Dziś zajmiemy się grubszymi sztukami.
Broń wsparcia bezpośredniego piechoty
37 mm działko piechoty M 1915 (Austria, produkt zakładów Skody). Zdobyliśmy kilkanaście sztuk w 1918, ale ta zaprojektowana dla okopów broń w warunkach wojny ruchomej była mało przydatna, i szybko została zdjęta z uzbrojenia. O jej użyciu walce przez WP słyszałem tylko w trakcie obrony Lwowa.

W podobnie niewielkiej ilości przybyło z Armią Hallera działko piechoty M 1916, o takim samym kalibrze 37 mm.

O wiele bardziej potrzebna była lekka broń stromotorowa. W 1918 przejęliśmy kilkadziesiąt sztuk, (później jeszcze trochę dokupiliśmy) niemieckich granatników (Granatenwerfer) M 1916.

Jednak ta broń, wyrzucająca nasadkowe granaty odłamkowe i burzące na odległość do 300 m. była mało celna. Toteż bardziej ceniono angielskiej konstrukcji, ale w WP w większości francuskiej produkcji moździerz Stockesa.

I słusznie, ta prosta konstrukcja Wilfrieda Stockesa z 1915 roku, kaliber 81 mm, łatwa w obsłudze, lekka i szybkostrzelna jest przodkiem wszystkich aż do dziś lekkich moździerzy. Żołnierze WP, którzy mieli okazję się z nimi zapoznać, uważali, że mają jedną wadę — jest ich za mało.
Nie mógł z nim konkurować austriacki miotacz min (Minenwerfer) M 1914/16, ciężki, niecelny, o powolnym mechanizmie ładowania.

Był na wyposażeniu w kilku naszych pociągach pancernych, jako broń wsparcia desantu.
Artyleria
Artyleria lekka, wtedy nazywana Jeszcze "polową" użytkowała kilku rodzajów armat. Pierwsze były austriackie "ośmiocentymetrówki" (80 mm) M 1905, użyte już 5 listopada 1918 w Przemyślu, a 7 we Lwowie.

Wadą tego niezłego parametrami działa była mało odporna, szybko zużywająca się lufa (wykonana nie ze stali, a stopu w rodzaju brązu, taki austriacki patent na wykorzystanie materiału z luf starych, XIX-wiecznych armat), toteż z naszej artylerii wypadła w krótkim czasie.
Drugą bronią pierwszych miesięcy polskiej artylerii była niemiecka armata 7,7 cm Feldkanone M 1896 neues Art (1904).

Te, i ich nowsza wersja M 1916 służyły nam do 1937 roku, kiedy to sprzedaliśmy je do Hiszpanii (republikanom).
Za najbardziej perspektywiczną uznano słusznie francuską 75 mm armatę M 1897, bezsprzecznie najlepszą wówczas w swojej kategorii, i łatwo (choć nie tanio) u sojusznika dostępną.

Służyły nam jako podstawowy sprzęt do 1939, a i potem zdobyte w Polsce i Francji "siedemdziesiątki piątki" po lekkiej modernizacji stosował Wehrmacht jako działa przeciwpancerne. W spadku po Austriakach dostaliśmy około 30 włoskich, licencyjnych przeróbek tej armaty 75 mm M 1911, różniący się zastosowaniem nowocześniejszego łoża dwuogonowego, oraz zupełnie nietypowym oporopowrotnikiem, który stale znajdował się w pozycji horyzontalnej i nie poruszał się w pionie wraz z lufą.

Ponieważ strzelały amunicją typu francuskiego, używaliśmy ich do zużycia.
W magazynach niemieckich na terenie Kongresówki znaleziono kilkadziesiąt zdobycznych dział rosyjskich, po części z kapitulacji I Korpusu Dowbora-Muśnickiego w Mińsku. Od zimy 1919 armat kalibru 76,2 mm (3 cale) wz. 1902 ("Putiłowska - od nazwy zakładów - puszka") zaczęło przybywać ze zdobyczy na bolszewikach, w sumie do około 300.

Po wojnie, w 1926 roku wymieniono w nich lufy na 75-milimetrowe (dla stosowania amunicji typu francuskiego), i te zwane "prawosławnymi" armaty walczyły jeszcze we Wrześniu. Jedna z nich na Westerplatte.
Dywizja Górska (późniejsza 21) otrzymała w 1919 roku 2 baterie francuskich działek górskich 65 mm M 1906.

Wobec małej liczby dostępnych dział większych kalibrów przydawały się na równinach i te pieski.
Z większych kalibrów, najszerzej stosowano austriacką 10 cm haubicę M 1914.

Niezłe działo, miotające 16 kg pociski na odległość do 8000 m, podstawowa haubica WP do 1939. Produkowana w zmodyfikowanej wersji w Starachowicach od 1928 na licencji Skody.
105 mm armata dalekonośna Schneider M 1913 to kolejny wzór nabywany we Francji. 64 sztuki dobrze zasłużyły się w 1920, zwłaszcza w obronie Warszawy.

Przydały się wówczas także stareńkie i przestarzałe, ale celne i dalekonośne (12 km) armaty 120 mm M 1878.

Po wojnie polscy inżynierowie osadzili te znakomite lufy na zdobycznych łożach rosyjskiej haubicy wz. 1909 z oporopowrotnikiem, i tak zmodernizowana wersja posłużyła nie tylko nam, bo kilka egzemplarzy zdobytych przez Niemców ci przekazali Finom. Uzbrojona w nie bateria odegrała kluczową rolę w obronie Przesmyku Karelskiego.
Ciężką artylerię reprezentowało jednak przede wszystkim dwieście 155 mm francuskich haubic M 1917, na owe czasy najnowocześniejszych i bardzo skutecznych, stosowanych przez wiele armii jeszcze podczas II wojny światowej, m.in. przez Amerykanów.

Kilka lat temu wydobyto prawie kompletny egzemplarz z Narwi, gdzie zatopili je polscy artylerzyści w 1939.



Działo to było rozwinięciem opracowanej przez firmę Schneider - Creussot dla Rosji haubicy 152 mm (6-calowej) M 1909, jakich kilkadziesiąt tez wpadło w czasie walk 1919/20 w nasze ręce.

Te jednak albo poszły na części do 155-tek, albo jako podstawy do przebudowy wspomnianych wyżej 120-tek. Resztę sprzedaliśmy Finlandii.
Inne tematy w dziale Kultura