Wielki Wodz Apaczow Wielki Wodz Apaczow
270
BLOG

Żyjemy w dyktaturze głupców

Wielki Wodz Apaczow Wielki Wodz Apaczow Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

Ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że epoka głupoty dopiero nadciąga

grzmi Gazwyb – i ma oczywiście rację. Żyjemy w dyktaturze głupców – i era prawdziwej głupoty dopiero przed nami. Tylko, że Gazwyb myli się w ocenie gdzie ta głupota leży.

Oni twierdzą, że wylęgarnią głupoty są ruchy demokratyczne (oni je nazywają „populistyczne”) lub jacyś chrześcijańscy fundamentaliści.

A My, Wielki Wódz, twierdzimy, że wylęgarnią głupoty – zupełnie nieprawdopodobnej głupoty – jest lewactwo.

Gazwyb straszy, że jak do władzy dojdą chrześcijańscy populiści to zakażą nauczania teorii ewolucji. A My, Wielki Wódz, twierdzimy, że nauczanie o teorii ewolucji już zostało zakazane przez lewactwo a sama teoria ewolucji jest zwalczana – nie przez Rydzyka! – ale przez Gazwyb.

Ale jeżeli chcecie zobaczyć jak naprawdę wygląda – całkiem realny! – terror głupoty – to musicie się udać na amerykańskie uniwersytety i przyjrzeć się z bliska jak one działają. Tak – wiemy, Polacy maja księżycowe wyobrażenie o amerykańskiej wyższej edukacji, myślą że byle amerykański uniwerek to – ho, ho! Świątynia nauki i merytokracji.

Przykro nam – ale to jest guzik prawda. To może była prawda jeszcze dwadzieścia lat temu – ale nie dzisiaj.

Dzisiaj to wygląda tak jak wyglądało w Polsce za bardzo, bardzo, bardzo głębokiej komuny, kiedy aby otworzyć przewód habilitacyjny trzeba było mieć pozytywną rekomendację Podstawowej Organizacji Partyjnej, że kandydat wykazuje właściwy profil ideologiczny. No to wyobraźcie sobie, że dzisiaj jest tak w USA.

Każdy amerykański uniwersytet (i każda instytucja rządowa!) ma specjalne biuro do spraw „diversity” czyli w teorii – do pilnowania czy nikt nikogo nie dyskryminuje i czy instytucja zatrudnia dość Murzynów, kobiet i zboczeńców seksualnych.

Jeszcze nie tak dawno te biura do spraw diversity były tylko kłopotliwym ciężarem finansowym dla uczelni – siedzące tam nieroby inkasują pensje ze dwa-trzy razy wyższe od profesorskich – ale przynajmniej nie wtrącały się w pracę naukową. Teraz się to zmienia. Biura od diversity przyznały sobie prawo do oceniania pracowników naukowych pod kątem postawy ideologicznej oraz przyznały sobie prawo do zasiadania w komisjach decydujących o zatrudnianiu i awansach. Jeszcze nie na wszystkich uniwersytetach – ale na coraz większej liczbie.

Jak to wygląda w praktyce?

Ano powiedzmy że na uczelni pracuje jakiś „Assistant Professor”, czyli profesor, który ma kontrakt na określony czas pod koniec którego jego etat może – ale nie musi, to zależy od dorobku naukowego – stać się dożywotni. Termin się zbliża, uniwersytet mianuje więc komisję złożoną z profesorów, którzy oceniają kandydata, patrzą ile i co opublikował ile dostał grantów i tak dalej. I potem rekomendują czy mu dać stałą pozycję – tzw. tenure – czy też umowy o pracę nie przedłużyć.

Tak było dawniej. A teraz się to zmieniło. Do komisji musi być dokooptowywany przedstawiciel diversity office, zaś kandydat na profesora musi oprócz listy publikacji przedstawić wypracowanie na temat tego w jaki sposób ma zamiar realizować ideały diversity i inclusion w praktyce.

Jeżeli myślicie, że to proste – że wystarczy napisać, że „nie będę dyskryminował żadnych Murzynów i będę im dawał takie oceny na jakie zasługują” – to oblaliście test czystości ideologicznej. Ocenianie Murzynów według tych samych kryteriów co białych – to jest rasizm i dyskryminacja, zapamiętajcie to sobie.

Wiec już zbiera się komitet decydujący o tym czy tenure kandydatowi przyznać czy nie. Już już wszyscy się zgodzili, że dorobek ma ok, i spełnia warunki formalne – ale w tym momencie wstaje przedstawicielka diversity office – czyli taka amerykańska doktoryni Spurka w afro i z paznokciami na parę centymetrów, która tym się różni od prawdziwej polskiej doktoryni Spurki, że

  1. jest jeszcze głupsza,

2.  że ma IQ w okolicach 90 –

3. ale w odróżnieniu od doktoryni Spurki – posiada realną rzeczywistą władzę aby tworzyć i łamać kariery. I z władzy tej, według swojego widzimisię – korzysta.

Więc ona to przedstawicielka diversity office, wesz , która jednego dnia w życiu nie przepracowała w uczciwej produktywnej pracy, pinda która nie jest w stanie nawet zrozumieć tytułów publikacji napisanych przez ocenianego profesora, która przez całe swoje „studia” na jakiś zasranych „gender-„ lub „women-„ lub „African-American-” „Studies” przepchała się dzięki preferencjom rasowym – ona teraz stwierdza, że gościa zatrudnić nie można. Bo napisany przez niego tekst o tym jak będzie realizował lewackie ideały diversity i inclusion pozostawia wątpliwości czy kandydat owe diversity i inclusion traktuje dość poważnie.

I proszę Nam wierzyć – nie ma bardziej żenującego widoku na amerykańskiej uczelni niż widok komitetu profesorów, każdy z poważnym dorobkiem a bywa , że i z nagrodami Nobla – płaszczących się przed tą pizdą, w świadomości, że ma ona władzę złamać każdemu z nich karierę a od jej wyroków nie ma odwołania.

To jest prawdziwa dyktatura głupców – która na amerykańskich uczelniach zaczyna się powoli stawać chlebem powszednim.

Na zadnia domowe – abyście sobie Państwo poszerzyli horyzonty na temat ogarniającej nas władzy głupoty – polecamy ten tekst.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo