Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
401
BLOG

Polska była bliżej Zachodu w głębokim PRLu

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

Paradoksalnie Polska była bliżej Zachodu w głębokim PRLu niż dzisiaj. Nowinki kulturalne, prądy intelektualne docierały tu równie szybko, jak pojawiały się w Paryżu (i zdecydowanie szybciej niż w takim Sztokholmie), a "Czekając na Godota" było tematem inteligenckich rozmów w 1957 .


Cały właściwie repertuar filmowy, poza prohibitami zatrzymywanymi przez cenzurę ze względów ideologicznych lub politycznych, był dostępny prawie au courant, literaturę piekną tłumaczono na bieżąco, Juliet Greco była muzą Montmartre i Nowego Światu jednocześnie. Prasę zachodnią, wyselekcjonowane tytuły, ale jednak, można było kupić w Empiku na Placu Unii, czy na raogu Nowego Światu i Jerozolimskic, choc większe kolejki ustawiały się w dni, w które dostarczano "Przekrój".


Nie do pomyślenia było, by ktokolwiek, poza aparatczykami, a i oni nie za bardzo, brał na poważnie ideologię komunistyczną, i jedynie pogardzani oportuniści i karierowicze próbowali denuncjować "zachodnią zgniliznę".


Trudno było sobie wyobrazić, że otwarcie na Zachód zaskutkuje klerykalnym obskurantyzmem, tęsknotą za "PRLem bez wypaczeń" i pospolitą głupotą w wykonaniu, przykładowo, prezydenta Andrzeja Dudy, który zdaje się całą swoją wiedzę czerpie z Naszego Dziennika  i GP Codziennie, sądząc np z jego wypowiedzi o zmianach klimatycznych. Prezydent przebywający w "otulinie intelektualnej" KK nie ma szansy na rozwój wiedzy ogólnej, podobnie jak reszta tej polskiej, szczególnej formacji zasklepienia się we wsobności i odmowy otwarcia na inność i odmienność.

A ci, którzy mogliby to zmienić wyjeżdżają tam, gdzie znajdą stymulację i zrozumienie.


A skoro już o klerykalizmie mowa, nakładającym na współczesne życie intelektualne Polski duszący, mokry koc bigoterii religijnej i dewocji, to rewolucyjnym, pierwszym krokiem w kierunku świeckiego państwa byłoby PRZESTRZEGANIE Konkordatu? Tak daleko Polska posunęła się w klerykalizacji instytucji publicznych i faktycznej wyznaniowości państwa.


Owszem, Konkordat wyłącza pewne obszary życia ze sfery działania państwa, z których większość dotyczy wewnętrznych spraw wyznaniowych lub kościelnych np wyznaczania biskupów na stanowiska, a tylko jeden - prawo małżeńskie - koliduje z prawodawstwem świeckim. Nie ma nic o poddaniu państwa procedurom kościelnym.


Wręcz przeciwnie - Konkordat uznaje wzajemną autonomię (niezależność) Kościoła i państwa. To, co obecna, ale i przeszłe, władza wyczynia w tej materii to jej pomysły autorskie , nie mające oparcia w zapisach konkordatu, a nawet z nimi sprzeczne.


Nie ma w Konkordacie nakazu hasania pod rączkę z biskupami i gibania się pod wesołą muzyczkę. Nie ma obowiązku klerykalizacji szkolnictwa, wspólnego uczestnictwa w świętach kościelnych, gremialnie, całą szkołą.


Wyobrażacie sobie przestrzeganie Konkordatu? Koniec święcenia wszystkiego co popadnie. Koniec oddawania pokłonu przez rząd i partię Rydzykowi. Koniec obowiązkowych, pokazowych mszy z okazji świąt państwowych. 


Nic się nie zmieni, póki obywatele nie będą się zmian domagać. Głośno, natarczywie, publicznie.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka