Republikaniec Republikaniec
365
BLOG

Wojna w eterze. Z dziejów polskiego wywiadu wojskowego

Republikaniec Republikaniec Kultura Obserwuj notkę 21

Obieg informacji, a więc możliwie pełna świadomość sytuacyjna zwłaszcza na najwyższych szczeblach dowodzenia, to czynnik nie do przecenienia — odkąd ludzie zaczęli ze sobą wojować. Historia wojen pełna jest przykładów przegranych z powodu braku wiedzy dowództwa o tym, co się naprawdę dzieje na polu bitwy i wokół niego. 

Lata I wojny światowej to, jak zresztą w wielu dziedzinach, techniczna rewolucja także w sposobach szybkiego przekazywania wiadomości. Kurierów, gołębie pocztowe, telegraf uzupełniły i zastąpiły telefony, których sieci drutów pokryły linie okopów, oraz telegraf bez drutu — radiostacje. Historia łączności radiowej rozpoczyna się w roku 1887 od odkryć H. Hertza oraz G. Marconiego, który w roku 1894 przesłał pierwszy sygnał radiowy przez Kanał La Manche a w 1901 przez Atlantyk, ale to właśnie wojna nadała ogromnego przyspieszenia rozwojowi także tej techniki.

Pierwsze radiostacje dla wojska polskiego przejęliśmy w listopadzie 1918 roku - dwie stacjonarne (Kraków i Warszawa,  a także pewną liczbę radiostacji polowych różnych typów (Telefunken, Siemens & Halske). Od połowy 1919 roku zaczął dopływać sprzęt francuski produkcji Schneider Électrique. Utworzono wówczas w Warszawie Centralne Warsztaty Radiotelegraficzne odgrywające rolę bazy technicznej. Ilość radiostacji pozwalała zaledwie na obsługę instytucji centralnych (kwatera Wodza Naczelnego, Sztab Generalny), dowództw frontów, armii i dywizji. Na szczeblu brygad "radia" trafiały się rzadko. Okopowe radiostacje pułkowe i batalionowe o niewielkim zasięgu, powszechne na froncie zachodnim, w warunkach wschodniej wojny ruchomej na rozległych terenach były bezużyteczne.

Francuska radiostacja dywizyjna  PY6CJ, tu w ręku Amerykanów.

imageimage

Różnie zasilane (baterie, akumulatory, agregaty prądotwórcze), dostosowane do trakcji konnej, albo na samochodach.

image

Od początku wojskowego zastosowania problemem była kwestia zapewnienia tajności rozmów — emisję radiową łatwo może przechwycić przeciwnik. Stąd konieczność szyfrowania, sztuka przejęta od dyplomacji, nieustannie rozwijana i komplikowana, zwykle na podstawach matematycznych. Nie zawsze — amerykańskie siły ekspedycyjne w Europie wpadły na genialny w swej prostocie pomysł, który niemieckich kryptologów kosztował wiele bezskutecznego bólu głowy. Szyfrantami US zostali Indianie Nawaho, którzy posługiwali się (po ustaleniu, oczywiście, w ich języku nowoczesnej terminologii wojskowej) własnym narzeczem. W Europie nikt niczego podobnego nie znał.

Oprócz jednostek łączności pomiędzy własnymi wojskami powstawały więc także komórki zajmujące się badaniem komunikacji przeciwnika. W ramach Wydziału Informacyjnego Sztabu Generalnego (wywiad i kontrwywiad wojskowy, późniejsza nazwa Oddział II SG), kierowanego początkowo przez mjr Mieczysława Mackiewicza, później mjr Ignacego Matuszewskiego powstała grupa zajmująca się szyframi.

image

mjr Matuszewski

W połowie 1919 roku Matuszewski zatrudnił tam por. Jana Kowalewskiego, z byłej armii rosyjskiej, z wykształcenia chemika, obytego z pracą wywiadowczą (w 4 Dywizji Strzelców gen. Żeligowskiego w Odessie). Znakomity wybór, Kowalewski sprawdził się i jako kryptolog, i jako organizator. Już po II wojnie światowej, przed mikrofonem Radia Wolna Europa wspominał:  „W sierpniu 1919 miałem nocny dyżur. Miałem posegregować depesze radiowe z nasłuchu i powysyłać do odpowiednich komórek. Wtedy wpadła w moje ręce spora sterta zaszyfrowanych depesz bolszewickich. Nie wytrzymałem i zabrałem się do pracy. Spędziłem całą noc na tej pracy. Udało mi się odszyfrować depesze”. Trochę pewnie koloryzował, trudno uwierzyć w taki cud jednej nocy, nawet biorąc poprawkę na dość jeszcze prymitywne metody szyfrowania. Pierwsze oficjalne dane z rozszyfrowanych meldunków nieprzyjaciela mamy poświadczone dopiero z października 1919. Niemniej jednak nikt mu nie odbierze inicjatywy zatrudnienia w radiowywiadzie Oddziału II  grupy wybitnych uczonych z Uniwersytetu Warszawskiego, z profesorami Stanisławem Leśniewskim (specjalności matematyka, logika, filozofia), Stefanem Mazurkiewiczem (matematyk, późniejszy prorektor) i Wacławem Sierpińskim (matematyk) na czele. Matuszewski, zaufany człowiek Piłsudskiego z kolei zapewnił im właściwe warunki pracy, organizując zakupy sprzętu, umożliwiające stworzenie sieci czterech placówek nasłuchowych, połączonych z warszawską centralą ówczesnym cudem komunikacji — juzami Hughesa (wczesny model dalekopisu). W przeciwieństwie do wcześniej używanych aparatów transmitujących znaki alfabetu Morse’a, operował on znakami pisarskimi, co znakomicie przyspieszało prace — mowa przecież o tysiącach przejętych depesz.

image

Mobilna stacja radiomasłuchu. 1919, produkcja francuska, foto z armii amerykanskiej. Sprzęt tego samego typu służył nam w 1920 roku.

Polski radiowywiad w latach 1919-1920 złamał ponad setkę bolszewickich oraz ukraińskich kodów (oczywiście, oni też je co jakiś czas zmieniali) i rozszyfrował ponad 8 tysięcy sowieckich tajnych wiadomości. Wgląd w zamiary i stan wojska przeciwnika pozwalał Naczelnemu Wodzowi na czas i skutecznie reagować. Wpłynęło to zwłaszcza na polskie plany i wykonanie w bitwach pod Beresteczkiem — Brodami (przełom lipca i sierpnia 1920, pobicie i zmuszenie do zatrzymania się armii konnej Budionnego), w bitwie warszawskiej i w operacji niemeńskiej.

image

Stacja nasłuchowa w Cytadeli warszawskiej, 1920

Do historii i anegdoty przeszedł trick, którym uniemożliwiliśmy wykonanie rozkazów Tuchaczewskiego dla sowieckiej 4 armii, które potencjalnie mogły utrudnić wygranie Bitwy Warszawskiej. Przejęta 15 sierpnia depesza nakazywała jej zawrócenie na południowy wschód i uderzenie w rejonie Nasielska na polską 5 Armię. W tym czasie jedna z dwóch radiostacji 4 armii została zdobyta przez nasze oddziały, a drugie urządzenie było wyłączone. Wiedząc, że rozkaz jeszcze nie dotarł, przestrojono nadajnik warszawski na sowiecką częstotliwość i zagłuszono radiostację wroga, nadając przez dwie doby bez przerwy alfabetem Morse'a tekst Pisma Świętego. Sparaliżowało to sowiecką łączność. 4 Armia nacierała więc nadal w kierunku Płocka i Torunia. To wyeliminowało ją z walk na przedpolu Warszawy 16 i 17 sierpnia, kiedy pobiliśmy 3 i 16 armie sowieckie.

Gdy dogasała wojna z bolszewikami, radiowywiad zajął się, również z pełnym sukcesem szyframi niemieckimi. Dowództwo III Powstania Śląskiego było równie dobrze poinformowane o zamiarach i stanie wojsk niemieckich, jak pół roku wcześniej najwyższe kierownictwo WP o rosyjskich.

image

Od prawej: kpt Leon Bulowski, kpt Robert Oszek, kpt Jan Chodźko, kpt Jan Kowalewski.

Po wojnie Józef Piłsudski mówił: "Była to pierwsza wojna, którą Polska prowadziła od wielu stuleci, w czasie której mieliśmy więcej informacji o nieprzyjacielu niż on o nas".

Zimą 1922 roku płk. Masataki Yamawaki, japoński attaché wojskowy w Warszawie poprosił o pomoc w rozszyfrowaniu sowieckich przejętych przez Japończyków w Mandżurii. W 1923  w ramach współpracy, na prośbę japońskiego sztabu Kowalewski pojechał do Tokio, gdzie poprowadził trzymiesięczne szkolenie z zakresu kryptografii dla oficerów wywiadu. Współpracę wywiadów zacieśniono (przetrwała aż do 1942 roku), a sam wykładowca otrzymał Order Wschodzącego Słońca.

W latach 20. niestety jednak nasza działalność na tym polu osłabła. Sowietów czytano nadal, rozbrojeni Niemcy nie stanowili na razie zagrożenia. Profesorowie wrócili na uniwersytety, a kpt. Kowalewski zajął się własną karierą. Biuro Szyfrów na prawach wydziału zostało zredukowane do roli Referatu (jednostka niższego szczebla organizacyjnego). Pozostanie w Biurze Szyfrów oczywiście dawało stabilną pozycję, ale i w pragmatyce armii pewność na emeryturę w stopniu majora za 15 lat. Droga awansów wymagała studiów w Wyższej Szkole Wojennej (status oficera dyplomowanego) i praktyki dowódczej. Kowalewski studiował, dowodził batalionem i pułkiem, a potem zajął się polityką.Był attaché wojskowym w Moskwie i Bukareszcie, i ważną personą w Obozie Zjednoczenia Narodowego. Zwolennik zbliżenia z Niemcami, udzielał wywiadów dla Volkischer Beobachter. Jesienią 1939 roku usiłował nawet politycznych rozmów i zgody na powrót do okupowanego kraju, ale wobec decyzji Hitlera o eksterminacji Polaków, RSHA i niemieckie MSZ odmówiły. Pozostał w polskim wywiadzie, pilnie zresztą śledzony przez Sowietów, a po wojnie na emigracji.

Biura Szyfrów nie doceniał także nowy szef wywiadu, płk. Michał Bajer, co przejawiało się w poważnym obcięciu środków finansowych. Sytuacja zmieniła się dopiero po przewrocie majowym, po objęciu stanowiska przez płk. Tadeusza Schaetzla. Zbiegło się to w czasie z nową okolicznością — przestaliśmy rozumieć zaszyfrowane depesze niemieckie. Jak się później okazało, Reichswehra zaadaptowała do swoich potrzeb maszynę szyfrującą Enigma,  opatentowaną jeszcze w 1918 roku przez niemieckiego inżyniera Artura Scheribiusa. Działała ona na zasadzie przetwarzania pisanego klawiaturą tekstu przez system połacznonych wirników, sterowanych elektrycznie, które transponowały wpisywane litery w określonym systemie kombinacji. Maszyna odbiorcy odkodowywała tekst, i podawała na moduł drukujący.

