Czechy rewelacją Euro 2020. Fot. PAP/EPA
Czechy rewelacją Euro 2020. Fot. PAP/EPA

W niedzielę chciałem być Czechem. Po sensacji na Euro 2020

Redakcja Redakcja Euro 2020 Obserwuj temat Obserwuj notkę 19
Po tym jak polscy piłkarze z podkulonymi ogonami zakończyli swój udział w mistrzostwach Europy, zainteresowanie Euro nad Wisłą mocno osłabło. Oczywiście, oglądamy mecze potęg jak choćby Belgów z Portugalczykami, ale już na chłodno, bez emocjonalnego zaangażowania. Są oczywiście fani, którzy, by sztucznie podnieść sobie adrenalinę, wybierają drużynę której, po wstydliwej rejteradzie Biało – Czerwonych, kibicują. Należę do tego grona. Zastanawiałem się za kogo trzymać kciuki. Lubię Belgów, Anglików, ze względu na Stasia Czerczesowa nie mam nic do Rosjan. Tyle, że Sborna, podobnie jak Husaria Paulo Sousy, podała tyły i już na początku turnieju wymiksowała się z gry o triumf na Starym Kontynencie.

Kibicować Czechom 

Po meczu Holandia – Czechy już wiem: będę kibicował „Pepikom”. Dotąd Czesi kojarzyli mi się ze śmiesznym językiem z którego zapamiętałem mieszany zwrot : „ja se lada vdova za mąż wyjść gotowa”. Są też knedliczki, które przez swoją gumowatość kompletnie mi nie podchodzą. Jest piwo, które w moim rankingu napojów rozweselających, gdy go jeszcze prowadziłem, zdecydowanie przegrywało z polską wódką. I cudowna Praga z Hradczanami i Złotą Uliczką. Mimo, że od lat czeskie kluby, o trzy klasy lepiej od polskich, radzą sobie w pucharach, to mój stosunek do osiągnięć Viktorii Pilzno, praskich Sparty czy Slavii był mocno obojętny.

Naturalnie pamiętałem kapitalną drużynę Karela Bruchnera z Euro 2004 roku i genialny strzał z rzutu karnego Antona Panenki z finału ME z Niemcami w 1976 roku. Poza tym czeski futbol ani mnie ziębił, ani grzał. Do niedzieli. Z każdą mijającą minutą meczu z Holandią, Czesi podbijali moje serce. Grali bez kompleksów, bez strachu, mieli gdzieś fakt, że w grupie piłkarze „Oranje” wygrali wszystkie trzy mecze i nie stracili gola. Prowadzeni do boju przez walczaka z West Ham United – Tomasa Soucka, mający na szpicy genialnego Patrika Schicka i z bezrobotnym bramkarzem Tomasem Vaclikiem ( 30 czerwca wygasa jego umowa z Sevilla i raczej nie zostanie przedłużona), „Pepiczki” zgnietli przereklamowaną „Pomarańczę”. 

Nawet Lewandowski nie dał awansu...

Kiedy widziałem polot Czechów, naszła mnie myśl – dlaczego my tak nie potrafimy? Przecież mamy zdecydowanie lepszych piłkarzy, grających w zdecydowanie lepszych klubach?! Odpowiedź nasunęła się sama – bo Czesi są drużyną, ekipą, w której jeden za drugiego na boisku pójdzie w ogień. A Biało – Czerwoni prawdziwy team przypominali tylko w konfrontacji z Hiszpanią. To za mało, by myśleć o zawojowaniu Euro.

Nawet mając w składzie genialnego Roberta Lewandowskiego. O tym, że reprezentacja Polski i drużyna to pojęcia zupełnie sobie obce, niech świadczy choćby sytuacja z meczu ze Szwecją, kiedy Viktor Claesson ruszył lewym skrzydłem, a wprowadzony kilka minut wcześniej Przemysław Płacheta tak pozorował pogoń za Szwedem, że gołym okiem wydać było, że robi wszystko żeby go tylko nie dogonić. Piłkarski kryminał!

Dopóki nie zmieni się mentalność naszych piłkarzy, dopóki nie zrozumieją, że nie wystarczy siedzieć na ławce w Norwich, by już czuć się wielką gwiazdą, jak wspomniany Płacheta, dopóty pozostanie nam kibicowanie Czechom, Węgrom, Austriakom czy Szkotom i biadalonie, że znów zmarnowany został wielki potencjał Lewandowskiego. 

Piotr Dobrowolski

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport