Szli tędy partyzanci
Przez wiotkie gałęzie sosen
Słońce leniwie zachodzi
Z doliny idzie drogą do nieba
Zostawia krwawy pocałunek na glebie
Zaraz księżyc przywędruje w dolinę
Ku tej dziewczynie z karabinem na piersiach
Więc nie mów o słońcu
Ona rapuje lufą w poświacie zachodu
Czujne oczy i palce, ale usta wciąż czekające
Noc z okopów wychodzi
On zbliża się do oblubienicy
Taniec godowy, bochen chleba w koszu
Wielorakie ujęcie na tle zielonego burzanu
Nie masz piękniejszej fotografii w pamięci
Ona już należy do nocy, która na witkach się plącze
Nie skleisz obrazu, nie rozstrzelasz strachu
Czy coś jeszcze przez ten prześwit przenika
Kłujące szpilki sosny
Na wakacyjnej wędrówce doliną kurhanów po wojnie
10.06.2018