Tatarka Tatarka
397
BLOG

Perypetie w sanatorium

Tatarka Tatarka Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

 Cz.2
Julia czekała trzy lata na wyjazd do sanatorium. Wnioskowała nad morze a otrzymała do Gołdapi. Pokornie zaakceptowała wskazany pobyt.
Najpierw były perypetie z dojazdem. Trzy dni szukała połączenia kolejowego, jako że nie może długo podróżować autokarem. Wykonała wiele telefonów do Suwałk, Ełku, Olsztyna, czy do Giżycka. Optymalny dojazd był z Warszawy do Ełku, potem PKS-em do Gołdapi, bowiem wiele PKS-ów nie kursuje w soboty i niedziele. Niestety nikt z recepcji sanatorium nie poinformował jak pokonać 5 km od przystanku. Dzwoniła o różnych godzinach, więc natrafiała na wymianę personelu. Odpowiedź była taka sama: nie wiem, albo: - dojazd taxi.
Skromna emerytura Juli nie pozwalała na ten luksus. Pojechała autokarem wskazanym w skierowaniu NFZ. Na miejscu dowiedziała się, iż co godzinę kursuje bus z rynku w Gołdapi pod bramę sanatorium. Zaniepokoiła ją owa obojętność personelu.
Kolejny szok. Autokar dojechał pod bramę sanatorium, kierowca wyrzucił walizy kuracjuszy i odjechał. Do recepcji było ze 300-400 metrów. Ponad połowa drogi była po szutrowej z niewielkim wzniesieniem, ale z dołami wyżłobionymi przez ulewy oraz przez pojazdy, jako że ta część była parkingiem. Za szlabanem zaczęła się kostka brukowa ze szparami. Terkotały walizy, wpadały kamyki w ich koła lub zaczepiały się o ostry szpikulec czegoś tam, albo nie mogły wydobyć się z dziury. Niejeden niepełnosprawny kuracjusz przeżył gehennę idąc po tzw. kocich łbach. 
- Dlaczego prywatny właściciel nie zaasfaltował tego odcinka? – pytali.

W skwarne dni na tej drodze unosiły się tumany kurzu, gdy z impetem wjeżdżali bogaci kuracjusze swoimi wypasionymi brykami. Pieszy szybko zmykał na pobocze, słysząc klakson lub terkot pojazdu. Niewielu kierowców było dżentelmenami.
Kuracjusze, którzy doświadczyli tej niedogodności w dniu przyjazdu, napisali pismo do dyrekcji sanatorium o umożliwienie wjazdu autokaru pod recepcję w dniu wyjazdu. Otrzymali adnotacje: „Brak zgody właściciela Sanatorium Vital”.
Ale to nie wszystko. Współtowarzyszka Juli, od stolika z posiłkami, złożyła pismo do dyrekcji, bowiem kuracjusze wnioskowali o udostępnienie w świetlicy telewizora z programami ogólnodostępnymi na bezpłatnym multipleksie.
Każdy pokój sanatoryjny był wyposażony w maleńki telewizorek z 6 programami. Niektóre śnieżyły. Za tę usługę właściciel żądał 49 zł od każdego pokoju.
Z zarządzenia ministra zdrowia wynikało iż w czasie pandemii pokoje mają być dwuosobowe lub jedynki. Dla wielu osób oplata za TV była wygórowana. Buntowali się. Składali ustne reklamacje w recepcji. Na pismo dotąd nie ma odpowiedzi.
Nikt nikogo nie może pozbawić praw do korzystania z ogólnopolskich, bezpłatnych programów TV.
Właściciel nie może pobierać opłat za programy TV od kuracjuszy, jeśli nie zawarł choćby ustnej, dwustronnej  umowy cywilno-prawnej. Jeśli kuracjusz wyrazi zgodę na korzystanie w swoim pokoju z zainstalowanej oferty i uiści żądaną opłatę – jego rzecz.
Wiele osób rezygnowało z tej dodatkowej usługi. Problem jest ogólnopolski i dotyczy raczej wysokości opłat oraz braku drugiego wariantu: czyli dużego telewizora w świetlicy.
Proszę policzyć jaki jest dochód za 300 pokoi po 49 zł. za jeden turnus 21-dniowy, a 60 zł za 28-dniowy. Bez komentarza.
Wiele było skarg na szary papier toaletowy i… chyba z przedwojennych magazynów rosyjskich. Twardy, śmierdzący starociom. Kuracjusze kupowali papier w marketach.
Poważny problem stanowiły pokoje na poddaszu. Kuracjusze wjeżdżali windą na drugie piętro, i wchodzili schodami na trzecie piętro z walizami a czasem z kulą. Pokoje na poddaszu są pod blachą z widokiem na dachy i komin. Latem są sauną a zimą zamrażarką. Kuracjusze często narzekali iż z komina czuć spalany plastik albo koks. Klimatyczne obowiązuje wszystkich po równo. Tu stawka była najwyższa, bo rangę podnosił usytuowany budynek w Lesie Kumiecie.
Julia dzieliła ze współlokatorką pokój z balkonem na parterze, z widokiem na dorodne sosny i świerki. Natomiast pokoje na parterze są ciemne, zimne, zawilgocone, tu nie dochodzi słońce. Właściciel zabronił podgrzewać część parterową w chłodne noce.
Dziwny jest właściciel.

Julia powiedziała koleżankom, od pieszych eskapad, iż właściciel wszystko robi, by zniechęcić kuracjuszy z NFZ-tu, PFRON-u czy z ZUS-u.
Z obserwacji wynika iż polityka właściciela skierowana jest na zerwanie umowy, choć dostaje ogromną kasę z NFZ. Gdy dokona tej transakcji...  może zburzy przedwojenne obiekty i postawi nowoczesne SPA dla bogatych turystów....
Pierwotny właściciel nabył od państwa, w latach 90-tych, za przysłowiową złotówkę kilka hektarów lasu z czterema obiektami. 

Julie nie interesowała infrastruktura obiektu. Cieszyła się iż jest życzliwa obsługa personelu przy zabiegach. To oni podnosili rangę sanatorium. Mogła bez przeszkód zamienić zabieg na inny lecz cóż z tego. W dziale planowania połączono jej trzy zabiegi borowinowe o tej samej godzinie:  lędźwiowy, piersiowy i szyjny. Trzy w jednym. W innych sanatoriach ta trójkombinacja traktowana jest jako jeden zabieg w wannie. To się mówi: trzeba umieć robić kasę.

Julia często siadywała na balkonie i wypatrywała swojego Romea, który przemykał na zabiegi nie patrząc na nią. W wolnej chwili szła na tzw. boisko sportowe w środku lasu ze stołem z lastriko do pin ponga i delektowała się sosnami.

Cz. 3

O SOSNACH
Między pniami sosen przemyka
lipcowe słońce
nie drgnie ani jedna igła
Majestat niedzielnego południa
czy komunia flory i fauny

Ucichł sanatoryjny gwar
Miłość rehabilituje się w dzień powszedni
lub pod osłoną nocy wśród igliwia
i szorstkich pni
zimno-zielonych sosen

Kto to wie, jak to jest
jak wygląda seks sosen, gdy zapylanie
szypułkowe dokona się
gdy ścichnie te a te wiatru z szyszkami

Wiatropylna sosno
gdy przewody żywiczne wyschną
czy jest tak jak teraz? Cisza. Bezgraniczna

CZEKANIE
Siedziała przy stole z lastriko
Piłeczki pin ponga dawno nie stukały o blat
Julia na nim listy pisała donikąd

Może i one tu siadywały
dziewczęta Stanu Wojennego z ulotkami pod sukienką
z włosami koloru słonecznika

Czekanie w odosobnieniu
wciąż ma ten sam wymiar

Julia myślała o nich, o ich piersiach nabrzmiałych
pożądliwością i tęsknotą
o ich pośladkach jak uschnięta śliwka

Czekanie w odosobnieniu
wciąż ma ten sam wymiar

Na drugiej ławce obok lastriko
usiadł ktoś. Biała koszula
szeleściła zachętą, ale nic nie mogło się zdarzyć
to nie był Romeo

Dziewczęta Stanu Wojennego
solidarnie unikały nieporozumień

PRZED BURZĄ
Chmury zawisły nad lasem
cisza, jakby usnął świat
Julia czeka
ale nie sposób tak tkwić
coś musi się zdarzyć, choćby zerwał się wiatr i zakołatał
głupim sercem Juli
i w podróż daleką ją zabrał, gdzie ślepcy chodzą szczęśliwi

Ale ona jest pewna
wiatr przygna zmiany
i zakołyszą się łany sosen
Takie dostojeństwo wróży burzę serc
Tylko przyjdź Romeo

NASTURCJE
Gdy świt przegonił noc
po płocie pięły się ogniste dzbanki
W ogródku Juli, setki kilometrów stąd
nasturcje zakwitły pożogą

Niewiele potrzeba barw, żeby rozsłonecznić dzień
Ale Julia wśród świerków
strzeliste ma myśli i po krainie ciemnej stąpa
ognisty dzbanek nasturcji
 

Tatarka
O mnie Tatarka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura