Nie minęły 24 godziny od #czarnyponiedziałek, a najwyższe kierownictwo PiS trąbi do odwrotu, przyznając, że doznało takiego małego Stalingradu.
Jeszcze przecież wczoraj demonstrowały wsciekłe tłumy czarnych "polskich madonn śmierci" i te puste nastolatki z wyskrobanymi macicami, i wrzeszczacymi vaginami? Krowiasta Wellman? To przecież jeszcze wczoraj było ogromne zwycięstwo PISU! Zresztą, jakie tłumy? Według wiarygodnych źródeł, pałętało się gdzieś w okolicach Żoliborza parę wariatek (Na placu Napoleona widziałem kilkadziesiąt młodych siks), to wszystko.
Dzisiaj okazuje się, że PiS nie miał nic wspólnego ze swoim wspaniałym zwycięstwem, prrzegłosowany i procedowany przez posłów PiS projekt ustawy nagle okazał sie owocem gwałtu, miał nieusuwalne wady genetyczne i został po cichutku wyskrobany.
A poza tym to wszystko była wina tych bezczelnych feministek, które podburzyły nieświadome polskie pokorne krowy dumne strażniczki domowego ogniska do nieusprawiedliwionych protestów bo przecież nic, ale to nic kompromisowi nie zagrażało.
Jak wiadomo, te wredne polskie feministki które nie mogły przepuścić tak doskonałej okazji do rytualnej autokompromitacji, demonstrowały więc prostotę swoich umysłów, braki w ogładzie i generalny wdzięk chrząszcza jak Polska długa i szeroka, transparentami „Macice Wyklęte” czy „Pocałuj mnie w PISdę” starając się za wszelką cenę nie dopuścić, żeby komukolwiek spoza feministycznego hardcoru przyszło do głowy potraktowanie ich jako rozsądnych uczestniczek debaty publicznej. zawróciły w głowach polskim kobietom i zachęciły je do próżnych zabaw na Placu Zamkowym i gdzie indziej.
Prawdziwymi przyjaciółmi i sprzymierzeńcami polskich kobiet są i pozostają biskup Hoser (troszkę gwałtu nikomu jeszcze nie zaszkodziło), publicysta Ziemkiewicz (pijaną można legalnie zgwałcić, każdy to robi), minister "niech się bawią" Waszczykowski (łagodnie, pod publiczność, skarcony przez premier Szydło).
Nie jestem kobietą, ale gdyby mnie kto zapytał, komu bardziej w "kwestii kobiecej" bym ufał, to stawiałbym jednak na te obrończynie aborcyjnego status quo i zwolenniczki /które/ pokazały, że ich „twarzami” są osoby wyzute z jakiejkolwiek wrażliwości w rodzaju odrażającej Bakuły, że ich argumenty sprowadzają się głownie do prostego „moja cipka, moja broszka” ani też to, że na koniec ich imprezy do „walki” ruszyli bandyci. One doskonale wiedzą, że ich siłą jest prosta i oczywista utylitarność ich wizji „praw kobiet”. Bo wolę brak wrażliwości odrażającej Bakuły od wrażliwości starych oblechów. Świeckich i duchownych. I stawiałbym na szczerość wściekłych feministek i ich hasła, świadczące o "braku kultury" "moja cipka, moja broszka” niż na szczerą troskę Hosera i Ziemkiewicza.
Bo pamiętajcie - ani Kościół ani Ordo Iuris, ani politycy PiS nie odpuszczą kobietom. Przyjdą z nowymi projektami ustaw, gdy uznają, że nadeszła ku temu stosowna chwila. Pilnujcie się, nie dajcie się podejść.
A wy, których tu zacytowałem - jacyż jesteście odrażający.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo