wawel24 wawel24
302
BLOG

A m a r y runą...

wawel24 wawel24 Polityka Obserwuj notkę 1

 [dwa teksty, które powstały tego samego dnia niezależnie od siebie]


 Jak długo można utrzymać państwo, które nie posiada funkcjonalnego ustroju??

   


 Przyglądanie się rozwojowi wydarzeń w Polsce, nie tylko na scenie politycznej, ale również w życiu społecznym, podejmowane nie z bieżącej perspektywy, ale z perspektywy wieloletniej musi nas skłaniać do zadania sobie pytania – jak długo to jeszcze może trwać? Jak długo można utrzymać państwo, które nie posiada funkcjonalnego ustroju? Jak długo może funkcjonować naród, gdy nie ma w nim żadnej wspólnoty, przyjętego systemu wartości ani idei, wokół której można się zgromadzić? Odpowiedź brzmi – może i to długo, a przynajmniej tak długo, aż zaistnieje sytuacja wewnętrzna bądź zewnętrzna, która doprowadzi do załamania tego stojącego na glinianych nogach „kolosa”, jakim jest polska państwowość.

Budowę III RP przyrównać można do ewangelicznej przypowieści o domu zbudowanym na piasku. Już sama preambuła naszej konstytucji świadczy o tym dobitnie, kiedy to nasz ustawodawca nie potrafi ustalić, czy prawda (niestety nawet nie Prawda), sprawiedliwość, dobro i piękno pochodzi od Boga  czy też może pochodzi od jakichś innych uniwersalnych (acz nie wiadomo skąd i dlaczego) wartości. Gdyby więc rzeczywiście III RP spróbować wizualizować sobie jako budowlę, byłaby to konstrukcja pokraczna i karykaturalna, w każdym swym fragmencie zrobiona z materiałów o innym wyglądzie, kolorze, wielkości i wreszcie jakości. W dodatku zbudowana bez fundamentów, jedynie postawiona na wspomnianym wyżej piasku. Jedyne co z tą konstrukcją można zrobić, to oczekiwać pierwszego poważnego deszczu, który zmyje piasek i zabierze naszą osobliwą budowlę ze sobą.

Jedyną rozsądną formą ustanowienia naszego własnego państwa jest więc zbudowanie go na skale. Skałą tą zaś będzie oparcie się o cywilizację łacińską w sposób pełny i nie podlegający wyłączeniom w żadnym punkcie. Zatem nie ma tu miejsca na żadną kapitulację, choćby częściową, wobec idei rewolucyjnych i doszukiwanie się w nich rozwiązań lepszych i praktyczniejszych, bo w każdym swym aspekcie podporządkowane są swojemu ostatecznemu celowi, czyli zniesieniu naszej cywilizacji. Tak jak nie można przyznać żadnego prawa do publicznej bezbożności i wszelkich jej konsekwencji moralnych liberałom, tak nie można przyznać żadnego prawa do brutalnego niszczenia fundamentów prawnych naszej cywilizacji pseudokonserwatywnej neosanacji, która ubzdurała sobie, że zastąpienie rzymskiego dziedzictwa prawnego rozwiązaniami rodem ze wschodnich satrapii będzie idealnym rozwiązaniem dla naszego państwa i narodu, które przecież wszelkie swoje zalety i słusznie wytykane wady wiążą z umiłowaniem dobrze pojmowanego chrześcijańskiego republikanizmu.

Wspomniana już przeze mnie preambuła Konstytucji RP stanowi najlepsze odzwierciedlenie drogi, którą kroczymy. Zatem tak długo, jak oprócz Boga, który jest źródłem Prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna istnieć będą w przestrzeni publicznej jakiekolwiek inne, niedające się określić źródła tychże wartości, rzekomo uniwersalnych, tak długo będziemy toczyć niekończącą się wojnę wszystkich ze wszystkimi, w imię totalnej wolności oferowanej przez liberalizm i tak łapczywie chwytanej przez szerokie masy społeczeństwa, które zachłyśnięte populistycznymi hasłami bezwiednie idzie na skraj przepaści.

Choć może wydawać się inaczej, ten tekst nie jest w jakiś szczególny sposób motywowany religijnie i nie traktuje o konieczności powszechnego nawrócenia (choć jako katolik życzyłbym sobie to ujrzeć i życzę każdemu zagubionemu dostąpienia tej łaski). Bóg jest nierozłączną częścią naszej cywilizacji, wiara katolicka cementem, który wszystko ze sobą wiąże, będąc więc łacinnikiem nie mogę nie odwołać się do jedynego możliwego źródła naszej cywilizacji. Jednakże celem moim jest zwrócenie uwagi na to, że na liberalizmie nie da się zbudować niczego trwałego, bo nie oferuje on żadnej spójnej wizji i, jak słusznie zauważył Juan Donoso Cortes, liberalizm prowadzić może jedynie do socjalizmu.

Kiedy spojrzymy na rewolucję francuską, czy rewolucję bolszewicką, dążyły one do wprowadzenia w miejsce wartości wypływających z naszej cywilizacji swojej własnej aksjologii, czy nawet (jak miało to miejsce w rewolucyjnej Francji) nowego kultu religijnego. Liberalizm z kolei w to miejsce nie oferuje kompletnie niczego. Czymże więc wtedy jest demokracja liberalna? Jest i może być tylko i wyłącznie polem bitwy dla tych wrogich sobie armii, które mają idee i siły, by o te idee walczyć. Jeśli liberalizm nie oferuje żadnych wartości, to i liberał nic w ich imieniu nie poświęci, bo „nic” jest jedynym dobrem o wartości równej liberalizmowi.

Oto jest więc pierwotna przyczyna kłopotów i odpowiedź na tytułowy problem. Jeśli nie potrafimy wybrać drogi, którą chcemy podążać to ani nie będziemy wiedzieli dokąd możemy dojść, ani nie przewidzimy trudności, jakie na naszej drodze mogą wystąpić. Dlatego III RP musi upaść.

Sebastian Bachmura           [tytuł oryginalny: Dlaczego III RP musi upaść?]       


  

 

Przypisy: 

  • Kolos na glinianych nogach.

    • Colosse aux pieds d'argile (fr.)
    • Wyrażenie używane jest dla określenia czegoś, co ma niepewne podstawy.
    • Autor: Denis Diderot o Rosji, po podróży jaką odbył do tego kraju w latach 1774–75, nawiązując do Biblii, Księga Daniela
    • Opis: Postać kolosa na glinianych nogach (a w zasadzie stopach) opisana jest w Księdze Daniela jako sen Nabuchodonozora:

      31Ty, królu, miałeś takie widzenie: Oto przed tobą stał jeden posąg. Posąg ów był bardzo wielki, jego blask był nadzwyczajny, wygląd zaś straszliwy.

      Król we śnie ujrzał posąg. Jak inne antyczne rzeźby, wykonany był z różnych metali. Natomiast stopy miał z wypalanej gliny, powleczonej warstwą żelaza, ukrywającą właściwe tworzywo. Tajemniczy kamień, który stoczył się z góry, uderzył w podstawę i rozbił posąg:

      35Wówczas zostały zdruzgotane razem: żelazo, glina, brąz, srebro i złoto. I stały się jak plewy z letnich klepisk, a wiatr uniósł je i nie znaleziono po nich żadnego śladu.

      Mieszane tworzywo, jakiego użyto do wykonania posągu, dla Daniela było symbolem czterech następujących po sobie królestw, z których każde będzie słabsze od poprzedniego. 


==========================================================


III RP ISTNIEJE W HIPERRZECZYWISTOŚCI

 


 

MOTTO

Władza w państwie narodowym to narzędzia przeprowadzenia swojej woli we wspólnotowym działaniu przez propaństwowe elity narodu i świadomą interesu narodowego część społeczeństwa, także wbrew oporowi innych jego uczestników.

[na podstawie Maxa Webera]

W sierpniu 2011 r. Napisałem tekst opisujący elementy składowe i zasady działania państwa Tuska i PO (https://www.salon24.pl/u/wawel/331588,panstwo-prawa-wziatki-haki-przezor-proposi-i-palestra). Czas na opisanie obecnego państwa takim, jakim się dzisiaj prezentuje. Z analizą państwa Tuska warto się jednak zapoznać i dzisiaj, gdyż sporo elementów tego państwa przetrwało "podobiznę zmiany" (np. zasada tworzenia partii przez obcą agenturę wpływu lub przez ludzi polskich byłych służb i "wyprowadzania ich na scenę polityczną przez agenturę wpływu medialną; szczególnie wyraźnie przetrwała zasada "wiązania hakowego"; jak pokazała historia Chrzanowskiego - zasada wziątek też ma się nie najgorzej, tak samo jak zasada ekspertów do wynajęcia i in. zasady). Tekst analizujący konstrukcję i działanie "państwa Tuska" miał inną budowę, gdyż była to konstrukcja dość prymitywna w swojej skuteczności. Dzisiaj mamy sytuację bardziej złożoną, gdyż obecne państwo w przybliżeniu wygląda jak prawdziwe, realizuje się jednak w... hiperrzeczywistości za pomocą całego konglomeratu interaktywnych podobizn imitujących nieistniejące oryginały

I. DWA ŚWIATY
 Polskie podobizny władzy, opozycji i społeczeństwa

Większa część polskiego społeczeństwa nie jest w stanie wyobrazić sobie, że w Polsce nie ma władzy i nie ma opozycji. Jest symulakrum władzy i symulakrum opozycji. Dodatkowo mamy nawet symulakrum 3-ej siły (Kukiz`15).TRAGEDIA JEST TYM POTĘŻNIEJSZA, ŻE CZĘŚĆ SPOŁECZEŃSTWA NIE JEST W STANIE NAWET WYOBRAZIĆ SOBIE PRAWDZIWEJ WŁADZY I PRAWDZIWEJ OPOZYCJI. Stopniowo traci nawet poczucie jak miałaby one wyglądać. Obydwie podobizny (władza i opozycja) wyglądają jak oryginał, wyglądają jak żywe, wykonują ruchy podobne do ruchów żywego organizmu i na przeróżne sposoby dbają o to, by społeczeństwo zamiast społeczeństwem wolnym i świadomym stało się podobizną wolnego społeczeństwa. Drugą funkcją oprócz imitowania oryginału jest  pilnowanie przez obie strony, by oryginał nie powstał ("podobizny pod specjalnym nadzorem") a zwłaszcza, by nie zrodziła się świadomość braku oryginałów, co jest zapewnione przez a) kontrolę i moderację kanałów przekazu oficjalnego b) represje wobec kanałów przekazu independentialnego c) represję i dyfamację wobec ruchów, z których może wyjść impuls, wezwanie i edukacja  do wyjścia z hiperrzeczywistości symulakrum.

 Przypis: 1) Symulakrum (łac. simulacrum „podobieństwo, pozór”; l.mn. simulacra) - termin filozoficzny spopularyzowany przez Jeana Baudrillarda – obraz, który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość. Często jest wyposażony w pewne atrybuty, potwierdzające jego pozorne życie, na przykład możliwość działań motorycznych. Dokładniejsza definicja pojęcia SYMULAKR, SYMULAKRUM podana jest na końcu tego tekstu.

MIEĆ WŁADZĘ W CZŁONKACH

Polskie państwo nie ma władzy w członkach, w swoich segmentach, częściach składowych. Symuluje władzę, nadal jest teoretyczne. Ma kłopoty z wszystkimi, z Kozłowską, Glapińskim, Mosbacher, Kościołem Spaghetti, LGBT, usunięciem skutków złodziejskiej reprywatyzacji, sędziami, UE, Żydami, Leociakiem, Grossem, Trzaskowskim, Gronkiewicz-Waltz, Bodnarem a nawet ze… swoim własnym prezydentem (weta A.Dudy) etc. etc. Efektem jest bezruch, paraliż. A w skali państwa bezruch to upadek, inercja to degradacja.

Wśród wielu niezależnych publicystów pojawiają się od pewnego czasu kierowane do Polaków wezwania do przebudzenia się. Kto więc śpi? Elity czy masy? A może nie tak trzeba pytać? Może śpi… cały SYSTEM REPREZENTACJI SPOŁECZNEJ? Może nie istnieje system przekładania woli narodu na działania jego reprezentantów? Może to nie są faktyczni reprezentanci? Ba, może grupy zajmujące miejsce elit w godzinach nadliczbowych zajmują się usypianiem… woli narodu? TWORZENIEM JEGO PODOBIZNY, TWORZENIEM SYMULAKRUM WOLI NARODU, A TYM SAMYM TWORZENIEM SYMULAKRUM SIŁY PAŃSTWA. Zobaczmy o co należałoby pytać w tej nierealnej realności polskiej pseudo-demokracji. Najpierw spójrzmy na członki tego Golema, jakim stała się władza w Polsce, a co za tym idzie - także sama Polska, zajmijmy się partiami i systemem partyjnym, czyli podstawowym narzędziem władzy mającym być realizatorem woli narodu.

II. CZŁONKI GOLEMA
 Reprezentanci narodu, czyli dwa typy partii w Polsce.
 Interaktywny model systemu partyjnego przypominający oryginał i ukrywający fakt, że nie ma oryginału

Mamy w Polsce dwa typy partii:

1. Partie Niesłuszne (oparte programowo na małości ludzkiej - do polityki idzie się dla pieniędzy (ew. prestiżu, stanowiska, kariery, sławy etc., w przybliżeniu od wieków ujmują to wykazy w typie 7 grzechów głównych). Te partie manipulują na celach, albo pożyczają cele od partii słusznych (tuskowa “miłość”, Kwaśniewskiego “przyszłość”). Panuje tu zasada antykompetencji, lub kompetencji stosowanej niewłaściwie. Niesłuszne partie są pochodną statystycznej krzywej stopnia ignorancji w danej populacji (por. “Ludzi inteligentnych jest w społeczeństwie jakieś 5 czy 6 procent. Moją kampanię robię więc dla idiotów”, Georges Freche, przewodniczący regionu Langwedocja-Roussillon, Francja).

Partie niesłuszne dostosowują się do mierności ludzi, lenistwa i pazerności. Posługują się ich skłonnością do samowoli (LGBT, antyklerykalizm etc.), skłonnością do omijania prawa i skłonnością do snobizmu (postęp, nowoczesność etc.). W teatrzyku udawania bycia elitami obstawiają gorszą, “ludzką stronę” elektoratu - jest to b.skuteczne, gdyż skłonności do wysiłku są zawsze niedominujące w dominującej części społeczeństwa.

2. Partie Słuszne. Partie słuszne odwołują się do zdrowej części społeczeństwa, lecz ją obezwładniają intoksykując wszechogarniającą inercją systemu podobizn (systemu hiperrzeczywistości), którego są częścią. Posługują się  naiwnością, łatwowiernością i moralnością zwykłych ludzi.  Partie słuszne już często w nazwie podkreślają swoje dobre chęci (prawo i sprawiedliwość, ruch odbudowy Polski). Dlaczego to robią, skoro to trudniejsza droga niż droga partii niesłusznych, czyli partii robionych przez cwaniaków dla naiwnych i idiotów? Często rolę tu grają: psychologia założyciela partii, jego ambicje, jego wysoka samoocena, przekonanie o misji, tradycje rodzinne oraz autentyczna chęć zrobienia czegoś dobrego dla ojczyzny ale także rachuby, iż właśnie ta, uczciwa i zdrowa część elektoratu jest bezpańska, jest do zagospodarowania, jest do wzięcia na zamierzonej drodze kariery politycznej.

Typowe dla partii słusznych są trzy typy postaci partyjnych:

1. Sasin (usprawiedliwiacz niemocy, ogłaszacz sukcesu, siewca optymizmu, młot na krytyków partii)

2. Wiśniewska (dobra uczennica, kujon, osoba recytująca - nie bez pomyłek i gaf, jak w debacie wyborczej)

3. Dowódca ogłaszający kształt, zapach i termin dowozu marchewki i kija oraz ogłaszający kogo gonimy (doganiamy, przeganiamy etc.).

Dlaczego najczęściej (prawie zawsze) partiom słusznym z nazwy i mającym częściowo słuszny program i cele - nie udaje się prawie niczego zrealizować z tych deklaracji? 1. bo nie mają kompetentnych ludzi 2. bo trochę kompetentnych ludzi jest, ale a) są tłumieni w działaniu przez niekompetentnych albo przez “dojutrkowców” b) ci kompetentni nie mają wymaganych cech charakteru do wprowadzenia swoich kompetencji w życie c) bo istnieje odpowiednik zmowy cenowej - obie partie milcząco umawiają się, że są granice “reform”, czyli że jabłka są przegniłe w środku, ale klient ma płacić wysoką cenę i nie wiedzieć o tym. Duże znaczenie w takiej niepisanej zmowie bezkarności  ma obecność w obu partiach pewnej zbliżonej liczby osób "zahakowanych", w związku z czym obie partie trzymają się za haki, co je łączy w uprawianiu symulacji "oczyszczania państwa".

Dychotomiczna zasada kreująca partie jest tu, oczywiście, patologiczna. Zamiast dwóch opcji polityczno-ekonomicznych ugruntowanych w interesie narodowym mamy tu jako podstawę dwie cechy osobowości: skłonność do samowoli i skłonność do pustego moralizatorstwa. Efekt: bezhołowie, inercja panująca w państwie otwierająca szeroką drogę obcym (mającym pozapaństwowe interesy) i zdeprawowanym. Wszystko wygląda normalnie a nic nie jest normalne, nie funkcjonuje normalnie i sensowne sprawy nie posuwają się do przodu, lecz stoją w miejscu lub podupadają (przykład: sądy, szkolnictwo, obrona przed LGBT etc.). Jest to symptom władzy Golema i opanowania sfery idei przez symulakry.

III. WEWNĘTRZNE ŻYCIE GOLEMA

reguły określające życie partii, czyli kompetencje   

 

Przejdźmy do kwestii kompetencji w partiach niesłusznych. Rządzą tą sferą następujące prawa:

  • zasada anty-kompetencji (przeciwwskazania charakterologiczne do uczciwego sprawowania władzy są rekomendacją do awansu i kariery partyjnej), albo kompetencji do zadań specjalnych, realizowanych w skrytości przed opinią publiczną
  • zasada kompetencji zdeprawowanej, czyli duża i wąska kompetencja używana w celach prywatnych i antypaństwowych.

W partiach słusznych wygląda to inaczej:

  • zasada przeciw-kompetencji - mierny jest pożądany i premiowany, gdyż jest usłużny, niewymagający (dusza człowiek), nie wnikający w ciemne sprawy innych, rządzi słabą ręką (antonim mocnej ręki)
  • zasada Strężyńskiej - wybitny jest usuwany, gdyż zawyża wymagania (rodzi się więc invidia, poszkodowane jest lenistwo) i podważa “niekompetencyjną spójność grupy”

IV. WYMIENNOŚĆ NARZĄDÓW GOLEMA
 zmiana ról, czyli rotacja międzypartyjna
 

Czy partie niesłuszne i słuszne premiują i poszukują raczej odmiennych kompetencji osobowościowych, czy - paradoksalnie - bardzo podobne charaktery są i tu i tu w cenie?

Po dłuższej refleksji otrzymujemy zaskakującą odpowiedź, że poszukiwane cechy osobowościowe są bardzo podobne (sofistyka, retoryka, hipokryzja, instrumentalne posługiwanie się sferą aksjologii, posłuszeństwo hierarchiczne, stadność). Pojawia się pytanie, skoro aż takie podobieństwo charakterów skąd aż takie różnice obydwu typów partii?

Łatwość migracji członków partii do partii przeciwnych także popiera tezę o charakterologicznym podobieństwie członków obu typów partii(kiedyś był w UW, UD, PO dziś odnajduje się bez problemu w wierchuszce PIS-u). Niesłuszni (w poprzednim wcieleniu członkowie partii niesłusznych (UD, UW, PO) lub startujący z ich list, Gliński, Duda, Kopcińska, Morawiecki etc.) łatwo zaczynają poczuwać “impuls nawrócenia” i chętnie są przyjmowani przez słuszną partię (zasada Saula).

Skąd więc publiczne przekonanie o zasadniczych różnicach obu partii, o ich krańcowym przeciwieństwie? To jest b.ciekawe i ważne pytanie. Dotykające sedna sprawy imposybilnych i słabych państw.

V. MARTWICA GOLEMA
 efekt różnicy, czyli złudzenie wyboru

Efekt różnicy wytwarzany jest przez mity, typ retoryki, eksponowanie przeciwstawnych sobie akcydensów programowych, odwołania historyczne.

Nie znaczy to, że jakichś różnic nie ma. Są, gdyż wynikają one z “idoli” wokół których każda z dwóch partii krystalizowała się. Liberalizm, jako idol (ideologiczna przykrywka) partii niesłusznych oraz moralizatorstwo jako idol partii słusznych mają przeciwstawne wektory potencjalnego ruchu. Stąd też płyną pewne różnice obrazu i działań obu partii. Ogólnie rzecz biorąc partie niesłuszne dekonstruują państwo, partie słuszne udają, że je rekonstruują w sferach istotnych, a działalność “reformatorską” ograniczają do najprostszej, czyli do operacji redystrybucyjnych powiązanych z terminami wyborczymi. Operacje redystrybucyjne nie powstrzymują systemowego rozpadu struktury państwa narodowego a w przypadku, gdy bezkrytycznie obejmują swymi programami socjalnymi duże populacje migrantów zarobkowych - mogą nawet osłabiać państwo.

 

VI. MÓZG GOLEMA

Zasada Petera (zasada poziomu niekompetencji) częściowo dobrze opisuje działanie systemów biurokratycznych, gdzie władza często jest anonimowa, zdepersonalizowana. Korporacyjny dyrektor to ktoś w rodzaju automatu, bezosobowe uosobienie sprawności całej korporacji. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa w przypadku przewodzenia partiom. Dotykamy tu różnic między zarządzaniem a przewodzeniem, ekonomią a polityką. Przywódcy polityczni (partyjni) różnić się mogą cechami typu: charyzma, wybitność, bezwzględność, autorytaryzm, ambicja, irracjonalność działania etc. Cechy takie są niepożądane lub pożądane w ograniczonym tylko zakresie w zarządzanych hierachicznie i rozliczanych ekonomicznie podmiotach typu korporacje.

Inaczej jest w strukturach typu partii. Tu charyzma przywódców lub zachowania i działania do niej podobne mogą decydować o istnieniu, trwałości, sukcesach i klęskach całej organizacji partyjnej - niezależnie od jakości jej członków.

Typ osobowości przywódcy partyjnego, dominujące cechy charakteru, motywacje, predyspozycje do kierowania ludźmi,idiosynkrazje, obsesje, fascynacje, traumy - wszystko to może potężnie formatować nie tylko działanie, ale także idee i idee fixe danej partii a co za tym idzie - całego państwa. Dlatego ważne jest, by spory udział zasady kolegialności w “rządzeniu partią” miał miejsce. W przypadku trafu dziejowego, jakim są postaci rangi Piłsudskiego owa kolegialność mogłaby hamować naturalną ekspresję nietuzinkowej osobowości, ale postaci tego formatu zdarzają się tak rzadko, że kolegialność jest pożądana, by zabezpieczyć partie przed autokratycznymi osobami, którym wydaje się, że są Piłsudskim i które z powodu uzurpowania sobie wyjątkowych praw i niepodważalnej władzy niszczą jakość partii i łamią charaktery osób, z których partia i państwo mogłyby mieć w przyszłości pożytek. Zasadę zabezpieczenia partii przed niebezpiecznymi autokratami nazywam “zasadą pseudo-Piłsudskiego” (albo prościej: “zasadą Piłsudskiego”, “zasadą temperowania”).

Odrębnym tematem są źródła zasilania projektu Polska-Golem, jednak jest to temat na odrębny tekst nie wiążący się bezpośrednio z głównym tematem tekstu jakim jest simulakrum świata polskiej polityki, jego członki i reguły.

VII. MECHANIZM GOLEMA,
  czyli wnętrze automatu władzy w Polsce

Wszyscy znają cykl funkcji silnika: sprężanie mieszanki paliwowo-powietrznej - zapłon - rozprężanie gazów spalinowych - praca. Mając na uwadze tę analogię spójrzmy na wnętrze naszego systemu partyjnego, który powinien wytwarzać pracę powodującą ruch państwa do przodu.

Nawet zakładając, że obecna władza jest władzą (że ma władzę w swych członkach), to żeby miał miejsce zapłon musi być możliwość kontaktu między władzą a opozycją. Nadrzędne dobro ojczyzny (narodu) musi być rozumiane jednakowo przez władzę i opozycję. Władza, nawet jeśli jest kompetentna, gdy jest tylko atakowana przez opozycję, nie zaś zapładniana i mobilizowana (”zapłon”), tracąca swoje siły i energię tylko na obronę swoich pozycji i obronę swoich deklaracji - nie wytwarza żadnej użytecznej “pracy” znajdującej wyraz w odbudowie siły państwa. Gdy zaś oprócz braku prawdziwej opozycji władza na dodatek jest “niewładna” (mimo… większości parlamentarnej) i mało kompetentna, to mamy w efekcie kartonową atrapę silnika. Są to dwa sklejone ze sobą pojemniki, w jednym władza coś spręża (spręża moralizując,zapowiadając reformy), w drugim opozycja coś rozpręża (widmo wolności, prawa mniejszości). Albo odwrotnie: opozycja coś spręża (prowokuje, organizuje profanacyjne i agresywne eventy), zaś elektorat partii rządzącej coś rozpręża (daje upust emocjom i rosnącemu poparciu). Mimo nazwy “silnik” - z silnikiem nie ma ta konstrukcja, ta instalacja, ta rzeźba społeczna nic wspólnego. Warto zauważyć, że ta parodia silnika może się kręcić tylko dzięki mediom, które “rezonują” prowokacje opozycji i dają iskrę zapłonową mieszance paliwowo-powietrznej. Zasysanie ludzkiego paliwa wyborczego, sprężanie przez opozycję, zapłon przez media, wydech spalin przez popleczników partii rządzącej - ale samochód nie jedzie, bo para idzie w gwizdek. Siły nie są przez korbowód przenoszone na wał korbowy. Korbowodem np. byłyby narzędzia demokracji bezpośredniej: referendum wiążące, inicjatywa obywatelska, weto obywatelskie. W polskim modelu (pseudo-demokracja dwusuwowa) korbowód nie wprawia w ruch zespołu napędowego, który porusza kołem samochodu ruszając go z miejsca, lecz korbowód podłączony jest do automatu machającego polskimi chorągiewkami i pompującego biało-czerwone baloniki. Ruch korbowodu powinien przekładać się z jednej strony na wysłuchiwanie inicjatyw społecznych, z drugiej strony na pracę ustawodawczą. Byłoby to możliwe, gdyby władza była władna, gdyby władza była realna, a nie tylko była “simulakrum władzy”, czyli interaktywnym modelem przypominającym oryginał mającym za cel ukrycie faktu, że nie ma oryginału, czyli ukrycie faktu pozorności istniejącej władzy i niedopuszczenie do powstania ośrodków realnej władzy...

Paliwem są emocje obu “sprężanych na siebie” elektoratów. Uzyskany z paliwa ruch nie przekłada się na ruch kół pojazdu państwa, lecz służy jedynie zwiększaniu ilości paliwa przy następnym wtryśnięciu do pseudo-silnika, do simulacrum silnika. Efektem jest coraz szybszy ruch automatu machającego chorągiewkami. Co może skończyć się przegrzaniem całego układu podobnym do tego z 1980 r. Gdy wybory wygrywa opozycja, zamiast machania chorągiewkami jest osłabianie państwa. Może to wyglądać tak, że lepiej jest puszczać baloniki, niż rozkładać państwo, ale w efekcie podczas rządów władzy sprowadzającej się do automatu chorągiewkowego państwo TAKŻE jest rozkładane, gdyż 1. Kto nie idzie do przodu, ten cofa się 2. Duże miasta i tak są we władzy opozycji. Słaba władza centralna przy silnej władzy miast wprowadza do układu dodatkową GWARANCJĘ INERCJI REFORM SYSTEMOWYCH. Retoryka i posunięcia gospodarcze rządu oddają dobrowolnie wielkie miasta, dzięki czemu partia rządząca sama sobie stwarza usprawiedliwienie dla własnej niemocy. Inercja trwa a destrukcja państwa postępuje mimo dużej ilości zużywanego paliwa wyborczego. Napęd na 4 koła to nie to samo, co machanie jedną ręką chorągiewką a drugą balonikiem. W hiperrzeczywistości paliwem ruchu pozornego (złudzenia ruchu, lub ruchu symbolicznego) są emocje, zarówno te trochę wyższe (od święta), jak i najniższe (na co dzień), spełniające się w bezproduktywnych, wzajemnych atakach elektoratów obu partii. Emocje na których media grają podtrzymując... palność paliwa wyborczego.


 

VIII. ŚWIAT GOLEMA

Hiperrzeczywistość jest rodzajem pseudo-bytu pokrewnym wirtualnym światom stwarzanym przez ustroje i partie socjalistyczne (socjalizujące, "komunistyczne" etc.). J.Staniszkis onegdaj trafnie wyczuła, że aby móc zrozumieć i opisać niektóre systemy, ideologie i partie trzeba wkroczyć na tereny o n t o l o g i i  i nadała swojej pracy tytuł: Ontologia socjalizmu. 

Hiperrzeczywistość nie przenika się z rzeczywistością, dlatego niemożliwe jest z jej poziomu dokonanie jakichkolwiek zmian w rzeczywistości. Pierwsza dla drugiej i druga dla pierwszej nie mają wzajem dla siebie materialności. Ręka reformatora przechodzi przez to, co ma być reformowane, jak ręka medium spirytystycznego przez widmo ciała zjawy. Hiperrzeczywistość ma godne uwagi cechy: nie obowiązuje w niej logika, a szczególnie zasada sprzeczności (degradując państwo, jego siły i rangę można jednocześnie ogłaszać sukcesy), chociaż pozór logiki bywa często włączany i wyłączany. 

Brak kontaktu pomiędzy dwoma "światami" (świat simulakrów i świat faktów) może dawać komiczne i gorszące zarazem słuchowiska, gdy to słyszymy odgłosy walki, słyszymy, że walka (z patologiami państwa) się intensyfikuje - a nic nie jest zwalczone. To z czym fantom władzy walczy - wzmacnia się nawet, bo poznaje słuchowo swoje słabe punkty i może się dozbroić. A nam wyświetla się filmy o tym, jak wprowadzono zmiany w naszej rzeczywistości albo sami je sobie wyświetlamy w swojej wyobraźni. Najważniejsze sprawy są realizowane ale... w innej rzeczywistości (mieszkania +, prawo jako nie bajka, służba zdrowia, zabezpieczenie przed obcą kulturowo agresją etc.). Podobny status egzystencjalny miały onegdaj ideały komunizmu istniejące tylko w przemówieniach przywódców zarządzających oczekiwaniami i w nadziejach zarządzanych.

Hiperrzeczywistość ma skłonność do niekontrolowanego rozrostu i cechę wyglądu nawet bardziej prawdziwego,  niż ma... rzeczywistość.

Symulakry (podobizny, wtórniki) mają nieograniczoną zdolność do generowania, indukowania symulakrów dowolnych zjawisk świata realnego. I tak - przykładowo - podobizna władzy i podobizna państwa generują symulakrum oświaty i szkolnictwa wyższego, symulakrum nauki, symulakrum opieki zdrowotnej, symulakrum kultury, symulakrum klasy średniej, symulakrum zamożności etc. W każdej z tech dziedzin - analogicznie do zasady fraktalnej -  generowane są kolejne symulakry wewnętrzne. Są to wiązki łańcuchów generacji dążące do nieskończonego podziału i mające stopień złożoności często wyższy od świata realnego.

Za pomocą symulakrów można zawładnąć psychiką jednostki, grupy, tłumu, narodu. Używając symulakrów jako narzędzi można okupować tereny i państwa. Istnieją nawet - wg Baudrillarda - symulakry drugiej potęgi (symulakry symulacji) sięgające poziomu gier cybernetycznych. Wydaje mi się, że symulakry drugiej potęgi są analogiczne do najnowszych technik dezinformacji piętrowej stosowanej przez niektóre kontrwywiady. 

Kontakt - wracając do polskiej sceny politycznej -  jest  jednym z pojęć kluczowych. Nie mają ze sobą kontaktu nie tylko obydwa pojemniki, sprężający i rozprężający, władza i opozycja. Kontaktu brak także pomiędzy władzą a inicjatywami społecznymi możliwej demokracji bezpośredniej (weto obywatelskie, inicjatywa obywatelska, referendum wiążące). Pomiędzy władzą a ludem istnieje tylko jednostronny kontakt przedwyborczej, patrymonialnej presji świadczeń socjalnych.

Nie pasują tu określenia teatr uczestniczący albo teatr improwizowany, gdyż przedstawienie nigdy się nie kończy, wnętrze teatru nie ma ścian. Przedstawienie zamienia rzeczywistość - rzeczywistość znika. Wszyscy są aktorami, widz znika a w zamian pojawia się podział na aktorów pierwszego stopnia (politycy) i aktorów drugiego stopnia (społeczeństwo). Pierwsi - politycy - na początku mają świadomość swojej gry i sceny, później stopniowo ją tracą (nie wszyscy, osobniki przebiegłe nigdy nie tracą poczucia umowności swoich kreacji aktorskich) - przechodzą na stronę widmowej “realności symulakrów”. Drudzy - “obywatele” - już od początku żyją w nieistniejącym świecie przedstawienia, które samo siebie pisze prawie bez związku z realnością.

Co może pomóc w zakończeniu projekcji Polska-Golem? Trzy rzeczy: 1. demokracja bezpośrednia (jej elementy), 2. ponadpartyjna organizacja analogiczna do postulowanej przez A.Doboszyńskiego OPN (Organizacji Politycznej Narodu) oraz 3. demokracja etniczna (demokracja etniczna panuje w Izraelu, polska wersja musi mieć jednak specyficzny kształt wyrastający z polskich warunków). 


 

--------------------------------------------------------

Przypisy:

1) symulakry – kopie, odwzorowania, repliki, wtórniki, imitujące, kopiujące,

upodabniające się do rzeczy, które albo od początku nie miały oryginału, albo

już ów pierwotny oryginał zupełnie zatraciły. Symulakry mogą tworzyć własną rzeczywistość. Symulakry wywołują

autentyczne symptomy przynależne zjawiskom rzeczywistym, wchodzą z nami w rzeczywistą

interakcję.  Źródłem symulakrów jest symulacja – imitacja istnienia czy działania rzeczywistego bytu lub procesu, bądź

systemu w czasie, jako „sposób generowania – za pomocą modeli – rzeczywistości pozbawionej źródła i realności:

hiperrzeczywistości”

(M.Głażewski, Edukacja jako symulakrum, Forum Pedagogiczne 2018/1, Warszawa 2018, s.147, s.158; J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, Warszawa 2005, s. 6,). 

=========================


 

image


 

image

image

image

Figura Golema w Pradze, w sklepie z suwenirami


 

image

 

==================================================


ANEKS

Ekonomiczni idole Morawieckiego. Oto na jakich teoriach wicepremier oparł swój plan

 

Plan Morawieckiego nie wziął się znikąd. Ma solidną podbudowę. Szkoda tylko, że w niesolidnych i nieprzekonujących teoriach ekonomicznych

 


 

 

Mateusz Morawiecki bohaterem portali plotkarskich? Niemożliwe, a jednak! W czasie tegorocznego forum ekonomicznego w Davos minister rozwoju i finansów spotkał na zamkniętym bankiecie słynnego aktora George’a Clooneya i strzelił sobie z nim wspólne zdjęcie. Kadr, na którym Clooney kordialnie obejmuje Morawieckiego, znalazł się na Twitterze Ministerstwa Rozwoju i natychmiast zrobił karierę w plotkarskich zakamarkach polskiego internetu. I nie tylko plotkarskich – Clooney podejrzewany jest o aspiracje polityczne, być może w przyszłości będzie ubiegał się o fotel prezydenta USA, więc zdjęcie dało asumpt do snucia śmiałych futurologicznych wizji także komentatorom politycznym.

 

 

Media w znacznie mniejszym stopniu interesowała inna fotografia, którą Morawiecki przysłał z Davos rok wcześniej. Może dlatego, że nie pozował na nim z gwiazdą kina, a z uśmiechniętym, jednak anonimowym Chińczykiem? Ta fotografia jest jednak znacznie ważniejsza niż słitfocia z odtwórcą głównej roli w „Człowieku, który gapił się na kozy”. Bo o ile Clooney może być filmowym idolem Morawieckiego, o tyle ów Chińczyk jest jednym z jego dwóch wielkich idoli ekonomicznych, a więc osób mających wpływ na to, w jakim kierunku minister będzie reformował gospodarkę. W skrócie: na nasze portfele.

 

 

Yifu Lin i proaktywne państwo

 

 

Ów chiński ekonomista to prof. Justin Yifu Lin. Justin to imię przybrane na potrzeby kariery na Zachodzie, a tę zrobił tam zawrotną, zostając w 2008 r. głównym ekonomistą i wiceprezydentem Banku Światowego. Od 2012 r. wykłada w Chinach na Peking University. Wciąż pozostaje wpływową postacią w globalnej ekonomii i mieści się w pierwszych 5 proc. najczęściej cytowanych ekonomistów.

 

 

To, co ujęło w nim ministra Morawieckiego, można streścić w trzech słowach: Nowa Ekonomia Strukturalna. NES. Inspirowany rozwojem azjatyckich potęg Yifu Lin rehabilituje z jej pomocą rolę państwa w gospodarce (które według wolnorynkowych ortodoksów może tylko szkodzić).

 

 

Podział mapy świata na państwa rozwinięte i rozwijające się jest zdaniem Chińczyka mylący, bo przecież nigdy nie następuje nagły przeskok z jednego poziomu do drugiego. To zawsze proces, którego szybkość zależy od dobrej polityki gospodarczej, a zatem od zaangażowania rządu.

 

 

– Chodzi o dobrą strategię inwestycyjną. Porównajmy Chiny i Indie. Chiny 40 lat temu zaczynały z podobnego poziomu PKB per capita co Indie, by w 2016 r. uzyskać nad sąsiadem czterokrotną przewagę. Dlaczego? Indie zostawiły wszystko rynkowi – podkreślał prof. Yifu Lin podczas wykładu na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, zorganizowanego przy okazji jego styczniowej wizyty w Polsce. Czy ma na myśli inwestycje państwowe? Nie tylko. Yifu Lin uważa, że państwo może wpływać na prywatnych inwestorów, by rozwijali branże, w których dany kraj ma największe „przewagi komparatywne”. Chiny na przykład przez lata przodowały w przemyśle, który intensywnie wykorzystuje tanią siłę roboczą, ponieważ mogły zaoferować jej obfitość. Polityka rządu zwiększała mobilność robotników, zachęcając w ten sposób kapitał do inwestycji.

 

 

Historia Polski jest podobna. My także byliśmy relatywnie tanimi pracownikami. A jednak na taniej sile roboczej nie można bazować w nieskończoność. Wraz ze wzrostem wynagrodzeń ta przewaga maleje. – Kluczem jest więc, by w odpowiednim czasie zidentyfikować sektory mające „ukryte przewagi komparatywne”, czyli takie, w których koszty produkcji są bardzo niskie, a koszty transakcyjne zbyt wysokie. Rząd powinien wspierać te sektory, zmniejszając koszty transakcyjne. Wówczas mogą wyrosnąć w nich międzynarodowe czempiony – tłumaczy ekonomista.

 

 

Wyobraźmy sobie sytuację, w której np. koszty produkcji sztucznej murawy stadionowej są na Podkarpaciu niższe niż w Niemczech, ale już koszty związane z jej transportem do klientów na tyle duże, że w rachunku netto to Niemcom, a nie mieszkańcom Podkarpacia, bardziej się opłaca produkować murawę. Gdyby rząd zadbał o lepsze połączenie infrastrukturalne tego regionu, obniżył koszty transakcyjne i jednocześnie wspomógł eksport ulgami podatkowymi, umożliwiłby Podkarpaciu wygryzienie Niemców z tego rynku. To jest logika Yifu Lina.

 

 

– Wydaje mi się, że wasz minister rozwoju rozumie NES. Systemowe promowanie wybranych sektorów to skuteczny sposób na uniknięcie pułapki średniego dochodu, a nawet na przyśpieszenie rozwoju. Polska rosła szybko po 1989 r., w tempie 4–5 proc. PKB rocznie, ale dlaczego macie się przyzwyczajać do tego tempa i zakładać, że nie da się lepiej? – pytał mnie retorycznie Lin w trakcie krótkiej rozmowy po wykładzie.

 

 

Minister Morawiecki już rok temu podkreślał w jednym z wywiadów, że zgodnie z radą Yifu Lina zdołał zidentyfikować warte wsparcia sektory, które tworzą w naszej gospodarce wartość dodaną. Chodzi przy tym nie tylko o wsparcie już istniejących przedsiębiorstw, lecz także o eliminację barier wejścia na konkretne rynki dla nowych firm. Zgodnie z NES im więcej konkurencji w branżach z przewagą komparatywną, tym lepiej. Teraz tylko czekać, aż Polski Fundusz Rozwoju, instytucja powołana do realizacji planu Morawieckiego, popchnie polskie firmy do globalnej dominacji.

 

 

Kelso i ekonomia binarna

 

 

Drugi z idoli Morawieckiego to amerykański ekonomista i prawnik Louis O. Kelso (zmarł w 1991 r.). Skąd o tym wiemy? Z przedmowy, którą minister napisał do książki „Własność pracownicza. Jak wspiera rozwój biznesu” Rosena Coreya, Case’a Johna, Staubusa Martina. Morawiecki w samych superlatywach wyraża się w niej o naczelnej idei Kelso – akcjonariacie pracowniczym w konkretnej jego odmianie – ESOP (od Employment Stock Ownership Plan).

 

 

Cóż to takiego?

 

 

Kelso uważał, że współczesna gospodarka wytwarza niebezpieczną nierównowagę. Za wytwórczość w coraz większym stopniu odpowiada kapitał (postęp technologiczny zwiększa produktywność maszyn), a w coraz mniejszym stopniu praca. Skutkiem tego wartość pracy spada. Praca zaś jest jedynym produktywnym aktywem większości społeczeństwa, co oznacza, że w obecnych warunkach po prostu musi ono regularnie biednieć. Jak obrazowo opisuje to dr Krzysztof Nędzyński na łamach portalu ObserwatorFinansowy.pl: „Rośnie siła nabywcza Buffettów i Kulczyków, których wszystkie potrzeby konsumpcyjne są już zaspokojone, a nie rośnie tych, którzy mają je niezaspokojone. Chronicznie brakuje popytu”. Te obserwacje są kluczowe dla „ekonomii binarnej” – zestawu teorii, za których założyciela uznaje się właśnie Kelso.  

 


 

 

Ekonomia ta oferuje inne rozwiązania problemów z gospodarką niż interwencjonistyczny keynesizm, wolnorynkowa szkoła chicagowska czy wszelkie zaoferowane dotąd trzecie drogi. Kelso chce demokratyzacji kapitału. Zwykły robotnik powinien także czerpać z niego zyski. Narzędziem tej demokratyzacji jest właśnie akcjonariat pracowniczy typu ESOP. – Polega on na tym, że rząd daje przedsiębiorcom dużą ulgę podatkową, o ile uwłaszczą swoich pracowników poprzez wyemitowanie nowych lub przekazanie im części istniejących udziałów. W praktyce oznacza to, że firmy, oprócz klasycznych form finansowania swojej działalności takich jak dług, emisja udziałów i leasing, mają do wyboru jeszcze jedną, właśnie finansowanie binarne – tłumaczy dr Nędzyński. Dla właścicieli firm oznacza to także konieczność podzielenia się z pracownikami zyskiem i zarządzaniem firmą. Czy na to pójdą? Ekonomiści binarni uważają, że owszem. Bo większe dochody pracownicy zaczną wydawać na rynku, zwiększając popyt i przychody firm.

 

 

Nędzyński podaje przykład Henry’ego Forda, który zaoferował pracownikom pensje dwukrotnie wyższe od rynkowych. – W ten sposób przyciągnął najlepszych i zmniejszył rotację kadr, a jego pracownicy mogli już sobie pozwolić na kupno samochodów, które wytwarzali. (...) W Stanach Zjednoczonych firmy z ESOP-em zatrudniają 15 mln ludzi. W większości są to firmy bardziej produktywne niż konkurencja. Jak wskazują badania, partycypacja pracowników we własności oraz zarządzaniu zwiększa produktywność – zauważa publicysta.

 

 

To wszystko imponuje Morawieckiemu, który także nie jest zwolennikiem ortodoksyjnej ekonomii wolnorynkowej i szuka alternatyw. – Ojciec ekonomii binarnej długo nie znajdował zrozumienia wśród współczesnych mu ekonomistów. Dziś można stwierdzić, że jego prognozy się potwierdziły. Kelso nie tylko zaproponował rozwiązanie problemu, ale także przekonał decydentów w USA, by skutecznie wdrożyć zmiany w prawie – pisze Morawiecki we wspomnianej przedmowie, podkreślając, że w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, słynnym planie jego imienia, przewidziano miejsce dla akcjonariatu pracowniczego.

 

 

Otwartość ministra Morawieckiego w ujawnianiu ekonomicznych inspiracji należy docenić. Minister zadaje w końcu kłam twierdzeniu Keynesa, którego zdaniem polityczni praktycy łudzą się, że są w swoich opiniach niezależni, a tymczasem są zwykłymi niewolnikami ekonomistów i ich idei. Morawiecki to praktyk świadomie wybierający ekonomicznych idoli.

 

 

Duby smalone na Baconie

 

 

Idoli. Właśnie. Czy wiecie, że w języku greckim idol to „eídolon”, co oznacza przywidzenie albo zjawę? Etymologia czasami ma znaczenie.

 

 

Francis Bacon, jeden z najwybitniejszych filozofów Odrodzenia, używał słowa „idol” do opisu złudzeń, jakim podlega ludzki umysł. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że minister Morawiecki pada ofiarą kategorii złudzeń, które Bacon nazywał idolami teatru. Powstają one wówczas, gdy zbyt mocno wierzymy w czyjś autorytet i przejmujemy prezentowane przezeń błędne doktryny.

 

 

Niestety, ani Yifu Lin, ani Kelso nie nadają się, by im ślepo zawierzyć.

 

 

Nowa Ekonomia Strukturalna Yifu Lina to tylko kolejna odmiana dawno skompromitowanego protekcjonizmu, tyle że zaprojektowana tak, by można było go wprowadzać nawet w warunkach neoliberalnej legislacji Unii Europejskiej, która wyklucza pomoc publiczną poprzez bezpośrednie subsydiowanie przemysłu. NES zamiast subsydiów wprowadza inne narzędzia protekcjonistyczne. Przecież wydatki na wsparcie danej branży to nic innego, jak pieniądze wyssane z innego sektora i przekazane konkretnej grupie prywatnych przedsiębiorców. Owszem, nie w gotówce, a m.in. w postaci centrów technologicznych, państwowych agend konsultingowych, promujących eksport dodatkowych wydatków infrastrukturalnych czy preferencyjnych kredytów oraz ulg podatkowych dla grupy firm. W dodatku NES wcale nie wyklucza wprowadzania ceł importowych na towary, które zagrażają sektorom bez przewagi konkurencyjnej.

 

 

Skąd też właściwie wiadomo, że NES naprawdę oferuje skuteczne narzędzia namierzania sektorów o największym potencjale rozwoju? Jak wskazują ekonomiści, np. prof. Zhang Weiying z Beijing University, innowacja jest czymś nieprzewidywalnym i trudnym do zidentyfikowania.

 

 

– Komputer wynaleziono w 1945 r. w firmie IBM, ale nie przypisywano mu dużej wagi biznesowej. Stąd jego opóźnione wejście na rynek – zwraca uwagę prof. Weiying. Czy urzędnicy byliby w stanie zidentyfikować na czas istotną innowację, skoro nie wykazał się nawet prywatny koncern? Weiying pisze: „Gdy w latach 90. chiński rząd postanowił wesprzeć produkcję kineskopów, by zmodernizować chińską produkcję telewizorów, kineskopy zaczęły wychodzić z użycia”.

 

 

Na Yifu Linie takie przykłady nie robią wrażenia. Przekonuje, że jego teoria wywodzi się z doświadczeń krajów takich jak Chiny czy Irlandia. Że tam założenia NES zostały z sukcesem zrealizowane. Tyle że na temat sukcesu tych krajów funkcjonują alternatywne, równie przekonujące wyjaśnienia, które z promowaniem przemysłu nie mają wiele wspólnego.

 

 

Nawiasem mówiąc, nic dziwnego, że prof. Yifu Lin jest akademickim towarem eksportowym Chin. To kraj, którego elity polityczne czerpią prywatne korzyści z utrzymywania państwowych banków i przedsiębiorstw, stosowania ceł importowych i skomplikowanego prawa opartego na faworyzowaniu jednych kosztem drugich. Muszą mieć kogoś, kto przekona świat, że to właśnie dzięki temu, a nie wolnej przedsiębiorczości, tak dobrze prosperują. Profesor Xia Yeliang z Cato Institute, dawniej uniwersytecki kolega Yifu Lina, przekonuje, że zamysłem Deng Xiaopinga, który w 1979 r. zapoczątkował reformy w Chinach, było całkowite uwolnienie gospodarki i w latach 1992–2003 partia w tym kierunku rzeczywiście kraj reformowała. Ale później przewagę w partii zaczęło zyskiwać stronnictwo pijawek przyssanych do państwowej piersi.

 

 

– Wymyślono jakiś dziwny chiński sen, który ma zastąpić sen amerykański. I taka retoryka do niektórych trafia. Pożyteczni idioci usprawiedliwiają władzę partii nad niektórymi sektorami gospodarki czy niektóre ograniczenia inwestycyjno-handlowe – uważa Yeliang.

 

 

Nie wszyscy jesteśmy kapitalistami

 

 

Chociaż drugiemu idolowi ministra Morawieckiemu, Louisowi Kelso, nie da się zarzucić politycznego oportunizmu, to jednak nie czyni to jego ekonomii binarnej słuszną.

 

 

Gdyby teoria ta była tak wspaniała, jak twierdzą jej zwolennicy, to firmy zgodnie z nią działające powinny już dawno na zasadzie spontanicznego procesu zdominować globalną gospodarkę. Skoro bowiem udział pracowników we własności i zarządzaniu firmą podnosi jej rentowność, to dlaczego firmy z udziałem akcjonariatu pracowniczego wciąż stanowią w gospodarce mniejszość? Czy to jakaś nietypowa zawodność rynku, że nie promuje najbardziej efektywnego modelu własności?

 

 

I jak to możliwe, że zazwyczaj chciwi kapitaliści nie chcą większych zysków i nie rozdają akcji własnym pracownikom? Otóż rynek nie promuje podejścia binarnego, bo dostrzega w akcjonariacie pracowniczym takie nieefektywności, których nie dostrzegają jego wyznawcy.

 

 

Całą litanię wad ekonomii binarnej przedstawia prof. Timothy D. Terrell, ekonomista z Wofford College i ekspert Instytutu Misesa w eseju „Ekonomia binarna: zmiana paradygmatu czy zbiór błędów?”. Jego zdaniem jej zwolennicy nie rozumieją natury relacji pomiędzy produktywnością a własnością kapitału, na której budują swoje propozycje. Wzrost produktywności widzą wyłącznie po stronie kapitału, gdy tymczasem rośnie ona dzięki współzależnościom pomiędzy kapitałem i pracą. Gdyby nie praca i innowacje, które są jej owocem, nie byłoby ani kapitału, ani wzrostu produktywności. Zdaniem Terrella nie ma dowodów na to, że demokratyzacja kapitału jest w ogóle możliwa. Nie każdy może i nie każdy chce być kapitalistą, niektórzy cenią sobie pracę najemną albo dorywczą, a ekonomia binarna idzie na przekór ludzkim preferencjom. A nawet gdyby ta demokratyzacja była możliwa, to czy ma sens, skoro nie udowodniono (ani nie można udowodnić), że wpłynie ona pozytywnie na wzrost dochodów? Terrell zarzuca także binarystom niedocenianie roli oszczędności w gospodarce. Uważają, że liczy się tylko kapitał zainwestowany, a nie odkładany, nie dostrzegając, że odkładanie kapitału to element zdrowego systemu kredytowego. To akurat może dać do myślenia ministrowi Morawieckiemu. W końcu w co drugim zdaniu podkreśla, że musimy nauczyć się oszczędzać.

 

 

Stary, niedobry Hilary Minc

 

 

Minister Morawiecki na pewno jednak jest świadomy, że przełomowe pomysły wykute w ciepłych uniwersyteckich gabinetach działają często świetnie, dopóki ktoś nie postanowi przekuć ich na praktykę. Nie chodzi nawet o to, że okazują się błędne, a bardziej o to, że nawet gdy są słuszne, zewnętrzne wobec nich czynniki czynią je nierealistycznymi. Jest tak, ponieważ ludzie zajmujący się ich wdrażaniem nie pracują w sterylnym laboratorium, gdzie można wszystko kontrolować. Przeciwnie, mają do czynienia ze skomplikowaną rzeczywistością polityczną i społeczną, ze środowiskiem nie zawsze podatnym na eksperymenty, a często im opornym i skrajnie zmiennym. Owe genialne idee i pomysły są w rezultacie przekształcane we własne karykatury i szkodzą zamiast pomagać, a w najlepszym razie ulegają rozmyciu i nie robią koniec końców żadnej różnicy.

 

 

Jeśli plan Morawieckiego ma realizować idee Justina Yifu Lina czy Louisa Kelsy, jeśli ma odpowiadać na wyzwania wskazywane przez Thomasa Piketty’ego, to już teraz coraz więcej dowodów na to, że może on po prostu spalić na panewce.

 

 

Wielu ekonomistów, w tym tych liberalnych, zgadza się z diagnozami, które ów plan formułuje. Na przykład że Polska wyczerpała rezerwuar taniej siły roboczej. Zgadzają się także z celami, czyli z modernizacją gospodarki poprzez ułatwienia dla rozwoju sektorów o wysokiej wartości dodanej. Ale mają wątpliwości co do metod. – W gruncie rzeczy jedynym konkretnym pomysłem w Strategii jest ręczne sterowanie państwowymi firmami. To one mają realizować „nową ekonomię strukturalną”. Ale to nie jest pomysł Justina Yifu Lina, tylko Hilarego Minca z czasów PRL – podsumowuje te zastrzeżenia Witold Gadomski w tekście „Strategia myślenia życzeniowego. O planie Morawieckiego”. Przypomnijmy: Minc był naczelnym strategiem gospodarczym Polski w okresie 1944–1956, a więc w okresie stalinizmu i ślepej wiary w siłę centralnego planowania.

 

 

I faktycznie, za rządów PiS z jednej strony prywatyzacja niemal stanęła w miejscu, z drugiej zależne od państwa firmy zaczęły skupować podmioty prywatne, choćby w bankowości. A samo państwo powołuje spółki produkcyjne, takie jak np. ARP Games, która ma koncentrować się na „działalności produkcyjnej w zakresie gier, tworzeniu oprogramowania i popularyzacji sektora przez wydawanie prasy specjalistycznej”.

 

 

Wygląda to wszystko na gromadzenie ekonomicznego arsenału, z tym że, jak nieraz pokazywała historia, o wątpliwej zdolności bojowej.

 

 

Ale załóżmy nawet, że grubo się mylimy i plan Morawieckiego jest wykonalny. Czy dotychczasowe działania rządu Beaty Szydło skłaniają nas do wiary, że naprawdę mu na tym planie zależy i z tych narzędzi skorzysta? Niestety, nie.

 

 

Rząd stawia na politykę socjalną, która jest świetnym mechanizmem zdobywania głosów, niż na rozwój gospodarczy. Jarosław Kaczyński, prezes PiS, stwierdził w jednym z wywiadów, że wzrost gospodarczy nie jest dla niego czymś priorytetowym. O wiele większą wagę niż do PKB przywiązuje on do sprawiedliwości i solidarności społecznej. Uruchomiono więc programy takie jak 500+, Mieszkanie+, a ostatnio ogłoszono kolejny – Żłobek+. Symbol „+” ma tu wymiar propagandowy, ma od tych programów wzrosnąć dzietność, a zmaleć bieda. Ale jak na ironię mógłby oznaczać równie dobrze wzrost obciążeń budżetowych i zadłużenia państwa. Większe zadłużenie to mniejsze oszczędności. Mniejsze oszczędności to mniejsze inwestycje. A mniejsze inwestycje to „żegnaj planie Morawieckiego!”.

 

 

Kolejna rzecz, która wysyła defetystyczny komunikat, to regularne zwiększanie fiskalizmu i skomplikowania systemu podatkowego pod pozorem walki z oszustami. Jeśli chcemy hodować narodowe czempiony, to nie możemy strzelać do oszustów tak, by rykoszetem obrywały uczciwe firmy. Co zaskakuje, za kwestie podatkowe odpowiedzialny jest sam minister Morawiecki. Czy koncentrując się na kwestiach makro, przestał rozumieć kwestie mikro? Czy lata spędzone w bankowości niczego go nie nauczyły? Oby było to tylko chwilowe zaćmienie.

 

 

Jeśli jednak minister Morawiecki będzie upierał się przy swoim planie i uzyska polityczne zielone światło, mam do niego gorącą prośbę. Zanim zacznie odgórnie stymulować rozwój naszej gospodarki, niech sprawdzi, czego zdolna jest dokonać o własnych siłach. Żeby to zrobić, musiałby zrealizować pewien stary ideał, którego nikt dotąd w Polsce nigdy nie wdrożył, choć wielu obiecywało: radykalnie zlikwidować biurokratyczne bariery, obniżyć, a przynajmniej uprościć podatki oraz szczerze polubić się z (uczciwą) prywatyzacją. Dopiero wówczas gospodarcze silniki Polski mogłyby pracować na pełnych obrotach. Gdyby te kroki okazały się nieskuteczne i nie przybyło nam innowacyjnych firm, marek eksportowych, a PKB nie zacząłby szybciej rosnąć, droga wolna, ministrze, eksperymentujmy z planami wszelkiej maści!

 

autor: Sebastian Stodolak, https://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/1016648,bacon-kelso-yifu-lin-minc-oto-idole-morawieckiego.html

 


 

 

====================================================

 


 

 

 
 

 

 


 

 

 

 

 

 





wawel24
O mnie wawel24

Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.  Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I  1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE  M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka