Republikaniec Republikaniec
402
BLOG

Porażka

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 6

 Wydana niedawno książka  „Das Versagen“ (Porażka) Katji Gloger i Georga Mascolo omawiająca ćwierć wieku polityki rosyjskiej RFN w wykonaniu kanclerzy Gerharda Schrödera i Angeli Merkel wywołała u naszych sąsiadów ożywioną ilościowo, ale w sumie jałową dyskusję. Ciekawa analiza, oparta na dokumentach, a także jak można zauważyć na relacjach nie w pełni ujawnionych, niezadowolonych oficerów i dyplomatów profesjonalnie i celnie przedstawia nie tylko oczywistą już dziś faktografię, ale i odsłania kulisy. A tam całe rzędy szkieletów.  Ponoć od początku niemiecki wywiad i części dyplomacji wskazywały decydentom na ryzyko i niebezpieczeństw wchodzenia w ekonomiczną zależność od Moskwy, zwłaszcza w świetle odradzania się tam polityki imperialnej. Wskazania te, pomimo swojej merytoryczności, były odrzucane zarówno przez niemieckich decydentów, jak i przez media i opinię publiczną. Głosy krytyczne i ostrzeżenia wyciszano, a ich autorów odsuwano na boczne tory.

Jeszcze ciekawszy od samej książki jest przebieg dyskusji, która w znacznej części biegnąc po torze "Pleiten, Pech und Pannen" (bankructwo, pech i wpadki — z recenzji w opiniotwórczym "The European. Das Debatten-Magazin"), bagatelizuje kwestie zasadnicze, skupiając się na drugorzędnych didaskaliach. Marek Cichocki, pisząc o tej kwestii w "Rzeczpospolitej"  skomentował: "Obserwując debatę na temat książki, rzuca się w oczy zadziwiająca bezradność komentatorów, którzy nie potrafią przekonująco wyjaśnić, dlaczego niemieccy politycy pomimo ostrzeżeń i oczywistych faktów, uparcie zmierzali w polityce wobec Rosji do katastrofy, pociągając za sobą całą Europę. To właśnie ta bezradność najbardziej zastanawia i każe stawiać pytania, czy Niemcy nie są przypadkiem państwem zbudowanym na specyficznej strategicznej kulturze samodestrukcji. Nie chodzi więc tylko o samą niechęć do używania przez pacyfistyczne Niemcy siły w celu odstraszania przeciwników, ale o strukturalną niezdolność do korygowania własnych błędów, którą można określić jako poznawczą bańkę. A to sprawia, że do obecnych deklaracji Berlina o dokonanej całkowitej zmianie w polityce wobec Rosji należy podchodzić ze zdrowym sceptycyzmem."

Jak najbardziej słusznie, bo marzenia  niemieckich elit, i nie tylko elit, mimo wszystko nadal nie porzuciły wizji, która dała im 30 lat dobrobytu z dalszą perspektywą. Jedyna korekta, jaką obserwujemy, jest próba odbudowy siły militarnej Niemiec, niefrasobliwie zdewastowanej w ślepej wierze w liberalny koniec historii, a jeszcze bardziej dla obcinania pokojowych kuponów pod amerykańskim parasolem. Bezradność komentatorska, na którą wskazuje Cichocki, to niekoniecznie bezradność, to raczej niechęć do otwartego nazwania rzeczywistych celów polityki niemieckiej w ostatnim ćwierćwieczu — politycznego i ekonomicznego zdominowania Europy  we współpracy politycznej i gospodarczej z Rosją, oraz gospodarczej z Chinami, przy założeniu wspólnego z obydwoma kontrahentami wypchnięcia z kontynentu wpływów amerykańskich.

Nie należy się  ograniczać jedynie do przeglądu polityki wobec Rosji — dokładnie te same uwagi i zarzuty można postawić niemieckiej polityce wobec Chin i niemieckiej wizji przebudowy Unii Europejskiej z jej centralizacją oraz fantasmagorią "zielonej rewolucji". Wpadka na jednym kierunku nie spowodowała bynajmniej refleksji o pozostałych.  Ogromny mechanizm latami puszczany w ruch nie zatrzymuje się tak sam z siebie.

Cyril Northcote Parkinson, historyk, pisarz, doradca rządów brytyjskiej Partii Konserwatywnej w czasach, gdy jej konserwatyzm nie był jeszcze groteskowym memem w nazwie, pisząc o prawidłowościach działania biurokracji i przyczynach jej rozrostu stwierdził: "Praca (biurokracji) rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie". Co doskonale ilustruje zjawisko budowy organizacji biurokratycznych, z tendencją do ich żywiołowego rozrostu i zwiększania liczby urzędników, kompletnie niezwiązanego z ilością i rodzajem rzeczywistych, niezbędnych do zarządzania i podejmowania decyzji czynności. Ale że nie da się, póki opinia publiczna w formie wyborów ma jeszcze jakiś wpływ na kontrolowanie liczby utrzymywanych przez siebie darmozjadów, zwiększać wydatków na ich utrzymanie zupełnie bezkarnie, biurokracja ma tendencje do wymyślania sobie kolejnych, zbędnych a czasochłonnych zadań pod poważnie na pozór wyglądającymi przykrywkami. Ilość motywuje jakość, raz rozpoczęty absurd pcha siła systemu. Jak KPZR budującą rozwinięte społeczeństwo socjalistyczne jeszcze wiosną 1991 roku, czy Komisja Nawadniająca z wizji Stanisława Lema zalewająca planetę po zwalczeniu suszy. Aktualna sprawozdawczość "unijna", ochoczo multyplikowana przez rodzimych naśladowców, w rzeczywistości, pomimo wzrostu możliwości analizy dzięki technologiom informatycznym, jest wykorzystywana przez czynniki decyzyjne mniej więcej w 6-7%. 93-94% pracowicie zbieranych przez miliony urzędniczych mrówek na miliardach formularzy informacji nie jest nigdzie, nigdy i przez nikogo wykorzystywana. Tym skwapliwiej niewykorzystywana, że skoro fakty i analizy przeczą teorii lub interesom, tym gorzej dla faktów i analiz. Natomiast tworząc informacyjny gąszcz, łatwo może owa machina ulec i jak na każdym kroku dziś widzimy, ulega kolejnej regule — prawu Edwarda Murphy'ego, głoszącemu, że jeśli coś może się nie udać, to się nie uda.

Niewybieralna, a kontrolowana zakulisowo w dużej mierze przez państwo niemieckie machina unijna nadal prze w kierunku zawłaszczania kolejnych kompetencji i praw decyzyjnych kosztem państw członkowskich, zaś opłacalne dla spekulacyjnych elit fantasmagorie ETS nadal cenami energii i arbitralnymi decyzjami administracyjnymi niszczą europejską gospodarkę. Specyficzna strategiczna kultura samodestrukcji zarządzająca kontynentem to ponura rzeczywistość, z której musimy jak najszybciej zdać sobie sprawę w skali społecznej. Póki nie jest za późno.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka