dusza człowieka - eksploratora. Nie są to jednak jedyne motywacje. Postęp cywilizacyjny, łatwość z jaką wszystko przychodzi sprawia, że u niektórch znowu budzi się prawdziwa ludzka natura, on chce inaczej, dość tej nudnej rutyny. On ucieka od cywilizacji, ucieka w miejsca niedostępne, z dala od nowinek, telefonów, telewizorów i samochodów. Oszczędza, kisi grosz i wykupuje wczasy typu survival. Z nożem w zębach ugania się po puszczy amazońskiej, zje co złapie, śpi  jak sobie pościele, napije się tego co złapie w liść bananowca. Oczywiście wróci do wygodnego łóżka, do internetu, do samochodu i telefonu. Bo jak napisałem ucieczki od cywilizacji nie ma. Ale próbować można, z tego mogą wyjść nawet interesujące rzeczy. Jednym z pierwszych, który próbował uciec od cywilizacji był najsłynniejszy chyba i najoryginalniejszy podróżnik w historii ludzkiej eksploracji. Norweg Thor Heyerdahl chciał uciec od cywilizacji. Nie było to zadanie trudne, bo w ucieczce uczestniczyła swieżo poślubiona, piękna kobieta, która miała obiecane, że to co właśnie otrzymuje to bilet do raju. Tych kobiet, całkiem nowopoślubionych, równie pięknych, w tym miss Francji, będzie w życiu Heyerdahla jeszcze dwie. Oczywiście ucieczka się nie udała, bo życie w jaskini, łupanie kokosowych orzechów, pieczenie ryb na rozgrzanych kamieniach to nie miejsce, ani zajęcie dla pięknych kobiet. Raj opuszczą po roku z wielką ulgą. Bo wygód cywilizacji nie zastąpi miarowa, kojąca fala nocnego przyboju. Nie zastąpi wrażenie, że żyje się w niebiańskim kokonie, gdzie nie wiesz gdzie zaczyna się niebo, a gdzie kończy linia horyzontu. Gdzie bezkres oceanicznego błękitu nia pozwala na wyznaczenia początku i końca. Czas spędzony wraz z piękną żoną na wyspie Fatu Hiva na Pacyfiku nie był jednak dla Heyerdahla czasem straconym. To człowiek energiczny, skłonny do działania, waleczny. Później zapisze piękną kartę w norweskim ruchu oporu. Tymaczesem z rozmów z tubylcami, z obserwacji, analizy języka i wytworów polinezyjskiej kultury - Heyerdahl przed wyjazdem miał krótki epizod uniwersytecki - rodzi się kontrowersyjna teoria o możliwym zasiedleniu Polinezji ludami z przedkolumbijskiej Ameryki.

image

Tak zaczyna się historia Kon - Tiki, polinezyjskiego boga Słońca. Po wojnie ląduje Heyerdahl w Nowym Jorku i swoją teorią próbuje zainteresować amerykańskich antropologów. Bez rezultatu, pracą Heyerdahla " Polinezja i Ameryka, przenikanie kultur " nikt nie jest zainteresowany. Mały włos, a najniezwyklejsza przygoda, najniezwyklejsza ekspedycja końca lat 40 - tych XX wieku nie wydarzyłaby się nigdy. Wszystko przez zniecierpliwienie, pewnego starszego naukowca i przez departament " gadżetów " Pentagonu. Naukowiec odpędzający się od Heyerdahla jak od natrętnej muchy, rzucił w stronę podróżnika - to spróbuj przepłynąć Pacyfik na inkaskiej tratwie z balsy. Tego Wikingowi mówić nie należało. Drugim duchem sprawczym ekspedycji Heyerdahla był pewien pułkownik armii amerykańskiej, który w nowojorskim klubie eksplorerów prezentuje najnowsze zdobycze technik ratunkowych opracowanych przez Pentagon. Amerykanie są świeżo po doświadczeniach wojny na Pacyfiku i znalezienie optymalnych sposobów na ratowanie rozbitków jest sprawą pilną. Tylko jak sprawdzić przydatność ratunkowych gadżetów w warunkach naturalnych, gdzieś na środku Pacyfiku. Skąd wziąć gotowych na eksperymenty szaleńców ? Na szczęscie był jeden i nazywał się Thor Heyerdahl, który przypadkowo zaplątał się na - jakbyśmy dziś powiedzieli - spotkanie promocyjne. Wprawdzie duński polarnik Peter Freuchen, przyjaciel Heyerdahla, miał o amerykańskich wynalazkach jak najgorsze zdanie, od kiedy przebił ponton haczykiem na ryby, a zamarznięty - ówczesny high tech - czyli zamek błyskawiczny do namiotu, nie pozwolił mu znaleźć wybawienia w przytulnym, suchym miejscu. Freuchen wierzył tylko w te techniki ratunkowe, które opracowywali między innymi jego teść i teściowa, którzy przypadkowo byli rdzennymi Eskimosami, więc tylko skórzane kajaki i schronienia sprawdzone i przygotowywane przez Eskimosów.  

Heyerdahl specjalnego wyboru jednak nie miał, koszty wyprawy ktoś musiał wziąć na siebie. A prawdopodobieństwo sukcesu było tak nikłe, że mało było chętnych. Zatem Heyerdahl godzi się na wszystkie warunki i po spotkaniu w Pentagonie sprawy nabierają tempa. Armia amerykańska za test gadżetów, za badania hydrograficzne, za weryfikcję map prądów morskich daje potrzebny ekwipunek i pieniądze. Czegóż tam nie ma ? i zapałki palące się pod wodą i proszek na odstraszanie rekinów, pływające noże i dmuchane dinghi, nieprzemakalne śpiwory i maści na słoneczne poparzenia i rany od morskiej wody. Racje żywnościowe, ale też dwa radia, sprzęt nawigacyjny, mapy. Słowem wszystko czego potrzebuje żeglarz, by zmierzyć się z oceanem. Najmniej przydatne okażą się racje żywnościowe, bowiem szczodrość oceanu - który każdego ranka dawał śmiałkom około tuzina latających, świeżych ryb - okazała się niewyobrażalna. Teraz pozostało jedynie kupić pnie balsy, zrobić tratwe inkaskim sposobem i z Peru wyruszyć na zachód, podążając za bogiem Kon - Tiki, na tratwie o tej samej nazwie. O szalonej ekspedycji Norwega piszą już gazety, więc zdobywanie kolejnych sponsorów staje się łatwiejsze. Norweskie gazety, za relację z podróży i za ewentualny cykl spotkań z czytelnikami po powrocie, godzą się sypnąć groszem. Bardzo pomocny okazuje się również Norweg Trygve Halvdan Lie, który akurat sprawuje funkcję sekretarza generalnego ONZ. Sekretarze generalni ONZ, nigdy nie byli chyba specjalnie potrzebni, bowiem Heyerdahl przed spotkaniem powie - niech i on na coś się przyda. A po spotkaniu - niech on dalej buja na lądzie, my będziemy bujać się na Pacyfiku.

Tym razem sekretarz generalny okazał się jednak bardzo przydatny, a jego zastępca będący przyjacielem prezydenta Ekwadoru jeszcze bardziej. Listy polecające z ONZ otwierają śmiałkom drogę do balsy. Dwanaście potężnych pni balsy ochrzonych legendarnymi imionami polinezyjskimi: Ku, Kane, Karna, Ilo, Mauri, Ra, Rangi, Papa, Taranga, Kura, Kukara i Hiti, spłynęło do Guayaquil, rzut beretem od Pacyfiku. Do Polinezji pozostało, bagatela ok. 7000 km. Wcześniej jednak należało przetransportować 12 pni do Limy i tam zbudować tratwę. Udało się to po audiencji Heyerdahla u prezydenta Peru, Bustamante Rivero, który wydał stosowne polecenia i budowa tratwy mogła ruszyć w stoczni marynarki wojennej w porcie Callao. Peruwianscy cieśle okrętowi dość szybko uporali się z budową tratwy, i najbardziej niezwykła jednostka mogła wyruszyć ku przeznaczeniu, które według wszystkich, którzy przyszli żegnać śmiałków w porcie, nie wyglądała za różowo. Specjaliści wyliczyli, że całkowite nasiąknięcie wodą i zatonięcie pni balsy dokona się po 40 dniach żeglugi.

image

Kalkulacje Heyerdahla mówiły o 97 dniach żeglugi, potrzebnych na dotarcie do wysp Polinezji. Szałasem przykrytym liśćmi bananowca nikt sobie głowy nie zawracał, bo był najmniej istotny w tej szalonej ekspedycji pięciu szalonych Wikingów i jednego Szweda, z których jeden tylko miał żeglarskie doświadczenie. Gdyby mieli doświadczenie, na pewno nie wyruszyliby w rejs. Szwed Bengt Danielsson zaplątał się całkiem przypadkiem. Akurat zakończył badania nad prymitywnymi ludami w peruwiańskiej dżungli, nudząc się w hotelu w Limie, przeczytał w gazecie o pobycie w Limie Norwegów, więc postanowił przyłączyć się do ekspedycji. Najważniejszym kryterium, jakie wziął pod uwagę Heyerdahl, było podejrzenie, że Szwed może być obdarzony poczuciem humoru. Nie bez znaczenia była postura brodatego Szweda i na koniec znajomość hiszpańskiego, co pozwoliło mu zostać tłumaczem wyprawy. Pozostali członkowie wyprawy byli nie mniej ciekawi. Bardzo poważny inżynier Herman Watzinger, odpowiedzialny za stronę techniczną i naukową wyprawy. Eric Hasselberg - rzeźbiarz, malarz, żeglarz, narciarz, jedyny wilk morski wśród załogi. Osasuna tamtych czasów. Nawigator i autor wizerunku Kon - Tiki na rejowym żaglu tratwy. Przyjaciel Heyerdahla z dzieciństwa, obaj wychowali się w Larvik.

image

Dwaj pozostali załoganci, byli w całym towarzystwie najciekawsi, z najciekawszymi biografiami. Na tratwie znaleźli się nieprzypadkowo, bowiem znali się na obsłudze radiostacji. Knut Haugland, odznaczony brytyjskimi, francuskimi i amerykańskimi orderami za udział w tzw. bitwie o ciężką wodę i zniszczenie instalacji do jej produkcji w Rjukan. O Torsteinie Raaby powinienem był wspomnieć przy okazji notki o zatopieniu " Tirpitza ", bowiem stało się to przy jego znaczącym udziale. Raaby tropiący niemiecki pancernik o każdym jego ruchu informował drogą radiową Brytyjczyków. Był chyba obdarzony nie mniejszym poczuciem humoru niż Szwed Danielsson, bowiem meldunki radiowe wysyłał korzystając z " uprzejmości " niemieckiej anteny. Siódmym uczestnikiem ekspedycji, tragicznym uczestnikiem, była papuga Lorita, podarowana Heyerdahlowi w Limie. Niestety lekkomyślnie odfrunęła od tratwy i przychylny zwykle passat tym razem okazał się nieprzychylny. Nieszczęsna Lorita została na Pacyfiku na zawsze. Taka to silna grupa została 28 kwietnia 1947 roku odholowana przez holownik marynarki wojennej z portu w Callao poza wody terytorialne Peru. Wszystko odbywało się w atmosferze czarnowidztwa i pewnej klęski. Jednak okazało się, że ludzka determinacja, wola walki, potrzeba udowodnienia swoich racji przezwyciężyć mogą nawet ogrom Pacyfiku i już 7 sierpnia 1947 roku, załoga Kon - Tiki zameldowała się na wyspach Polinezji.  

image

Trofea Heyerdahla 

image

Dowiódł Thor Heyerdahl, że możliwa była podróż na wyspy Polinezji z kierunku wschodniego, jednak nieubłagana, nieznająca kompromisów nauka, dowiodła, że Polinezję zasiedlono jednak z Azji. Z genetyką nie da się spierać o to kto ma rację. W tym miejscu trochę się Heyerdahlowi dziwię, znawca, koneser kobiecego piękna, posiadacz trzech pięknych żon, a tak się pomylił w ocenie urody Polinezyjek. Przecież to najpiękniejsze kobiety świata i z całym szacunkiem dla dam z Andów, ale jednak one urodą nie dorównują np. Tahitankom. Choć trzeba powiedzieć, że są sprytne, bo nawet w drodze na targ przędą wełnę z lamy. Jednak ten spryt nie zainteresował Paula Gauguina, który przecież Peru znał i przebywał tu jakiś czas, wolał jednak wybrać Tahiti, gdzie niepotrzebna wełna z lamy ani ponczo. Na Tahiti same kobiece piękno. Taka uroda nie mogła przywędrować z Andów.

A tratwa Kon - Tiki ? przetrwała i gdybym nie pojechał, nie dotknął, nie zobaczył, nie uwierzyłbym, że można czymś takim pokonać Pacyfik.

image

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości