458
BLOG
Unii sny mokre i gorączkowe o procedurze azylowej a życie, czyli model australijski
BLOG
Humanitarnej i politpoprawnej procedury azylowej Australia próbowała w przeszłości. Okazała się ona nie do utrzymania, ponieważ jak się okazało prowadziła do zalania kraju osobami oczekującymi na rozpatrzenie podań azylowych i wielomiliardowych kosztów.


Tymczasem w Europie:
Maria Malmer Stenergard, szwedzka minister ds. migracji:
Usprawnienie procedury azylowej:
Rozporządzenie w sprawie procedury azylowej (APR) ustanawia wspólną procedurę w całej UE, której państwa członkowskie muszą przestrzegać, gdy ludzie ubiegają się o ochronę międzynarodową. Usprawnia ono ustalenia proceduralne (np. czas trwania procedury) i ustanawia standardy dotyczące praw osób ubiegających się o azyl (np. korzystanie z usług tłumacza lub prawo do pomocy prawnej i reprezentacji).
Rozporządzenie ma również na celu zapobieganie nadużyciom systemu poprzez określenie jasnych obowiązków wnioskodawców w zakresie współpracy z władzami w trakcie całej procedury.
Procedury graniczne:
APR wprowadza również obowiązkowe procedury graniczne, mające na celu szybką ocenę na zewnętrznych granicach UE, czy wnioski są bezzasadne lub niedopuszczalne. Osoby podlegające granicznej procedurze azylowej nie są uprawnione do wjazdu na terytorium państwa członkowskiego. Procedura graniczna będzie miała zastosowanie, gdy osoba ubiegająca się o azyl złoży wniosek na zewnętrznym przejściu granicznym, po zatrzymaniu w związku z nielegalnym przekroczeniem granicy oraz po zejściu na ląd po operacji poszukiwawczo-ratowniczej. Procedura jest obowiązkowa dla państw członkowskich, jeśli wnioskodawca stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego lub porządku publicznego, wprowadził w błąd władze, podając fałszywe informacje lub zatajając informacje, a także jeśli wnioskodawca ma obywatelstwo o wskaźniku uznania poniżej 20%. Całkowity czas trwania procedury azylowej i powrotowej nie powinien przekraczać 6 miesięcy.
Otóż, nam w Australii się też kiedyś wydawało, że można być jednocześnie państwem humanitarnym, miłosiernym i dbałym o bezpieczeństwo obywateli oraz spójność społeczną własnego społeczeństwa.
Według staroradzieckiego przysłowia "praktika jebiot teoriju", te wzniosłe cele nie wytrzymują pierwszego zetknięcia z dziesiątkami i setkami tysięcy migrantów nieokreślonego pochodzenia, prących po lepsze życie.
Na przykład, szwedzka minister pisze: "...szybką ocenę na zewnętrznych granicach UE, czy wnioski są bezzasadne lub niedopuszczalne. Osoby podlegające granicznej procedurze azylowej nie są uprawnione do wjazdu na terytorium państwa członkowskiego."
i jednocześnie:
"Całkowity czas trwania procedury azylowej i powrotowej nie powinien przekraczać 6 miesięcy.
Pytanko do szanownej pani minister: Gdzie ma się znajdować azylant zatrzymany w związku z nielegalnym przekroczeniem granicy, lub po wyłowieniu go z morza w wyniku operacji poszukiwawczo-ratowniczej, a zatem podlegający granicznej procedurze azylowej, skoro nie jest uprawniony do wjazdu na terytorium państwa od którego pragnie uzyskać azyl.
Poza jego terytorium? Ale gdzie konkretnie?
Nam w Australii się też kiedyś wydawało, że można takiego azylanta tymczasowo wypuścić na wolną stopę, a on po kilku miesiącach sam się zgłosi na przesłuchanie azylowe, w wyniku którego zostanie odrzucony. Po czym wyśle mu się pocztą list polecony, w którym będzie napisane, że ma się w ciągu 14 dni zgłosić do urzędu w celu przewiezienia go na lotnisko, z którego odleci do domu.
Ku głębokiemu zdziwieniu i rozczarowaniu szlachetnych polityków (nie wiem czemu, ale zawsze lewicowych), azylanci raz wypuszczeni na wolną stopę, natychmiast, jak się to czasem mówi po polsku, "szli w długą", tj.schodzili do podziemia i mieli głęboko gdzieś jakiekolwiek rządowe instrukcje nt. gdzie się mają zgłaszać i co mają robić.
Nieliczni, którzy się zgłaszali na przesłuchania, jak się okazało otrzymywali w okresie oczekiwania intensywne korepetycje od szlachetnych NGO, podobnych w swoim charakterze do polskiej Grupy Granica, na temat co należy na tych przesłuchaniach mówić, żeby otrzymać azyl.
Ta idylla trwała do 1992 roku, kiedy to ówczesny australijski minister imigracji Gerry Hand miał już dosyć tego, że na przesłuchaniach setki azylantów ze Sri Lanka opowiadają urzędnikom jedną i tą samą smutną historię, i przeprowadził przez parlament poprawkę ustawodawczą, w wyniku której osoby ubiegające się o azyl nie robiły już tego z wolnej stopy, tylko z pozycji osadzonego w areszcie imigracyjnym.
Zmiana przez jakiś czas działała, a potem przestała działać, ponieważ szlachetne NGO, podobne do polskiej Grupy Granica, zaczęły skarżyć rząd federalny do sądu o naruszanie praw człowieka azylantów osadzonych w aresztach imigracyjnych, a korepetycje dla azylantów na temat co mówić urzędnikom trwały dalej, bo wszak nie można osadzonym odmowić widzeń.
Pomogło dopiero wprowadzenie aresztów imigracyjnych w odległych miejscach kraju, jak np. na należącej do Australii Christmas Island (wyspa na Oceanie Indyjskim, 1600 km na wschód od Perth w Australii Zachodniej), a z czasem również poza Australią, na Nauru (niepodległe i suwerenne państwo Republic of Nauru, członek ONZ, wyspa na środku Pacyfiku, powierzchnia 21 km², ludność 10 000), dokąd szlachetnych NGO i mediów nie wpuszczano.
Od 2013 roku, pomimo bijącego pod niebiosa wrzasku ONZ, UNHCR, Amnesty International i wszystkich innych szlachetnych NGO w znanym nauce wszechświecie, rząd Australii wdrożył wojskową operację Operation Sovereign Borders (OSB). Łodzie przemytników ludzi z Indonezji i Sri Lanka są od tego czasu przechwytywane przez okręty wojenne lub okręty patrolowe straży granicznej (Australian Border Force) i holowane z powrotem tam, skąd przybyły, czyli do granicy indonezyjskich wód terytorialnych. Jeżeli stan techniczny łodzi nie pozwala na holowanie, azylantów bierze się na pokład okrętów wojennych lub patrolowych, a łodzie zatapia, instalując na nich zdalnie odpalane ładunki wybuchowe.
Azylanci zatrzymani podczas OSB byli przewożeni na Christmas Island lub Nauru, skąd po krótkim postępowaniu azylowym byli następnie deportowani drogą lotniczą do kraju pochodzenia. Azylanci ze Sri Lanka byli bez zwłoki odstawiani z powrotem do Sri Lanka na pokładzie australijskich okrętów wojennych lub drogą lotniczą, natychmiast po przewiezieniu ich do portów australijskich, z pominięciem etapu Christmas Island/Nauru.
Czas przeszły wynika z tego, że w wyniku konsekwentnie prowadzonej OSB, liczba przemytniczych łodzi z Indonezji do Australii spadła do zera. Ale operacja, z przydzielonym jej budżetem i personelem, toczy się nadal – okręty i samoloty rutynowo patrolują ocean.
Pomimo kilkakrotnej zmiany rządu od 2013 roku nadal obowiązuje przepis wprowadzony na początku OSB, w myśl którego osoba, która kiedykolwiek usiłowała nielegalnie przekroczyć granicę australijską drogą morską, nigdy nie otrzyma prawa pobytu stałego w Australii.
PS.
Szlachetna szwedzka minister pisze: "Procedura graniczna jest obowiązkowa dla państw członkowskich, jeśli wnioskodawca stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego lub porządku publicznego, wprowadził w błąd władze, podając fałszywe informacje lub zatajając informacje, a także jeśli wnioskodawca ma obywatelstwo o wskaźniku uznania poniżej 20%."(???)
A co, jeżeli w ogóle nie wiadomo, jakie jest obywatelstwo wnioskodawcy, bo paszport wyrzucił, a pytany skąd jest, odpowiada że niestety nie pamięta, bo uderzył się w głowę o burtę łodzi albo o gałąź w lesie, i to mu źle zrobiło na pamięć. Jeżeli mowi po arabsku, to może być obywatelem dowolnego z 22 krajow, w których mówi się po arabsku, ale bardzo przeprasza, że nie pamięta którego z tych krajów. No i co mu zrobicie, skoro uderzył się w głowę i nie pamięta?
A co, jeśli w ciągu 6 miesięcy nie uda się ustalić, kim w ogóle jest wnioskodawca?
Inne tematy w dziale Polityka