Już, już myślałem, że tym razem nie wezmę udziału w wyborach. Stress, brak czasu, nie zdążyłem zagłosować pocztowo, a weekend wyborczy wylatywałem do Udręczonej. A tu niespodzianka - na terminalu autobusowym dwa stoiska. Przy jednym sprawdzają czy jesteś uprawniony - puk, stuk w komputerek i Wielki Brat Inwigilator wypluwa błyskawicznie odpowiedź z imieniem, nazwiskiem, adresem, datą urodzenia, obywatelstwem i kartą upoważniającą. Co na to GIODO? Przy drugim sympatyczna młoda para, ona z wyglądu nieco daleko-, on raczej bliskowschodni obsługuje praktyczną stronę - sprawdza tożsamość, odhacza w odpowiedniej rubryce i podaje kopertkę, karty partyjne z nazwiskami kandydatów leżą przy gustownym, zielonym namiociku, w którym dokonuje się właściwej czynności wyboru swojego kandydata. Mi w oko wpadł Jasenko Selimović i przy jego nazwisku postawiłem pospiesznie krzyżyk, nim zaokrętowałem się na autobus, dowożący mnie na lotnisko.
I jak zwykle, wyglądając przez okno samolotu przy lądowaniu znów nie poznałem Warszawy. Za każdym razem coś nowego. Tym razem - przecież tej drogi tutaj nie było, tych 3 pasów, bezkolizyjnych skrzyżowań. W niedzielę skorzystałem z okazji i przejechałem się południową obwodnicą Warszawy. Co prawda kończy się dość niespodziewanie w kartofliskach, tzn w okolicach czterechsetnego numeru Puławskiej, ale mi właśnie na Puławską potrzeba było.
No cóż, jeśli nawet Jarosław Kaczyński obejmie rządy za rok, to przynajmniej w infrastrukturze drogowej będzie miał pozamiatane. Więcej czasu będzie mógł poświęcić, jakże ważnej, polityce historycznej. Jak to leciało? Donald Tusk zostawi po sobie Polskę trójpasmową?
Wracam ci ja do przybranej Ojczyzny, a tu rwanie włosów z głowy i sezon na komentatorów politycznych. Rządząca koalicja przegrywa z kretesem, największa z rządzących partia Moderaterna (Umiarkowani) na trzecim miejscu, za Socjaldemokratami (to przynajmniej poważna opozycja) i Zielonymi. Zieloni przed Umiarkowanymi z dwucyfrowym rezultatem - świat stanął na głowie. Do PE weszły jeszcze dwie partie antysystemowe - narodowcy Szwedzcy Demokraci (Sverigedemokraterna) i genderowcy z Inicjatywy Feministycznej (Feministiskt initiativ).
Trend taki sam, jak w pozostałej Europie - do PE wchodzą bez lubrykantów partie antysystemowe, marginalne, bez doświadczenia w rządzeniu i zarządzaniu, plakatowe i hasłowe. UKIP, Front National, żeby podać dwa najbliższe przykłady.
Można to tłumaczyć na wiele sposobów:
- wyborcy mają ochotę dać prztyczka w nos establiszmentowi politycznemu
- wyborcy są zmęczeni i zniechęceni do partii długo pozostających u władzy
- wyborcy doskonale zdają sobie sprawę, że władza PE jest mocno ograniczona i nie traktują wyborów zbyt poważnie
- wyborcy chcą dać szansę niewypróbowanym siłom, mając nadzieję, że nie nabroją za bardzo w PE
- niska frekwencja to okazja dla partii na marginesie, ale mających przekonanych i zmobilizowanych zwolenników
Polscy wyborcy zagłosowali więc tak jak wyborcy z rozpadającej się Starej Europy, co napawa optymizmem i nadzieją na przyszłość. W tym świetle należy więc widzieć sukces Korwina-Mikkego, względny sukces Jarosława Kaczyńskiego i względną porażkę Donalda Tuska. Względne, bo przecież PiS przegrał i te wybory na własne życzenie serią potykania się o własne sznurówki.
Ale przestrzegałbym przed wyciąganiem z rezultatów wyborów do PE daleko idących wniosków, wróżenia trendów i konsumowania przyszłych triumfów zawczasu.
Bo kiedy przyjdzie do "prawdziwych" wyborów nie będzie taryfy ulgowej. Zbyt wiele zależy od ich rezultatów, by wyborcy dali się porwać amatorom od Korwina.
A szwedzka Inicjatywa Feministyczna? Zapewne zatańczy jedną kadencję i usunie się znów na margines, podobnie jak dziś zmarginalizowane są sensacje poprzednich sezonów, antyeuropejska Lista Czerwcowa (Junilistan) i ostroantysystemowi Piraci (Piratpartiet). Z dużym prawdopodobieństwem tę samą przyszłość czeka spalającą się na politycznym nieboskłonie gwiazdę KNP.
Choć oczywiście mogę się mylć i przyszłość spłata mi figla.
Inne tematy w dziale Polityka