Teutonick Teutonick
343
BLOG

Bolo i koczownicy (z górnikami w tle)

Teutonick Teutonick Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 7
   Myślę, że nie ja jeden oczekiwałem dzisiejszej wizyty w parlamencie pociesznego Bola, który – o zgrozo – stanowił niegdyś dla wielu Polaków symbol walki z komuną i ucieleśnienie 10-cio milionowego ruchu, który znacznie przyczynił się do upadku tejże, jako że w związku z owąż wizytą spodziewano się ubawu po pachy, z obu „dialogujących” stron zresztą. Trzeba przy tym przyznać, że za sprawą usilnych starań wszystkich aktorów tego komediodramatu nie spotkał nas w tejże materii żaden zawód. Beka była wręcz przednia. Bolesław popisał się kolejnymi bonmotami ze swojego nieprzebranego repertuaru, twierdząc m. in. że „Wam się należy, trzeba wam dać” (jak na znanego rozdawacza 300-stu milionów przystało), czy też „Wiem, jak zniszczyć PiS. Dlatego oni mnie zwalczają. Błyskawicznie ich zniszczę” (czyli Bolek jako niszczyciel ORP „Błyskawica”). Do tego doszły dobre rady w rodzaju „Zwróćcie się do górników o pomoc. To po pierwsze. Po drugie wam się należy” czy też„Możecie zwyciężać, jak Powstanie Warszawskie. Ja na Waszym miejscu znalazłbym górników i innych”. Może ja jednak jestem słaby z historii, ale z tego co pamiętam, to w Powstaniu Warszawskim nie zwyciężyli bynajmniej warszawiacy, a raczej ktoś zupełnie inny niestety. No chyba, że o taki przykład się rozchodziło imć Bolesławowi.
   Co zaś do górników, przywołanych kilkukrotnie w bolkowych - należy przyznać, że tradycyjnie już dość krętymi drogami podążających - wypowiedziach, to pamiętam opowieści zatrudnionych na kopalniach ówczesnego Rybnicko-Jastrzębskiego Gwarectwa Węglowego członków dalszej rodziny, którzy we wczesnym okresie transformacji przy urodzinowym stole dzielili się doświadczeniami ze swoich zakładów pracy (zdaje się, że mowa była wtedy o fali strajków roku 1988, choć po tylu latach dziś już pewności nie mam), wspominając jak to w okresie społecznych niepokojów przechodzący ryle jeden po drugim gremialnie spluwali na wystawiony na widok publiczny przy Biurze Przepustek wałęsowski portret. Wprawdzie działo się to już całe dekady temu, ale sądzę, że to by było na tyle, jeśli mowa o wpływie naszego ex-prezydenta na nastroje wśród braci górniczej oraz opinię na jego temat w tymże środowisku. Akurat w tym przypadku na Górnym Śląsku po prostu zawczasu poznano się na owym bęcwale, w czym zapewne świadectwa takich osobistości jak Andrzej Rozpłochowski czy śp. Anna Walentynowicz, będących zarazem autentycznymi bohaterami „Solidarności”, miały również swój udział.
   Prócz tego rzecz jasna doszły gorzkie żale na temat tego jak to „Oni mi tak poderwali autorytet...straciłem stocznię, straciłem >>Solidarność<<. I zrobili ze mnie agenta” oraz „Rozbroiłem się i nie mam już mocy wykonawczej.  Jak znajdziecie sposób walki skuteczny, to proszę dzwonić albo przez Internet”, zaś w odpowiedzi na uwagę, że „warunki pobytu są dobre” i „nie ma epidemii”, także złowieszcze ostrzeżenia na przyszłość w postaci „Na razie. Ja tych ludzi znam i wiem, do czego są zdolni”. Zatrzymajmy się na chwilę na informacji jak to „źli ludzie” odebrali heroicznemu bojownikowi o wolność i demokrację tak samą Stocznię Gdańską, jak i cały związek zawodowy i jak to on sam bronił zarówno swojego dawnego zakładu pracy jak i NSZZ-u niczym niepodległości. Doprawdy trudno o bardziej bezczelną próbę zdeformowania kart historii najnowszej w pokracznie wykrzywionym zwierciadle własnych konfabulacji, z przekazem najwyraźniej skierowanym dla ludzi cierpiących na końcowe stadium sklerozy. Wstawki o „zrobieniu” z niego agenta, „samorozbrojeniu” i ostatni hit pt. „zadzwonimy, zadzwonimy… - ale ja nie mam telefonu!” nie wymagają już chyba dalszego komentarza. Za to nasze dzielne protestantki z wdziękiem rozżartych babin spod magla starały się dotrzymywać kroku Panu Prezydentowi twierdząc: „Jesteśmy zastraszani. Boimy się, że ABW wyniesie dziewczynki, a one cierpią na epilepsję”, na co z kolei imć Bolesław miał odpowiedzieć, że ma pretensje o to, że na niego nie głosowały (co jak rozumiem miałoby stanowić jakiś kolejny żart ku uciesze gawiedzi). Imć Mediator – bo w takie to oto wdzianko zamierzały go ubrać nasze przecudnej urody sejmowe artystki z taboru Don Wasyla – nie zechciał skorzystać jednak z zaproszenia do ponownego położenia się na styropianie czy innym materacu i wymawiając się brakiem czasu oraz napiętym grafikiem, ruszył dziarsko do wyjścia.
   Po opuszczeniu budynku Sejmu Bolo do tego ponoć pogubił drogę, z czego wypływa wniosek, że albo zbyt dawno nie gościł on w parlamentarnych podwojach (koniecznie i jak najprędzej należałoby nadrobić to ewidentne zaniedbanie poprzez skierowanie do niego kolejnych zaproszeń – można by z tego nakręcić nawet jakąś telenowelę – mistrz Wajda wprawdzie jest już niedostępny, ale można by sięgnąć po innych pawlikowskich, względnie po Agnisię Hollandównę wraz z nieodłączną latoroślą), albo po prostu także u niego starcza demencja poczyniła już znaczne postępy. Po krótkiej szarpaninie z reporterem TVP wraz z podjętą próbą zaboru narzędzia pracy pod postacią mikrofonu (po czym widać, że profetyzm mistrza Barei sięgnął i naszych czasów - „ścierkę mi wyrwał, moje narzędzie pracy”) nasz „symbol wolności” pomknął limuzyną w dalszą drogę, gdyż jak się okazało wizytacja koczowiska w sejmie, stanowiła jedynie przystanek na trasie do Puław, gdzie miał on już mieć podobnież „umówione spotkanie”.
   W przeciwną z kolei stronę, bo aż do Sali BHP - tyleż bohatersko, co nieskutecznie bronionej swego czasu przez gamonia paradującego obecnie już niekoniecznie z Matką Boską w klapie, ale za to w śmiesznych okularach - Stoczni Gdańskiej wyprawiał się za to podczas minionego weekendu sam aktualnie urzędujący Pan Premier, w ślad za nim zaś - jak się okazało - podążył obwoźny cyrk złożony z hucpiarzy udających „wzburzonych mieszkańców”, co staje się pomału u nas w kraju czymś na kształt nowej świeckiej tradycji (Bareja again), kultywowanej przez różnych Mezonów, Farmazonów i DJ-Feel-X-ów, płci obojga zresztą. Dla odmiany pod budynkiem parlamentu są za to równolegle urządzane zawody paraolimpijskie w rzucie do celu, co - wraz z wykorzystaniem swego czasu (niejako w formie ersatzu) przykutego do wózka senatora Libickiego, samotnie pozostawionego na sali obrad przez „okupujących” budynek Sejmu pionierów, w postaci totalniacko-puczystowskich posłów, do tego aby przypilnował im owego pomieszczenia w czasie kiedy oni będą mogli, korzystając z okazji, „wyskoczyć sobie na miasto” (najpewniej w celach tożsamych do tych, w jakich peregrynowała sobie ostatnio po nocnych sklepach Malowana Lala Grabiec wraz z panem Belzebubem i niedoszłą-zaprzeszłą panią Belzebubową) - świadczy najlepiej o tym, do czego totalniakom mogą tak naprawdę przydać się osoby niepełnosprawne.



Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka