Przyglądanie się rozwojowi wydarzeń w Polsce, nie tylko na scenie politycznej, ale również w życiu społecznym, podejmowane nie z bieżącej perspektywy, ale z perspektywy wieloletniej musi nas skłaniać do zadania sobie pytania – jak długo to jeszcze może trwać? Jak długo można utrzymać państwo, które nie posiada funkcjonalnego ustroju? Jak długo może funkcjonować naród, gdy nie ma w nim żadnej wspólnoty, przyjętego systemu wartości ani idei, wokół której można się zgromadzić? Odpowiedź brzmi – może i to długo, a przynajmniej tak długo, aż zaistnieje sytuacja wewnętrzna bądź zewnętrzna, która doprowadzi do załamania tego stojącego na glinianych nogach „kolosa”, jakim jest polska państwowość.
Budowę III RP przyrównać można do ewangelicznej przypowieści o domu zbudowanym na piasku. Już sama preambuła naszej konstytucji świadczy o tym dobitnie, kiedy to nasz ustawodawca nie potrafi ustalić, czy prawda (niestety nawet nie Prawda), sprawiedliwość, dobro i piękno pochodzi od Boga czy też może pochodzi od jakichś innych uniwersalnych (acz nie wiadomo skąd i dlaczego) wartości. Gdyby więc rzeczywiście III RP spróbować wizualizować sobie jako budowlę, byłaby to konstrukcja pokraczna i karykaturalna, w każdym swym fragmencie zrobiona z materiałów o innym wyglądzie, kolorze, wielkości i wreszcie jakości. W dodatku zbudowana bez fundamentów, jedynie postawiona na wspomnianym wyżej piasku. Jedyne co z tą konstrukcją można zrobić, to oczekiwać pierwszego poważnego deszczu, który zmyje piasek i zabierze naszą osobliwą budowlę ze sobą.
Jedyną rozsądną formą ustanowienia naszego własnego państwa jest więc zbudowanie go na skale. Skałą tą zaś będzie oparcie się o cywilizację łacińską w sposób pełny i nie podlegający wyłączeniom w żadnym punkcie. Zatem nie ma tu miejsca na żadną kapitulację, choćby częściową, wobec idei rewolucyjnych i doszukiwanie się w nich rozwiązań lepszych i praktyczniejszych, bo w każdym swym aspekcie podporządkowane są swojemu ostatecznemu celowi, czyli zniesieniu naszej cywilizacji. Tak jak nie można przyznać żadnego prawa do publicznej bezbożności i wszelkich jej konsekwencji moralnych liberałom, tak nie można przyznać żadnego prawa do brutalnego niszczenia fundamentów prawnych naszej cywilizacji pseudokonserwatywnej neosanacji, która ubzdurała sobie, że zastąpienie rzymskiego dziedzictwa prawnego rozwiązaniami rodem ze wschodnich satrapii będzie idealnym rozwiązaniem dla naszego państwa i narodu, które przecież wszelkie swoje zalety i słusznie wytykane wady wiążą z umiłowaniem dobrze pojmowanego chrześcijańskiego republikanizmu.
Wspomniana już przeze mnie preambuła Konstytucji RP stanowi najlepsze odzwierciedlenie drogi, którą kroczymy. Zatem tak długo, jak oprócz Boga, który jest źródłem Prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna istnieć będą w przestrzeni publicznej jakiekolwiek inne, niedające się określić źródła tychże wartości, rzekomo uniwersalnych, tak długo będziemy toczyć niekończącą się wojnę wszystkich ze wszystkimi, w imię totalnej wolności oferowanej przez liberalizm i tak łapczywie chwytanej przez szerokie masy społeczeństwa, które zachłyśnięte populistycznymi hasłami bezwiednie idzie na skraj przepaści.
Choć może wydawać się inaczej, ten tekst nie jest w jakiś szczególny sposób motywowany religijnie i nie traktuje o konieczności powszechnego nawrócenia (choć jako katolik życzyłbym sobie to ujrzeć i życzę każdemu zagubionemu dostąpienia tej łaski). Bóg jest nierozłączną częścią naszej cywilizacji, wiara katolicka cementem, który wszystko ze sobą wiąże, będąc więc łacinnikiem nie mogę nie odwołać się do jedynego możliwego źródła naszej cywilizacji. Jednakże celem moim jest zwrócenie uwagi na to, że na liberalizmie nie da się zbudować niczego trwałego, bo nie oferuje on żadnej spójnej wizji i, jak słusznie zauważył Juan Donoso Cortes, liberalizm prowadzić może jedynie do socjalizmu.
Kiedy spojrzymy na rewolucję francuską, czy rewolucję bolszewicką, dążyły one do wprowadzenia w miejsce wartości wypływających z naszej cywilizacji swojej własnej aksjologii, czy nawet (jak miało to miejsce w rewolucyjnej Francji) nowego kultu religijnego. Liberalizm z kolei w to miejsce nie oferuje kompletnie niczego. Czymże więc wtedy jest demokracja liberalna? Jest i może być tylko i wyłącznie polem bitwy dla tych wrogich sobie armii, które mają idee i siły, by o te idee walczyć. Jeśli liberalizm nie oferuje żadnych wartości, to i liberał nic w ich imieniu nie poświęci, bo „nic” jest jedynym dobrem o wartości równej liberalizmowi.
Oto jest więc pierwotna przyczyna kłopotów i odpowiedź na tytułowy problem. Jeśli nie potrafimy wybrać drogi, którą chcemy podążać to ani nie będziemy wiedzieli dokąd możemy dojść, ani nie przewidzimy trudności, jakie na naszej drodze mogą wystąpić. Dlatego III RP musi upaść.
Sebastian Bachmura [tytuł oryginalny: Dlaczego III RP musi upaść?]