Grafika YanH, foto źródło: domena publiczna
Grafika YanH, foto źródło: domena publiczna
Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann
1087
BLOG

Lustro historyczne

Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 11
Weszli rano. Bez wypowiedzenia wojny. Zaatakowali wsie, miasta i miasteczka. Tuż za wojskiem ciągnął szwadron politruków, oficerów bez przydziału, twardogłowych i bezwzględnych. Na potrzeby swojej misji mieli armię manekinów, które nauczone były tylko jednej kwestii:

По приказу президента Путина вы будете переселены в другие области Российской Федерации. Дом и имущество будут проданы!

czyli:

Z rozkazu prezydenta Putina będziecie przesiedleni w inne rejony Federacji Rosyjskiej. Dom i dobytek zostaną sprzedane!

Na początek poszli żołnierze - im nie trzeba było nic tłumaczyć. Wyłapywani po każdej bitwie, każdej potyczce, też w terenie i umieszczani w którymś z obozów przejściowych, z godnością oddawali broń, zdejmowali pasy i sznurowadła. Organizowali się wewnątrz obozów w duże grupy lecz nie stanowili zagrożenia i nie próbowali protestować - swoją dolę jeńców wojennych znosili z godnością. Czasem się modlili, czasem spali, czasem coś pisali. Telefony były odebrane i zakazane pod rygorem kuli w łeb bez sądu.

Uszy politruków wciąż raziły hasła "Sława Ukrainie" czy "Gierojam sława!". Nic z tym jednak nie robili bo nie przewidywał tego żaden rozkaz. Oni zaś wykonywali przecież tylko to, co im zostało rozkazane.

Czas upływał a obozy puchły. Biała Cerkiew, Borszczów, Mikołajów, Humań, Kalinówka, Fastów, Pohrebyszcze ..... Wojna wciąż się nie skończyła a wojenno-plennych przybywało w dzikim tempie. Racje żywnościowe wciąż malały, jeńcy zaczynali szemrać, brakowało też klawiszy do upilnowania tłumu uwięzionych Ukraińców. A co gorsza "Sława Ukrainie" słychać było coraz głośniej.

"Problem ukraiński" rozwiązano w prosty, znany już z historii sposób. Na decyzji o rozładowaniu tych obozów podpisali się bez świateł fleszy Putin, Ławrow, Pieskow i minister wojny Szojgu - wszyscy "za". Zaraz potem wyruszyły tiry śmierci. Do jednego ładowano nawet dwustu chłopa, wywożono w nocy do strasznego lasu gdzieś pod Buczą czy Irpieniem i bez słowa mordowano strzałem w potylicę. W ciągu jednej nocy załatwiano tak dwa tiry. Duch Błochina, kata polskich oficerów, uniósł się znad sarkofagu w centrum Moskwy i popłynął szybko nad centralną Ukrainę wesprzeć chłopców w tej niewdzięcznej ale wciągającej pracy. W ciągu paru dni palący "problem ukraiński" przestał istnieć. Pozostały doły śmierci, zakopane i przykryte gałęziami a w tych dołach niezliczone dziury w czaszkach i nieśmiertelniki. Kiedyś ktoś te dziury będzie liczył a nieśmiertelniki czyścił z brudu i odoru śmierci.

Pozostało mopowanie zagrabionej ziemi. Przychodzili tuż przed świtem, gwałcąc ciszę buciorami, krzykiem i waleniem pięścią w okna, drzwi lub w co popadnie. Wrogów ludu traktowano tak, jak na to zasłużyli - czyli prosto z buta. A i było z czym się naużerać. Wróg miał całą armię wściekłych bab - od nastolatek po seniorki z balkonikiem, dwie dywizje rozwrzeszczanych przedszkolaków, kilka pułków roztrzęsionych dziadków i gówniarzy w różnym wieku, którzy rozbudzeni, wyciągnięci z łóżek tuż przed świtem chaotycznie pakowali swoje rzeczy. Pakowali bez rozumu - jeden wziął konsolę i zostawił paszport, drugi worek mąki lecz zapomniał gaci, trzeci wziął siekierę i niestety trzeba było go zastrzelić. Wszystko to nie trwało jednak długo, wkrótce senne dotąd stacje kolejowe w Białej Cerkwi, Semychodach, Sławutyczu, Lepieszówce, Szepietówce, Barze czy Winnicy wypełniły się mruczącym tłumem, czekającym na nieznane. Kiedy w niedalekich dołach śmierci stygły ciepłe jeszcze, ukraińskie czaszki z dziurą w potylicy, pierwsi z Wrogów Ludu odjeżdżali właśnie w podróż swego życia. Upychani jak sardynki w puszce do wagonów towarowych z "tualietem" czyli dziurą w ziemi, wyruszali gdzieś w nieznane, gdzieś we wschodnie części Rosji, może Kazachstanu, może na Syberię. Podróż będzie trwała długo i nie wszyscy ją przeżyją a co będzie dalej - zobaczymy. Gwizd lokomotywy zasygnalizował odjazd, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty i dwudziesty ...... Później, za tych parę lat gdy wojna już skończy, będzie się mówiło, że takimi transportami wywieziono gdzieś w nieznane ponad milion, może dwa miliony Ukraińców, głównie matek z dziećmi, żon żołnierzy, którzy poszli bronić swojej ziemi, walczyć w słusznej sprawie za co russkij mir nagrodził ich kulami w łeb i dołem śmierci. Wywiezieni, rozproszeni po Imperium Ukraińcy, później będą szukać się latami jeśli uda im się przeżyć.


Część wydarzeń, które opisałem wyżej może miała miejsce, może jeszcze nie, na pewno jednak mogła się wydarzyć i zapewne się wydarzy. Bowiem dziś agresor z Moskwy w stylu copy/paste przenosi w nasze czasy schemat i działania swego niedoścignionego Poprzednika sprzed osiemdziesięciu paru lat. Jeżeli ktoś nie umie tego dostrzec - jest po prostu ślepy. Niżej lustro historyczne:


Weszli rano. Bez wypowiedzenia wojny. Zaatakowali wsie, miasta i miasteczka. Tuż za wojskiem ciągnął szwadron politruków, oficerów bez przydziału, twardogłowych i bezwzględnych. Na potrzeby swojej misji mieli armię manekinów, które nauczone były tylko jednej kwestii.

По приказу товарища Сталина вы будете переселены в другие области СССР. Дом и имущество будут проданы!

czyli:

Z rozkazu towarzysza Stalina będziecie przesiedleni w inne rejony Federacji Rosyjskiej. Dom i dobytek zostaną sprzedane!

Na początek poszli żołnierze - im nie trzeba było nic tłumaczyć. Po każdej bitwie, po każdej potyczce ale także wyłapywani w terenie i umieszczani w którymś z obozów przejściowych, z godnością oddawali broń, zdejmowali pasy i sznurowadła. Organizowali się wewnątrz obozów w duże grupy lecz nie stanowili zagrożenia i nie próbowali protestować - swoją dolę jeńców wojennych znosili z godnością. Czasem się modlili, czasem spali, czasem coś pisali.

Uszy politruków wciąż raziły hasła "Jeszcze Polska nie zginęła!" czy "Boże coś Polskę ...". Nic z tym jednak nie robili bo nie przewidywał tego żaden rozkaz. Oni zaś wykonywali przecież tylko to, co im zostało rozkazane.

Czas upływał a obozy puchły. Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk, Charków ..... Wojna wciąż się nie skończyła a wojenno-plennych przybywało w dzikim tempie. Racje żywnościowe wciąż malały, jeńcy zaczynali szemrać, brakowało też klawiszy do upilnowania tłumu uwięzionych Polaków. A co gorsza "Jeszcze Polska nie zginęła" słychać było coraz głośniej.

"Problem polski" rozwiązano w prosty, znany już z historii sposób. Na decyzji o rozładowaniu obozów podpisali się bez świateł fleszy Stalin, Woroszyłow, Mołotow, Kalinin i Mikojan - wszyscy "za". Zaraz potem wyruszyły ciężarówki śmierci. Do jednej ładowano nawet pięćdziesięciu chłopa, wywożono w nocy do strasznego lasu pod Smoleńskiem i bez słowa mordowano strzałem w potylicę. W ciągu jednej nocy załatwiano tak trzy ciężarówki. W ciągu paru dni palący "polski problem" przestał istnieć. Pozostały doły śmierci, zakopane i przykryte gałęziami a w tych dołach niezliczone dziury w czaszkach. Kiedyś ktoś te dziury będzie liczył.

Pozostało mopowanie zagrabionej ziemi. Przychodzili tuż przed świtem, gwałcąc ciszę buciorami, krzykiem i waleniem pięścią w okna, drzwi lub w co popadnie. Wrogów ludu traktowano tak, jak na to zasłużyli - czyli prosto z buta. A i było z czym się naużerać. Wróg miał całą armię wściekłych bab - od nastolatek po seniorki zakleszczone w łóżkach, dwie dywizje rozwrzeszczanych przedszkolaków, kilka pułków roztrzęsionych dziadków i gówniarzy w różnym wieku, którzy rozbudzeni, wyciągnięci z łóżek tuż przed świtem chaotycznie pakowali swoje rzeczy. Pakowali bez rozumu - jeden wziął podręcznik do polskiego a zostawił dokumenty, drugi worek mąki lecz zapomniał gaci, trzeci wziął siekierę i niestety trzeba było go zastrzelić. Wszystko to nie trwało jednak długo, wkrótce senne dotąd stacje kolejowe w Dubnie, Płoskiej, Katerburgu, Stupkach czy Krzemieńcu wypełniły się mruczącym tłumem, czekającym na nieznane. Kiedy w niedalekich dołach śmierci stygły ciepłe jeszcze czaszki z dziurą w potylicy, pierwsi z Wrogów Ludu odjeżdżali właśnie w podróż swego życia. Upychani jak sardynki w puszce do wagonów towarowych z "tualietem" czyli dziurą w ziemi, wyruszali gdzieś w nieznane, gdzieś we wschodnie części Rosji, może Kazachstanu, może na Syberię. Podróż będzie trwała długo i nie wszyscy ją przeżyją a co będzie dalej - zobaczymy. Gwizd lokomotywy zasygnalizował odjazd, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty i dwudziesty ...... Później, za tych parę lat gdy wojna już skończy, będzie się mówiło, że takimi transportami wywieziono gdzieś w nieznane ponad milion, może dwa miliony Ukraińców, głównie matek z dziećmi, żon żołnierzy, którzy poszli bronić swojej ziemi, walczyć w słusznej sprawie za co russkij mir nagrodził ich kulami w łeb i wspólnym grobem. Wywiezieni, rozproszeni po Imperium Ukraińcy, później będą szukać się latami jeśli uda im się przeżyć.

Czy widzicie teraz podobieństwa?

*

13 kwietnia 1940 roku o świcie rozpoczęła się druga z wielkich fal deportacji ludności polskiej z terenów dawmnych Kresów Wschodnich RP. Zatrzymywano i wywożono przede wszystkim bliskich i rodziny ponad 22 000 polskich oficerów, żołnierzy, kolejarzy, leśników, funkcjonariuszy Straży Granicznej i Korpusu Ochrony Pogranicza, przetrzymywanych w obozach jenieckich i przejściowych na terenie ZSRR. Byli to przeważnie najgroźniejsi dla sowieckiego systemu "wrogowie ludu" : matki z kilkuletnimi bądź nawet nienarodzonymi jeszcze dziećmi, staruszkowie, nastolatkowie, nieprzydatni w walce weterani. Wiele lat później nazwie się tych nieszczęśników "rodzinami katyńskimi" - ich bliscy właśnie ginęli mordowani strzałem w tył głowy. Upychano ich w kolejnych wagonach kolejowych ale to wcale nie były bydlęce wagony, jak się przyjęło mówić. Te dla bydła moszczono sianem, zdarzały się w nich też paśniki i koryta z wodą. Pomijając nieznośny smród, bydło podróżowało wtedy w Rosji dużo bardziej komfortowych warunkach. Raz na dobę drzwi wagonu otwierały się z łomotem i do środka wędrowały skarby - miska z wrzątkiem, czasem zupa gotowana na zużytym gwoździu, od wielkiego dzwonu pół bochenka zeschniętego chleba. W drugą stronę wędrowały trupy. Czasem nawet morze trupów. Trupy duże, trupy małe i te trupki najdrobniejsze. Lądowały prosto w śniegu, po czym drzwi się zamykały i ruszali dalej. Podróż trwała ponad miesiąc a nierzadko dłużej. W taki sposób wywieziono wtedy ponad 60 tysięcy ludzi.


24 lutego 2022 O świcie Rosja bez wypowiedzenia wojny zaatakowała Ukrainę. Od początku inwazji toczą się ciężkie walki w rejonie kluczowych miast: Kijowa, Mariupola, Charkowa, Krzywego Rogu, Chersonia i innych miast. Jednocześnie na tyłach frontu trwa grabież mienia ludności cywilnej i publicznego, popełniane są mniejsze lub większe zbrodnie wojenne o czym regularnie donoszą media. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelenski nieustannie i niezmordowanie od początku wojny nawołuje o pomoc dla swojego kraju, ostrzegając równocześnie przed dalszą eskalacją zbrodni. Od pewnego czasu w różnych miejscowościach na całej długości frontu znajdowane są ciała mężczyzn z przestrzeloną potylicą; odnajduje się również masowe groby, zarówno wojskowych jak i cywilów. Trwa również zainicjowana przez okupanta masowa akcja deportacyjna, w trakcie której kobiety, dzieci i osoby starsze wywożone są w głąb Rosji, w tym na tereny Syberii - według różnych doniesień medialnych przymusowo wywieziono już od kilkudziesięciu tysięcy do nawet pół miliona Ukraińców. Ta liczba wciąż się zwiększa. Władze rosyjskie konsekwentnie zaprzeczają deportacjom, tłumacząc jednocześnie że ratują ludność cywilną - na jej własną prośbę - przez ukraińskim faszyzmem. Dzięki osiągnięciom techniki i elektroniki, cały świat widzi na swoich ekranach jak w XXI wieku, w środku Europy, w warunkach regularnej wojny polowej, prowadzona jest na ogromną skalę akcja deportacyjna ludności cywilnej.


Nikt jeszcze nie zareagował.

Interesuje mnie Wschód. Od Mińska aż po Władywostok, od Lwowa po Jangi - Jul i Dżalalabad. Lubię być tam, gdzie niewygodnie, gdzie nic nie jest oczywiste i gdzie czasami da się jeszcze spotkać białą plamę ...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka