Jak zapewnić wolność od bycia bitym, poniewieranym, zaniedbanym tym, którzy o tę wolność nie są w stanie sami zadbać? Jak postępować, gdy rodzina nie daje ochrony dziecku? Gdy rodzina jest dysfunkcjonalna i patologiczna?
15 lub 16 grudnia 1981 roku znalazłem się na komendzie policji w Sztokholmie. Na korytarzach kłębił się tłum zdesperowanych rodaków wyrzuconych na obcy ląd, obawiających się powrotu do Polski w okowach mrozu i ogłoszonego właśnie stanu wojennego i poszukujących azylu.
Pomagałem im w miarę możliwości, byli wdzięczni, że mogą z kimś porozumieć się w ojczystym języku, z kimś, kto potrafi zrozumieć ich desperację, strach, zagubienie w obcym kraju, niepewność dnia jutrzejszego, z kimś kto poprowadzi ich za rękę przez Morze Czerwone do Ziemi Obiecanej.
Była tam młoda, sympatyczna para z południowo-wschodniej Polski w podróży poślubnej do Jugosławii i Węgier. Na początku grudnia znaleźli się w Berlinie Wschodniej, by odwiedzić mieszkających tam przyjaciół. 13 grudnia na dworcu, tuż nim wsiedli do pociągu, który miał zawieźć ich do domu, dowiedzieli się na peronie, że w Polsce rząd ogłosił zamach stanu i po krótkiej naradzie wsiedli do pociągu udającego się w zupełnie innym kierunku, do Sassnitz a stamtąd promem do Szwecji. I tak dramatycznie zaczęło się dla nich nowe, wspólne życie.
Była też tam inna, młoda para z dzieckiem. Ci koczowali już od jakiegoś czasu w Sztokholmie, wyczuwając szóstym zmysłem, że karnawał wolności zakończy się katastrofą i natychmiast, gdy ich przeczucia sprawdziły się stawili się na policji po azyl.
Czteroletni chłopiec ciągnął matkę za rękaw, czegoś od niej chciał, ta nie zważała na niego, bo miała ważniejszy cel w życiu. Wraz z mężem opowiadali niestworzone historie, mające wzmocnić ich pozycję przed dobrodusznym policjantem wysłuchującym seryjnie z niewzruszoną miną prawdziwych i mniej prawdziwych opowieści. W pewnej chwili na spodenkach chłopca pojawiła się rosnąca mokra plama. Wściekła matka szarpnęła go za rękę i zaciągnęła do toalety, skąd rozległ się przerażający płacz bitego dziecka.
Widać już po trzech latach pobytu w Szwecji dokumentnie się wynarodowiłem, bo życzyłem rodzicom w duchu, by przesłuchujący ich policjant natychmiast ich zrugał. Co oczywiście nie było możliwe, szwedzcy policjanci do wszystkich przemawiają łagodnie, tłumacząc cierpliwie niestosowność różnych nieakceptowanych tu zachowań.
Kiedyś zimową porą na spokojnej uliczce w dzielnicy willowej, w której mieszkałem, przewrócił się zdążający z nikąd do nikąd pijaczek. Było to w porze przedpołudniowej, ale któryś z sąsiadów widać zauważył wypadek i zadzwonił na policję. Po chwili zjawił się radiowóz i dwóch rosłych policjantów wzięło delikatnie pod ręce niezbyt przytomnego delikwenta i zaczęło go prowadzać tam i z powrotem, by nieco wytrzeźwiał, przez dobry kwadrans, poczym równie delikatnie zapakowało go, nieco przytomniejszego, do samochodu.
Panie Marku, napisał Pan:
Dla mnie konserwatyzm to przekonanie, że:
1) Nie istnieje Ludzkość, którą można uszczęśliwić. Istnieją tylko pojedynczy ludzie i tylko ich szczęście ma znaczenie
2) Nie istnieje abstrakcyjna Wolność, a tylko wolność poszczególnych ludzi w konkretnych sytuacjach.
Co do tych punktów w zupełności się z Panem zgadzam. Zwłaszcza z drugim - abstrakcyjna Wolność podnieca umysły wielu tutejszych publicystów, a każdy z Prawdziwych Wolnościowców knuje plany, jak Prawdziwą Wolność wedle własnej recepty wprowadzić, za mordę biorąc całą resztę, jego idei nie podzielającą.
Widzi Pan, ludzie dorośli zazwyczaj potrafią o swoje szczęście a przede wszystkim o własną wolność, tę jak najbardziej nieabstrakcyjną, lepiej lub gorzej zadbać. Na straży ich wolności stoją prawa i sądy.
Mnie Szwecja przeraża nadmierną ingerencją państwa w życie rodzinne. Te kuratele, zabieranie dzieci itd.
Wydaje mi się, że padł Pan ofiarą popularnych w polskiej prasie mrożących krew w żyłach opowieści o kraju, w którym mieszkam na tyle długo, że mogę się o zwyczajach tu panujących z pewną dozą pewności wypowiadać. Dziennikarze, zwłaszcza prasy popularnej, mają to do siebie, że lubią powielać stereotypy, przygotowywać dania przypadające do gustu czytelnikom, niewiele mające z rzetelnością i wiedzą wspólnego. Tak więc Szwecja w tych opowieściach o żelaznym wilku, to kraj rozpasania seksualnego (skoro sami nie możemy sobie do woli poświntuszyć, to przynajmniej się ze smakiem poobruszamy na obce rozwydrzenie) i komunistycznego zamordyzmu rozrywającego świętą instytucję rodziny na strzępy.
Więc jeśli nieabstrakcyjna wolność osoby ludzkiej to również, a przede wszystkim, wolność od bycia bitym, poniżanym, zaniedbanym, pomiatanym, to na straży tej wolności osób nieletnich stoją prawa, sądy i instytucje. Szwecja wprowadziła zakaz stosowania kar cielesnych w stosunku do dzieci w latach siedemdziesiątych, zachowania takie, jak opisywane przeze mnie powyżej "metody wychowawcze", są społecznie nieakceptowane. I być może niektórzy z rodaków przeżywają szok cywilizacyjny w zderzeniu z obyczajem szwedzkim.
Szwedzkie rodziny mają się dobrze, dzietność - a jest to przecież jakiś mierzalny wskaźnik - jest jedną z najwyższych w Europie (w Polsce jest jedna z najniższych), troska o dzieci jest poruszająca, a nieszczęśni Szwedowie nie zdając sobie widocznie sprawy z doznawanego upokorzenia i uszczerbku na wizerunku - pokornie z ochotą uczestniczą w dzieleniu się trudami wychowawczymi i z uśmiechem na usta pchają przed sobą dziecięce wózki załadowane progeniturą, ciągną saneczki a nawet, o zgrozo, uczestniczą w porodach i zmieniają pieluchy.
Dla mnie z kolei szokiem cywilizacyjnym były słowa - byłego ministra oświaty - o "rozwydrzonych gówniarzach" i ich akceptacja przez dużą część tu w S24 piszących. Czy wydaje się Panu, że jego poglądy są odpowiednią rekomendacją na głównego wychowawcę młodzieży?
Że co, że cały wpis był tylko pretekstem do zamieszczenia zdjęcia?
Inne tematy w dziale Kultura