Profesor Wojciech Bielecki odesłał prezydentowi Andrzejowi Dudzie nadany przez niego złoty medal za długoletnia służbę. Profesor jest pracownikiem Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. W oświadczeniu przekazanym Gazecie Wyborczej napisał: "Niestety, wobec zjawisk i procesów zachodzących w mojej Ojczyźnie, w których ku rozczarowaniu wielu milionów Polaków bierze Pan aż nadto znaczący udział, nie mogę tego medalu przyjąć". Tak więc pan profesor przyłączył się do innych nominantów, którzy w niezgodzie na przeprowadzane zmiany w Polsce postanowili zwrócić medale różnego koloru i różnego powodu nadania.
Wchodząc na Wikipedię możemy sprawdzić ile i jakie medale oddawali odznaczeni oraz dowiedzieć się jakie były przyczyny ich oddania. Z reguły, jeśli nie zawsze, były to przyczyny polityczne, a co ciekawe ilość zwrotów rosła znacząco z każdym nowym prezydentem, tak jakby ludzie, w sposób niemalże objawiony, uzmysławiali sobie, że oddanie medalu może być całkiem niezłą manifestacją polityczna i poglądowa. I tak za Wałęsy medale oddały dwie osoby, za Kwaśniewskiego jedenaście, za Kaczyńskiego dwadzieścia cztery, a za Komorowskiego trzydzieści osób. Można niemal na pewniaka zakładać się, że za Andrzeja Dudy, jeśli wziąć pod uwagę jego zapiekłych kontestatorów z opozycji totalnej, ilość zwrotów z pewnością się multiplikuje.
Jeśli położyć na szali taki Order Orła Białego i złoty medal za długoletnią służbę to należy uznać, że profesor Bielecki - ów patolog społeczny z uniwersytetu w Łodzi, oddając owe złote Bóg wie co specjalnie się nie nadwyrężył, ani heroizmem ponad przeciętnym nie wykazał. Z pewnością jednak objawiła się w nim pewna przebiegłość, która umożliwiła mu owym czynem oddawczym złożyć hołd poprawności politycznej i umocnić swoje stanowisko w łódzkim światku wszelkiej maści profesorów, szczególnie wśród tych zaczynających swoje kariery za demokracji ludowej oraz następnemu pokoleniu uniwersyteckich gloryfikatorów okrągłego stołu i nocnej zmiany.
Utrwalone okrągłym stołem profesorskie elity pełne nie ujawnionych do tej pory różnych TW i kontaktów operacyjnych, niezweryfikowane i niezlustrowane, wpuszczające do świata polskiej nauki swoje poglądowe i moralne klony będące końcową metamorfozą najgorszej proweniencji rodzimego, folwarcznego pitawalu albo importowanego sowieckiego kałmuctwa, otóż te właśnie samo mianujące się elity wiedzą dokładnie co trzeba zrobić aby przetrwać w nienaruszonej formie, albo przynajmniej nie pozwolić przerobić się na człowieka innego niż zaprogramowały ich kiedyś komuna i lewactwo.
Narracja obowiązująca w większości tego środowiska, a więc wśród ludzi organicznie uzależnionych od tytułów, poklasku środowiska i grantów, nieznoszących zetknięcia z prawdziwym życiem, istniejących w czymś w rodzaju środowiskowej bańki oddzielającej ich nieprawdziwy prometeizm od materii dnia codziennego jest taka, że najważniejszym staje się przez nich zdefiniowane pojęcie wolności i demokracji. Rzeczywistość w jakiej do tej pory żyli, trochę podobna do środowiska sędziowskiego, zapewniała im dużą dozę autonomii, w ramach której mogli tworzyć swoje własne światy egzystencjalne pewni poklasku władzy wspieranej zresztą przez nich z powodu tej autonomii właśnie oraz zgody na nie przemęczanie się - ideowe dreptanie w miejscu w rytm corocznych "Gaudeamus igitur".
Zmiana zaproponowana przez Prawo i Sprawiedliwość mająca głęboko jak nigdy dotąd przebudować Polskę w stronę silnego państwa podmiotowego walczącego o to co jest dobre dla całego narodu, a nie tylko dla elit, ta zmiana właśnie przynosząca ze sobą czyszczenie wielu stajen Augiasza i żądająca pracy dla Polski nie udawanej i merkantylnej ale prawdziwie zmieniającej dotychczasowe paradygmaty oraz tworzącej jak nigdy dotąd w takiej ilości wartości dodane, budzi u profesorskiej braci nie tyle skonfundowanie ale najzwyklejszy strach, że skończy się dreptanie w miejscu idei, a zacznie ze skutkiem niemal morderczym dla opornych rozliczanie z profesorskich tytułów w zakresie owych właśnie wartości dodanych mających dobrze zmieniać Polskę.
Póki więc można obracać się wokół własnej, profesorskiej osi przetrwania i orbitować jak się chce w uniwersyteckich wszechświatach, a krwawa szpony władzy na razie masują sobie kłykcie, trzeba zacieśniać szeregi, manifestować swoją własną prawość i wygrażać pięścią niecnej władzy pragnącej zmian. Przyczynkiem do tego, aprobowanym przez środowisko i traktowanym przez nie jak zarzewie demokratycznego oporu może być oddanie złotego orderu od czegoś tam, wszak dla profesora Bieleckiego nie ma on najmniejszego znaczenia gdyż nie nobilituje go w jego środowisku, a co gorsze nie jest chlebowym*.
* odznaczenia chlebowe obowiązywały do 1999 roku. ich otrzymanie wiązało się z otrzymywaniem dożywotnich gratyfikacji finansowych.
Inne tematy w dziale Polityka