foto z sieci
foto z sieci
Tatarka Tatarka
174
BLOG

Czy ktoś odpowie za podpalenie budki na terenie Ambasady Rosyjskiej

Tatarka Tatarka Kultura Obserwuj notkę 0

Dzielę się z moimi wrażeniami z Marszu z  … no właśnie, który to był rok?

WIDZIANE Z WYSOKOŚCI Rosyjskiej Ambasady

Ta część Marszu, w której szłam, wchodziła już na ulicy Belwederską. Nagle przez megafon podano informację: - Marsz rozwiązano! Rozejść się!
Po lewej stronie zobaczyłam lunę i gęsty dym.  Pytaliśmy się nawzajem: - co to?
Inni uczestnicy Marszu mówili: - podpalili opony!
Jeszcze przeszliśmy parę metrów i zatrzymano nas na wysokości Rosyjskiej Ambasady. Lecz ci, którzy dopiero wkroczyli na Belwederską –  nie zatrzymali się, szli na nas, stojących.
Inni skandowali: - Prowookaacja! Prowokacja policji!
Ludzie przekazywali kolejną informację: - kordony policji na wysokości pomnika Piłsudskiego! Czoło zatrzymane! Na tyłach odcięto kilkaset ludzi!

Nie mieliśmy odwrotu. Napierający tłum wypełnił luki jakie powstały w czasie marszu kilkutysięcznego tłumu. Byliśmy niczym sardynki w zamkniętej puszce.
Nie mogłam oddychać, tak mam w ciżbie. Szybko przecisnęłam się do metalowego płotu wyższego ode mnie. Szlam po drugiej stronie ulicy niż Rosyjska Ambasada. Nie przepuszczam, by komukolwiek zachciało się przeskoczyć plot ambasady. Na betonowej podstawie ogrodzenia stali, raczej wisieli ludzie, poprosiłam, żeby mnie wpuścili. Za płotem było już kilkaset osób. Przeskakiwali dalej, nawet kobietę z laską przetransportowano z miękkim lądowaniem na rozłożyste krzewy.
Wisząc na ogrodzeniu widziałam powiewającą biało-czerwoną. Falowały dwa kolory od brzegu ulicy do drugiego brzegu. Było coś magicznego. Nikt nie krzyczał, nie wolał. Jedynie szmery rozmów dochodziły. Krzyknęłam, żeby zaśpiewać Hymn. Chciałam zacząć, ale nikt nie wtórował. Cisza z każdą sekundą obejmowała tłum.
Byliśmy sparaliżowani, bez mowy, po prostu manekiny. Po tej przerażającej ciszy, po paru minutach, od czoła Marszu dochodził śpiew Hymnu, ale urwał się na mojej wysokości. Nie widziałam żadnej łuny ognia na terenie Ambasady.
Ludzie bali się pałowania, bo mieli świadomość w jakim miejscu stoją.
Nagle usłyszałam rytmiczną melodię, była niczym mantra: - Łaskiś pełna, Pan z Tobą … Zeskoczyłam z płotu.
Słowa Zdrowaś Mario przetaczały się ponad głowami a pod biało-czerwoną.
Dołączyłam.
Rozglądam się i widzę, że wokół młodzi chłopcy też odmawiają modlitwę. Byłam zaskoczona, bo już nie szmer a wyraźnie słowa modlitwy Ojcze nasz… falowały z góry w dół ulicy Belwederskiej.
Nie znajduję słów, by określić tę pokorę i spokój. Zero agresji, krzyków i wołań. Modlitwa obejmowała coraz większe kręgi, i jakby robiło się luźniej, jakby ze słowami modlitwy uchodziło z nas powietrze, a my byliśmy szczuplejsi.
Może po 10 - 20 minutach odblokowano czoło Marszu. Ruszyliśmy.
Na wysokości końca ogrodzenia Belwederu, wyrostek trzymający petardę krzyknął: -  rzucimy!?
Lecz na niego rzucili się inni chłopcy, nie byli z ochrony Marszu, bo nie szli w pomarańczowych uniformach. W ogródku prezydenta Komorowskiego – nic się nie wydarzyło.
Po przejściu przez gardło Belwederskiej i przez kordon policji, z niewielką grupką osób modliłam się dalej. Rozproszony tłum, w grupkach przemykał obok pomnika Piłsudskiego i Dmowskiego. Większość z Marszu skręciła na Agrykolę, a ja z zapoznaną rodzinką Barbary, w kierunku Centrum.

11.11.2013

Tatarka
O mnie Tatarka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura