MJP MJP
1150
BLOG

Powstanie Warszawskie i szkodliwa romantyczna mentalność

MJP MJP Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 100

Do wybuchu powstania przyczyniła się pewna panująca wśród powstańców i dowództwa mentalność. Byli wychowani, na Mickiewiczu, na kulcie powstań i powstańców, na „umiłowaniu niepodległej”, na romantycznej walce, na emocjach i uczuciach, bezrozumnie. Mentalność ta jest patologiczna w teorii i katastrofalna w praktyce. Kocha puste gesty, wstążki, piosenki, manifestacje, pochody, triumfy, żałoby, przemowy, pogrzeby, przemowy na pogrzebach, wielkie słowa, patos, kwiaty, wiązanki, opaski, symbole, symboliki, zrywy, powstania, konspiracje, owczy pęd, krzyczenie o bohaterach i o zdrajcach, szukanie winy w innych itd. Obce są jej stoicyzm, zimna racjonalna kalkulacja, trzymanie swoich emocji na wodzy, dyscyplina, wstrzemięźliwość, odpowiedzialność, krytyczność wobec siebie. Można ją określić jako romantyczno-narodową, czy patriotyczno-powstańczą. Krytykowana jest  przez konserwatystów, endeków i dużą część lewicy. Swoje katastroficzne żniwo zebrało w trakcie powstania Listopadowego, Styczniowego i Warszawskiego. Niektórzy mówią, że to „polskość”, chociaż ma to wszelkie znamiona niedojrzałości emocjonalnej.

„walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy czy nie” – Delegat Rządu na kraj, Jan Stanisław Jankowski

„Powstanie musiało wybuchnąć tak jak musiały wybuchnąć wcześniejsze zrywy niepodległościowe” - Jan Józef Kasprzyk, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych

„Tak jak słyszymy od ludzi, którzy przeżyli powstanie warszawskie i mówią, że byliśmy tak wku*wieni na tych Niemców przez tyle lat, że nas roz*ebywali po kątach, że byśmy byli, że byśmy i tak poszli nawet żeby zginąć, ale żeby mieć choćby 5 minut tego, żeby człowiek był ku*wa wolny…” – Bogusław Linda

„Naczelny Wódz” Sosnkowski i „Premier” rządu na uchodźctwie Mikołajczyk uciekli przed podjęciem decyzji, zostawiając ją do podjęcia rezydującemu na miejscu Delegatowi Rządu na Kraj Jankowskiemu.

26 lipca na odprawie KG AK podjęto decyzję, że powstanie ma wybuchnąć, ale nie zdecydowano kiedy dokładnie ma wybuchnąć.  „Monter”, dowódca Okręgu Warszawskiego AK, zameldował o stanie bojowym podległych mu jednostek, w tym o mizernych zapasach broni i amunicji pozostających w dyspozycji oddziałów AK. Sam „Monter” pozostawał optymistą – uważał, że brak broni zastąpi „furia odwetu”. (Decyzję o powstaniu podjęto na tydzień przed jego wybuchem)

29 lipca KG AK była referowana przez emisariusza z Londynu, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który ostrzegał że powstanie nie otrzyma dużych zrzutów broni, ani wsparcia polskiej brygady spadochronowej stacjonującej w WB, na co usłyszał od delegata Jankowskiego, iż „walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy czy nie”.

31 lipca rano na naradzie sztabu d-ctwa A.K. „okrągły stół” i po referacie płk. Iranka-Osmeckiego („Heller”-szef oddz. II wywiadowczego KG A.K.), wystąpił gen. Okulicki i w bardzo ostrej formie zarzucił tchórzostwo gen. Borowi, żądając natychmiastowego rozkazu do powstania. Około 17:30 pojawił się „Monter” i zameldował o (większych niż w rzeczywistości) postępach wojsk radzieckich w rejonie Warszawy. Pół godziny później przybył delegat Jankowski, któremu zreferowano meldunek „Montera” i wydał zgodę na rozpoczęcie powstania, które zaczęło się następnego dnia.

Krytyki decyzji o wybuchu powstania jest już dość dużo, więc nie będziemy się na tym skupiać, ale nawet autorzy skrajnie krytyczni wobec dowódców powstania i tak prawie zawsze dodają, „ale trzeba oddać hołd bohaterstwu zwykłych powstańców”, ale mentalność jednych i drugich była taka sama, a do tego ciągle przewija się, to że powstanie mogłoby wybuchnąć spontanicznie.

Gdy przypominam sobie relacje zwykłych powstańców, które kiedyś czytałem, to najbardziej w pamięci utkwiły mi niezmącona wiara w zwycięstwo na początku, optymizm, entuzjazm, wielkie uniesienie, „wreszcie im pokażemy”, „jakie to piękne”. Ktoś wspominał, że poszedł, bo wszyscy inni chłopacy z klasy poszli. Ktoś inny, że miał tylko granat, rzucił nim w Niemców, oni go odrzucili zanim wybuchł, nikomu nic się nie stało i tyle było jego udziału w „czynie zbrojnym”. Jeszcze ktoś inny dostał kilka naboi i karabin i przy pierwszym kontakcie z Niemcami, wystrzelał je wszystkie w powietrze, albo po elewacjach, bo spanikował.

Masakra na Kilińskiego – Niemcy w trakcie ataku na jedną z barykad, użyli Borgwarda (Sd.Kfz.301), który przewoził z przodu pół tony ładunku wybuchowego w opancerzonym pojemniku. Podjeżdżał pod wrogą pozycję, zrzucał ładunek, wycofywał się, a potem ładunek był detonowany. Gdy pojazd wjeżdżał już na barykadę, został trafiony butelkami z benzyną, a jego kierowca uciekł i tak powstańcy zdobyli ten „czołg”. Powstańcy nie znali tej konstrukcji, a w środku nie było żadnego uzbrojenia, tylko radio. Kapitan Gawryk PS. „Gustaw” wykazał się rozsądkiem i kazał żołnierzom zachować ostrożność i się do „czołgu” nie zbliżać, dopóki „Wiktor” (osoba z największą wiedzą techniczną jaką mieli pod ręką) nie zbada „zdobyczy”. Miał to zrobić po zapadnięciu zmroku, ale pojawiła się inna grupa powstańców („Młot”, albo „Orlęta”), powołując się na rzekomy rozkaz dowództwa, przejęli pojazd i triumfalnie wjechali w uliczki starówki. Słysząc okrzyki „czołg zdobyty!”, zewsząd zbiegli  się cywile i powstańcy, tłocząc się jak najbliżej „zdobytego czołgu”. Wszyscy wiwatowali, sadzano dzieci na pancerzu, każdy chciał się na niego dostać. Gdy wjechali na ulicę Kilińskiego, ktoś z rozegzaltowanego towarzystwa uruchomił przez przypadek  mechanizm zrzutu pojemnika z ładunkiem wybuchowym, albo zaczepy nie wytrzymały i ładunek zsunął się przed jadący pojazd. Nastąpił wybuch i cała ulica zamieniała się w mięsną garmażerię. Zginęło 300-500 osób, a kilkaset zostało rannych. Banda idiotów, która przejęła „czołg”, chciała zaszpanować przed dziewczynami, albo stworzyć „podniosłą chwilę” o której później będą pisali poeci, którą może by nazwali „triumf żołnierza polskiego w ciemnej godzinie”, albo „Triumfalny przejazd zdobytym czołgiem”.  Ach, wyobraźcie sobie te historyczne zdjęcia: zdobyczny „szwabski” „czołg”, dookoła wiwatujące tłumy, a w środku ONI. Nie widzę innych powodów, dla których ta rozmiłowana w pustych symbolach zbieranina niesubordynowanych cwaniaczków, miałaby fałszować rozkaz wyższego dowództwa i ryzykować wchodzenie na barykadę, po jakiś „czołg”. A tłum cywilów – nie było niczego lepszego do zrobienia w środku ogarniętego walkami miasta, niż łażenie, krzyczenie i machanie rękami, za malutkim zdobycznym „czołgiem”, który nawet nie był czołgiem, a  z czego obiektywnie nie było żadnego pożytku? Hurra! Wiwat! Czołg zdobyty! Durna, bezwartościowa manifestacja,  która zamieniła się w deszcz krwawych ochłapów.


Mickiewicz pisał w „Reducie Ordona”, że ten „okrutny” car wysyłał lekką ręką na śmierć do boju, tłumy swoich żołnierzy. Polscy powstańcy zostali wysłani na śmierć z jednym karabinem (lub pistoletem maszynowym) na 16 ludzi, przećwiczeni gorzej niż „mięso armatnie”. Dzieci też wysyłano w „bój”; w wieku 11-18 lat zgłaszały się do dowódców oddziałów powstańczych żądając wręcz, aby pozwolono im podjąć walkę ze „znienawidzonym najeźdźcą”.

 „Cały czas liczyliśmy się z tym, że akcja zacznie się w nocy, a tu powstanie w biały dzień! A my byliśmy w willowej dzielnicy, z ogrodami, z odkrytymi, obszernymi terenami. To było zabójstwo! „Monter” (...) bagatelizował siły przeciwnika. Kiedy (... )podoficerowie(...) skarżyli się na brak broni to powiedział :„Musicie sobie zdobyć broń, idąc nawet z kijami i pałkami, a ci którzy są do tego nie zdolni, pójdą pod sąd.” - Ppłk. Roman M. Niedzielski, „Żywiciel”, kmdt. Obwodu Żoliborz:

Powstańcy stracili 16 tys. zabitych i zaginionych, 20 tys. rannych i 15 tys. wziętych do niewoli. Także około 150–200 tys. cywilów straciło życie.

Straty niemieckie - Raport końcowy Bacha z 5 X 1944 - 7452 rannych Niemców i kozaków i 1570 zabitych.

Powstańcy:  Stosunek zabitych żołnierzy 1:10, a stosunek tego ilu „polaków poświęcono” w ramach „odwetu na Niemcach”, to około 127 na 1 „znienawidzonego wroga”.

Niektórzy mówią, że gdyby powstanie nie wybuchło, to Niemcy zamieniliby Warszawę w miasto-twierdzę i zniszczenia w trakcie walk o miasto byłyby porównywalne. Tylko że Niemcy i tak po powstaniu opuścili Warszawę bez jednego wystrzału, bo nie chcieli dać się okrążyć, gdyż armia czerwona przekroczyła Wisłę w innym miejscu ,a twierdze robili z miast, ale dopiero niemieckich, takich jak Breslau, Königsberg czy Danzig.

Jednym z argumentów za wybuchem powstania było, że jakby nie zrobili powstania, to potem komuniści wytykaliby im tchórzostwo, stanie z bronią przy nodze, gdy żołnierz radziecki walczył. Aż tak im zależało na zdaniu jakiś fajansów? Czy może za bardzo by to ubodło ich obraz własny?

Powstanie Warszawskie było katastrofą, powstanie styczniowe było katastrofą, powstanie Listopadowe było zbrodnią, która zakończyła się katastrofą.

Cała Warszawa to jeden wielki cmentarz.

Młodzi ludzie szukają wzorców, jak mają sobie radzić z problemami, które napotkają, jak żyć i co otrzymują – wzorzec powstańców i konspiratorów, zakładania konspiracyjnych  kółek, pójścia w las, albo na barykady – o tak, bardzo przydatne, szczególnie całej masie młodych nieradzących sobie w normalnym życiu, uciekających w jakieś dziwne organizacje i inicjatywy, a jedyny wzorzec przedsiębiorczości w polskiej literaturze narodowej, to Wokulski z Lalki Prusa, który dorobił się żeniąc się z bogatą starszą wdową, a potem pomnożył to na kontraktach rządowych.

Łatwiej jest pójść, pośpiewać wojenne patriotyczne piosenki, wystrzelić wszystkie swoje 5 pocisków w powietrze, albo po elewacjach i bezsensownie zginąć w aurze bohatera, niż zamiast tego całe życie pracować, utrzymać rodzinę, wychować dzieci, zrobić coś pożytecznego ze swoim życiem.

MJP
O mnie MJP

Nazywam się Michał Piekut, jestem katolikiem, rygorystą moralnym i uniwersalistą, dodatkowo popieram wolny rynek. Mam też stronę o nazwie Uniwersalizm Indywidualistyczny. https://www.facebook.com https://uniwersalizmindywidualistyczny.wordpress.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura