Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
1351
BLOG

Walka o mir – o ruski mir

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 82

image

Rosja nie chce nowej zimnej wojny – dawno temu ogłaszał Niemcom Władimir Putin w trakcie dyskusji na Międzynarodowym Forum Gospodarczym w Petersburgu. Na jednym z posiedzeń Klubu Wałdajskiego, miejscu spotkań ekspertów od polityki wewnętrznej i zagranicznej Rosji zapewniał, że Rosja nie zamierza na nikogo napadać. Deklarował, że nie chce żadnej „zimnej” wojny co powinno oznaczać, że tym bardziej jest wykluczona wojna „gorąca”.

Z drugiej strony NATO zapewniało, że też nie chce żadnej wojny i chce dialogować z Moskwą . A wiec wojny miało nie być i Polacy mieszkający na „przesmyku suwalskim”, który mógłby się stać „korytarzem” łączącym Rosję z okręgiem kaliningradzkim, mieli spać spokojnie. Także silna armia wydawała się Polsce niepotrzebna i co w praktyce zrealizowano rezygnując ze szkolenia rezerw, zaniedbując modernizację sił zbrojnych i redukując stany ilościowe Wojska Polskiego.
Miało być tak pokojowo, ale nie jest…

Zanim jednak rosyjski agresor otwarcie zaczął masakrować Ukrainę wcześniej, na Bałtyku, pojawiły się rosyjskie korwety z wyrzutniami rakiet, które mogą przenosić głowice nuklearne na odległość 2500 km. Z okrętów można byłoby razić cele na terenie całej Europy Środkowej od Skandynawii na północy po Bałkany na południu. Następnie Moskwa potwierdziła, że w kaliningradzkiej obłasti znalazły się taktyczne rakiety Iskander, które też mogą przenosić ładunki jądrowe na odległość 500 – 700 km. W obwodzie zjawiły się też wyrzutnie najnowocześniejszych rakiet przeciwlotniczych S-400 Trumf zdolnych strącać samoloty w promieniu 400 km. No i dowiadywaliśmy się, że trafiły tam systemy Bastion uzbrojone w naddźwiękowe rakiety Oniks o zasięgu 600 km, przeznaczone do zwalczania celów na morzu. Każda wyrzutnia jedną salwą może więc posłać na dno cały desant podchodzący np. do brzegów Łotwy.

Rakietowa powietrzno-morsko-lądowa „triada”, jaką Rosjanie zainstalowali w obwodzie kaliningradzkim oznaczała realizację rosyjskiej koncepcji strategicznej nazywanej w NATO Anti-Access/Area Denial, A2/AD (Strefa Zakazanego Dostępu). W tym wypadku „strefą zakazaną” stawał się Bałtyk i północno-wschodnia Polska, przez którą Sojusz w razie inwazji rosyjskiej na kraje bałtyckie musiałby przerzucać posiłki. Z obłasti Kalinina można więc rakietowo uderzyć w cele poczynając od cieśnin duńskich na Bałtyku, a kończąc na terenie całej Polski i oczywiście innych państw nadbałtyckich.

W czasach Układu Warszawskiego taktyczne środki nuklearne miały umożliwić rozwijanie sowieckiej ofensywy na Zachód, w kierunku Atlantyku i Kanału La Manche. Sztab Generalny „ludowego” Wojska Polskiego np. przewidywał na potrzeby ofensywy w kierunku Danii 123. uderzenia jądrowe na mniejsze i większe cele. Dziś - warto sobie uświadomić - użycie takiego „małego atomu” według Rosji jest też dopuszczalne. Możliwe jest skorzystanie z taktycznych środków jądrowych bowiem ich mała moc nie będzie stanowić zagrożenia w wymiarze strategicznym, np. dla USA i tym samym nie wywoła światowego konfliktu nuklearnego. Rakieta taktyczna z głowicą atomową wystrzelona z rosyjskiej wyrzutni w Kaliningradzie nie doleci do Waszyngtonu i Amerykanie o tym dobrze wiedzą. Stąd użycie taktycznej broni jądrowej nie wywoła światowej wojny atomowej – takie założenie przyjmuje się na Kremlu.

Rosja w swoim arsenale posiada taktyczną broń jądrowa z ładunkami o małej mocy, które wg doktryny rosyjskiej mogą posłużyć do uderzeń w przypadku, gdyby rosyjskie siły konwencjonalne nie dawały sobie rady w boju – czy dlatego Zachód nie pomaga w wystarczający sposób Ukrainie tak, aby mogła ona pokonać rosyjskiego agresora, który przegrywając użyłby atomu?

Rosja wypracowała formułę tzw. deeskalacji konfliktu. Oznacza to, że na początku Rosjanie używają mocnego, ale ograniczonego uderzenia (konflikt z Gruzją), a następnie deklarując chęć zakończenia konfliktu negocjuje tak, aby coś zyskać (Abchazja, Osetia Płd.). Teraz taką grę prowadzą z Zachodem na Ukrainie. Tyle, że Ukraina nie chce ustępować, ale brak niezbędnego wsparcia z Zachodu, głównie z USA, może przecież zmusić Kijów do zawarcia „pokoju”.

Kreml uważa, że przy pomocy deeskalowanych konfliktów stopniowo odbuduję swoją strefę wpływów na terenie „bliskiej zagranicy”. Przy tym użycie wojska w takiej operacji ma znaczenie nie tylko w fazie wywołania konfliktu, ale też dla zapewnienia Rosji silnej pozycji w negocjacjach. Używanie sił zbrojnych ma jednak pewne istotne ograniczenie. Rosja zdaje sobie sprawę, że nie miałaby szans w konflikcie zbrojnym z NATO – zwłaszcza przewaga Amerykanów w siłach konwencjonalnych jest miażdżąca. Sytuacja uległaby poprawie, gdyby Amerykanie wynieśli się z Europy, o co zresztą zabiegały Niemcy, a co jeszcze nie powiodło się. Dlatego obecnie Rosja stara się „oszczędnie” używać silę nie doprowadzając do otwartej wojny z Zachodem. Zdolności w obszarze sił nuklearnych, gdzie Rosja ma porównywalne moce z USA, pozwalają jej jednak na wykonywanie operacji zbrojnych pod osłoną szantażu atomowego. Nie trzeba wyjaśniać, że Zachód to dostrzega, respektuje i dlatego np. zakazuje Ukraińcom podejmować działania wojenne na terenie Rosji.

Pojawiały się wiadomości, że Rosjanie rozmieszczają broń atomową w pobliżu granic państw będących w NATO - Polski (Kaliningrad), Rumunii (Krym), państw nadbałtyckich. W trakcie manewrów wojsk rosyjskich rozgrywanych na terenie Białorusi i zachodniej Rosji w scenariuszach ćwiczeń znajdowało się zwykle użycie taktycznej broni jądrowej. W Rosji realizowany był też nie tylko gigantyczny program rozbudowy armii, ale też budowano wiele schronów przeciwatomowych. Miały też miejsce ćwiczenia obrony cywilnej, która zajmuje się ochroną ludności w czasie wojny, w tym zwłaszcza wojny atomowej. Jak poddawały media w tych ćwiczeniach miało brać udział 40 milionów obywateli Rosji.

Straszak nuklearny wobec Zachodu musi być wiarygodny. Rosja wyraźnie pokazuje Zachodowi, że przygotowuje się do wojny atomowej. Pojawiają się też ze strony Rosji zarzuty, że NATO jej zagraża i Rosjanie będą zmuszeni do obrony z użyciem sił nuklearnych. Przy tym strona rosyjska podnosi, że uderzenia taktyczną bronią nuklearną nie dotkną państw, które dysponują własnymi arsenałami jądrowymi, ale będą wymierzone w ich sojuszników, którzy tej broni nie posiadają. To według Kremla minimalizuje prawdopodobieństwo odwetu ze strony mocarstw, które posiadają własny, strategiczny arsenał jądrowy i pozwoli zakończyć konflikt na rosyjskich warunkach, według wspomnianego wzorca deeskalacyjnego.

Moskwa uważa, że obawa przed wybuchem wojny atomowej powinna skłonić Zachód do ustępstw. Gdyby jednak Zachód sugestii „nie poniał”, to Moskwa dopuszcza użycie taktycznej broni atomowej w jakimś konflikcie (ograniczone co do mocy i miejsca) co umożliwiłoby Rosji uruchomienie procesów negocjacyjnych, w których silna Rosja mogłaby uzyskać spodziewane korzyści. Mówił brytyjski generał Richard Shirreff: „Oni [Rosjanie] rzeczywiście prowadzą tego typu grę - jakby nie zauważali, że w tego typu rozgrywkach stawka idzie w górę bardzo wysoko, bo naprawdę pojawia się ryzyko, że w końcu obie strony zaczną na siebie zrzucać bomby nuklearne. W takiej sytuacji zagrożona będzie nasza egzystencja”.

Deklaracja Putina, że Rosja nie chce wojny o tyle była prawdziwa, że oczekiwał on ustępstw i kapitulacji bez stawiania Rosjanom oporu.  Clausewitz w swojej pracy o sztuce prowadzenia wojny zauważał, że agresor zawsze jest nastrojony bardzo pokojowo – chciałby uzyskać zdobycze bez oporu. Kreml bez wątpienia wolałby poszerzać swoją strefę wpływów bez wojny i za aprobatą Zachodu, przestraszonego wizją spadających na europejskie miasta rosyjskich rakiet z głowicami atomowymi i mamionego dostawami tanich surowców Europie/ Niemcom. Jeśli Zachód nie zechce jednak ustępować, nie wystraszy się, to Moskwa może uznać, że bez spektakularnego uderzenia atomową bronią taktyczną np. na Ukrainie, na Łotwie, może w Polsce nie będzie negocjacji i ustępstw ze strony Zachodu. Może więc być tak jak w dawnym dowcipie: pytanie do Radia Erewań – czy będzie III wojna światowa? Radio odpowiada – wojny nie będzie, ale będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu nie zostanie. Generał Shirreff może mieć rację.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka