Piszę na Salonie już - z przerwami - ponad dekadę i poświęciłem wiele czasu i sił, by opisać wątki ekologiczne i czasem energetyczne, w tym również te, które bezpośrednio dotykają naszego kraju. Jednym z takich wątków jest kwestia węgla: naszych zasobów, opłacalności wydobycia, sensu dalszego trwania przy tym paliwie. Jest to niestetety Syzyfowa praca, już dawno pogodziłem się z faktem, że do dużej części prawicy pewne prawdy nie dochodzą i nie dojdą. Po części to skutek informacyjnego zamknięcia, stworzenia bańki chroniącej prawicowy światopogląd przed zbyt silnym wstrząsem poznawczym, po części jest to wina działalności potężnych grup lobbystycznych chcroniących milionowe interesy i polityczne koneksje związków zawodowych. Po części jest to też niestety wina mojego lenistwa. Bowiem poza oczywistym faktem, że nie mogę odpowiadać na każdą notkę i każdy komentarz to było wiele takich, na które nie chciało mi się odpowiadać.
Wiem tez, że tematyka ta wielokrotnie się u mnie pojawiała, że może u wielu odwiedzających mój blog wywołać znudzenie a może nawet i irytacje w stylu "a ten znowu swoje", niestety latka lecą, coraz mniej mam chęci i siły do prowadzenia bloga, stąd i refleksja, że jak nie teraz, to może i nigdy.
Wybaczcie więc, że znowu się powtarzam, że znowu wracam do wątków, które wielokrotnie już tu opisywałem, ale mam poczucie, że jest to pewnego rodzaju mój obowiązek. Tak, obowiązek uświadomienia prawicowom, patriotom i wrogom energetyki odnawialnej, że (w dużej części) po prostu się mylą. A myląc się w swoim osądzie opóżniają - gdyż zatrzymać nie mogą - niezbędne i konieczne zmiany, czym szkodzą naszej ojczyźnie.
I nie, nikt mi nie płaci za napisanie tej notki. Stety - niestety jest to działalność pro publico bono. Ale wiem też, że część z blogerów S24 i tak nie uwierzy w moje zapewnienia - oni już tak mają.
Dlaczego więc opóźnianie rozwoju energetyki odnawialnej i bronienie obecnego stanu szkodzi przyszłości Polski?
Wielu wyborców prawicy (choć nie tylko) oraz polityków święcie wierzy, że mamy przeogromne zasoby węgla, że jest ten nasz węgiel opłacalny w wydobyciu, a odchodzimy od niego tylko i wyłącznie przez spisek ekologów i Unijnych biurokratów chcących uzależnienia Polski od (oczywiście) niemieckich technologii.
O ile chodzi o polityków, którzy powyższe "prawdy" głoszą, to często mam wątpliwości, czy oni naprawdę w to wierzą, tak już nie mam wątpliwości, że znaczna część prawicowego elektoratu wierzy w to bez najmniejszego cienia wątpliwości.
Niestety, zostaliscie okłamani! Czy celowo, czy nie, to już jest inna kwestia, której tu nie będę poruszał, chciałbym natomiast skupić się na suchych danych dostępnych na stronach instytucji rządowych, które jasno pokazują, że "dobrobyt węgla" to jedno wielkie kłamstwo i rozwój OZE jest narodową koniecznością - przy pełnej świadomości licznych wad OZE!
Jak to jest z naszym "czarnym złotem"?
1. Węgiel brunatny (ok. 20% generacji energii elektrycznej, ok. 33TWh
- Eksploatowane złoża albo już się wyczerpały, albo wkrótce się wyczerpią:
*Konin - wyczerpane (działa odkrywka Tomisławice, która do 2026 (!!!) ma być zamknięta, zapenia ok. 2% wydobycia)
*Bełchatów i Szczerców - planowane zamknięcie 2036 - 2040 - 78% wydobycia!
*Turów - planowane zamknięcie ok. 2045 (ok. 16%)
Podsumowując: początki wyczerpania obecnie ekspoatowanych zasobów już się zaczęły, właśnie "znika" wydobycie z zagłębia Konin - Adamów, już za ok. dziesięć lat wyczerpane zostaną zasoby z odkrywek Bełchatów i Szczerców (ok. 78% obecnego wydobycia!) Jedynie Turów "broni się" - jej zasoby obecnie eksploatowane wystarczą na 20 lat.
A jakie są perpektywy wydobycia węgla brunatnego? Czy możliwe jest zastąpienie obecnie ekspoatowanych odkrywek?
Teoretycznie... tak. Zasoby węgla brunatnego nadające się do eksploatacji są - teoretycznie! - bardzo duże, ale... Ale jest bardzo dużo ale!
- Część złóż znajduje się w miejscach, w których wydobycie jest nieakceptowalne. Jednym z najbardziej obiecujących pod względem zasobów, wytypowanych jako potencjalne miejsca nowych odkrywek jest tzw. Rów Poznański. Zasoby tutaj są duże, węgiel dobrej jakości i teoretycznie opłacalne do wydobycia. Jest tylko - znowu - wiele zastrzeżeń, które praktycznie uniemozliwiają wydobycie tutaj:
*duża gęstość zaludnienia, w tym bliskie sąsiedztwo dużych miast (a duża część zasobów jest wręcz pod Poznaniem!)
*jeziora, ujęcie wody dla Poznania
*Wielkopolski Park Narodowy
*Duża produkcja rolnicza tego terenu
*brak akceptacji społecznej mieszkańców regionu.
Kolejnym przykładem braku "zainteresowania" wydobyciem, pomimo teoretycznie obiecujących złóż są przykłady planowanych odkrywek Złoczew i Piaski. Złoże Złoczew znajduje się w Łódzkim i było typowane dla przedłużenia działalności elektrowni w Bełchatowie, po wyczerpaniu się tamtejszych złóż. Zrezygnowano jednak z tych planów, gdyż złoże to jest długie i wąskie (utrudnienia logistyczne) oraz zbyt odległe od elektrowni. Podobnie było w przypadku odkrywki Piaski, która była szansą na przedłużenie działalności Zagłębia Konińskiego. Problem w tym, że znajduje się po "złej" (południowej) stronie Warty, dlatego trzebaby wybudować specjalne połączenie kolei transportującej surowiec do elektrowni - łącznie z mostem przez Wartę. Koszty niezbędnej infrastruktury oszacowano więc na zbyt duże, przekreślając plany wydobycia węgla brunatnego z tego złoża.
Kolejnym przykładem zaniechania planów wydobycia jest złoże Ościsłowo. Oficjalnie planów tych zaniechano z powodu importu energii (konkurencja cenowa), wedle wyjaśnień spółki ZE PAK będącej właścicielem koncesji, jednakże powodem mogło być też na przykład odkrycie tu niezwykle cennego znaleziska archeologicznego objętego ochroną konserwatorską:
https://www.lm.pl/aktualnosci/cmentarzyska-uznane-za-zabytek-co-dalej-z-odkrywka-oscislowo
Dodatkowo Ościsłowo, według oficjalnych danych, zapewniło by surowiec tylko na około 10 lat wydobycia, a szkody środowiskowe, w tym wpływ odwodnienia na pobliskie jezioro, są zbyt duże. Natomiast pobliskie złoże Dęby Szlacheckie zostało, w referendum, zastopowane przez lokalnych mieszkańców. Tym samym szanse na kontynuacje wydobycia węgla brunatnego w Wielkopolsce są już praktycznie zerowe.
Innymi bardzo obiecującymi (obecnie raczej najważniejszymi) lokacjami pod wydobycie to złoża Gubin i Legnica. Zostały one jednak silnie oprotestowane przez lokalne społeczności a główny inwestor PGE, nie wyraża obecnie chęci inwestowania w nie. Jako powód podano bardzo wysokie koszty inwestycyjne (nawet 25 - 30 mld zł, przy kosztach z roku 2010). Tak wysoki koszt inwestycyjny wynika z faktu, że trzeba na miejscu wybudować całą niezbędną infrastrukturę - nie tylko kopalnie odkrywkowe, których koszt to już ok. 10 mld zł, ale też całkowicie nową elektrownie, linie kolejowe, linie przesyłowe. Dodatkowo PGE zmienił swoją strategię inwestycyjną - obecnie opartej bardziej na inwestycje w OZE. Nawet, gdyby jakimś cudem, co dziś jest nierealne, zapadłaby decyzja o budowie całkiem nowego zagłębia energetyki opartej na węglu kamiennym w tym regionie, to trzeba co najmniej 10 - 15 lat na jej uruchomienie. W świetle coraz doskonalszych OZE, coraz śmielej wchodzących technologii magazynowania energii oraz ogólno światowego trendu odchodzenia od węgla w energetyce, to powstanie zagłębia energetycznego w Lubuskiem jest już praktycznie niemożliwe.
Podsumowując powyższe, jest już niemal pewne (co ciekawe, pisałem o tym wszystkim w początkach blogowania ok. 2015 roku...), że koniec energetyki opartej na węglu brunatnym nastąpi już za kilka, góra za dziesięć lat. To jest, do 2030-35 roku z generowania energii elektrycznej "zniknie" ok. 20% mocy! Ten brak będzie musiał być zastąpiony. Tymczasem - moim zdaniem z winy wszystkich rządów - rozwój energetyki atomowej już jest znacznie opóźniony i na pewno, co jest już oczywiste, nie zdążymy do tego kluczowego okresu.
2. Węgiel kamienny
W tym miejscu muszę, po prostu muszę przypomnieć wszystkim, że to rząd PISu, w porozumieniu z górnikami, zgodził się, by do 2049 roku Polskie kopalnie zostały wygaszone. Rok 2049 (24 lata od dziś) jest więc pierwszym horyzontem trwania energetyki opartej o węgiel kamienny - jednak z wielu przyczyn może to nastąpić znacznie wcześniej.
Gwoli wyjaśnienia: wedle dostępnych danych, zasoby operatywne węgla kamiennego (czyli wytypowane jako opłacalne do wydobycia) teoretycznie wystarczyć by mogły przez następne 70 - 75 lat. Jest to jednak górna, niezwykle optymistyczna prognoza, bardziej prawdopodobne opracowania mówią właśnie o 25 - 30 latach. Stąd zapewne zgoda miedzy poprzednim rządem a bractwem górniczym na datę 2049.
Sądzę też, że dla wielu zwolenników PIS obecnych na Salonie, za wszystko obarczających winą Tuska, niezwykle bolesne moga być te analizy:
"Kontrola gospodarki surowcowej państwa przeprowadzona przez Departament Gospodarki, Skarbu Państwa i Prywatyzacji NIK w 2017 r. wykazała brak planu i zasad gospodarowania złożami kopalin. W wyniku wieloletnich zaniechań i przewlekłości prac prowadzonych przez administrację rządową, nie zostały wykonane istotne zadania dotyczące racjonalnego i efektywnego gospodarowania zasobami kopalin. Przede wszystkim nie stworzono wykazu strategicznych złóż kopalin, w tym energetycznych, nie opracowywano planów eksploatacji złóż i wytycznych dotyczących ich ochrony przed zabudową powierzchni nad złożem."
"Przygotowanie strategicznych dokumentów dotyczących zabezpieczenia złóż surowców energetycznych na potrzeby gospodarki było znacznie opóźnione w stosunku do wymaganych terminów. Polityka energetyczna Polski do 2040 r. została przyjęta 2 lutego 2021 r., a według przepisów prawa energetycznego powinna ona być przyjęta już w 2013 r. Co więcej, według przepisów prawa energetycznego obowiązujących do 2 lipca 2021 r., politykę energetyczną państwa aktualizuje się co cztery lata. Oznacza to, że przez 8 lat nie przygotowano i nie aktualizowano polityki energetycznej państwa. Obowiązek planowania strategii energetycznej państwa znalazł się również w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, która wyznaczyła termin przyjęcia Polityki Surowcowej Państwa na 2018 r. Faktycznie nastąpiło to jednak dopiero w marcu 2022 r., czyli po czterech latach od wyznaczonego terminu. NIK zwraca uwagę, że w analizach sporządzonych na potrzeby PEP2040 nie uwzględniono zapotrzebowania na paliwo dla ciepłowni. Tymczasem zapotrzebowanie ciepłowni na węgiel i gaz ziemny również jest istotne i wpływa na planowanie polityki surowców energetycznych."
https://www.nik.gov.pl/najnowsze-informacje-o-wynikach-kontroli/krajowe-zasoby-surowcow-energetycznych.html
https://wysokienapiecie.pl/105671-raport-nik-o-kryzysowym-imporcie-wegla-chaos-i-szastanie-pieniedzmi-podatnikow/
"W Polsce panuje powszechne przekonanie, że to polityka klimatyczna i opłaty za emisje CO2 płacone przez elektrownie prowadzą do upadku polskiego górnictwa. Nie potwierdzają tego jednak liczby. W 2022 roku elektrownie na węgiel kamienny w Polsce wyprodukowały o 11% więcej energii elektrycznej niż w szczycie wydobycia węgla kamiennego w Polsce (1979)."
https://wysokienapiecie.pl/97538-gornictwo-wegla-kamiennego-w-polsce/
"Przy obecnym tempie wydobycia węgla kamiennego w Polsce złóż obecnie eksploatowanych oraz wytypowanych do eksploatacji wystarczy do 2035 roku. Bezpieczeństwu dostaw tego surowca energetycznego zagraża nieracjonalne, a niekiedy wręcz rabunkowe wydobycie prowadzone przez przedsiębiorców – ostrzega Najwyższa Izba Kontroli. "
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-bezpieczenstwie-zaopatrzenia-polski-w-wegiel-kamienny-ze-zloz-krajowych.html
Tu mamy już horyzont znacznie, wręcz alarmująco, bliższy. Jest to skutek wieloletnich zaniedbań, błędów, rabunkowej eksloatacji najpierw w latach PRLu, gdzie konkurowano "czynem" a potem w latach już gospodarki rynkowej, gdzie kopalnie próbowały wydobywać jak najnizszą ceną nie oglądając się na skutki wydobycia. Polecam poczytać zalinkowany wyżej link do kontroli NIK gdzie ten proceder jest dobrze opisany - kopalnie wydobywały nie ogladając się na degradację, często bezpowrotną, złóż.
Zresztą wydobycie węgla kamiennego w Polsce spada od dekad a import - rośnie. Już widzę oburzenie tutaj patriotów w komentarzach: to zbrodnia! Nie, to ekonomia! W PRL wydobycie było sztucznie rozdmuchane, niepotrzebnie duże, gdyż sztucznie regulowano cenę węgla. Po nastaniu gospodarki rynkowej musiało nastapić topnięcie, znacznie obniżenie wydobycia. Ten proces był potem kontynuowany: z jednej strony koszt wydobycia węgla w Polsce rosnął i nadal rośnie a z drugiej strony narasta konkurenencja taniego węgla z importu. Taniego, gdyż nasi konkurenci wydobywają węgiel kamienny metodą odkrywkową, nieporównywalnie tańszą od wydobycia głębinowego, czasem z głębokości ponad 1000 m.
https://globenergia.pl/rekordowy-import-wegla-do-polski-skad-sprowadzamy-najwazniejsze-surowce-energetyczne/
Na marginesie, za chotyczny import węgla w latach pandemii poprzedni rząd powinien mocno "beknąć"
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/import-wegiel-embargo-rosja.html
Z powyższego wynika, że węgla kamiennego starczy nam jeszcze na góra dwie dekady. W praktyce jednak, przy niezmiennej sytuacji międzunarodowej (światowy program dekarbonizacji), polityki UE sądzę, że dekada to jest maksimum na co możemy liczyć. DEKADA!
I tu wkracza do gry OZE. OZE, które już od kilkunastu lat uzupełnia spadek produkcji energii z tradycyjnych źródeł. I tak, wiem, że OZE jest niestabilne, że do budowy wiatraków trzeba stali i betonu. To wszystko było już u mnie wałkowane dziesiątki razy! Tak, potrzeba do budowy OZE stali i betonu! I co z tego? Do budowy konwencjonalnych elektrowni również! I to nawet, w przeliczeniu, więcej niż zużyto by do budowy OZE!
Powoli też (z obserwowanym przyśpieszeniem od około dwóch lat) rozwiązywany jest problem niestabilności generacji energii z OZE. Powstałe - między innymi dzięki badaniom Chińskim - nowe generacje technologii akumulatorowych dla samochodów eelktrycznych (pojemne, szybkie, tanie i niepalne) wykorzystywane mogą być w magazynach energii. Skala magazynowania energii nadal jest niewystarczająca na potrzeby dni, ale kwestia kilku - kilkunastu godzin zaczyna być realna. A to jest już tzw. gamechanger - "zmiana zmieniająca reguły gry".
W zapasie jest też technologia wytwarzania wodoru w tzw. hydrolizerach z nadwyżek energii produkowanej z OZE. Gdy latem dni są długie i słoneczne farmy fotowoltaiczne produkują więcej energii, niż są w stanie przesłać. Nadmiar może być wykorzystany do zwykle nieopłacalnie drogiego wytwarzania energii w drodze hydrolizy. To samo z elektrowniami wiatrowymi podczas licznych jesiennych sztormów i wichur.
Jest też możliwość regulowania wahań produkcji energii z OZE z pomocą biogazowni wyposażonych w magazyny biogazu.
https://www.biogazownia.pl/produkty/zbiorniki-biogazu
Oczywiście tu ważne zastrzeżenie: biogazownie muszą wykorzystywać tylko i wyłącznie odpady z produkcji rolnej, nie mogą być zasilane produktami przeznaczonymi na cele żywnościowe!
W jednej z moich notek na poprzednim blogu opisywałem szeroko bardzo obszerną i szczegółową, popartą wieloma obliczeniami, analizę fizyka Marcina Popkiewicza w jego książce: "Rewolucja energetyczna - ale po co?"
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/287391/rewolucja-energetyczna-ale-po-co
Autor opisuje w niej drogę całkowietego przejścia Polski na OZE. Jest to i możliwe technologicznie i opłacalne ekonomicznie, pod warunkiem, że zrobione to zostanie w sposób spokojny i solidnie zaplanowany. Przede wszystkim, by było to możliwe musimy:
- poprawić efektywność energetyczną transportu
- dokonać termomodernizacji mieszkań i domów (to na szczęście już jest realizowane)
- rozwinąć transport zbiorowy
- przejść na pełną elektryfikację transportu
- rozwinąć magazynowanie energii (tu kryje się nie tylko energia elektryczna, ale też - a może przede wszystkim - magazynowanie ciepła. Ktoś z Was zapewne powie: co za bzdura, po cholerę i jak magazynować ciepło? Ano dlatego, że jest to po prostu opłacalne. Już prosta cysterna wypełniona piaskiem, z niewielką izolacją cieplną, może zapewnić ogrzewanie kilku domów zimą zyskami z energii cieplnej pobranymi z małej instalacji solarnej latem.)
Tu proszę o odrobinę wyrozumiałosci, nie mam czasu ani sił, by samodzielnie to opracować, zwróciłem się więc o pomoc do ChatGPT. I tak, według SI:
Szacowany koszt nowych elektrowni węglowych w Polsce i nowych odkrywek: 210- 290 mld zł.
Szacowany koszt zastąpienia energetyki węglowej przez OZE - ok. 900 mld zł. ALE: ryzykujemy konflikt z UE, a nawet jak z niej wyjdziemy to i tak trudno będzie uniknąć opłat za CO2 - w tym przypadku koszty uprawnień do emisji już w dekadę przewyższyłyby wyższe koszty inwestycyjne OZE. Po drugie: nie mamy fizycznych zasobów węgla, by utrzymywać system oparty na tym paliwie a co dopiero jeszcze go zwiekszać.
Dla mnie wnioski są jasne: nie unikniemy już, pomimo sprzeciwu lobby węglowego, polityków i wyborców prawicy upadku wydobycia węgla i przejścia na OZE. Nawet działania opóźniające są już coraz mniej efektywne.
Inne tematy w dziale Gospodarka