Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
4919
BLOG

Listy proskrypcyjne „Gazety Wyborczej”. Ktoś na Czerskiej upadł na głowę

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 204
Nowa władza może liczyć na swoje „zbrojne” ramię w ideologicznej naparzance o umysły wyborców. „Gazeta Wyborcza” opublikowała „listy proskrypcyjne” – naciska na wyrzucenie ludzi na bruk za to, że przyjęli pracę w różnych instytucjach za rządów PiS. Mam krótką radę dla redaktorów gazety szczującej od lat na ludzi: leczcie się z nienawiści. Niedługo będziecie chcieli zwalniać kasjerki w sklepie, chcące niedziel wolnych od handlu, albo taksówkarzy, którym nie przypadnie do gustu ewentualny rząd Donalda Tuska.

Na razie „Gazeta Wyborcza” łaskawie ogranicza się do regionu Warmii i Mazur, Poznania oraz Gdańska, publikując listy osób do zwolnienia – zapewne czekają nas kolejne tego typu propagandowe akcje. Co istotne, brak tam jakichkolwiek argumentów przeciw wymienionym osobom do „odstrzału”. Nie ma tam nic oprócz prostych konotacji z PiS. Bo jeśli ktoś ma prawicowe poglądy lub został zatrudniony z klucza politycznego – niewątpliwie i takie przypadki redakcja odnajdzie – to się po prostu do pracy nie nadaje – uważają ci, „którym nie jest wszystko jedno”. Sposób myślenia jest tyle prosty, ile prymitywny: to nic innego, jak zachęta dla nowego rządu do „teraz, k..., my”. Pisowców mają zastąpić mierni, bierni, ale wierni, czyli, w skrócie, czeka nas powtórka z lat 2007–2015.

„Gazeta Wyborcza” liczy na frukty

To, że „Gazeta Wyborcza” świętuje niemal pewną zmianę władzy po tym, jak trzy opozycyjne partie zyskały w wyniku wyborów większość w Sejmie, nie jest dziwne. Redakcja przechodziła głęboki kryzys, Zjednoczona Prawica odcięła jej kroplówkę ze spółek skarbu państwa i kasę z reklam, papier staje się coraz droższy, a w dodatku iskrzyło wewnątrz Agory. Wraz z wyczekiwanym przez „Wyborczą” powrotem Donalda Tuska sytuacja gazety zapewne znacząco się poprawi, choć nie wydaje się, by wróciła do czasów swojej świetności z okresu III RP. Poza nielicznymi wyjątkami w „Gazecie Wyborczej” nie ma czego czytać – jest tylko antypisowski jazgot. „Wysokie Obcasy” wyspecjalizowały się z kolei w szokowaniu „wstrząsającymi materiałami” na temat prostytucji, zdrad małżeńskich i posiadania psa zamiast dziecka.

Wyrzucić i napiętnować, bo pisowcy

Poziom gazety to jedno, ale być może szaleństwo ideologiczne, obyczajowe i polityczna naparzanka przypadają do gustu ultraliberałom i lewicowcom. Z pewnością teraz będzie tego wszystkiego jeszcze więcej, skoro PiS – mimo blisko 36 proc. poparcia w wyborach – raczej nie zdoła zebrać większości, by utworzyć rząd. Są jednak granice żenady, których przekraczać nie wypada. Jest nią zachęcanie do czystek. I o ile w mediach publicznych jasne jest, że partyjna miotła zawsze – w zależności od tego, kto wygrywa wybory – zaprowadza własne porządki, o tyle aberracją jest zachęcanie do zwolnień w setkach, jeśli nie tysiącach instytucji zależnych bezpośrednio od polityków, tylko dlatego że ktoś otrzymał zatrudnienie po 2015 r.

Czy historyk z habilitacją i bogatym CV ma nie kierować muzeum podległym rządowi tylko dlatego, że władzę sprawowało dotąd PiS? Albo ekonomista poruszający się biegle na rynkach finansowych, odpowiadający za programy rozwojowe i wykorzystanie unijnych dotacji, będzie wyrzucony z banku kontrolowanego przez „odpisowione” państwo tylko dlatego, że nie wspierał opozycji? Właśnie taka jest konstrukcja logiczna skandalicznego pomysłu z publikacją listy osób do wyrzucenia – kompletnie nieznanych czytelnikom i opinii publicznej.

Liczą na donosy

„Państwu już dziękujemy. Wraz z przejmowaniem władzy przez opozycję demokratyczną przez Polskę przetoczy się wielka wymiana kadr. Pracę stracą osoby, które – choć pełniły funkcje publiczne – były przede wszystkim oddanymi propagandystami Prawa i Sprawiedliwości” – pisze „Gazeta Wyborcza”. Ktoś taki projekt wymyślił, pewna grupa redaktorów to zaakceptowała i nie dostrzega, że piętnują oni ludzi, a przy tym sami wychodzą na propagandystów i klakierów nadchodzącej władzy. Redakcja z Czerskiej prosi jednak donosicieli o wsparcie, ponieważ nie poradzi sobie z ogarnięciem wszystkich nieprawomyślnych nazwisk osób z Warmii i Mazur. Te idą na pierwszy ogień, ale w kolejce czekają kolejne regiony i masa personaliów. Co to za ludzie? Reporterzy „Gazety Wyborczej” przedstawiają ich w cyklu „Państwu już dziękujemy”. „Kogoś na naszej liście brakuje? Prosimy o kontakt: wybory2023@wyborcza.pl” – zachęca sygnalistów redakcja.

„Wynik wyborczy PiS sprawił, że wielu działaczy tej partii lub sympatyzujących z nią osób może stracić swoje posady. Opublikowaliśmy listę takich osób z Warmii i Mazur, ale już na drugi dzień odezwali się ludzie, którzy uznali ją za mocno niepełną” – czytamy w „Wyborczej”. Autor zachęcający czytelników do słania donosów doskonale czułby się w poprzednim systemie, i to niekoniecznie odpowiadając tylko na listy czytelników reżimowej prasy.

Zero merytorycznych uwag, chodzi o lincz

Jasne jest, że w przytoczonych przykładach ludzi do wyrzucenia na bruk brakuje jakichkolwiek merytorycznych argumentów. Z listy nie dowiemy się o przewinach tych osób, przekrętach, złamaniu prawa, podejrzeniach natury moralnej. Nie, to tylko coś w stylu: „Działacze PiS twierdzą, że łączy ją znajomość z ministrem Mariuszem Kamińskim” albo „kandydowała z list PiS do Sejmu w 2015 r.” Dlatego dana postać nie może pracować na wysokich stanowiskach w BGK, Poczcie Polskiej czy spółkach podległych władzy centralnej. Argument w stylu „działacze twierdzą” (a którzy? Ilu ich jest?) jest po prostu intelektualnie miałki, nieuczciwy i ociera się o zwykłe prostactwo.

Najbardziej rozbawił mnie przykład osób na stanowisku, które obsadzono dzięki powiązaniu z Michałem Wypijem. Redakcja podaje tylko, że wówczas polityk był działaczem Porozumienia. Ani słowem nie wspomina, że Wypij startował w minionych wyborach z listy KO do Sejmu, żeby czasem nie obciążać wyobraźni niezorientowanego czytelnika.

„Gazeta Wyborcza” piętnuje ludzi dla politycznych korzyści – tym jest marginalizacja de facto ponad 7,5 mln obywateli, którzy głosowali inaczej niż w wezwaniach medialnego organu opozycji. Adam Michnik i jego czynownicy nie zamkną wyborców prawicy w rezerwacie. Lepiej jednak również dla nich będzie, gdy przestaną mówić o narodowym pojednaniu. W ich wykonaniu to zwykłe szykany, publiczny lincz i przymus przyjęcia określonego z góry stylu myślenia. Pojednać to się może Agora ze swoimi pracownikami.

Pamiętajcie też o jednym, o czym prawica akurat często zapominała: żadna władza nie trwa wiecznie. A wasza, złożona z ponad 10 różnych ugrupowań, nie będzie tak stabilna w obliczu wielu nadchodzących kryzysów i różnic zdań w wielu kluczowych kwestiach gospodarczych i społecznych, jak mimo wszystko poprzednia.

Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"

Fot. Redaktorzy Gazety Wyborczej, X.

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura