Jak najbardziej. Jako klient szwedzkiej Posten AB (Poczta SA), części koncernu PostNord bardzo sobie chwalę.
Ale od początku. Historia szwedzkiej Poczty, Kungliga Postverket (Poczta Królewska) do roku 1994, sięga roku 1636, a więc jest o prawie stulecie późniejsza niż historia Poczty Polskiej. System obsługi pocztowej został stworzony przez kanclerza Axela Oxentiernę, jedengo z wielkich, pojawiających się regularnie, reformatorów i modernizatorów państwa szwedzkiego.
W ostatnich latach taką gruntowną modernizację przeszła i szwedzka Poczta. Z agencji rządowej przekształcona została w państwową spółkę akcyjną, następnie Posten AB połączona została z duńską Post Danmark A/S we wzmiankowany koncern PostNord AB, w którym 60% udziałów ma państwo szwedzkie, a pozostałe 40% Duńczycy. Przekształcenie i fuzja z pocztą duńską miało na celu wyjście naprzeciw konkurencji prywatnych aktorów, po deregulacji rynku usług pocztowych. Więc odwrotnie niż w Polsce, gdzie monopol pocztowy jest utrzymywany za pomocą dziwacznych przepisów prawnych ad absurdum. Stąd Poczta Polska, miast wykorzystywać okres ochronny na restrukturyzację i racjonalizację okopała się na obronnych pozycjach, pozostając ślepa i głucha na zbliżąjący się nieuchronnie atak konkurencji.
Nieudolne próby dywersyfikacji usług nie uchronią ani jednego z zapyziałych, pachnących PRLem urzędów pocztowych, jedynie opór części społeczeństwa polskiego przeciwko wszelkiego rodzaju innowacjom zapewnia Poczcie Polskiej przetrwanie w zapyziałej, nieracjonalnej konserwie.
Od 13 lat nie ma już w Szwecji urzędów pocztowych dla osób prywatnych. Rozwój poszedł w odwrotnym kierunku niż w Polsce. Drogi w obsłudze klient detaliczny skierowany został do - ano właśnie - punktów pocztowych w kioskach, papeteriach, sklepach spożywczych. Sam do niedawna odbierałem przesyłki pocztowe w sklepie z artykułami biurowymi, oddalonym o kilka przystanków autobusowych od mojego domu, w lokalnych centrum handlowym i komunikacyjnym (metro, tramwaj i plac autobusowy). A od Nowego Roku mam jeszcze bliżej - pocztę odbieram w kiosku w centrum handlowym o rzut beretem od mojego domu, przy okazji tygodniowych zakupów. Tak właśnie odebrałem wczoraj swój spoźniony prezent świąteczny, a awizo dostałem smsem, bo i po co niszczyć lasy.
Poczta nie zajmuje się od chwili reformy przekazami pieniężnymi, kiedyś dotowanymi przez państwo, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie by założyć sobie konto bankowe i korzystać z bankomatu. Z dostarczaniem gotówki do domu przez listonoszy, jak polskim emerytom, nigdy się nie spotkałem, zresztą natychmiast by zabroniła tego niebezpiecznego zajęcia tutejsza inspekcja pracy.
Nie ma też usług kurierskich dla osób prywatnych, tej polskiej zmory. Aby dostać przesyłkę groszowej wartości musisz, klienice, tracić czas, umawiać się z kurierem i wyczekiwać w domu na jego przybycie. Walczyłem prawie rok z Orange, próbując wytłumaczyć, że nie, nie mieszkam na stale pod adresem, pod którym mam abonament telefoniczny i życzę sobie, by korspondencję przesyłano mi:
a) mejlem
b) listem poleconym na adres szwedzki
c) w ostateczności listem zwykłym na adres warszawski.
Niemożliwe, my blankiet wyboru usługi możemy wysłać jedynie kurierem, po uprzednim kontakcie na numer telefonu w umowie.
Nie oznacza to, że we wszystkim pragmatyczna Szwecja działa bez zgrzytów. Stoczyłem dwie bitwy o uznawanie polskich dowodów tożsamości: z pocztą (wygrałem) i z bankami (przegrałem). Ale to ostatnie nie jest przeszkodą nie do ominięcia. Banki internetowe nie wymagają osobistego stawiennictwa, cała procedura odbywa się w następujący sposób:
a) otworzyć konto przez internet
b) po kilku dniach odebrać w sklepiku osiedlowym dokumenty wymagane do aktywacji konta - kody, token itp. A tam można już posługiwać się polskim dowodem tożsamości.
Z nieznanych mi jednak przyczyn wielu Polaków nie ufa bankom czysto internetowym, woląc płacić drożej za ewentualną i chyba w zasadzie niewykorzystywaną możliwość udania się do fizycznego oddziału banku.
Czytam sobie pełne grozy opisy katastrof, jakie spadną na Polskę, jeśli Polacy będą odbierać przesyłki pocztowe w lokalnym warzywniaku, zamiast, jak Bóg przykazał, tłoczyć się w kolejce i nadaremnie tracić czas w zatęchłym urzędzie pocztowym. Bo panie, tego, sprzedawczyni podejrzy moje nazwisko i adres. Osiołku kochany, to nie jest tajemnica państwowa, że masz nazwisko i adres i że odbierasz viagrę kupioną przez internet w dyskretnej kopercie z fałszywym adresem nadawcy.
Wydaje się, że PP zatrzymała się w latach 80-tych. A skoro lata 80-te to nie może się obyć bez ikony tych lat, naczelnej gorszycielki Madonny:
:
Inne tematy w dziale Gospodarka