image

 Enigma w Muzeum II Wojny Światowej

image

Wirniki trzybębnowej maszyny cywilnej

Płk Schaetzel, kolega Matuszewskiego jeszcze z czasów kijowskiej knspiracji POW, postanowił skopiować jego metodę. Pracę kontynuował kolejny były legonista na tym stanowisku, płk. Tadeusz Pełczyński. Kierownikiem Referatu Radio i Szyfrów był mjr Franciszek Pokorny (z b. armii austriackiej), jego zastępcą i następcą kpt. Maksymilian Ciężki, Wielkopolanin. W skład zespołu wszedł także kolejny Poznaniak, inż. Antoni Palluth, współtwórca i dyrektor Wytwórni Radiotechnicznej AVA, spółki prywatnej z udziałem Skarbu Państwa.

image

ppłk Schaetzel

image

mjr Pokorny

Zdobyli pieniądze na sprzęt i etaty (ponoć oszczędnemu ministrowi skarbu Czechowiczowi musiał to nakazać sam Piłsudski, czasy były kryzysowe), a następnie rozejrzeli się za młodymi, zdolnymi matematykami, znającymi język niemiecki. Wybór padł na poznańskich studentów, uczniów prof. Krygowskiego — Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego i Jerzy Różyckiego. Był rok 1930. Referat znów rozbudowano do postaci Biura. Dzięki współpracy z Francuzami, którzy uzyskali pewne szczegóły informacji o budowie maszyny szyfrującej, oraz zdobyciu przez polski wywiad prostszego, ale działającego na podobnej zasadzie urządzenia dla cywilnych firm handlowych, w 1932 roku powstała polska kopia Enigmy. Wraz z kolejnymi elementami urządzeń i metod deszyfrażowych (Cyklometr do badania konfiguracji Enigmy, "Płachta Zygalskiego" - do identyfikacji kodów, "Bomba Rejewskiego" - sterowanie zespołem połączonych maszyn szyfrujących). W latach 1933 - 1938 Biuro Szyfrów odczytywało 75-80% przejętych depesz niemieckich. Było coraz trudniej, Niemcy od 1 października 1936 zaczęli zmieniać ustawienia maszyny codziennie (wcześniej raz na miesiąc), a w dwa lata później przeszli na udoskonaloną Enigmę o ośmiu wirnikach kodujących zamiast dotychczasowych sześciu, co wielokrotnie zwiększyło liczbę kombinacji kodowych. Liczba złamanych depesz niemieckich spadła do 10-15%.

image

Marian Rejewski

Wobec zagrożenia wojną, 25 lipca 1939 roku w siedzibie Biura Szyfrów w Lesie Kabackim pełną dokumentację prac nad Enigmą przekazano oficerom kryptologom z Deuxième Bureau  i Bletchley Park, co dało aliantom podstawy do dalszych skutecznych prac nad niemieckimi tajemnicami. 6 września Biuro zostało ewakuowane, a jego siedziba doszczętnie zniszczona. O zagrożeniu swojej łączności Niemcy dowiedzieli się dopiero po wojnie.

Jaka była świadomośc sytuacyjna naczelnego dowództwa polskiego w przededniu wybuchu wojny? Z pewnością słabsza, niż 19 lat wcześniej. Jednak wywiad radiowy nie był jedynym źródłem. Nasza agentura w Niemczech przedstawiła przed 1 września wystarczające dane, by dość precyzyjnie określić rozmiary niemieckiej mobilizacji oraz rejony koncentracji sił uderzeniowych. Jednak marszałek Rydz - Śmigły z tej wiedzy nie skorzystał. Szerzej o tym pisałem: https://www.salon24.pl/u/tedyiowedy-otryt/1458722,smutny-wrzesien

Potem było za późno. O ile w 1920 roku Piłsudski miał wystarczającą głebię strategiczną i czas, by manewrować swoimi siłami, nie dopuścił do ich rozbicia na żadnym z kierunków i zawsze dysponował odwodami. W 1939 czasu, pola manewru ani odwodu już po tygodniu walk nie było. Zresztą, opuszczając 7 września Warszawę marszałek Rydz został pozbawiony łączności i informacji z pola walki, i nie zdołał już tych faktycznych podstaw dowodzenia odzyskać.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Kultura