Powstanie. Wielki, narodowy mit. Bezmiar poświęcenia i bohaterstwa. Posiew krwi i idei, z której znów wyrosła Niepodległa. W tym konkretnym czasie i miejscu, nastroje i oczekiwania społeczne, trudne do opanowania. Zbliżający się front, sowieckie, propagandowe prowokacje. Plany politycznego wykorzystania Stolicy, jako wartości w wielkim przetargu.
To wszystko prawda. Tak było, większość z nas, jest z tego co się wydarzyło w ten czy inny sposób dumna.
Jest też i druga strona medalu.
Warszawskie oddziały Armii Podziemnej w lipcu 1944 roku skupiały w konspiracji około 55 tysięcy zaprzysiężonych, i jakoś tam przeszkolonych żołnierzy płci obojga. Według zestawienia płk. Kirchmayera dysponujących 2629 karabinami, 145 erkaemami, 47 cekaemami, do tego 657 pistoletów maszynowych, 3846 sztuk broni krótkiej, czyli pistoletów i rewolwerów, 29 karabinów i granatników przeciwpancernych, 16 moździerzy i granatników, 2 działka przeciwpancerne, 30 miotaczy ognia (własnej produkcji), 44 387 granatów i 12 000 butelek zapalających. Amunicji do broni strzeleckiej niewiele. Pewnie było jeszcze trochę broni nie zgłoszonej, zachomikowanej przed dowództwem w nadziei uzupełnienia, trochę przepadło w magazynach, do których 1 sierpnia nie było dostępu.
W sumie tyle, co nic. Mniej niż jeden na pięciu powstańców miał strzelającą broń w ręku.
Carl von Clausewitz zdefiniował 200 lat temu wojnę jako kontynuację polityki innymi środkami. By ją w ten sposób prowadzić, państwa i narody gromadzą środki i kształcą wielkimi kosztami kadrę dowódców. Gdy dochodzi do ostatecznego, na dowódcach spoczywa odpowiedzialność. Sprawy — całkowicie dosłownie — życia i śmierci. Dowódca stawia zadanie, żołnierz ma obowiązek wykonać. Bezwzględnie. Dowódca, rozkazując, ma obowiązek zapewnić podwładnemu środki dla wykonania rozkazu.
W momencie wybuchu powstania niemiecki garnizon Warszawy liczył około 16 tysięcy żołnierzy: 5600–6000 żołnierzy Wehrmachtu, 4300 w jednostkach SS i policji oraz mniej więcej 6 tysięcy żołnierzy Luftwaffe (naziemnej obsługi lotnictwa i OPL).
Do tego należy doliczyć znajdujące się już w mieście, lub właśnie do niego wchodzące jednostki frontowe: elementy Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring”, 19 Dywizji Pancernej oraz 4. pułk grenadierów, który dowództwo 9. Armii przerzuciło z Zegrza do Warszawy. To dodatkowe jakieś 6 tysięcy doświadczonego, ostrzelanego żołnierza frontowego.
Uzbrojenie Niemców na 1 sierpnia można ocenić na 20.000 sztuk broni osobistej (karabiny, pistolety maszynowe), 1500 szt.maszynowej broni zespołowej (rkm, lkm, ckm). 150 granatników i moździerzy, ok. 80 różnego rodzaju dział artyleryjskich, kilkaset dział przeciwlotniczych — w walce z powstańcami skutecznie, w obronie punktów umocnionych używano działek plot 20 mm. Kilkadziesiąt transporterów opancerzonych SDKFZ, 20-30 czołgów i dział samobieżnych. Do tego, na Okęciu, klucz (4 szt.) bombowców nurkowych Ju-87. Amunicji oszczędzać nie musieli, frontowe centra logistyczne były blisko.
Biorąc pod uwagę wyłącznie aspekt materialny, Powstanie powinno było upaść po nie więcej niż po kilkunastu godzinach.
Dowództwo AK nie składało się bynajmniej z amatorów. To grupa zawodowych wojskowych w stopniach generałów i pułkowników. Wojskowi, którzy — jak zresztą kilkakrotnie miało to miejsce na polskim gruncie w czasie II wojny światowej, podjęli decyzję polityczną. Nie wojskową.
Bilans zysków i strat rozważamy do dziś.
Inne tematy w dziale Kultura