Waldenar Korczyński Waldenar Korczyński
133
BLOG

Na jakie czekamy obietnice?

Waldenar Korczyński Waldenar Korczyński Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15
Wczorajsze wystąpienie Kaczyńskiego na uroczystościach Święta Niepodległości zrobiło na mnie fatalne wrażenie. W moim rozumieniu zawierało fragment będący otwartym przyznaniem klęski naszej polityki w wielu ważnych dziedzinach i równoczesnym apelu o zaufanie "za nic", "za frico". za samą obietnicę, że "my się będziemy starać". A jak, to teraz powiedzieć nie możemy. Było mi po prostu przykro tego słuchać. Być może zwróciłem uwagę na niewłaściwy fragment, może jestem, nadwrażliwy, ale było mi przykro.



Wypowiedź Kaczyńskiego na spotkaniu w Ełku wywołała burzę medialna. Chodzi, oczywiście o „dawanie w szyję”. Przez kobiety w wieku rozrodczym. Jest to chyba najgorzej odbierane wystąpienie Kaczyńskiego w jego wyborczej podróży po Polsce. Emocjonalnie rzecz ujmując totalna wtopa; nasze panie zjechały Prezesa jak burą sukę.



Tak się jakoś jednak dziwnie składa, że na całym świecie obserwuje się związek rosnącej emancypacji kobiet i zmniejszającej się ich tzw. dzietności. Panie po prostu mają często ambicje znacznie przekraczające tradycyjne - nie tylko u naszych sąsiadów - 3K (dzieci, kuchnia, kościół) i chciałyby mieć satysfakcję również w innych, bardziej „męskich”,  dziedzinach. Czyli panie nam się maskulinują. Jedne mniej, inne więcej, ale w sumie średnia ich zainteresowań coraz bardziej zbliża się do tych „męskich”. Ze wszystkimi tego konsekwencjami; stają się bardziej samodzielne, konkurencyjne, twórcze i nawet wojsko zaczyna im się podobać. Nie ma żadnych powodów, by z alkoholem było inaczej. Z radością z macierzyństwa i wychowywania dzieci też. Prezes podkreślałby tu pewnie kłopot z nadmiernym wyprzedzaniem zmian psychicznych nad fizycznymi i podnosiłby pewnie problem innego procentowego udziału wody i tłuszczu w organizmach kobiet i mężczyzn, co jest, oczywiście prawdą, ale dla dzietności kobiet chyba jednak nie najważniejszą. Jego błąd polegał chyba na skupieniu się na "dawaniu w szyję" (co też jest prawdą) i całkowitym pominięciu innych kwestii. Możliwe, że zdekoncentrował go rechot sali i po prostu zapomniał o tym powiedzieć, ale wyszło, jak wyszło i poszło w Polskę.


Prawdziwym problemem jest wzrost maskulinizacji, szczególnie tej psychicznej  naszych pań. Sprawa została dostrzeżona wiele lat temu. Powstała też bogata literatura tematu, istnieje sporo specjalistów i organizacji produkujących rozmaite pomysły na poprawianie demografii. Tak dzieje się na całym świecie, a tzw. rozwinięte kraje mające dzietność na pożądanym przez siebie poziomie maja to głównie dzięki odpowiedniej polityce prokreacyjnej. Wypróbowano już wiele takich polityk. „przełomowych” sukcesów nie widać. Widać jednak, ze w naszym kręgu cywilizacyjno – kulturowym proste „zachęty” finansowe nie zadziałały nigdzie. No i byłoby OK, gdyby nie fakt, iz wiedza ta jest powszechnie dostępna od wielu lat. Wiadomo to było w szczególności w latach 2010 – 2015, kiedy to wykuwano strategie wyborcza PiS na wybory w roku 2015. Hasło 500+ dla poprawienia demografii było bardzo nośne i na pewno było jednym z fundamentów sukcesu wyborczego PiS. Niewielu było takich, którzy mieli wówczas odwagę powiedzieć, że to bzdura i że nigdzie i nikomu się taki numer nie udał. Nie gadać o tym, że nie ma forsy, że inne pilniejsze potrzeby, ale o tym właśnie, że jest to nonsens. Nie wiem ilu Polaków w realizowalność tej bzdury uwierzyło. Podejrzewam, niestety, że znacznie mniej niż glosujących wówczas na PiS, tzn uważam, że duża część elektoratu PiS w poprawę demografii tą metodą nigdy nie wierzyła, ale perspektywa łatwego pieniądza im się po prostu podobała. To nie jest ironia, bo 500+ spełniło bardzo ważna role społeczną; zmniejszyło ubóstwo wielu rodzin, które rzeczywiście z trudem wiązały koniec z końcem. Ja wprowadzenie 500+ uważam za znakomity pomysł (choć wolałbym wersję "złotówka za złotówkę"). Jego uzasadnienie uważam jednak za pomysł fatalny.



Wczoraj słuchałem wypowiedzi Kaczyńskiego z okazji Dnia Niepodległości (nb. do dziś nie wiem dlaczego nie jest to 7 października) i miesięcznicy katastrofy smoleńskiej. Nie wiem jak odebrali je Państwo, ale ja widzę to tragicznie. To chyba pierwszy raz, gdy Prezes PiS niczego konkretnego nie obiecywał, a tylko zapewniał, ze jego stronnictwo jest patriotyczne, kocha Polskę i zrobi wszystko co można, by było nam dobrze. Warunkiem tego jest jednak okazanie mu zaufania (zrozumiałem, ze głównie w wyborach). W moim odczuciu jest to zupełnie nowa sytuacja. Daleki jestem od jakiejkolwiek uciechy z tego powodu i mówienia/pisania np. „a nie mówiłem?”, co może i dać niektórym spora satysfakcję, ale niczego nie naprawi. Nic nam wszystkim nie da.


Po co to piszę? Wydaje mi się otóż, ze numer z 500+ nie był, niestety, żadnym potknięciem, nieprzemyślanym ruchem wynikającym z pospiechu lub braku dobrych doradców. To samo było z wieloma innymi pomysłami na poprawę funkcjonowania Polski. Każdy z nich miał „oprawę” zawierającą obietnice, o których już na etapie jego artykułowania wiadomo było, że są (z rożnych,  czasem niezależnych od nas) powodów nierealne. Ja rozumiem, ze charyzma, ze Naród do wielkich czynów trzeba porywać, a nie wciskać mu nudna prawdę, że czas goni, ze opozycja totalna i że jeszcze tysiąc innych powodów. Ale takie zdobywanie wyborców prowadzić może nie tylko do podobnych wczorajszemu wystąpień. I nie tylko Prezesa PiS. Czy mamy czekać na chwilę, gdy ktoś obieca nam gwiazdkę z nieba? Czy może na na to, że powie po prostu zaufajcie mi, bom jest swój chop? Bo na polityka klasy Churchilla, który uczciwie powie, że jedyne co może obiecać, to pot i łzy liczyć chyba nie możemy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo