Tym razem wcale mi nie do śmiechu, dlatego nie mam zamiaru ironizować.
Chociaż sprawa in vitro jest tematem wałkowanym od dawna, ale niezałatwionym, to zbulwersowała mnie tym razem wyjątkowo, ponieważ wywołano ją na etapie kampanii prezydenckiej w nadziei na wpadkę wizerunkową jednego z kandydatów, a konkretnie Andrzeja Dudy. Wiadomo, temat kontrowersyjny, więc a nuż się uda ugrać coś kosztem największego rywala.
W tej grze, jak widać wszystkie chwyty są dozwolone. Tyle tylko, że gracze powinni mieć świadomość, że grają na bardzo delikatnych instrumentach. Nawet dla zupełnego laika nie jest żadną tajemnicą, że in vitro nie leczy bezpłodności, jest jedynie procedurą zastępującą leczenie, w sposób sztuczny pozwalającą ludziom w niektórych przypadkach mieć dziecko (często obciążone wadami genetycznymi).
Metoda in vitro, budząca wiele kontrowersji nie tylko w naszym kraju, rozpatrywana jest zazwyczaj w dwóch aspektach – etycznym i medycznym, który nieodłącznie jest powiązany z finansowaniem.
Może tym razem darujmy sobie zajmowanie się aspektem etycznym (sprawa niszczenia nadliczbowych zarodków), gdyż wiąże się on ze światopoglądem ludzi, a tu każdy ma prawo do własnego zdania, pomimo, że nad ochroną życia nie powinno być dyskusji.
Aspekt medyczny jest w tym przypadku znaczący, ponieważ jak wspomniałam, in vitro nie leczy bezpłodności, zatem nie widzę najmniejszych podstaw do finansowania tej metody przez NFZ, szczególnie w czasach i w kraju, w którym społeczeństwo jest praktycznie pozbawiane podstawowej opieki medycznej, gdzie nie ma pieniędzy na leczenie i procedury, szczególnie onkologiczne ratujące życie, w warunkach, gdy trudno skorzystać z porady lekarza rodzinnego, nie mówiąc o poradach specjalistów (endokrynologów, kardiologów), na które trzeba czekać rok, albo dłużej, na zabiegi operacyjne różnego typu - nawet kilka lat. O profilaktyce w ogóle możemy zapomnieć.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że wielu pacjentów nie dożywa terminów wyznaczonych zabiegów, albo nie wykupuje zapisanych leków, dlatego nie sądzę, by byli oni zwolennikami metody in vitro, wiążącej się z dofinansowaniem przez NFZ. Nie widzę powodu, aby kosztem chorych ludzi, spełniać marzenia ludzi pragnących mieć dziecko wbrew naturze, która ich tego pozbawiła.
Akcja w sprawie in vitro, skierowana tak naprawdę do niewielkiej grupy potencjalnego elektoratu, może odnieść skutek przeciwny od oczekiwanego przez jej inicjatorów.
Jestem pewna, że większość społeczeństwa ma negatywny stosunek do in vitro, dlatego nie sądzę, by brak akceptacji Andrzeja Dudy dla ustawy w tej sprawie, miał znaczący wpływ na zmniejszenie się udzielonego mu poparcia. Straty w elektoracie mogą być żadne, albo marginalne. I nieważne jest, czy Andrzej Duda nie poprze ustawy dlatego, że tak uważa, czy dlatego, że takie jest stanowisko Episkopatu, co wielu mu insynuuje. Mnie to zupełnie nie interesuje, a najmniej to, czy w tej sprawie Andrzej Duda ma poglądy XIX –wieczne, czy nie.
Inne tematy w dziale Polityka