Stary Wiarus Stary Wiarus
492
BLOG

Jak by ich dorwać? Myśl uparta błądzi w gazetach ścieżką krętą(…)

Stary Wiarus Stary Wiarus Polityka Obserwuj notkę 19

Czy w Polsce można znaleźć i zatrudnić za godziwą pensję przynajmniej jednego fachowca od pisania przemówień, czyli speechwritera, który profesjonalnie napisze prezydentowi Dudzie przemówienie choćby z grubsza zbliżone jakością do przemówienia napisanego dla prezydenta Donalda Trumpa przez Johna Lenczowskiego i Marka Chodakiewicza, wygłoszonego przez prezydenta USA podczas jego wizyty w Warszawie?


Za każdym razem, kiedy polski minister, premier lub prezydent przemawia do Polonii lub o Polonii, tekst kręci się dookoła tej samej obsesji – ach, jakże korzystne byłoby dla Polski, gdyby diaspora polska (rozmaicie szacowana jako licząca od 9 do 20 milionów osób) gremialnie powróciła do Ojczyzny z kapitałem w zębach, by tam go powierzyć krajowym specjalistom ds. odłączania gotówki od sarenki. O zdanie zanęcanej sarenki nikt nie pyta.


Na spotkaniu w Melbourne z żołnierzami spod Tobruku

(Nota bene: – to doprawdy ostatnia chwila na takie spotkanie: oblężenie Tobruku miało miejsce od marca do listopada 1941 roku, 77 lat temu. O ile nadal żyje, każdy 18-letni wówczas żołnierz Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich ma dziś 95 lat. Starsi od niego oficerowie Brygady w znakomitej większości już nie żyją.)

prezydent Andrzej Duda powiedział:


Wierzę, że kiedy będziecie państwo przyjeżdżali do Polski w kolejnych latach (…), będziecie mogli z satysfakcją patrzeć i myśleć: „Może warto wrócić”. Nie ukrywam, że bardzo bym tego chciał — powiedział Duda.

Jak zaznaczył, według szacunków poza granicami kraju żyje około 20 milionów Polaków.

To jest gigantyczny kapitał. Państwo jesteście gigantycznym kapitałem, który nam odpłynął; kapitałem w wielu tego słowa znaczeniach – kapitałem ludzkim i ludźmi z kapitałem.


https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/408422-prezydent-spotkal-sie-z-polonia-i-obroncami-tobruku

Znowu duszoszczypatielna obsesja powrotów? Znowu znajome słowa kluczowe kapitał, narzędzie, zasób? Znowu niecierpliwe przebieranie nogami polityków krajowych, by ten kapitał ludzki oraz (last but not least) pieniężny, dostać w swoje ręce i obracać nim według własnego uznania?


Ile to już razy się powtarza?


Premier Jarosław Kaczyński w exposé sejmowym wygłoszonym 19 lipca 2006 roku:


My musimy dokonać przełomu, jeżeli chodzi o nasze stosunki z Polonią. To jest zasób, różnego rodzaju. (…)To jest wielki zasób. Miliony Polaków, w tym także i takich, którzy mają dobrą, albo nawet bardzo dobrą pozycję społeczną, mieszka poza naszymi granicami (…) może być z nami w stałym kontakcie, może umacniać nasze pozycje, może wiele wnosić.


Minister spraw zagranicznych RP Witold Waszczykowski, w Doylestown Pa.,16 września 2017:


(…)- Dzisiaj ojczyzna woła i apeluje o powroty ponieważ rozbudowuje się i potrzebuje ludzi, którzy są doświadczeni, zdobyli umiejętności, wykształcenie, pracę, zawody na całym świecie. Jeżdżąc po świecie chcemy apelować o te powroty (…)


Poseł Bartosz Kownacki (PiS), 6 maja 2018 roku:

Mamy szereg narzędzi. Największym naszym narzędziem są miliony Polaków w Stanach Zjednoczonych.


Wizja Polonii jako permanentnej piątej kolumny Warszawy, pozostającej, jak agent Kloss, “w stałym kontakcie” ze swoją Wielką Ziemią, albo jako posiadaczy rogu obfitości, który diaspora będzie ze wzruszeniem wnosić do Ojczyzny, gdzie inni już będą wiedzieć, dokąd wynieść jego zawartość, lub jako skrzynki narzędziowej, do której będą wedle woli sięgać rządzący, jest szczególnie uporczywa.


Kapitał, który nam odpłynął? To ma być zapewne uprzejmy prezydencki eufemizm, łagodny wyrzut, że zbiegli poddani po drugiej stronie świata, własność państwowa, która się ze smyczy urwała, okradli Ojczyznę z siebie i powinni się wstydzić albo poczuwać do zadośćuczynienia Ojczyźnie za ten czyn?


Nikt natomiast nie jest w stanie napisać prezydentowi Dudzie uczciwego briefingu dlaczego, na przykład, Polska nigdy nie będzie miała w parlamencie australijskim polskiego posła lub senatora, robiącego dla Polski robotę tak świetną, jak konserwatysta Daniel Kawczyński w brytyjskiej Izbie Gmin.


Otóż Polska nigdy nie będzie miała takiego życzliwego sobie australijskiego parlamentarzysty pochodzenia polskiego, ponieważ art. 44 australijskiej konstytucji zakazuje podwójnym obywatelom zasiadania w parlamencie – dla sprawowania mandatu posła lub senatora trzeba mieć obywatelstwo wyłącznie australijskie.


Tymczasem obywatelstwo polskie dziedziczy się w nieskończoność, bez ograniczenia liczby pokoleń. Opcję własnowolnej rezygnacji z obywatelstwa, którą konstytucja RP dopuszcza (art. 34 ust.2), Rzeczpospolita obstawiła stalinowsko-bizantyjskim torem surrealnych przeszkód administracyjnych i uczyniła ją przedmiotem osobistej, nie delegowanej na nikogo, bezapelacyjnej i niezaskarżalnej decyzji prezydenta RP.


Nikt nie wyszepce do prezydenckiego ucha, dlaczego praktycznie żaden z żołnierzy Tobruku osiedlonych po wojnie w Australii nie powrócił po 1989 roku do Polski, by tam umrzeć na własnej ziemi.


Ponieważ nawet względnie skromna, ale za to opodatkowana w Australii stopą podatkową 0%, zagraniczna emerytura Polaka z Australii jest traktowana w Polsce jak każdy inny dochód.


Apetyt na darmową frajerską kasę od głupich zagranicznych leszczy jest w US RP nieograniczony, więc nikomu nie przeszkadza, że ta emerytura Polonusa z drugiego końca świata nie ma nic wspólnego z Polską, nie w Polsce była wypracowana, nie jest wypłacana ani z polskiego skarbu państwa, ani z kieszeni polskiego podatnika. Śmierć frajerom.


Po przeliczeniu z AUD na PLN, australijska emerytura prawie nieodmiennie wpada w najwyższy polski próg podatkowy. W kraju z mikroskopijną kwotą wolną od podatku, polski fiskus w praktyce życzy sobie dożywotnio otrzymywać od powracającego po 40-50 latach polskiego emigranta 20 do 30% jego skromnego dochodu emerytalnego w zamian za tolerowanie utopijnej fanaberii Polaka, który chce umrzeć w Polsce.


Wiele można by znaleźć takich przykładów, jak Macierz kocha swoją diasporę. Ale po co daleko szukać? Dla uzyskania dowodu miłości wystarczy odwiedzić dowolny polski konsulat.


Maszyna czasu. Komuch na komuchu, resortowe dzieci od ściany do ściany, za szybą siedzi jak żywa PRL-owska biurwa vintage 1973, i z rozkoszą cedzi przez zęby: “bo u nas som takie przepysy”.  Jedyną nienagannie funkcjonującą jednostką w tych placówkach jest kasa, przyjmująca dantejskie opłaty za wszystko, z tuszem do pieczątek i powietrzem zużytym w poczekalniu włącznie.


Dlatego, panie prezydencie, proszę się raczej udać na spacer po pięknej plaży albo na narty (w Australii zima, w górach w kurortach narciarskich Thredbo i Falls Creek spadło śniegu po uszy), napić się dobrego wina z Clare Valley albo Margaret River, pójść do opery w Sydney, obejrzeć sobie ze statku wycieczkowego wieloryby.


Natomiast elementy duszoszczypatielne, mające w stosunkach kraju z diasporą zastąpić konkret, proszę sobie darować. Pańskie szanse na zdobycie serc i umysłów Polaków z diaspory traktowanej przez pańskich ludzi tak jak zawsze, czyli instrumentalnie, nie wyglądają dobrze.


Zwłaszcza, że 95-letni żołnierze słabo już pana słyszą, a jeszcze gorzej widzą. Przemawia pan do ich obytych z życiem na emigracji synów i wnuków, a także do młodych Polaków wypchniętych na emigrację przez 29 lat krajowego nierządu po 1989 roku.


A tych dorwać nie będzie prosto.

emigrant (nie mylić z gastarbeiterem)       

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka