Zajtenberg Zajtenberg
1695
BLOG

Jak się skończył Twin Peaks?

Zajtenberg Zajtenberg Seriale Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

image

Wbrew tytułowi, starałem się nie umieszczać spojlerów w poniższym tekście.

No i się skończyło. Pora na ochłonięcie i recenzję całości. Nie należy się spodziewać, że będzie jakiś ciąg dalszy, bo jak podają media oglądalność (TV i VOD) oscylowała koło miliona widzów. Podobno poprawiło to statystyki Showtime, ale nie są to oszałamiające liczby. To już nasz lokalny „Belfer” może się pochwalić półmilionowym wynikiem. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że otwarcie trzeciej serii miało większy oddźwięk niż zakończenie, co chyba niezbyt dobrze świadczy o produkcji. Przypominam, że z pierwszym sezonem „Miasteczka Twin Peaks” było odwrotnie. Najpierw pojawił się w telewizji, a dopiero kilka tygodni później gazety (i nie tylko) powszechnie pytały „Kto zabił Laurę Palmer?”. Wylano morze atramentu, roztrząsając temat: czym była, a czym nie była pierwsza odsłona serialu. Pochwałom nie było końca, choć oglądalność w drugim sezonie spadła.

Mniej łaskawie potraktowano pełnometrażowy „Ogniu krocz ze mną”. Nie wiem czego spodziewali się krytycy, ale akurat mi film bardzo się podobał. Regularny horror. Taki, w którym musi pojawić się scena, gdy główny bohater wchodzi do niby pustego pokoju. No i oczywiście coś nas musi wtedy (prawie) śmiertelnie przestraszyć. Ten kto był w kinie zapamięta pierwszą scenę ze śnieżącym telewizorem – kto z nas nie podskoczył w fotelu? Po pierwszym wstrząsie obroty rosły. Kulminacją emocji była scena śmierci Laury. Nie bez powodu w końcówce anielskie chóry uspokajały nas przez kilka minut.

Do dziś nie bardzo rozumiem dlaczego tak krytykowano ten film. Być może groza bijąca z serialu była tak przekonująca, że spodziewano się czegoś więcej, niż tylko umiejętnego budowania nastroju. Może w tym wszystkim były jakieś ukryte idee? No bo przecież nie mogło chodzić tylko o kolejną wersję „Koszmaru z ulicy Wiązów” czy innego „Hellraiser”. A przecież chodziło. W końcu nikt z nas nie wierzy, że czarna chata, Bob czy krąg platanów mogłyby mieć przełożenie na nasze życie i przez to nabrałyby jakiegoś głębszego znaczenia. To tylko rozrywka.

Od tamtego czasu minęło ćwierć wieku. Oczekiwania przed ekipą realizującą trzecią serię „Twin Peaks” były przeogromne. Wiadomo – jak spadać to z wysokiego konia. Trzeba oddać Lynchowi i Frostowi, że nie zadowolili się formą typowego dla dzisiejszych czasów serialu – łamiącego konwencje, mieszającego style, ale w sumie dość spodziewanego. Nie wrócili też do postaci filmu sprzed ćwierć wieku. Złośliwi mówią, że Lynch mając wolną rękę, nakręcił wszystko to, co wytwórnie mu do tej pory odrzucały. Nie należy tej złośliwości brać dosłownie, bo akurat Lynchowi ostatnio raczej nie zależało na robieniu kolejnych filmów, choć akurat odcinek ósmy, a szczególnie teledysk do utworu Pendereckiego „Tren Ofiarom Hiroszimy”, może taką tezę potwierdzać.

Ale przejdźmy do „recenzji”. Na początek wady.

Potwierdzam zarzut z mojej poprzedniej notki – dłużyzny są za długie. Rozumiem że scena, gdzie bracia Mitchum jedzą posiłek, może być długa, bo to na tyle dobrzy aktorzy, że grzech by było ich wycinać. Ale słynne już (w pewnych kręgach) zamiatanie podłogi jest w ogóle niepotrzebne. Pierwsze spotkanie Coopera z Naido też dłuży się niemiłosiernie. No a jazda samochodem w ostatnim odcinku przejdzie chyba do historii telewizji, jako ekstremalny przykład marnowania czasu widza. Tym bardziej to dziwne, że wątek Audrey „załatwiony” jest raptem kilkusekundową sceną z lustrem.

Mój największy zarzut tyczy się (oczywiście?) odcinka finałowego. I nie chodzi o tu bynajmniej o wspomnianą podróż samochodem, ale o braki w zachowaniu minimalnej dyscypliny. Pamiętacie „Purpurową Różę z Kairu?” Główny bohater nie miał pieniędzy, płacił jakimiś papierkami, a kelnerzy poddawali mu pod nos oranżadę zamiast szampana; nie umiał jeździć samochodem, po prostu wsiadał i kręcił kierownicą, a wóz sam jechał. Tu jest podobnie: agent Cooper kieruje samochodem, ale skąd go ma? Tankuje i kupuje jedzenie na stacjach benzynowych, ale czy ma pieniądze? A nawet jeśli je ma, to skąd? A jak płaci kartą, to kto ją wydał? Te pytania okażą się wcale sensowne, jak usłyszymy ostatnie zdanie wypowiadane przez Coopera w serialu.

Teraz pozytywy.

Lynch kocha kino i mieliśmy kilka razy okazję to zobaczyć. Nie boi się stosować staromodnych efektów specjalnych. Ich oglądanie daje pewną przyjemność, choć trochę trąci mamoniowantym „lubię to, co już raz widziałem”. A pamiętacie agenta Coopera w kosmosie? Miałem wrażenie, że niewiele brakuje by pojawili się obok niego Tichy i Halucyna z niemieckiego serialu „Ijon Tichy – gwiezdny podróżnik”. Nie sugeruję, że Lynch kopiował ten film, ale zastosował bardzo podobną estetykę, nawiązującą do historii kina.

Scenarzyści nie zapominają o humorze i puszczają do nas oko. W końcu najgroźniejszych negatywnych bohaterów wykańczają: polski księgowy (strzeż się więc Polaku swego księgowego :)) i sekretarka sprawiająca wrażenie upośledzonej umysłowo. Inny przykład: zanim policja trafi na zwłoki bez głowy, oglądamy sekwencję zabawnych dyskusji. Spuszczaniem powietrza z nadętego balonu „super poważnej produkcji” zajmuje się agent Rosenfield, którego kwestie mają silny autoironiczny (dla serialu) charakter. Mogłoby być tego więcej.

Oczywiście największą przyjemność z oglądania filmu dają lynchowskie udziwnienia i odloty, zmuszające do kombinowania „o co chodzi?”. Czerwone zasłony w czarnej chacie, gadający czajnik i spaleni drwale mają nas zadziwić, przestraszyć i wywołać dreszczyk. Jak do tego dodamy klimatyczny dźwięk – to duży atut filmu – nie ma na co narzekać. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że największe wrażenie wywoływały sceny pozbawione elementów „nadprzyrodzonych”. Krzycząca kobieta, wioząca chore dziecko zaszokowała nie tylko młodego Briggsa.

W sumie szkoda, że już się skończyło.

Zajtenberg
O mnie Zajtenberg

Amator muzyki "młodzieżowej" i fizyki. Obie te rzeczy wspominam na blogu, choć interesuję się i wieloma innymi. Tematycznie: | Spis notek z fizyki | Notki o mechanice kwantowej | Do ściągnięcia: | Wypiski o fizyce (pdf) | Historia The Beatles (pdf)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura