Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
128
BLOG

Od Helsinek do Lizbony, od Nieznanego mężczyzny do Nieznaczącego polityka

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Społeczeństwo Obserwuj notkę 8

1 sierpnia 1975 roku Polska podpisała dokument końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (Konferencji Helsińskiej). Wśród wielu punktów dotyczących m. in. współpracy handlowej i technicznej, szczególnie ważnej dla Polski zmierzającej swobodnym ślizgiem w kierunku kryzysu gospodarczego, znalazł się też tzw. koszyk dotyczący praw człowieka. Polska nie była wówczas jeszcze sygnatariuszem Deklaracji Praw Człowieka ONZ, której podpisania odmówiła pod pretekstem, ale mając nóż na gardle zgodziła się na Helsinki. Kalkulacja była prosta i prymitywna: wy będziecie z nami handlować i prowadzić wymianę techniczną, a my będziemy robić was w bambuko, oszukując w prawach człowieka. 

No, ale historia potoczyła się inaczej. Zachęceni literą aktu KBWE wichrzyciele, Żydzi i wrogowie wewnętrzni socjalistycznego państwa zaczęli się organizować i działać przeciwko Polsce Ludowej. PRLowska propaganda czuła się w obowiązku napiętnować te niepatriotyczne czyny, policja czasami aresztowała a czasami wypuszczała antysocjalistycznych prowodyrów, a przywódcy państwa i narodu domagali się respektowania polskich praw, polskiej Konstytucji (trochę po drodze zgwałconej w 1976 zapisem o przewodniej roli PZPR i przyjaźni ze Związkiem Sowieckim) oraz niewtrącania się określonych kół na Zachodzie, wrogich ośrodków emigracyjnych oraz zachodnioniemieckich rewanżystów w "wewnętrzne sprawy suwerennej Polski".

Tymczasem duch anarchii i buntu przeskoczył niczym niegroźny z pozoru pożar zeszłorocznych badyli na budynki gospodarskie, z głów kilkudziesięciu cudaków z KOR i ROPCiO do mas robotniczych. Ani się człowiek obejrzał i "ni z tego ni z owego nie było PRLu na czwartego (czerwca)"

Wszyscy więc wiemy, jak to się skończyło. A teraz zupełnie inna historia: Traktat lizboński, podpisany w grudniu 2009 ze strony polskiej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ustanowił między innymi prymat prawa UE nad prawem krajowym. W roku 2015 władzę w Polsce objęła partia PiS, której z Lizboną było niewygodnie, więc pomyślała, że będzie Brukselę dymać, przyjmując jednakowoż wszystkie €, które stamtąd płyną, bo gospodarka Polski mogłaby się zawalić. Jak myślicie, jak ta historia się skończy?

Tymczasem w II poł. lat 80tych ulubionym obiektem propagandy PRL sterowanej przez Jerzego Urbana (dla gimbazy - to taki @KurskiPL tamtych lat, tylko o wiele inteligentniejszy, co i tak nie uchroniło go... ale o tym później) stała się postać nieznanego mężczyzny z wąsem.

Niewymieniany z nazwiska stał się uosobieniem przegranej "wrogich sił" i "radykalnych elementów" "zagrażających stabilności i bezpieczeństwu" "socjalistycznej ojczyzny". W wydaniach Dziennika Telewizyjnego (zarządzanych przez jakiegoś ówczesnego @SamPereira_, którego nazwiska rzeczywiście nikt dzisiaj nie pamięta, przypomni ktoś?) poświęcano mu czasami wiele uwagi, ogłaszając, jaki jest bezsilny, bez wpływów, zagubiony w rzeczywistości, nieliczący się i nieważny. Po prostu nikt, nie warto nawet wymieniać było jego nazwiska.

Żeby jednak Polacy wiedzieli o kim mowa artysta Jacek Fedorowicz sporządził "Portret Nieznanego mężczyzny z wąsem (II połowa XX wieku)". I wiecie co, mimo że nazwiska nie wymienił, to wcale nie musiał, bo wszyscy i bez tego wiedzieli o kim mowa,

image


kim jest ten mężczyzna zupełnie bez znaczenia i bez wpływów. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło, a kto nie wie, może zapytać anonimowego szefa DTV, albo Jerzego Urbana, który do ostatnich chwil, mimo swojej błyskotliwej inteligencji i analitycznego umysłu, nie zorientował się, że PRL się wali. Ba, jeszcze tuż przed wyborami 4 czerwca 1989 roku dostarczał pełne troski analizy, że Solidarność przegra, a PZPR (taki ówczesny PiS) wygra zbyt dużą przewagą głosów i jak sobie z tym problemem poradzić.

Więc gdy dzisiaj od 2 tygodni partyjna szczekaczka telewizyjna, pogrobowiec prlowskiego DTV, propagandowy trup zmartwychwstały pod nazwą "Wiadomości" poświęca kolejne wydanie "trzecioligowemu politykowi brukselskiemu", "wykonującemu polecenia Bonn" (to taki ówczesny Berlin, droga gimbazo) i "określonych kół na Zachodzie wrogich Polsce" (to taka ówczesna Bruksela, dzisiejszej młodzieży trzeba wszystko tłumaczyć), gdy dzisiejszy funkcjonariusz propagandy partyjnej niejaki Dawid Wildstein pisze o "trzecioligowym spadzie"


image

ja wspominam "nieznanego mężczyznę z wąsem" i historię, która się potoczyła, stała się i minęła. I jeśli warto tym kilku osobom poświęcić chwilę, to tylko by się zastanowić nad tym, że to jednak historia @SamPereira_ i @DawidWildstein skończyła się, nim się zaczęła.

Ale nikt Skiwskiemu czy Burdeckiemu nie nakazywał ani nie zmuszał by stali się Skiwskim czy Burdeckim. To był ich własny wybór. Choć może to nazwiska na wyrost, stosowniejsze raczej byłoby porównanie z Ziemkiewiczem. Ludwikiem Ziemkiewiczem. Jego też nikt nie pamięta.

Ludzie z głębszego podziemia




Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo