Brak mi Szwecji. Brak mi gwałtownych konfliktów o wymiar podatku 1% wte lub wewte między tamtejszą lewicą i prawicą.
Brak kłótni o to kto w literackich koteriach spojrzał krzywo na kogo. Uwielbiam insajderskie ujawnienia z tych 3-4 kwartałów w okolicach restauracji i piwiarni Pelikan (poszukajcie w wikipedii Restaurang Pelikan) gdzie pomieszkuje sztokholmska elita kulturalnych wannabies, nim przestaną aspirować, wydadzą swoje trzy książki, dostaną stałą kolumnę w Månadsjournalen i przeniosą się do Äppelviken, i literackie wojny na Parnasie o najbardziej nieprzewidywalnych nie-wydarzeniach.
Tak bardzo chciałbym przysiąść w Wienercafeet na Biblioteksgatan (podobno zmieniła nazwę z Wienerkonditoriet, konserwatyzm już nigdy nie będzie taki sam po tym radykalnym zerwaniu z tradycją), zamówić espresso doppio z solidnym kawałkiem tortu prinsessa i naręczem sztokholmskich gazet papierowych do przejrzenia (Dagens Nyheter, Svenska Dagbladet, Expressen, Aftonbladet).
Muszę się zadowolić spędzaniem czasu w Bułce przez bibułkę w Warszawie z podebraną z sąsiedniego stolika, zostawioną przez kogoś niekompletną Gazetą Wyborczą. Gazety Polskiej ani Naszego Dziennika nie da się czytać.
Co prawda mają espresso, ale brak tortu prinsessa. Okrucieństwo wygnania.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo