376
BLOG
Ambasada rosyjska, czyli doświadczenia czcigodnych przodków
BLOG

Po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku, grupa polskich sympatyków Solidarności w Sydney, którą założył i sprężyście prowadził p. Karol Weyman, (1920-2003), mieszkający w Sydney Polak, aktywista australijskich związków zawodowych, podjęła rozmowy z miejscowymi związkami zawodowymi, oburzonymi rozwojem wydarzeń w Polsce.
W następstwie tych kontaktów, w grudniu 1981 roku narodziła się nietypowa akcja protestacyjna, skierowana przeciwko Konsulatowi Generalnemu PRL w Sydney, która doskonale nadaje się do powtórzenia w stosunku do Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie.
Sydneyskie związki zawodowe odłączyły mianowicie konsulatowi PRL elektryczność, gaz, wodę, telefon i kanalizację (poprzez odłączenie rury wylotowej od kolektora i przyspawanie do niej stosownej zasuwy) oraz zaprzestały wywozu śmieci z posesji. Ponieważ rzecz działa się u szczytu australijskiego lata, z temperaturami +35-38 stopni, efekt zapachowy był niezapomniany.
Konsul Generalny PRL złożył protest w australijskim ministerstwie spraw zagranicznych (wówczas znanym pod nazwą DFA, dziś DFAT) o naruszenie nietykalności placówki dyplomatycznej.
DFA odpowiedziało zimno, że według ich najlepszej wiedzy nikt na eksterytorialny teren placówki nie wchodził, ponieważ zatkana rura kanalizacyjna znajduje się pod publicznym chodnikiem na ulicy, więc o żadnym naruszeniu nietykalności terenu placówki nie ma mowy, natomiast australijscy związkowcy od wodociągów i kanalizacji korzystają z zagwarantowanego obywatelom australijskim prawa do pokojowego protestu i nie mają obowiązku tej rury naprawić. Nikomu innemu poza licencjonowanymi przez miasto kanalarzami majstrować przy rurach kanalizacyjnych nie wolno, zaś przynależność kanalarzy do związku zawodowego wynosi 100%.
Niemniej, oświadczyło DFA, personel ministerstwa spotka się i porozmawia ze związkowcami, a następnie przekaże Konsulowi Generalnemu ich stanowisko. Jak powiedzieli, tak zrobili, i przekazali konsulowi zwięzłe stanowisko związkowców, wyrażone dwoma krótkimi angielskimi słowami - fuck off.
Przez niemal rok od tego czasu dyplomaci PRL ganiali z obłędem w oczach do szaletu publicznego, a takich przybytków nie ma wiele w eleganckiej sydneyskiej dzielnicy Woolahra, gdzie znajduje się polski konsulat w Sydney.
Potem konsulat wyposażył się w przenośne toalety campingowe - wszystkie firmy wynajmu odmówiły dostarczenia toi-toiów. Dyplomaci wylewali zawartość tych toalet do ulicznych kratek ściekowych, grając w chowanego z strażą miejską (council rangers) gminy Woolahra, ponieważ wylewanie ścieków do kanalizacji burzowej było zakazane przepisami sanitarnymi, a niebieska ciecz z toalet plamiła krawężniki. Mandatów nie płacili, powołując się na immunitet.
Łączności telefonicznej konsulat nie odzyskał do końca stanu wojennego, ponieważ telefonów komórkowych wówczas nie było.
Wodę na herbatę i kawę, sporządzaną na campingowych kuchenkach gazowych, przywożono do konsulatu w kanistrach, w bagażnikach samochodów na dyplomatycznych numerach, ponieważ firmy handlujące wodą odmawiały dostaw.
Śmierdzące pojemniki ze śmieciami miejscowy sanepid nakazał konsulatowi usunąć pod karą grzywny, jako stanowiące zagrożenie zdrowia publicznego podczas upalnego lata 1981-82. Nie pamiętam już, dokąd je wywieziono, ale musieli tego dokonać dyplomaci we własnym zakresie, wynająwszy ciężarówkę, ponieważ nikt nie chciał wynająć im do tego celu robotników ani kierowcy.
Odłączenie prądu częściowo rozwiązały lampy campingowe na baterie i gaz z butli, choć znacznie kosztowniej niż zwykłe rachunki za prąd. Naturalnie, do napełnienia butli dyplomaci musieli fatygować się osobiście, bo nikt nie chciał dostarczyć pełnych.
Opisana sprawdzona taktyka mogłaby przybliżyć personelowi Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie, co myślą Polacy o agresji rosyjskiej na Ukrainie.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski mógłby osiągnąć częściową rehabilitację, gdyby polecił instytucjom zarządu miasta podjęcie takiej akcji. Choć nie wiem, czy jego serce nie rwie się do Moskwy raczej niż do Kijowa, a także nie wiem ile serwilizmu wobec Rosjan zaszczepiła mu TW Justyna.
Inne tematy w dziale Polityka